Nasi najfajniejsi

Kłopot z Ruchem Narodowym polega na tym, że wzbudził nadzieje, a niekiedy wręcz entuzjazm części prawicowej blogosfery. Emocje zaś mają to do siebie, że zaślepiają. I tak jak zauroczony kawaler, zwłaszcza po paru drinkach – nie dopuszcza do siebie myśli, że cud dziewczyna, którą wyhaczył na weselu jest w rzeczywistości garbatą jędzą, w dodatku po trzech rozwodach i dwóch skrobankach – tak i nagli entuzjaści RN pozostają głusi i ślepi na wszelkie rzeczowe analizy tej inicjatywy.

Wyłączyć myślenie?

Fala taka przewala się nawet w komentarzach na Konserwatyzm.pl, czy w fejsbukowych dyskusjach z udziałem publicystów Portalu. Choć jako żywo – bodaj nikt z piszących na temat nie chce RN zatopić, spotwarzyć, ani zgnębić – nagle część obserwatorów sceny politycznej z zapałem neofitów żąda, abyśmy akurat dla Ruchu zrobili wyjątek – i zaprzestali analiz czym jest, z kogo się składa, jakie poglądy reprezentuje i czemu służy. Słowem – możemy sobie dociekać tych podstawowych kwestii u innych, ale od jutrzenki nowości związanej z prawicą maszerującą – wara! Zamiast tego winniśmy trwać w zachwycie, że maszerują, przyklaskiwać każdemu wystąpieniu liderów RN, uznawać, że wysuwane przez nich postulaty są zawsze słuszne, a poruszane kwestie – bez wyjątku kluczowe dla państwa i narodu. Co więcej, na korzyść RN winniśmy tłumaczyć każdą wątpliwość (bo na pewno rozmówca czy mówca z Ruchu miał co innego na myśli, a w każdym razie nie mógł powiedzieć inaczej i to tylko taka zagrywka taktyczna!), a w najgorszym razie twierdzić, że nie powiedział tego, co powiedział i nie napisał tego, co napisał. Krótko – zamiast ostrożni i krytyczni – mamy być zaślepieni i zakochani. Mamy więc przestać być „Konserwatyzmem.pl”, a zacząć być profilem randkowym dla fanów nowej inicjatywy p.p. Zawiszy, Winnickiego, Kowalskiego, Kawęckiego i Holochera. Niestety, jak napisał poeta – „nie idę na to. Nawet za grubą dopłatą”.

Dowcip polega bowiem na tym, że tego typu irracjonalność oczekiwań wobec Portalu – już się w przeszłości zdarzała. Dość wspomnieć wydarzenia sprzed 5 lat, gdy pewna część czytelników (i publicystów) nie tyle oczekiwała, co wręcz wymuszała równie bezwarunkowe, ślepe i bezkrytyczne poparcie dla Prawicy Rzeczypospolitej. „Przecież oni są tacy fajni!” – słyszeliśmy. „Przecież mówią same fajne rzeczy: że Pan Bóg, że Polska, że katolicyzm, że są konserwatystami! Natychmiast przestańcie analizować kim są naprawdę, o co im chodzi i jak to się skończy – tylko stawajcie do szeregu!”. Niestety, wyłączenie mózgu oznacza śmierć organizmu – i nie inaczej jest w życiu społecznym. Choćby nie wiem jak „fajna” była PR – to podobnie jak teraz w przypadku RN – nie zwalniało i nie zwalnia nas to od obowiązku logicznego, zdroworozsądkowego myślenia. Nie można przestać analizować danego zjawiska, starać się je zrozumieć i dowiedzieć na jego temat tylko dlatego, że ktoś uważa je za „fajne”. Aż dziwne, że trzeba to jeszcze komuś tłumaczyć!

Same fajne chłopaki…

Zwłaszcza tłumaczyć na polskiej prawicy, która regularnie popada w grzech ulegania „fajności”. Dziś, gdy Konserwatyzm.pl ma ugruntowaną pozycję „PiS-ożerczą” wydaje się to dziwaczne, ale przecież przed laty choćby prezes honorowy KZM, kol. pos. Artur Górski zjadłby własną pięść, byleby tylko zyskać z tej strony poparcie dla swego trwania u boku Jarosława Kaczyńskiego. – PiS to Polska, to jedyna prawica jaka może być! Są najfajniejsi! – słyszeliśmy zanim jeszcze ustalono, że Konserwatyzm.pl założyli Miller z Putinem. Nie inaczej było z „Nową Prawicą”. Fani Janusza Korwin-Mikkego długo nie mogli pojąć czemu Portal nie stał się partyjną tubą KNP, skoro przecież to JKM jest najfajniejszy…

To samo od lat zdarza się polskim wyborcom o prawicowych instynktach. Wszak kiedyś najfajniejszy był Lech Wałęsa, przefajny był Jan Olszewski, jedynym zbawcą Polski był Marian Krzaklewski, a następnie Jan Łopuszański był po prostu skazany na sukces. Ze wszystkich tych eksperymentów elektorat prawicowy wychodził coraz bardziej poobijany i skołowany, ale ciągle w głębokim przekonaniu, że następnym razem tak samo da się wpuścić w maliny kolejnemu fajnemu idolowi.

Mechanizm przeniesienia

A przecież mechanizm był zawsze ten sam i polegał przede wszystkim na przenoszeniu swoich oczekiwań, marzeń i poglądów na osobę ukochanego przywódcy (i związaną z nim formację). „Lider Iksiński z oczywistych przyczyn nie może powiedzieć, że najlepszym rozwiązaniem jest dokończenie holocaustu, ale z pewnością tak w głębi serca myśli i już szykuje obsadę Einsatzgruppen” – myślał sobie pogodny żydożerca i stawiał krzyżyk przy jakimś centroprawicowym filosemicie. „Prezes Pipsztycki to jest za niepodległością, przeciw Unii i Balcerowiczowi, no ale wiadomo, musi łagodniej, bo by go zjedli. Biedaczka naszego kochanego… Jak to się musi zwijać i udawać, że jest jednym z nich, ale my wiemy, że jest najfajniejszy!” – myślał inny wytrawny znawca sceny politycznej i po raz kolejny pozwalał kolejnemu hochsztaplerowi dochrapać się stołków i apanaży. I nigdy żaden z tych zakochanych durniów niczego się nie nauczył, ani nie wyciągnął żadnych wniosków.

Mówią, czego chcą

Oczywiście nikt nie twierdzi, że celem liderów RN jest oszustwo. Wprost przeciwnie, pp. Zawisza, Winnicki, Holocher, Kowalski dość wyraźnie mówią czego chcą i jak widzą swój Ruch. Co więcej, wcale im nie przeszkadzają sprzeczności w głoszonych poglądach. Kiedy Artur Zawisza w dyskusji na Konwencie KZM mówił, że osią jego Ruchu będzie „suwerencjonizm” – to nie zwrócił uwagi, że chwilę później odrzucił podstawowy dla odzyskania przez Polskę suwerenności postulat wystąpienia z Unii Europejskiej. I jak sądzę nie w obawie przed tymi tajemnymi siłami, które by nas miały „zaj…ć”, tylko w słusznym przekonaniu, że jak się będzie kandydować do Parlamentu Europejskiego głosząc konieczność jego likwidacji – to dziennikarze mogliby być złośliwi.

Podobnie kiedy mówił w licznych wywiadach o potrzebie budowania polskiej samodzielności i siły – to nijak nie odnosił tego do wyrażanych wcześniej (jeszcze w szeregach PiS i PR) przekonań o konieczności trwałego wiązania polityki polskiej z celami geopolitycznymi USA i Izraela. Sprzeczności tego wątku z rzuconym PR-owski hasłem „judeosceptycyzmu” – równie kol. Zawisza nie poruszył. W ogóle w KZM-owskiej debacie lider RN postawił kilka tez, które przez fanów Ruchu zostały przyjęte do wierzenia bezkrytycznie, jak przekonanie, że nie ma sensu się teraz organizować w partię („bo nie damy rady” – jakby to była jakaś filozofia), albo że nie ma sensu odróżniać się od PiS-u inaczej, jak tylko formą wystąpień i skrajnością rzucanych haseł („bo by nas walec przejechał”.) No tak – kiwają głowami zakochani zwolennicy – widać wie co mówi…! Pewnie tak trzeba! Wodzowie wiedzą więcej, w końcu są wodzami! W dodatku takimi fajnymi… – powtarzają ci, co wcześniej tak samo trzęśli głowami nad przemilczeniami, niekonsekwencjami i fałszami Wałęsy, Olszewskiego, Krzaklewskiego, czy Kaczyńskiego.

Ni da się zrobić” i RTR

Tymczasem Ruch Narodowy staje się z jednej strony ruchem „to się nie da zrobić”, a z drugiej – co wkrótce, bo 13 grudnia stanie się szczególnie jaskrawe – jest w istocie kolejnym „ruchem III Rzeczypospolitej”. „Ni da się zrobić” to wyraźny lejtmotyw RN w fundamentalnych kwestiach politycznych: nie da się odróżniać i krytykować PiS, nie da się wystąpić z UE, nie da się realnie przeorientować naszej polityki zagranicznej, nie da się oderwać od historycznych i programowych ograniczeń centroprawicy w Polsce. No zwyczajnie się nie da i już dajmy spokój dociekaniu czemu!

RTR-owość zaś Ruchu Narodowego polega na fakcie, że przy wszystkich tych programowych i intelektualnych słabościach – jest to ruch jednego hasła: „dokończenia rewolucji Solidarności”, czyli zbudowania jeszcze raz III RP, ale takiej, w której to „my będziemy rządzić” i siłą rzeczy wszystkim zrobi się lepiej. Mamy więc do czynienia z koalicją przeciw wypaczeniom demoliberalizmu w Polsce, a nie ruch prawdziwie nastawiony na jego zmiecenie z naszego kraju. Choćby nie wiem jak fajny się wydawał swym wielbicielom, których się upoili medialną „zawiszówką” – Ruch Narodowy to tylko kolejna z szeregu inicjatyw outsiderów centroprawicy, wzmocnionych (?) nieco nowym narybkiem. Zobaczymy to zresztą w rocznicę wprowadzenia Stanu Wojennego, gdy RN-owcy ruszą ramię w ramię z aparatczykami „Solidarności”, niczym współczesna odmiana Ligi Republikańskiej. Będą skandować „precz z komuną” i tłumaczyć, że w ten sposób wyrażają dezaprobatę dla… rządów PO. Będą znowu odwracać uwagę patriotycznie nastawionej opinii publicznej przez kierowanie jej na żądanie „nowej Norymbergi” i sądzenie starego Generała, zamiast szukać rozwiązań tragicznej sytuacji gospodarczej i międzynarodowej Polski. Ale na to wszystko mamy pozostać ślepi i głusi, bo przecież ONI SĄ TACY FAJNI!

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Nasi najfajniejsi”

  1. Słusznie. Nie powinniśmy przejmować się aż tak tzw. „bieżączką” i widzieć wielkiej eschatologicznej polityki w tymczasowych połajankach i podchodach politycznych. Jest perspektywa ważniejsza – perspektywa wiedzy, idei, celów do których się zmierza, wartości które się reprezentuje. Niestety tak w większości nie jest.

  2. No ale oni są fajni, więc czego się czepia? A apropos PiS, to wklejam tu owoc moim badań (copyleft na fejsbuku). Uwaga! Cytuję: Po przejrzeniu oryginałów Starego Testamentu (hebrajskiego i greckiego) uwierzyłem, że Ludwik Dorn sam wymyślił nazwę “Prawo i Sprawiedliwość”. Te dwa bliskoznaczne słowa często występują w hebrajskim Starym Testamencie (w dowolnej kolejności) jako מִשְׁפָּ֥ט וּ֝צְדָקָ֗ה (miszpàt u’cedakàh), a w greckiej Septuagincie – jako κρίσις καὶ δικαιοσύνη. Tylko czytelnik polskiej Biblii Tysiąclecia mógł wpaść na “Prawo i Sprawiedliwość”, a podejrzewam, że Ludwik Dorn studiuje Biblię właśnie w tym przekładzie. Chociaż może zaczerpnął z Cylkowa? Jak מִשְׁפָּ֥ט וּ֝צְדָקָ֗ oddał po polsku wielki tłumacz Izaak Cylkow? W każdym razie Miszpàt u’Cedakàh (MuC) brzmi godnie.

  3. Słusznie, nawet bardzo słusznie. Jedynie lekko zgrzyta mi gdy przypomnę sobie poparcie dla Libertas w wyborach. Z tą różnicą, że Libertas od początku było ugrupowaniem wyborczym, tu jeszcze sytuacja nie doszła do tego momentu a już jest sporo zastrzeżeń. Wydaje się, że Libertas podobnie było za ograniczeniem UE, nie wystąpieniem, podobnie nie było o ile pamiętam samodzielne wobec USA czy Izraela. Czyli zgrzyty co najmniej podobne. Cytując profesora Wielomskiego : „Oto tworzymy Libertas. Naszym celem jest stworzenie prawicowej kontrpropozycji dla PiS; wyparcie PiS z prawej części sceny politycznej. To jest walka nie razem z PiS, ale przeciwko PiS. Na prawicy możemy być albo my, albo PiS. Dla dwóch partii brak tu miejsca. Jedna z sił musi zostać unicestwiona. Poza pieniędzmi z dotacji budżetowej, przewaga partii Kaczyńskich wynika z tego, że narzuciła prawicy swoją narrację, swój dyskurs oparty o slogany lustracji, walki z agentami i rozprawiania o tym co było 30 lat temu. Libertas – przynajmniej ja to tak rozumiem – zakładamy po to, aby wydrzeć PiS prymat na prawicy, aby więcej nie było masakrowania ludzi prawicy i konserwatywnych hierarchów Kościoła za pomocą jakich papierków sprzed 40 lat. Chcieliśmy aby ten bełkotliwy dyskurs został zastąpiony przez głębszą refleksję o miejscu Polski w Europie, o jej systemie ekonomicznym, o katolickiej Polsce.” – całość na http://konserwatyzm.salon24.pl/103715,adam-wielomski-zapisione-mozdzki . Jeden i drugi ruch nie był bez poważnej skazy. Podobne stawianie na demoliberalizm z ludzką twarzą (przy założeniu, że to prawda w przypadku RN). Sam Libertas w skali Europy był bardzo niejednolity, w Polsce raczej też dość zróżnicowany. Co się zmieniło? To, że tu na wiecu padło nieszczęsne hasło dokończenia „rewolucji solidarności” czy ten cały marsz 13 grudnia?

  4. Czy coś się zmieniło, tzn. czy Ruch Narodowy jest Libertasem? Nie, RN nie jest Libertas Polska, choć ma co najmniej jednego tego samego frontmana 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *