Na marginesie ślubu w brytyjskiej rodzinie królewskiej

Sam przebieg wydarzenia, jakkolwiek nagłośniony do granic rozsądku (przynajmniej na Wyspach), nie będzie przedmiotem naszego zainteresowania. Ślub księcia Williama wymaga jednak kilku zdań komentarza ze względu na to, że stanowi nader jaskrawe odbicie zjawiska degeneracji dwóch pojęć: samej monarchii, a także arystokratyzmu.


W przypadku wydarzeń z 29 kwietnia 2011 mamy oczywiście do czynienia z klasycznym mezaliansem: dziewczyna z plebsu wychodzi za mąż za członka rodziny królewskiej. Dawniej wywołało by to skandal dziesięciolecia, jednak dziś coraz częściej staje się normą. Powiedzmy bowiem wprost, że to, co uczynił William, nie jest niczym niezwykłym: wystarczy przypomnieć, że już niedługo kolejna wnuczka Elżbiety II, córka księżniczki Anny Peter Phillips, Zara Phillips, wyjdzie za mąż za zawodowego rugbystę Mike’a Tindalla. Przykłady z innych dworów europejskich można mnożyć na potęgę.


Co zatem stało się z myśleniem o monarchii? Najlepszą chyba odpowiedzią jest postawienie hipotezy, że mamy tu do czynienia z długofalową konsekwencją przenikającej wszystkie sfery życia demokratyzacji oraz liberalizacji, odartego z pojęć wyższych sposobu postrzegania świata, a także niemal zupełnego przejęcia władzy przez ustroje parlamentarne, gdzie monarchia, jeżeli nawet istnieje, może jedynie spełniać rolę lalki pokazywanej od czasu do czasu zagranicznym dyplomatom w czasie oficjalnych spotkań lub rautów. By unaocznić, że nie jest to puste stwierdzenie, wystarczy powołać się na pierwszy z brzegu przykład: oto brytyjska królowa, podobnie jak członkowie jej rodziny, nie może wypowiadać się na tematy polityczne, a już tym bardziej mówić o swoich poglądach w tym zakresie. Tak funkcjonująca i w taki właśnie sposób postrzegana przez społeczeństwo monarchia musi ciągle udowadniać swoją rację bytu. Zabiega o zainteresowanie i wizerunek, chce być popularna, za wszelką cenę dąży do zaistnienia w świadomości ogółu jako jego integralna część – nawet, jeżeli oznacza to rezygnację z odwiecznych zwyczajów i mistyki, która zawsze była jej udziałem. Tej ostatniej lud nie rozumie i nie chce – niech więc życzeniu ludu stanie się zadość… Innymi słowy: panujący coraz częściej i w coraz większym stopniu zostają sprowadzeni do roli medialnych celebrytów, takich samych, jak piosenkarze lub gwiazdy filmowe – a przynajmniej tak funkcjonują w zbiorowej świadomości.


Rezygnacja z małżeństw w obrębie grupy, której ramy wyznacza odpowiednie pochodzenie, pozwoliła na dość dowolne traktowanie tego problemu i otworzyła drzwi do wejścia w rodzinę królewską praktycznie każdemu. Co ciekawe: monarchia od czasu do czasu jest tym wręcz zainteresowana ze względu na PR. Chęć oderwania się od wizerunku tradycjonalistycznej i zamkniętej struktury powoduje bowiem konieczność zmiany sposobu postrzegania dworu, jaki funkcjonuje w mediach. Ślub z kimś z ludu – a więc zaprzeczenie ważnemu elementowi odwiecznej tradycji, tego jakże pogardzanego przez oświecony motłoch ciemnogrodu – jest po temu świetną okazją, szczególnie, gdy osoba wybrana przez członka rodziny panującej na współmałżonka to ktoś dobrze prezentujący się w popularnych czasopismach i hołubiony przez kamery. 


Podobna liberalizacja daje się też zauważyć w odniesieniu do sposobu myślenia o arystokracji – jest to zresztą pewna logiczna implikacja tego, o czym pisałem wyżej. Niegdyś jedyną legitymacją, pozwalającą na wejście do tej warstwy społecznej, było urodzenie. Obecnie dobrze gdy jest, ale nie jest niezbędne. Tytuł szlachecki jako taki to oczywiście w dalszym ciągu wyróżnienie, a nawet splendor, ale taki, który wieńczy karierę i dorobek zawodowy. Trochę coś jak Oskar za całokształt twórczości. Zagadnienia moralności, przymiotów kandydata do nobilitacji, etc. przestają mieć znaczenie niemalże zupełnie. I znów pierwszy przykład z brzegu: w roku 1996 Elżbieta II wyróżniła w ten sposób Paula McCartneya, byłego członka The Beatles, a rok później Eltona Johna. Wroku 2002 dowiedzieliśmy się o tytule szlacheckim dla Micka Jaggera z The Rolling Stones: utracjusza, narkomana, alkoholika, autora niezliczonych skandali obyczajowych, a poza tym nie ukrywającego się z niczym wyznawcy tzw.Kościoła Szatana…


Ślub księcia Wiliama także tutaj stanowi dość dobrą egzemplifikację. Oto bowiem obok koronowanych głów do wzięcia udziału w uroczystościach zaproszono np. Eltona Johna i Davida Beckhama. Jak równych z równymi. Monarchia postanowiła zrównać się ze współczesną arystokracją szklanego ekranu i pieniądza – owymi niepodzielnymi władcami kolorowych pism dla nastolatek, zapewne nieświadoma, czym staje się tym samym w oczach kogoś patrzącego nań poprzez pryzmat Tradycji i pojęć metapolitycznych.


Raz jeszcze musi tu paść słowo „degeneracja” – albowiem tak właśnie rozumiem to, czego jesteśmy świadkami, a czego przykładem stał się ostatni ślub w brytyjskiej rodzinie królewskiej. Nie mogę myśleć inaczej i zdania tu wyrażonego nie cofnę, bo upadek i zgnilizna przykryte pięknem formy i jedwabiami, zasłonięte błyskiem fleszy, a nawet ukryte za pompą i blaskiem ceremonii, nie zmienią swojej istoty: nadal będą tym samym upadkiem i tą samą zgnilizną.

 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Na marginesie ślubu w brytyjskiej rodzinie królewskiej”

  1. Bez przesady. Kiedyś też było uszlachcania, noblesse de robe, nadawanie dodatku „von” itd. W XVII wieku Karol II poślubił żonę commonera Edwarda Hyde’a, Annę i nikt od tego nie umarł na apopleksję:)

  2. Ad. Piotr Napierała: Oczywiście, jakkolwiek było to zjawisko bardzo ograniczone i jeżeli już dochodziło do nadania komuś szlachectwa, to zasługi musiały należeć do wybitnych. Zresztą sama szlachta bardzo dbała o ograniczanie nadań. Przyzna Pan zresztą, że Jagger ze szlachtą i szlachectwem, opartym na przymiotach moralnych lub odwadze w boju (a więc takim, jak my to rozumiemy) ma niewiele wspólnego.

  3. Proszę poza tym zauważyć, że moim celem było dokonanie refleksji nad ściśle określonym zjawiskiem, które ma miejsce dziś, w roku 2011, a także z punktu widzenia dzisiejszych realiów, nie zaś rozważanie dziejów nadawania szlachectwa w całej ich rozciągłości.

  4. @Mariusz Matuszewski Degeneracja , o ktorej Pan slusznie pisze, jest niechybna zapowiedzia konca obecnego pokolenia. Widoczna jest wszedzie i zycia nam nie ulatwia.

  5. Nie rozumiem podniecania się tym ślubem (tak pozytywnego jak i negatywnego). Monarchia w Wielkiej Brytanii jest wyłącznie ozdobą, więc w ten sposób funkcjonuje. Ponadto kłóciłbym się, czy rodzina panny młodej rzeczywiście pochodzi z ludu. To milionerzy. Myślę, że Kate Middleton spełni swoją rolę lepiej, niż pochodząca z arystokracji Diana.

  6. Zgadzam się z Autorem. Smutna to prawda i znak naszych upadających czasów. I te migawki w tv – kleryk czy tam ichni duchowny wykonuje na dziedzińcu popisy cyrkowe (tzw. gwiazdę) oraz wychodzący z imprezy goście w rozchełstanych koszulach, słaniający się na nogach, ot elity i powaga wydarzenia. Mam jeszcze egzemplarze Illustrated London News po ś.p. Babci. Inaczej wtedy wyglądały tego rodzaju wydarzenia w Anglii.

  7. Książe Karol zdaje się mieć jakąś wizję funkcjonowania własnej osoby mimo realnego braku władzy. Ma ciekawą koncepcję ekologicznego miasta, którą swego czasu wprowadzał w życie. Czytałem o tym swego czasu w „Polityce.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *