Współczesne „systemowe ośrodki medialne” operują bardzo chętnie terminem „wartości europejskich” określając nimi wszystko to, co propaguje Unia Europejska. Dla osób czerpiących swoją wiedzę o świecie głównie z mediów takie przedstawienie sprawy może być przyjęte bezrefleksyjnie. Dla bardziej dociekliwych badaczy polityki natomiast jest to co najmniej irytujące. Większość przedstawicieli prawicy, konserwatyści, tradycjonaliści, narodowcy, a także część lewicy uważa dziwaczne wynalazki unijne za zwykłe absurdy. W rzeczywistości wytwory te nie mają nic wspólnego z tym, co jest prawdziwie europejskie. Działalność Unii Europejskiej prowadzi do całkowitej amerykanizacji Starego Kontynentu. Czyni to oczywiście kosztem dziedzictwa wszystkich państw członkowskich tego bloku.
Ostatnimi czasy Węgry starają się kroczyć drogą własnego interesu narodowego nie bacząc na absurdy dyktowane przez Brukselę, stąd państwo to ostatnio padło ofiarą ataków ze strony przeróżnych „europejskich autorytetów”. Mniej śmiało własnymi ścieżkami starają się kroczyć Czechy, dlatego też płacą za to ceną krytyki ze strony rządów państw członkowskich UE. W innych krajach, takich jak Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Austria czy Polska, rzeczywiste wartości europejskie są propagowane jedynie przez pomniejsze ruchy konserwatywne, które propagandowo popularnie błędnie lub celowo utożsamiane są z odłamami republikanizmu, ideologii forsowanej przez politycznych modernistów jako „prawica nowoczesności”. Jednak takie podejście niszczy to, co rzeczywiście europejskie. Różnica między faktycznym europejskim konserwatyzmem a republikanizmem jest taka, że ten pierwszy uznaje za swój właściwy ustrój monarchię, zaś ten drugi optuje wyraźnie za demokracją (choć ograniczoną surowym prawem) i preferuje system prezydencki. Demokratyzm jest jednak dla tradycji krajów europejskich prądem równie destrukcyjnym, co ściśle z nim związany dekadencki „amerykański styl życia”.
W całej Europie, której korzenie państw sięgają wczesnego średniowiecza, tylko monarchistyczny model konserwatyzmu odpowiada ich wiekowemu dziedzictwu. To właśnie ustrój monarchistyczny jest pierwotny dla Polski tak samo, jak nasz język narodowy. Analizując historię możemy zauważyć, że obecnie propagowani, jako wzorce patriotyzmu, romantyczni powstańcy XIX wieku nie ratowali w pełni narodowego dziedzictwa Polaków. Rozumiana przez nich „polskość” ograniczona została dosłownie do fizycznego bytu państwa na mapie oraz zachowaniu języka przed wpływami rosyjskimi lub niemieckimi. Owszem, niepodległość i zachowanie języka są ważne, ale budowana przez nich republika wprowadzała, pod pretekstem walki o niezależność, wiele rewolucyjnych postulatów mających niewiele wspólnego z tym państwem, które w X wieku zbudowali Piastowie. Z tego względu najbardziej tożsame realnej polskiej państwowości były koncepcje Autonomii Polski w ramach Imperium Rosyjskiego (Królestwo Kongresowe) czy Królestwa Pruskiego (Księstwo Poznańskie), bowiem z czasem przerodziłyby się w państwa sprzymierzone i suwerenne. W każdym z tych rozwiązań mieliśmy zachowany właściwy dla tradycji ustrój, język, kulturę, a także armię, administrację i gospodarkę wedle naszych tradycyjnych rozwiązań. Oferowane przez rewolucyjnych „powstańców” republiki dawały nam znacznie mniej z naszego wielowiekowego dorobku. Dla przykładu pozbawiali nas monarchii zastępując ją republiką. Ziemiaństwo zastępowali przykładowo socjalizmem. W świetle tych faktów przedstawianie tamtych „zrywów narodowych” jako wzorca patriotyzmu zakrawa co najmniej na mało śmieszny żart politycznego dyletanta.
Każde państwo Starego Kontynentu założone pierwotnie zostało jako chrześcijańska monarchia. Wcześniej mieliśmy do czynienia jedynie z prymitywnie zorganizowanymi plemionami, które zamiast zorganizować się w jeden organizm, wyniszczały nawzajem. Po okresie tzw. „oświecenia” systematycznie przekształcano tradycyjne państwa europejskie wedle wytycznych przyniesionych z Ameryki. Punktem zwrotnym była więc tutaj rewolucja amerykańska, która zerwała z dziedzictwem europejskim zastępując go ideą „nowego ładu światowego”, którego pierwotnym postulatem było zniszczenie tradycyjnego modelu monarchistycznego. Ta polityczna amerykanizacja trwa po dziś dzień, i nie dotyka tylko jednego państwa, ale niemalże całego kontynentu. Co ciekawe ideowi spadkobiercy walki z rusyfikacją i germanizacją obecnie przyklaskują politycznej amerykanizacji. Burzą się na dwujęzyczne tablice na Śląsku, posłów mniejszości niemieckiej chętnie by wystrzelali, ludność rosyjską potopili w morzu, ale bez skrępowania mówią „sorry” zamiast „przepraszam” oraz z otwartymi ramionami witają karawany przybyszów z odległych nam kontynentów, które niszczą nasze dziedzictwo cywilizacyjne. Na tym polega destrukcyjność amerykanizacji, że wbrew choćby dawnej germanizacji, odbywa się ona dobrowolnie, i to często przy aprobacie potomków ludzi walczących z dawnymi okupantami. Ich przodkowie walczyli dzielnie z napływem kultury narodów bliskich nam kulturowo, ale bez refleksji oddają nas do globalnej niewoli państwa bardziej odległego nam cywilizacyjnie i mentalnie.
Rewolucja we Francji w latach 1789-1794 zrealizowała w tym państwie w sposób krwawy to, co na drodze wojny domowej, udało się dokonać w Ameryce. Następnie, systematycznie na drodze wojen napoleońskich, rewolucji, terroru, a skończywszy na I Wojnie Światowej, udało się republikanom skutecznie wyrugować z Europy monarchie reakcyjne (tradycyjne). Przed I Wojną Światową ostatnimi bastionami reakcji pozostały, w świecie chrześcijańskim, jedynie Niemcy, Austro-Węgry i Rosja, stąd bardzo chętnie propagatorzy rewolucji wykorzystywali niepodległościowe inspiracje Polaków do własnych celów politycznych. Udało im się nawet wmówić, że za komunizm w Rosji odpowiada monarchia niemiecka tuszując przy tym fakty, że raz, Lenina przerzucali ci, co pozbawili Kaisera Wilhelma II władzy, a dwa, jeszcze przed 1905 rokiem z terenów USA, a konkretnie Alaski, systematycznie podrzucano do Rosji komunistycznych wywrotowców. Sam przyjazd Lenina do Rosji był swoistą „wisienką na torcie” w przeprowadzeniu rewolucji radzieckiej, bowiem działający już tam socjaliści wykonali w roku 1917 w dostateczności powierzone im zadanie.
Monarchia jest obecnie wyśmiewana i przedstawiana jako „relikt przeszłości”. Wielu zwolenników współczesnego systemu demoliberalnego z góry podkreśla, że powrót monarchii w Polsce, Niemczech czy we Francji jest po prostu abstrakcją. Nic jednak bardziej mylnego! W tych dużych europejskich państwach rośnie liczba zwolenników restauracji monarchii. Wynika to nie tylko z coraz większej świadomości Europejczyków swojego cywilizacyjnego dziedzictwa, ale też i zauważenia słabości istniejących tu republik. Tak więc to zatwardziali zwolennicy dominacji republiki żyją w świecie mrzonek i iluzji. Demokracja liberalna najwyraźniej Europie się nie sprawdza, gdyż oddaje ona tutejsze kraje pod dyktat napływających do nas mniejszości religijnych i etnicznych. Szczególną bezczelnością są tutaj tradycyjnie syjoniści i islamiści, których przodkowie swoją destrukcyjną robotę zaczynali jeszcze w czasach inkwizycji. Agresywne mniejszości wymuszają od państw europejskich coraz to nowe absurdalne roszczenia prowadzące do systematycznego wyrzekania się przez nas własnej tożsamości. Dlatego pojawia się potrzeba zbudowania silnej władzy opartej na autorytecie, która będzie w stanie realnie powstrzymać natarczywe żądania wrogich nam grup lobbystycznych. W tradycji europejskiej sprawdzonym i skutecznym rozwiązaniem jest tutaj monarchia tradycjonalistyczna.
Monarchia tradycjonalistyczna (reakcyjna) jest naturalnym ustrojem politycznym dla każdego państwa europejskiego, w tym też i Polski. Założenia tego systemu niosą ze sobą rzeczywiste wartości na jakich zbudowano kontynent europejski. Proklamowanie ideału „cywilizacji łacińskiej” w oparciu o demoliberalizm jest de facto zaprzeczeniem prawdziwej cywilizacji europejsko-chrześcijańskiej. Nie można bowiem budować kultury państw w oderwaniu od istotnych elementów ich dziedzictwa. Zresztą warto zauważyć, że propagatorzy niszczenia naszej cywilizacji, zawsze zaczynali od podważenia legitymy władców tutaj panujących. Dlatego należy odrzucić republikanizm jako zepsuty owoc wrogich nam duchowo rewolucji. Wszelkie paradoksalne wytwory Unii Europejskiej nie mają zatem nic wspólnego z autentycznymi wartościami Starego Kontynentu. Europejskość bowiem przejawia się głównie w monarchii oraz moralności chrześcijańskiej, więc nie trudno zauważyć, że najbardziej europejskim systemem politycznym jest właśnie monarchia tradycjonalistyczna. System ten jest owocem wielowiekowego dziedzictwa cywilizacyjnego wszystkich państw Starego Kontynentu. Aktywiści Unii Europejskiej natomiast, są w rzeczywistości „zdrajcami prawdziwej Europy”, gdyż systematycznie niszczą wszystko to, co budowało ten wspaniały kontynent.
Piotr Marek
Tzw. monarchie tradycjonalistyczne w pewnym momencie padły? Dlaczego? Ano dlatego, ze ktoś je popchnął, zachwiały się, upadły i rozpadły jak próchno. Tam, gdzie „spoiwem” była tylko idea monarchiczna/dynastyczna, jak np. w Austro-Węgrzech, nikt po tych monarchiach nie płakał i niewiele z nich, realnie, pozostało. W innych przypadkach (Rosja, Prusy) powstały państwa narodowe – pewnie spoiwem była tam idea narodowa (Prusy) i/lub klasowa ew. imperialna (Rosja). Dlaczego jednak monarchie aż tak osłabły? Dlaczego tzw. „wroga robota” okazała się skuteczną? Dlaczego zawiódł „układ immunologiczny” tradycyjnych monarchii? Dlaczego podobny los nie spotyka demokracyj, a raczej oligarchij, których fasadami są demokracje? Za fasadą mniej czy bardziej chwiejnej demokracji stoi solidna oligarchia. Co, niegdyś solidnego, stało za fasadą monarchii? Czy było takie coś? Czy zniknęło? A może zmieniło fasadę, bo fasada monarchiczna zanadto spróchniała?
„…Demokracja liberalna najwyraźniej Europie się nie sprawdza…” – przy naiwnym założeniu zgodności celów deklarowanych z faktycznymi. Jeśli celem faktycznym jest umacnianie oligarchii finansowej i biznesowo-korporacyjnej, to demoliberalizm funkcjonuje CUDOWNIE STABILNIE.
„…najbardziej europejskim systemem politycznym jest właśnie monarchia tradycjonalistyczna. …” – to prawda, i artefakty tego systemu (korony, berła, trony, mitry, płaszcze koronacyjne, zbroje, …) powinny się znaleźć w każdym szanującym się europejskim muzeum historycznym. Co nie zmienia faktu, że ustrój ten osłabł, zgnił, zaśmierdł, (patrz np. dwór Ludwika XV), zeświecczył się i w końcu zdechł. Od pewnego (jakiego?) momentu coraz mniej, a w końcu prawie nic albo zgoła faktycznie nic już nie dawał swoim poddanym/ludowi, tylko istniał i inkasował podatki. Jeszcze bardziej smrodliwe były rządy Romanowów, a właściwie czasy Mikołaja II, kiedy to nieomal oficjalnie zadekretowano pijaństwo i rozpustę seksualną jako sposoby kanalizowania nadmiaru energii społeczeństwa, skrępowanego samodzierżawiem. Wiem, że to nie łacinnicy, tym nie mniej, przykład pokazuje, jakie plugastwo może się kryć za fasadą „władzy z Bożej łaski”.