„Nie byłem żadnej nocy wożony żadną karetką, nie leżałem w szpitalu, nie poparzyły mnie meduzy, nie było żadnej trzydniowej imprezy”

Od wczoraj w internecie krąży dosyć dowcipny tekst opisujący w dramatyczny sposób moje i innych osób, rzekomo ocierające się o zbrodnię, zachowania podczas zjazdu USOPAŁ na Teneryfie. Plotek na temat osób publicznych (a chcąc nie chcąc w ostatnim czasie taką się stałem) w internecie jest od zatrzęsienia, ale w związku z tym, że ta, o której wspominam, zrobiła już pewną karierę i stała się przedmiotem telefonów z redakcji Gazety Wyborczej (będą pewnie publikacje), więc warto ją w kilku słowach skomentować.

Po pierwsze, krążący tekst w znaczącej mierze oparty jest o jakieś zmyślenia. Nie byłem żadnej nocy wożony żadną karetką, nie leżałem w szpitalu, nie poparzyły mnie meduzy, nie było żadnej trzydniowej imprezy, nie było „ordynarnych śpiewów”, nieprawda, że opuściłem jedną z Mszy św. (choć rzeczywiście się na nią spóźniłem, z powodu żmudnego wyciągania kolców jeżowców ze stóp).

Co było? Był zjazd z dwudniowymi obradami i kilka dni wolnych na luźne zwiedzanie wyspy, spotkania oficjalne, ale w mniejszym gronie oraz towarzyskie. Faktem jest, że były wieczorne spotkania i jedna większa impreza imieninowa. Czuję się na swój sposób wyróżniony, że tylko moje nazwisko spośród biorących w niej udział wymieniono, bo stawiła się na niej co najmniej połowa osób obecnych na zjeździe, w tym większość spośród tych, którzy na zjazdy organizowane przez USOPAŁ jeżdżą od lat. W bardzo zacnym gronie śpiewne były m.in. polskie pieśni wojenne, żołnierskie itd. co rzeczywiście, zakończyło się interwencją obsługi hotelu z powodu późnej pory.

Było pływanie w morzu i związane z tym przygody z kolcami jeżowców. Były spotkania, rozmowy, wieczorne wyjścia na miasto. Było zwiedzanie wyspy. Była polska, jednego, wspomnianego wyżej wieczora, prawdopodobnie zbyt huczna, zabawa. Ot i całe „misterium nieprawości”

Jest wreszcie piękny album ze zdjęciami, który dostałem w miesiąc po zjeździe na Teneryfie od USOPAŁ z imiennymi podziękowaniami, powinszowaniami i gratulacjami od prezesa Kobylańskiego. Za co serdecznie dziękuję.

W całej tej sprawie, która budzi jedynie mój nieco żażenowany uśmiech, jest zaledwie jeden, poważny wątek. Tym wątkiem są, stare jak świat, próby rozgrywania środowisk emigracyjnych przez różne czynniki krajowe. Z tym, że akurat ta próba przejdzie raczej do annałów humoru sytuacyjnego niż do kanonu politycznych intryg i spisków. Choć pewnie jej autorzy chcieliby wierzyć, że prowadzą jakąś poważną grę

Robert Winnicki

za: fb

aw

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]
Facebook

0 thoughts on “„Nie byłem żadnej nocy wożony żadną karetką, nie leżałem w szpitalu, nie poparzyły mnie meduzy, nie było żadnej trzydniowej imprezy””

  1. Podobno całą sprawę nakręcili kumple Sendeckiego z grupy Podlasie21 (ci sami, którzy kiedyś wystawili Kononowicza do wyborów prezydenckich w Białymstoku).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *