A jednak. Pierwsze zdziwienie po przybycie na miejsce, położone na skraju lasu, kilkanaście kilometrów w bok od ruchliwej trasy turystycznej Lublin – Nałęczów – Kazimierz Dolny, jest jak najbardziej pozytywne. Na miejscu spotykamy wycieczkę. To grupa ze Śląska zwiedzająca Lubelszczyznę, w tym także miejsca pamięci walk i męczeństwa. Stoją zaś nie pod samym monumentalnym pomnikiem autorstwa Stanisława Strzyżyńskiego, ale nieopodal. W miejscu bodaj jeszcze ciekawszym. Jakieś 20 metrów przed małym, błotnistym placykiem, na którym odbywały się niegdyś apele poległych – stoi prosty grób. Spod brudu i opadłych liści, wśród których nieśmiało leży kilka podsuszonych wiązanek można odczytać nazwisko: Generał Mieczysław MOCZAR.
Patrząc po twarzach Ślązaków, w różnym wieku, słuchających o Operacji Maigewitter – Majowa Burza, podczas której na partyzantów rzucono 2-tysięczne zgrupowanie m.in. z 5 Dywizji Pancernej SS Wiking – zastanawiałem się ilu z nich kojarzy nazwisko partyzanckiego dowódcy. Pamięć o lewicowej partyzantce jest dziś rugowana ze świadomości historycznej Polaków. Nie ma już miejsca na dawne hasło „moczarowców” głoszące, że „krew przelana za Polskę ma taką samą wartość”, niezależnie od miejsca, kierunku i munduru noszonego przez walczącego. Mało kto ze (słusznie!) podtrzymujących pamięć o czynie AK, czy NSZ – zdobyłby się wobec AL-owców na wypowiedzenie słów, które 39 lat temu padły w filmie-manifeście moczaryzmu, „Barwach walki”: – Fajne chłopaki, szkoda, że nie idą z nami…! – mówił w nim Krzysztof Chamiec, grający „ppor. Kruka” – czyli zastępcą filmowego „Kołacza” – Moczara. Dziś walczący za Polskę z Niemcami już nie są „fajni”. Muszą ustępować miejsca nowym bohaterom i symbolom, głównie tym „walki z komuną”, czy nawet zdrajcom, jak Kukliński…
W okolicach Pomnika widać jakie są fizyczne skutki takiej zamiany miejsc. Sama rzeźba, ustawiona tam w 1969 r., nie jest w złym stanie, jednak nosi ślady upływu czasu. Kamień nie był od lat czyszczony, porósł mchem, wdały się zacieki i bez szybkiej interwencji – już wkrótce zacznie się kruszyć. Taki los spotkał już rozpadające się schody, po których raz do roku, 14 maja, w rocznicę najgorętszych walk wspinają się ostatni kombatanci, niekiedy z udziałem delegacji SLD, a niegdyś także Samoobrony. Całe otoczenie miejsca pamięci jest w stanie tragicznym. Droga jest wymyta, plac zalewany przy byle deszczu spływającą z lesistych wzgórz gliną, między płytami przebijają chwasty, nie mówiąc o braku jakichkolwiek informacji historycznych i turystycznych, czy choćby miejsca na zapalenie zniczy.
Środowisko AL nie dorobiło się własnego kręgu dziarskich chłopców. Współczesna młoda lewica woli na koszulkach mieć portret Che Guevary, niż Moczara, albo socjalnymi hasłami pokrywać pusty pęd do władzy i pieniędzy wg wskazówek plutokratów. Jeśli jednak nie można masą – trzeba spróbować sposobem. Wykorzystując dziennikarskie możliwości, wraz z niewielkim środowiskiem lubelskich narodowców pro-społecznych – postanowiliśmy sprawdzić jak można by odpowiedzialnych za stan miejsc pamięci biurokratów zagnać do roboty i uporządkowania Rąblowa.
Na pierwszy ogień poszedł Wojewódzki Komitet Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, działający przy Wojewodzie Lubelskiej. Nie jest to gremium o szczególnie adekwatnej nazwie, bowiem wsławione m.in. zgodą na zniszczenie stojącego w Lublinie przy Al. Racławickich Pomnika Partyzantów. W majestacie prawa – i za zgodą Komitetu – rozwalono go, by nie przeszkadzał w budowie placu Teatralnego, upiększanego m.in. skyteparkiem i wzornictwem w hebrajskie litery, pod pretekstem, że upamiętniał wyłącznie partyzantów z AL.
Tak o o instytucja od pamięci – wykazała się historyczną ignorancją. Dość bowiem sięgnąć do źródeł. Jak donosił „Sztandar Ludu” 13 czerwca 1948 r., gdy odsłonięto Pomnik, Alejami przeszło 100.000 lublinian, zaś odbierający pochód i defiladę wiceminister obrony, gen. Marian Spychalski nazwał monument symbolem „braterstwa broni partyzantów polskich z GL, AL, BCh i AK”. Nie było więc mowy, żeby uznać skromny prostopadłościan za „relikt komunistyczny”, a przeciwnie – okazał się być rzadkim przypadkiem wspólnego honorowania poległych za Polskę z różnych scen politycznej barykady. Stanowisko WKOPWiM uznające, że Pomnik upamiętnia tylko podziemie lewicowe stało też w sprzeczności z wyrażoną w 2000 r. zupełnie przeciwną opinią, jaką wydał ówczesny sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Andrzej Przewoźnik, który w piśmie skierowanym do opiekującego się wówczas Pomnikiem okręgu lubelskiego Stronnictwa Narodowego podkreślił ogólnonarodowy i patriotyczny wymiar monumentu.
Tak więc od Komitetu, który zamiast ochroną – zajmuje się burzeniem pomników, nie należało zbyt wiele oczekiwać. Jak się okazało – słusznie, choć najważniejsze było przecież samo zwrócenie uwagi na problem i wybicie biurokratów z błogiego lenistwa. „WKOPWiM monitoruje stan obiektów pamięci narodowej występujących na terenie województwa lubelskiego. Ocena ich stanu dokonywana jest m.in. w oparciu o wizje lokalne obiektów oraz wymianę informacji z jednostkami samorządu terytorialnego. Gmina Wąwolnica oceniła stan Pomnika w Rąblowie na wymagający drobnych napraw. Zarówno stan Pomnika jak i jego otoczenie jest w zakresie działań gminy, która, jak wynika z rozmowy z pracownikiem gminy, podjęła już kroki w celu poprawy jego stanu” – napisał Kamil Smerdel, rzecznik wojewody lubelskiej. Dobrze więc – przynajmniej dwa urzędy niechętnie, ale jednak połapały się, że ktoś się rąblowskim pomnikiem interesuje i nie da się po cichu poczekać, aż się ze starości rozpadnie. Trzeba jednak było iść za ciosem.
– To prawda, że pomnik wymaga renowacji. Ostatni raz tam byłem 14 maja na 69. rocznicy bitwy. O renowację pomnika zwrócili się do mnie też kombatanci. Wystąpiłem do konserwatora zabytków z pytaniem, co mogę zrobić we własnym zakresie, aby nie uszkodzić pomnika, ale otrzymałem odpowiedź, że nie jest wpisany on na listę zabytków, wiec urząd nie może zająć w tym zakresie swojego stanowiska. Wystąpiłem też do nadzoru budowlanego. Ale muszę podkreślić, że ja nie wiem, jaki był zamysł autora pomnika, czy nie taki właśnie, aby naturalna patyna nie powodowała celowo „rozmycia” obrazu – nie wiem. Jestem jednak przekonany, że na 70. rocznicę bitwy, która przypadnie 14 maja 2014 r., pomnik będzie odnowiony. Potrzeba niewielkich napraw, więc sądzę, że nasze środki budżetowe na to wystarczą. Inna sprawa jest z drogą. Rozmawiałem już w tej sprawie z przedstawicielem ZDW w Puławach. Jednak środki budżetowe, jakimi Zarząd dysponuje, nie pozwalają na szybkie rozpoczęcie odpowiedniej inwestycji na tej drodze – tłumaczy gospodarz terenu, Rafał Plewiński, wójt gminy Wąwolnica. Kolejny punkt więc – to lobbing w puławskim starostwie. Tym zajmuje się już nasze bardzo aktywne na tym terenie lokalne związkowe środowisko rolnicze z OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych, również przywiązane do patriotycznych tradycji symbolizowanych przez bitwę pod Rąblowem.
W międzyczasie sprawą zainteresowała się wskrzeszona niedawno „Trybuna”, na której łamach ukazał się (9 lipca) przybliżający całą sprawę artykuł autorstwa naszego kolegi, red. Tymoteusza Iskrzaka. Przyszła więc pora, by uzyskać stanowisko Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. I tu pojawiło się kolejne światełko w tunelu. „Kwestia opieki nad miejscami pamięci w głównej mierze spoczywa na podmiotach (gmina, starostwo, itd.), które administrują terenem ich umiejscowienia. Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa nie posiada bowiem możliwości organizacyjnych, by móc kontrolować tysiące upamiętnień na terenie Polski. Dlatego też otwarci jesteśmy na składanie wniosków na dofinansowanie remontów upamiętnień przez chociażby jednostki administracji lokalnej. W przypadku pomnika upamiętniającego bitwę pod Rąblowem w 1944 r. Gmina Wąwolnica może starać się o powyższe środki na przyszły rok” – napisał Naczelnik Wydziału Krajowego Rady, Andrzej Siwek. Wniosek taki – najpewniej wyjdzie więc z gminy jak najszybciej tak, aby Pomnik wrócił do odpowiedniego, godnego wyglądu akurat przed majem 2014 r.
Oczywiście, wymiana pism nie jest jeszcze załatwieniem sprawy, a co najwyżej – jak wspomniano – zasygnalizowaniem problemu. Potrzebny jest wspólny wysiłek wszystkich doceniających wielką wagę symbolu – miejsca pamięci walki z Niemcami stoczonej ramię w ramię przez AL-owców, AK-owców, BCh-owców i partyzantów sowieckich. Symbolu aktualnego zwłaszcza dziś – gdy w podobnym składzie (oczywiście z korektą upływu 70 lat…) można i należy przeciwstawiać się współczesnym zagrożeniom dla Polski, również zresztą mającym podobną jak wtedy genezę i źródło pochodzenia. Operacja Maigewitter zakończyła się dla niemieckiego najeźdźcy bolesną porażką z rąk Polaków i Rosjan. Przerwana właśnie akcja „Maigewitter II” – polegająca na zniszczeniu pamięci w imię nowego dzielenia Polaków – musi się zakończyć jeszcze dotkliwszą klęską wrogów narodu. Na przyszłorocznych obchodach w Rąblowie, w pobliżu grobu Moczara, człowieka, który przy wszystkich swych wadach, błędach, czy nawet zbrodniach – nie tylko walczył skutecznie z germańskim agresorem, ale i przyłożył rękę do skutecznej, fizycznej destalinizacji Polski i oczyszczenia aparatu władzy z czynników antynarodowych – powinniśmy się spotkać mądrzejsi i zjednoczeni. Bo Polska jest jedna – i jedną cenę ma krew za nią przelewana!
Konrad Rękas