Mleczarze mają dość Unii

Polska i Litwa kilkakrotnie już występowały do KE o podjęcie interwencji w mleczarstwie, zgodnie z zasadami użycia instrumentów rynkowych określonych w obowiązującej Wspólnej Polityce Rolnej. Jak zgodnie jeszcze w kwietniu podkreśliły w swym stanowisku KZSM, Związek Polskich Przetwórców Mleka, Krajowa Rada Izb Rolniczych oraz Krajowe Stowarzyszenie Mleczarzy „od stycznia 2012 roku do kwietnia, ceny zbytu podstawowych artykułów mleczarskich spadły o około 20-30 proc. Sytuację tę dodatkowo pogarsza fakt braku zainteresowania naszymi produktami ze strony eksporterów. Systematycznie rosną zapasy, których na początek kwietnia br. szacujemy na następujące ilości: mleko w proszku – ok. 20 tys. ton, masło – 10 tys. ton, sery dojrzewające i serwatka po 5 tysięcy ton. Gdyby sytuacja ta utrwaliła się i utrzymała w ciągu całego roku, byłoby to fatalne nie tylko dla zakładów przetwórczych, ale również dla rolników produkujących mleko. Przy tych cenach zbytu artykułów mleczarskich, a prawdopodobnie będą one nadal spadać, należy liczyć się z dość dramatyczną obniżką cen skupu mleka. Niektóre prognozy zmierzają nawet w kierunku obniżenia tych cen do poziomu 1 – 1,10 zł za litr. Musimy zrobić wszystko aby nie dopuścić do sytuacji jaka miała miejsce w latach 2008-2009. Rolnicy, dla których produkcja mleka będzie nieopłacalna odejdą od niej i już raczej do niej nie powrócą” – napisali autorzy apelu .

Organizacje mleczarskie zażądały „w pierwszej kolejności uruchomienia dopłat eksportowych do pełnego i odtłuszczonego mleka w proszku i masła, a następnie serów”. – Interwencja na rynku masła przy obowiązującej cenie 246,39 euro/100 kg i cenie jego skupu 221,75 euro/100 kg w ramach limitu 30 tys. może nie dać zamierzonych efektów – podkreślali mleczarze. Propozycje te zostały jednak odrzucone przez Komisję, głównie pod naciskiem Niemiec i Danii co wywołało oburzenie polskich i litewskich producentów. Protesty nasilają się też w Wielkiej Brytanii.

– Instrumenty rynkowe w ramach Wspólnej Polityki Rolnej nie zostały zniesione. One są jedynie zawieszone i nie rozumiem, dlaczego Komisja nie chce z nich korzystać. Brak interwencji to tylko pozorne i krótkotrwałe oszczędności. Potem będzie trzeba wydać dużo więcej na odtworzenie produkcji, promocję i ożywienie mleczarstwa – uważa prezes Broś.- Będziemy dalej walczyć o ratowanie mleczarstwa. Jeśli będzie trzeba, polscy rolnicy pojadą protestować do Brukseli, tak jak nie dawno protestowali producenci mleka z Europy zachodniej. Ponadto, będziemy lobbować o kolejne zgłaszanie wniosków o interwencje na rynku – zapowiada szef KZSM i grozi: – Jeśli Komisja Europejska pozostanie głucha na głos obywateli, a Unia nie realizuje podstawowych swoich zadań, bo za takie uważam ochronę interesów rolników, którzy są pełnoprawnymi obywatelami Wspólnoty, to być może będzie trzeba wyjść z Unii Europejskiej.

Oczywiście, dogmatyczne stanowisko liberalne głosi, że dopłaty (w tym subsydiowanie eksportu) są złem absolutnym, dyskusja więc nie ma sensu, bo należy zawsze i wszędzie głosić jedynie postulat ich zniesienia. Nie zmienia to jednak faktu, że w realiach Unii i WPR – dopłaty są istniejącym mechanizmem, z którego możemy korzystać i którego żądać, lub go dla ideologicznej uciechy odrzucać. Polscy producenci rolni trafnie uważają, że jak dają, to trzeba brać zwłaszcza, że nie wiadomo czy cała ta Unii wytrwa jeszcze kilka lat.

Obecna sytuacja na rynku mleczarskim (która zapewne ostatecznie rozjedzie się jakoś po kościach – kosztem polskiej produkcji mlecznej oczywiście) jest jednak symptomatyczna z innego powodu. Oto bowiem wśród polityków w Polsce (tak tych pro- jak i anty-unijnych) dominuje pogląd, że polska wieś została całkowicie i ostatecznie kupiona do frakcji euroentuzjastycznej faktem dopłat (zwłaszcza obszarowych) i jako taka jest stracona dla postulatów naszego wyjścia z UE (czyli jedynie rozsądnych). Wypowiedź szefa wielkiego, jak najbardziej establishmentowego Związku producenckiego świadczy, że nic na polskiej wsi nie wydarzyło się już raz i na zawsze. Rolnicy mają bowiem pełną świadomość tak korzyści, jakie mogą wycisnąć z naszej przynależności do struktur europejskich, jak i ograniczeń w opłacalności produkcji narzucanych przez unijną biurokrację, a zwłaszcza unijną ideologię, zgodnie z którą kraje UE mają generalnie stać się importerami żywności.

Otóż zaniechania takie jak w przypadku mleczarstwa – a będzie ich więcej niemal w każdym dziale produkcji rolnej – przybliżają za każdym razem dzień, w którym opuszczenie Unii nie będzie już tylko postulatem garstki politycznej, a zostanie uznane za interes ekonomiczny przez kolejne grupy społeczne. Źle by się też stało, gdyby mechanizmy te zostały zignorowane, czy wręcz potępione w imię oderwanych od rzeczywistości doktryn. Polski rolnik będzie brał pieniądze, skoro mu je dają (bynajmniej zresztą nie bez trudu i nie za darmo – jak to się często „w mieście” uważa), ale bez żalu Unię porzuci, gdy ta bilans zysków stanie się jawnie ujemny. Wyzwaniem jest więc nie tylko wytykanie co w samym systemie organizacji Wspólnot wydaje nam się niesłuszne i nieskuteczne, ale na pokazaniu realnej – gospodarczej i geopolitycznej alternatywy w sytuacji kryzysu i bankructwa UE, a więc kto wie, czy nie w całkiem bliskiej perspektywie.

Konrad Rękas

Autor jest doradcą rolniczych związków zawodowych – ZZR „Ojczyzna” i OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych, ekspertem grup roboczych Komitetów COPA-COGECA

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *