W obronie rodziny patriarchalnej

Powinno być oczywistym że nic, absolutnie nic, nie jest bardziej potrzebne społeczeństwu niż struktura i autorytet rodziny. Mniej więcej połowa ludzi w dowolnym określonym czasie jest zależna od innych jako starzy lub młodzi, ponadto wszyscy ludzie przechodzą w swoim życiu przez okres tego rodzaju zależności. W każdym z dotychczas istniejących społeczeństw, rodzina jest instytucją w ramach której osoby znajdujące się w wieku produkcyjnym pracują na rzecz utrzymania osób znajdujących się w wieku przedprodukcyjnym lub poprodukcyjnym (wcześniej i później samemu korzystając z podobnej pomocy). Ten transfer dóbr i usług przewyższa nawet działania redystrybucyjne rządów komunistycznych. W rodzinie stykamy się z zależnością człowieka w jej najczystszej formie, z zależności tych wyrastają nasze najdostojniejsze obowiązki i nasze największe (w rzeczywistości niespłacalne) długi. Co może być bardziej znaczącego dla samozrozumienia człowieka? Istnieje zatem ważny powód, dla którego dla konserwatysty nie ma ważniejszej instytucji niż oparta na autorytecie wspólnota domowa, rodzina patriarchalna. Żadna też inna instytucja nie spotyka się z tak bezwzględnym atakiem ze strony konsekwentnych w swych poglądach lewicowców.

Role macierzyńska i ojcowska

Fakty, jeśli chodzi o rodzinę, są dobrze znane. Ludzie rozmnażają się poprzez seksualizm. W odróżnieniu od wielu innych zwierząt, nasz młode rodzą się zupełnie bezbronne i osiągnięcie dorosłości zajmuje im więcej niż dekadę. Wymagają nadzwyczajnych inwestycji w zakresie czasu i wysiłku poświęconego im przez rodziców jeśli przetrwać mają na tyle długo, by z kolei one mogły się przekazać życie następnym pokoleniom. Ponieważ jedynie kobieta może zajść w ciążę, urodzić dziecko i karmić je piersią, jest ona w naturalny sposób bardziej zaangażowana w opiekę nad dzieckiem, przynajmniej w okresie pierwszych lat jego życia. By zapewnić przetrwanie swojemu potomstwu, mężczyzna musiał przyjąć na siebie spełnienie tych zadań, którym kobieta nie mogła sprostać zajmując się opieką nad dzieckiem – zdobycie pożywienia i odparcie ataków. Mężczyźni i kobiety posiedli (drogą doboru naturalnego) specyficzne cechy fizyczne, mentalne, i psychiczne towarzyszące im w spełnianiu ich szczególnych zadań.

Patriarchat jest ideą nadającą tym faktom znaczenie moralne. Dobrem, ku któremu ukierunkowana jest rodzina patriarchalna, jest prokreacja. Jej podstawową zasadą jest zawarta w niej zasada zależności. Dzieci podlegają rodzicom, rodzice zaś są zależni od siebie nawzajem. Te doświadczenia zależności, zarówno stanu w którym ktoś nam podlega (oraz odpowiedzialność, którą stan taki stwarza), jak i stanu gdy jesteśmy od kogoś zależni (oraz uczucie pokory, które stan taki wywołuje), są postrzegane jako coś dobrego. Im głębsza jest wzajemna zależność członków rodziny, tym bardziej można powiedzieć o rodzinie, że jest kwitnąca. Rodzina nie jest zatem po prostu instytucją nieliberalną; jest w sposób pozytywny antyliberalna. Nic nie jest bardziej sprzeczne z jej ethosem niż niezależność, czy to w znaczeniu autonomii, czy samowystarczalności.

Nie scharakteryzowalibyśmy jednak w sposób wyczerpujący rodziny wskazując na zależność jako na jej zasadę. Generalnie, zależność jest faktem nieuchronnie towarzyszącym ludzkiej egzystencji. Można wyobrazić sobie alternatywę wobec rodziny, w której dzieci wychowywane są przez zajmujących się opieką nad nimi ekspertów zatrudnionych przez państwowy aparat biurokratyczny. Dzieci wciąż pozostawałyby w stanie zależności, ale za ich dobrobyt odpowiedzialna byłaby raczej organizacja niż konkretni ludzie. Oczywiście, poszczególni ludzie (nauczyciele, pielęgniarki etc.) byliby przypisani do sprawowania opieki nad dziećmi na różne sposoby, ale byłaby to odpowiedzialność delegowana; ci technicy mogliby zostać zastąpieni innymi wedle uznania biurokracji. Zależność od rodziców jest zależnością osobistą. To właśnie matka i ojciec są w pełni odpowiedzialni za dziecko, i odpowiedzialność ta nie jest im delegowana przez państwo, społeczeństwo jako całość, ani żadną inną organizację. Analogicznie, obowiązki dziecka wobec jego rodziców przynależne są temu dziecku jako jednostce.

Zależność ma dwa bieguny. Jedna istota może zależeć od drugiej ze względu na swój wewnętrzny samorozwój i rozkwit swej wewnętrznej natury. To właśnie biegun wychowawczy lub matczyny. Jednakże, ponieważ wszystkie zwierzęta żyją w potencjalnie wrogich środowiskach, jest jeszcze drugi biegun. Jedna istota może zależeć od drugiej pod kątem jej ochrony przed wrogim środowiskiem, przygotowania jej do przetrwania we wrogim środowisku, lub pozyskania zasobów ze świata zewnętrznego dla użycia ich w domu. To biegun ochronno-aprowizacyjny (protector-provider) i ojcowski. Obydwa bieguny wspólnie tworzą dom, miejsce zapewniające bezpieczeństwo i wychowanie, z matką jako sercem domu i ojcem jako łącznikiem pomiędzy domem a światem zewnętrznym.

Zgodnie z ideą patriarchatu, role matki i ojca są od siebie różne i niezastępowalne. Twierdzenie nie brzmi że „dziecko potrzebuje dwojga rodziców”; twierdzenie brzmi że „dziecko potrzebuje swojej matki i swojego ojca”. Ani samotny rodzic, ani para opiekunów tej samej płci nie może w odpowiedni sposób zastąpić naturalnej rodziny. Ponadto, te dwie role nie mogą być spełniane przez jedną osobę. Ani nie mogą zostać równo podzielone pomiędzy dwoje ludzi, z każdym z rodziców odgrywającym przez połowę czasu matkę, a przez połowę ojca. Bycie matką lub ojcem nie jest pracą, ani rolą którą ktoś przyjmuje i porzuca. Jest powołaniem, poprzez które dana osoba rozumie siebie samą i ku któremu nakierowuje swoje życie, a także jest najbardziej podstawowym poziomem, na którym dana osoba odnosi się do innych członków rodziny. Żadne dziecko nie myśli „przy okazjach formalnych X musi odgrywać rolę mojego ojca, ale głębiej pod tym wszystkim, jest on po prostu moim kolegą X”. Na najgłębszym poziomie jest zawsze świadomość, że „on jest moim ojcem”. Ojcostwo nie jest maską, spod której możemy odsłonić coś innego. Dla ojca, jego powołanie jest najbardziej fundamentalną częścią jego osobowości. Dla dziecka, każda innego rodzaju relacja będzie mniej znacząca.

Potrzeba zróżnicowanych ról jest szczególnie oczywista w przypadku spełnianej przez ojca roli obronnej. Dany mężczyzna nie może być obrońcą, dopóki dana kobieta nie pozwoli, by być bronioną. Użytecznym kontrastem będzie kompania żołnierzy. W pewnym sensie oczywiście żołnierze chronią się nawzajem. Stojący na warcie chroni swych śpiących towarzyszy do czasu gdy zostaje zmieniony i gdy wówczas to on jest chroniony. Ale ponieważ żołnierze stale zmieniają się w swoich rolach, role te nie mogą stać się punktem wyjścia dla rozumienia przez nich ich wzajemnych relacji. Nie chcielibyśmy przecież, by żołnierz czuł się opiekunem innego w ten sposób, w jaki mąż powinien czuć się opiekunem swojej żony i dzieci. Dobry mąż nigdy nie pozwoliłby swojej żonie zastąpić go na linii frontu. Rycerski mężczyzna będzie obstawał przy ochronie każdej kobiety lub dziecka, a ponieważ rycerskość jest czymś dobrym, nie powinniśmy podmywać ethosu rycerskiego poprzez dopuszczanie kobiet do służby w wojsku lub w policji.

Rozróżnienie ról jest ważne również dla zdolności do reprezentowania wobec dziecka autorytetu. Matka jest doświadczaną na co dzień i współczującą twarzą autorytetu. Jako żywicielka i opiekunka, decyduje ona co jest dla nas dobre, zabrania zaś tego, co jest złe dla nas, lub dla innych członków rodziny. Jest jeszcze inna, nie mniej ważna, twarz autorytetu. Jest to twarz obiektywnego prawa: praw bożych, prawa natury, praw wynikających z tradycji, praw państwa. Opierając się na absolutnych twierdzeniach moralnych, prawa te są nieubłagane w swoich postulatach i nie zależą od życzeń nas samych, ani od życzeń naszych najbliższych. Jako łącznik ze światem zewnętrznym, ojciec jest naturalnym przedstawicielem tego autorytetu. Jako reprezentant obiektywnego prawa, jest on zmuszony być zewnętrznym sędzią dla swoich własnych dzieci. Jego porażka w tej roli, hamuje moralny rozwój dzieci. Jednak jako przedstawicielowi „świata zewnętrznego”, ojcu brakuje pewnej empatycznej bliskości wobec swoich dzieci, z której korzysta matka. Z kolei matka musi wchodzić w rolę obiektywnego sędziego dużo rzadziej, by nie zaniedbać swej niezbędnej roli opiekunki. Ujmując to inaczej, choć dziecko powinno zawsze wiedzieć że miłość jego rodziców jest bezwarunkowa, dobrze jest gdy na szacunek jednego z rodziców musi ono zasłużyć. Chłopiec popychany jest do niezależności częściowo przez pragnienie, by w oczach swojego ojca być widzianym jako mężczyzna. Jest ważne by ojciec okazywał ten szacunek, ale również by było ono autentyczne, nie może być dawane bezwarunkowo. Dostrzegamy pewnego rodzaju rozpoznanie tej dwojakości ról płciowych w mitologiach świata: zazwyczaj to bóg-niebo/bóg-ojciec jest panem prawa i sprawiedliwości, podczas gdy opiekuńcza bogini-ziemia/bogini-matka jest moralnie dużo mniej zapamiętała.

Oczywiście, nie jest ani możliwe, ani pożądane, by role matki i ojca na siebie nie zachodziły. Zachodzą na siebie w poważnym stopniu. Oczywiście ojcowie karmią swoje dzieci, a matki egzekwują wobec nich dyscyplinę. Oczywiście matka musi bronić swoich dzieci przed zewnętrznym atakiem jeśli ojciec jest nieobecny, a żaden z synów wystarczająco dorosły. Ale role muszą pozostać zasadniczo odmienne. Nie jest przedmiotem dyskusji, czy na przykład kobieta może robić rzeczy, które robi ojciec. „Matka” i „ojciec” to nie specjalizacje zawodowe. Nie są one tym co robisz; są tym, kim jesteś. Kobieta nie może być ojcem. „Ojcostwo” to sposób rozumienia swoich obowiązków i swojego miejsca – jest ono niekompatybilne (ale za to jest komplementarne) wobec idei „matki”.

Cnoty kobiece i cnoty męskie

Bycie mężczyzną oznacza bycie ojcem, choćby potencjalnie. Znaczy to, że ktoś jest „materiałem na ojca”. Podobnie, bycie kobietą to bycie potencjalną matką. Macierzyństwo i ojcostwo nadają sens naszej płciowej naturze. Dlaczego kobiety mają piersi? By karmić swoje dzieci. Dlaczego statystycznie są one o wiele bardziej empatyczne i uzdolnione językowo w porównaniu do mężczyzn? By mogły wychować i wykształcić swoje dzieci. Dlaczego mężczyźni są statystycznie o wiele silniejsi i bardziej agresywni od kobiet? By mogli chronić swoje rodziny. Idea patriarchatu nadaje sens faktom biologicznym. Przy czym uwagi na temat natury płci mają charakter raczej esencjalny niż empiryczny: stwierdzenie że siła fizyczna jest cechą męską, to nie to samo co stwierdzenie że mężczyźni są zawsze silniejsi od kobiet. Niektóre kobiety mogą być silniejsze od wielu mężczyzn, ale będzie to cecha przypadkowa w relacji do ich płci; nie będą one rozumiały swej siły w kategoriach specyficznego dla swojej płci społecznej (gender) powołania by służyć, tak jak będą ją rozumieć mężczyźni. Analogicznie możliwe są też statystyczne różnice pomiędzy mężczyznami a kobietami które mają jednak charakteru esencjalnego. Na przykład wydaje się, że mężczyźni lubią steki częściej niż kobiety, ale nie mając żadnego odniesienia do ich obowiązków rodzicielskich, fakt ten pozostaje bez znaczenia. Mężczyzna któremu brakuje siły by bronił swojej rodziny nie jest pełnowartościowym mężczyzną, ale nie ma nic złego w mężczyźnie-wegetarianinie.

W społeczeństwach akceptujących ideał patriarchalny, „męskość” i „kobiecość” nie są po prostu zmiennymi biologicznymi; są ideałami, do których osiągnięcia musi dążyć osoba. Powiedzieć że ktoś uosabia ideał, jest wielkim komplementem. („Co za kobieta!”, „Oto i jest prawdziwy mężczyzna!”). Zarówno męskości jak i kobiecości przynależą właściwe im cnoty. Cnota męska nazywana jest „rycerskością”. Jest to cnota tego, który przyjął ethos obrońcy. Odwaga w niebezpieczeństwie, dzielność w walce, litość dla zwyciężonych, szarmanckość wobec kobiet, grzeczność wobec dzieci, szacunek dla starszych – oto cechy rycerskiego mężczyzny. Feministki atakują rycerskość, ponieważ legitymizuje ona męską agresję. Męska agresja jest jednak biologicznym faktem, który będzie nam towarzyszył niezależnie od tego czy uznamy ją za prawomocną, czy nie. Chyba że ktoś pragnie obrócić mężczyzn w potulnych słabeuszy, stosując warunkowanie i środki farmakologiczne (sposób, do którego niestety często uciekają się rodzice i nauczyciele). Ideał rycerski uwzniośla te biologiczne fakty, pozwalając mężczyźnie rozumieć je w kategoriach moralnego powołania. W rzeczywistości nie ma innego sposobu by wyjaśnić podnoszony przez feministki horror przemocy domowej, niż przez odwołanie się do ethosu rycerskiego. Jeśli mężczyźni nie mają żadnych moralnych obowiązków wobec kobiet, dlaczego zatem pobicie kobiety miałoby być dla mężczyzny czymś gorszym niż pobicie męskiego przeciwnika?

Ethos rycerski jest ściśle złączony z odwagą, ale odwaga jest cnotą zarówno męską, jak i kobiecą. Sięgnięcie ideału kobiecości jest szczególnego rodzaju odwagą: jest odwagą uczynienia się wrażliwą (vulnerable). Poprzez charakterystyczną dla swej płci empatię, kobieta otwiera się na ból innych. W małżeństwie, poświęca ona pewną część ze swoich zdolności do samoobrony, tak by jej mąż mógł spełnić swoje powołanie. Gdy jest w ciąży i podczas porodu, ofiaruje swoje własne ciało dla dziecka – składa ofiarę, która dla wielu kobiet okazała się ceną ich własnego życia.

Każdy stan naturalny występuje oczywiście niekiedy także w postaciach zdeformowanych, ale byłoby ogromnym błędem identyfikować deformację ze stanem naturalnym Machismo jest zdeformowaną postacią ethosu rycerskiego u mężczyzn, którzy zapomnieli że ich waleczność powinna pozostawać w służbie słabszym. Męskość tyranizująca (bully’s manliness) jest męskością zniekształconą. Na podobnej zasadzie nie powinno się utożsamiać kobiecości z dziewczęcą próżnością i frywolnością. Męskość i kobiecość są cnotami esencjonalnie relacyjnymi. Informują o naszych najbliższych relacjach, które zawsze są relacjami zależności. Jedynie w przypadku relacji bardzo powierzchownych mogę powiedzieć, że wszystko jedno mi będzie czy mój partner będzie raczej mężczyzną niż kobietą, czy vice versa. To właśnie dlatego pęd do anihilacji osobowości męskiej i kobiecej powinien zostać zatrzymany. Osoba androgyniczna będzie wykazywać niedostatki zdolności do intymności zarówno w wydaniu męskim, jak i kobiecym. Mężczyzna porzucający męskość nie nabywa przez to przymiotów właściwych tożsamości kobiecej. Podobnie kobieta nie staje się mężczyzną tracąc swoją kobiecość. Zniewieściały mężczyzna nie jest macierzyński, zaś chłopczyca nie jest ojcowska.

Rodzina jako wspólnota

Rodzina rozumiana być powinna jako węzeł relacji o charakterze zależności. Może tą funkcję spełniać tylko wtedy, gdy członkowie rodziny są dostatecznie pewni, że mogą na siebie liczyć. Tak więc obowiązki każdego z członków rodziny muszą mieć charakter absolutny i być niezbywalne. Jeśli w jakichkolwiek okolicznościach dopuści się rozwód, rodzina nie będzie dłużej wspólnotą zupełnej zależności pełnego samopoświęcenia. Na poziomie praktycznym, oznaczałoby to że każdy z członków rodziny musiałby lawirować ze swym zaangażowaniem, mierząc możliwy zawód mogący go spotkać ze strony innych członków. I rzeczywiście, możliwość rozwodu często jest wskazywana jako czynnik zniechęcający mężów i żony od stania się „zbyt zależnymi”. Jesteśmy istotami inteligentnymi, zatem przewidywana przyszłość zyskuje w naszych umysłach rangę prawdopodobieństwa. Właśnie dlatego zupełnie bez sensu byłoby powiedzenie, „jestem całkowicie twój, ale tylko na dziś”, albo „tylko na tak długo, jak będziemy razem”, albo „tylko tak długo, jak długo ty będziesz wypełniać swoje powinności”. Zupełne poświęcenie jest więzią rozciągającą się na całą rozległość czyjejś świadomości, włączając w to przyszłość we wszystkich jej możliwych wariantach. Poświęcenie małżeńskie może wymagać olbrzymich ofiar, ale to właśnie dlatego jest tak bardzo cenione. Cenimy małżonków z tego samego powodu, dla którego cenimy żołnierzy – ze względu na wielki rozmiar ich poświęcenia. Gdyby żołnierze mogli dezerterować w chwilach zagrożenia, co wówczas mogłoby w nich być przedmiotem admiracji? Podobnie gdy rozwód staje się instytucją coraz powszechniejszą, małżeństwo jest coraz bardziej pogardzane.

By funkcjonować jako zwarty podmiot, rodzina musi posiadać dysponujące nadrzędnym autorytetem centrum. Na pierwszy rzut oka, można by uznać że takim naturalnym centrum jest matka. Jej podstawową rolą jest wychowywanie, podczas gdy podstawową rolą ojca jest obrona, oczywiste zaś jest, że obrona istnieje dla celów stworzenia warunków dla wychowania, nie zaś odwrotnie. Ponieważ to cele powinny dyktować środki, można by dojść do wniosku że to żona powinna kierować mężem. Jednak większość znanych społeczeństw doszła do przeciwnego wniosku, że to mężczyzna powinien rządzić. Powodu należy doszukiwać się w tym, że matka i ojciec symbolizują różne postaci autorytetu. Na ojcu ciąży konkretny obowiązek reprezentowania obiektywnego, transcendentnego prawa moralnego, którego autorytet przeważa wszystkie inne względy, nawet dobro każdego członka rodziny z osobna lub dobro ich wszystkich razem. Tak więc to ojciec jest najwyższym autorytetem.

Wreszcie rodzina może być węzłem wzajemnych zależności tylko wtedy, gdy jej członkowie rzeczywiście od niej zależą. Jest oczywiście odpowiednie i sprawiedliwe, gdy rozleglejsze struktury społeczne (wider society) spieszą z pomocą rodzinom które z powodu skrajnego ubóstwa lub niepowodzeń nie mogą samodzielnie zaspokoić potrzeb swoich członków. Rząd jednak nigdy nie może ingerować w sprawy rodziny w takim stopniu (np. zapobiegając błędom po stronie rodziców, uzupełniając ich braki etc.), by wzajemna zależność członków rodziny stała się czysto formalna, podczas gdy obiektem rzeczywistej zależności będą biurokratyczne organy państwa. Państwo nie powinno też ingerować w sprawy oświaty lub dyscypliny w żaden sposób który pomniejszyłby autorytet ojca.

Bardziej podstępne jest zagrożenie płynące dla rodziny ze strony komercjalizmu i przemysłowego kapitalizmu. Alienacja funkcji spełnianych przez rodzinę na rzecz rynku jest nawet gorsza niż alienacja ich na rzecz państwa (które jak by nie patrzeć, może symbolizować w pewien sposób zasadę autorytetu). Nie dawniej jak pół wieku temu, produkcja domowa wykonywana przez żonę, wnosiła wkład do majątku typowej amerykańskiej rodziny prawie równy wkładowi męża płynącemu z dochodu z pracy. W wyraźny sposób rodzina była niezależna i samowystarczalna. Sto lat wcześniej większość rodzin była w pełni niezależna, w oparciu o posiadane farmy. Dziś, amerykańskie rodziny zależą od fabryk w Chinach we wszystkim co konsumują. Nawet dzieci wychowywane są przez telewizję i opiekunki. Pracodawcy nie muszą już dłużej płacić pensji rodzinnej (family wage), gdyż kobiety zostały „wyzwolone” ze swoich domów – o ile lepiej jest zatrudniać zarówno męża jak i żonę i płacić im o połowę mniej! Uszlachetniająca zależność od osób kochanych została zastąpiona służalczą zależnością od korporacji i od państwa.

Czystość

Rozważmy teraz akt tak blisko związany z więzią małżeńską, że nazywany jest on „aktem małżeńskim” lub „obowiązkiem małżeńskim”. Spotykamy się tu z nowożytną tendencją do redukowania natury wszystkiego – w tym przypadku czyjegoś własnego ciała i ciała jego partnera – do materiału, który manipulowany jest przez wolę danej osoby. Człowiek współczesny jest przekonany, że każdy może nadawać aktowi seksualnemu wybrane przez siebie znaczenie, toteż czyni go pozbawionym głębszych przesłanek środkiem rozrywki, dowodem witalności lub rezultatem niezobowiązującego afektu. Jednak ludzka seksualność nie jest kolekcją swobodnie dobranych faktów, nie mających przypisanych sobie znaczeń do czasu gdy swobodnie im takich nie nadamy. Akt seksualny ma swoją naturalną teleologię, jest nakierowany na prokreację. Ten naturalny cel dostarcza kontekstu, który nadaje aktowi seksualnemu znaczenie. Znaczenie to jest „naturalne” w tym sensie, że „prezentuje się” umysłowości wystarczająco inteligentnej osoby, nie wymagając dodatkowych uzasadnień. Gdy obcuję z kobietą, znaczy to że „wybrałem ją, aby była matką moich dzieci”. To jest jedyne naturalne znaczenie zbliżenia intymnego. Jednak dla inteligentnej osoby, zdolnej do wnioskowania na temat przyszłości, niesie to ze sobą implikacje o decydującym znaczeniu. Dzieci potrzebują rodziny, tak więc akt seksualny wymusza pełne oddanie, inicjując zawiązanie nowej wspólnoty złożonej z małżonków i ich przyszłych dzieci. W akcie małżeńskim małżonkowie dowodzą swojej wierności tej wspólnocie – jest to jedno z naturalnych znaczeń tego aktu. Jest bardzo dużym błędem myśleć że akt małżeński posiada dwa niezależne od siebie znaczenia: znaczenie „prokreacyjne” i znaczenie „jednoczące”, tak że ktoś może zniweczyć jedno z nich, równocześnie afirmując drugie. Seks ma tylko jedno znaczenie, którym jest prokreacja wymuszająca jedność. Bez swojego celu (telos) prokreacyjnego, seks oznaczałby jedynie miłość za wzajemnym porozumieniem (love by convention), zaś znaczenie wypływające z umowy (conventional signification) znaczy mniej niż znaczenie wypływające z natury (natural signification). W żadnym jednak przypadku nie da się ominąć kontekstu naturalnego. Jeśli ktoś niegodziwie udaremnia akt seksualny przez antykoncepcję lub sodomię, wówczas nie tyle „usuwa”(take „of the table”) on jego naturalne znaczenie, ale aktywnie je odrzuca. Nienaturalne akty seksualne niosą ze sobą naturalne znaczenie, mianowicie odrzucenie tego, co byłoby przedmiotem pozytywnej afirmacji w naturalnym akcie seksualnym. „Odrzucam cię jako matkę moich dzieci”. Można do tego dodawać konwencjonalne „kocham cię”, ale znaczenie tego co się faktycznie robi, informuje o czymś przeciwnym.

Moralność seksualna to coś więcej niż unikanie zła takiego jak kontrola urodzin czy nierząd. Oznacza ponadto pozytywną cnotę czystości. Trwać w czystości to być otwartym na cały świat wartości i piękna w relacjach pomiędzy płciami. Przypomina to w pewien sposób estetyczną wrażliwość pozwalającą podziwiać dzieło sztuki, człowiek zaś pozbawiony tej wrażliwości słusznie powinien być obiektem współczucia, ponieważ jego cynizm uczynił go ślepym na wielkie piękno. Nie jest więc całkiem ścisłym powiedzieć, że konserwatyści chcą uczyć nastolatków seksualnej abstynencji. Zamężna kobieta odmawiająca spania ze swoim mężem raczej nie spotka się z naszą aprobatą. Tym, czego chcemy nauczyć jest czystość: chcemy by nasze dzieci wsłuchały się w głos swojego ciała, oraz by postrzegały swoje ciała jako coś więcej niż surowiec (raw material). Moglibyśmy nawet powiedzieć, że cenne jest dostrzeganie wartości czystości także przez tych, którzy przez swoją słabość w którymś momencie życia ulegli pożądaniu. Mężczyzna który uwiódł, po czym czuł się winnym z powodu zdesakralizowania czegoś świętego, żyje na dużo wyższym planie duchowej egzystencji, niż mężczyzna który uwodzi bez poczucia winy i bezmyślnie, za wyjątkiem zastanawiania się jak zaspokoić swoją żądzę w przyszłości.

Zachowujący czystość mężczyzna i kobieta będą odczuwać szacunek wobec tego, że ich ciała w swoim własnym języku są w stanie wyrazić doniosły fakt rozciągającej się na całe życie wierności w ramach więzi małżeńskiej i podejdą oni do tego faktu z należytą czcią. Cofną się przed piekielnym z ducha podejściem, by w akcie seksualnym szukać jedynie przyjemności, manifestacji władzy lub spełnienia jakiegokolwiek innego prywatnego celu. Jaskrawo widzimy tu egzystencjalną różnicę pomiędzy konserwatyzmem a liberalizmem. Albo nasze czynności pozbawione są znaczenia i możemy swobodnie robić co chcemy, albo nasze czynności mają swoje znaczenie, które powinno nami kierować.

Uczucie synowskie

Uczucie synowskie jest uczuciem czci wobec swojej matki i ojca, i w każdej swojej części jest równie istotne dla życia rodzinnego jak czystość. Wymaga ono szeregu elementów. Przede wszystkim wymaga podejmowania starań o dobro własnych rodziców, bronienia ich przed krytycyzmem i opieki nad nimi gdy się zestarzeją. Ponadto, uczucia synowskie wymagają jeszcze więcej. Należy słuchać własnych rodziców (dopóki nie sprzeciwia się to prawu naturalnemu). Nawet jako osoba dorosła, powinno się nachylać do ich woli, gdy jest to możliwe. Ale uczucia synowskie wymagają jeszcze więcej. Należy czcić własnych rodziców. Nie można nigdy mówić o nich w sposób lekceważący lub choćby bez należytej powagi (lightly). W rzeczywistości należy odrzucać od siebie nawet pozbawione szacunku myśli na ich temat. Kierując swoim życiem, rozważać należy jak nasze działania postrzegane są przez naszych rodziców i starać się być swoich rodziców wartym. Tylko w ten sposób spłacić możemy dług wobec tych, którzy dali nam życie.

Braterstwo

Relacje pomiędzy rodzeństwem odsłaniają jeszcze jeden piękny wymiar osobistej zależności. Często odwołują się do niego zwolennicy zależności bezosobowej, jak republikanie argumentujący za „braterstwem” obywateli oraz zwolennicy rządu światowego którzy wierzą że proponowana przez nich tyrania urzeczywistni braterstwo całej ludzkości. W rzeczywistości, te odwołania do braterstwa kolektywnego posługują się błędnym rozumieniem braterstwa bezpośredniego (literal brotherhood), które zawsze jest więzią pomiędzy dwiema osobami. Pomiędzy braćmi i siostrami, moralny czy też oparty na autorytecie element dominujący w relacjach pomiędzy rodzicem i dzieckiem jest nieobecny lub pełni rolę podporządkowaną. Dominującym obliczem zależności jest zależność wzajemna; rodzeństwo dzieli wspólną lojalność wobec rodziców i rodziny, zaś każdy wie że może polegać na innych, gdy będzie tego potrzebował. Jest to odpowiedzialność typu osobowego, nie korporacyjnego. Gdy mój brat jest w potrzebie, wówczas ja osobiście mam obowiązek udzielenia mu pomocy. Nie ma żadnego kolektywnego ciała nazywającego się „braterstwem” i składającego się ze wszystkich braci i sióstr, które miałoby obowiązek udzielić pomocy, tak iż występowałbym jedynie jako przedstawiciel tego ciała. Niezależnie od tego czy wszyscy bracia ze sobą współpracują czy nie, obowiązek udzielenia pomocy spada na każdego z nas jako na osobę. Jedynie rozszerzone rodziny działają jako zbiorowość na mocy autorytetu patriarchy.

Wszystko co zostało wyżej powiedziane zachowuje też prawdziwość w odniesieniu do relacji pomiędzy siostrami, oraz pomiędzy bratem i siostrą. W przypadku relacji brata z siostrą, znaczenia nabiera porządek relacji pomiędzy płciami, przede wszystkim poprzez zakaz kazirodztwa. Reguła ta ma chronić intymność pomiędzy rodzeństwem, nie zaś zapobiegać jej. W sytuacji gdy nie istnieje zagadnienie bliskości seksualnej, członkowie rodziny są bardziej swobodni w kwestii kontaktu fizycznego. Jest to także powód zakazu kazirodztwa w stosunkach pomiędzy rodzicami a dziećmi: moim zdaniem, świat w którym ojciec nie mógłby objąć swojej córki lub poklepać ją po policzku bez sugestii o charakterze seksualnym byłby koszmarem.

Widzimy zatem, dlaczego mówienie o braterstwie obywateli lub ludzkości wprowadza w błąd. Idea ta najpierw przemówiła do francuskich rewolucjonistów, którzy ze względu na swoją nienawiść do autorytetu, wyobrazili sobie naród, który byłby jak rodzina ale bez rodziców. Tylko że coś takiego nie istnieje – jak wspomnieliśmy wyżej, korporacja „braci” jest czymś całkowicie różnym od rzeczywistego braterstwa. Jest ona też czymś całkowicie różnym od prawdziwego państwa, w którym element moralno-autorytarny zawsze dominuje. Wizja „rozszerzonego” braterstwa jest także przywoływana przez tych, których głównym celem – jak w przypadku nacjonalistów lub globalistów – jest osłabienie lojalności wobec grup mniejszych niż jednostka przez nich preferowana, czy będzie to naród, czy rząd światowy. W tym przypadku, twierdzenie że wszyscy obywatele lub wszyscy ludzie są braćmi, nieprawnie odwołuje się do zakazu kazirodztwa by zdelegitymizować formowanie się mniejszych grup.

Patriarchat i Objawienie chrześcijańskie

Mogłoby się wydawać, że chrześcijaństwo podkopuje patriarchat: czyż Chrystus nie powiedział, że musimy być gotowi porzucić dla Niego matkę i ojca, oraz że nie powinniśmy nazywać „ojcem” nikogo poza Bogiem? W rzeczywistości, przez dwa tysiące lat autorytet patriarchalny nie miał wierniejszego sojusznika niż Kościół katolicki. Chrześcijanie, podobnie jak żydzi, mają obowiązek „czcić ojca swego i matkę swoją”. Chrystus osobiście przywrócił małżeństwu jego pierwotną godność zakazując rozwodów, święty Paweł przywołał zaś małżeństwo jako analogię dla relacji pomiędzy Chrystusem a Kościołem. Od czasów apostolskich księża Kościoła tytułowani byli „ojcami”, zaś jego przywódcy „patriarchami” lub „papieżami”, które to słowa również oznaczają ojca. Więź patriarchalna zajmuje najwyższe miejsce w doktrynie chrześcijańskiej, ponieważ definiuje ona pierwszą relację w Trójcy, zrodzenie Syna przez Ojca. Chrystusa można zatem postrzegać jako przykład doskonałego synowskiego posłuszeństwa i oddania. W porządku natury Bóg, nasz Stwórca, uznawany może być za ojca jak i za matkę, ponieważ jest On równocześnie immanentny i transcendentny. Chrześcijanin wierzy jednak, że jego relacja z Bogiem wykracza poza relację Stwórca-stworzenie. Poprzez łaskę, wierny jednoczy się z Chrystusem i zostaje zaadoptowany jako syn Ojca. Chrześcijanin nazywa Boga „ojcem” nie zaś „matką”, ponieważ zwraca się do Ojca nie po prostu jako stworzenie, ale jako uczestniczący w wewnętrznym życiu Boskiej Trójcy, zwracając się głosem „pożyczonym” od Jezusa Chrystusa.

Z perspektywy trynitarnej jest prawdą, że nasz Ojciec w niebie jest jedynym prawdziwym ojcem i że wszelkie inne ojcostwo może być tylko Jego odbiciem. Jednak jeśli język trynitarny ma zachować swoje znaczenie, ojcostwo ziemskie musi być rzeczywistym odbiciem ojcostwa boskiego. Ojciec stracił swoją wewnętrzną pogańską godność, zyskał jednak godność „pożyczoną” od Boga, jako szczególny obraz Ojca. Poza tym, Kościół nałożył ojcowskie jarzmo na swoje własne struktury, zezwalając niektórym mężczyznom na realizację swojego ojcowskiego powołania na drodze duchowej. Mężczyznę odtwarzającego Ofiarę na ołtarzu nazywamy „ojcem”, gdyż znajduje się on wobec nas w relacji patriarchalnej. Jego parafianie są jego dziećmi – innych mieć mu nie wolno. Kobieta może wykonywać czynności wykonywane przez księdza (za wyjątkiem udzielania sakramentów), ale kobieta nie może być księdzem, ponieważ kobieta nie może być ojcem. Jak każde ojcostwo, bycie księdzem to powołanie, nie zawód.

(tekst pochodzi z bloga „Throne and Altar”, tłumaczenie z języka angielskiego Ronald Lasecki – pierwotnie ukazało się na xportal.pl)

Click to rate this post!
[Total: 2 Average: 2.5]
Facebook

3 thoughts on “W obronie rodziny patriarchalnej”

  1. Bajki i mniemanologia gdybana.
    Mam dużego psa, do tego jest czarny. Mężczyni i chłopcy się go boją. Kobiety i dziewczynki uwielbiają. Pamiętam ze studiów (na kuratorstwie) byka Bogusia, tak koło tony. Mężczyzni się go bali. Ja i siostra musiałyśmy przy nim wszystko robić.

    1. Będziemy wyciągali wnioski na temat tego, jaki model rodziny jest najlepszy na podstawie tego, że Pani ma psa, którego ktoś się boi i byka, którego kiedyś się ani Pani ani siostra nie bały? Doskonałe podejście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *