Nie uchodzi…

Czytelnikom niniejszego tekstu należy się na początku wyjaśnienie. Autor pragnie wziąć udział w najgorętszym sporze, jaki można sobie w obecnej sytuacji Europy wyobrazić: w sporze o tzw. uchodźców. Uznając kulturotwórczą rolę polemiki nie pretenduje przy tym do argumentacyjnej oryginalności. Pragnie powtórzyć raz jeszcze znane wszystkim zaangażowanym obywatelom argumenty.

Asumptem do refleksji (i bodźcem do działania) stał się dla nas artykuł Pana Marka Ostrowskiego (POLITYKA Nr 38/2015) pt. „Nie uchodzi nie pomóc”, naszym zdaniem błędnie diagnozujący obecną sytuację polityczną Europy. Nie podzielamy bijącego z niego optymizmu i zaufania do władz Unii Europejskiej. Nie podzielamy też silnego krytycyzmu wobec wszelkich narodowych prób stawienia oporu obecnej polityce Niemiec, przez autora postponowanych jako „nacjonalistyczne” i „egoistyczne”.

Pomijając wszelkie czysto retoryczne chwyty (mówi się bowiem o „grupce” imigrantów, która ma do Polski przybyć, o tym, że wszyscy jesteśmy w jakimś sensie imigrantami czy o naszym narodowym egoizmie) przejdźmy do analizy racjonalnych argumentów.

„Podpisaliśmy traktaty. – czytamy już na początku – Sens jednego z nich jest taki: kiedy jedno państwo znajdzie się w sytuacji nadzwyczajnej, bo nagle, tak jak teraz, napłynęła fala obywateli państw trzecich – Unia podejmuje środki tymczasowe na korzyść nadmiernie obciążonych.” Czy fala ta napłynęła nagle? Przecież Europa przyjmuje nielegalnych imigrantów już od lat! Państwa członkowie przez lata nie zrobiły dokładnie nic, aby np. umocnić ochronę zewnętrznych granic Unii. Sytuacja obecna jest owocem wieloletnich zaniedbań – sugerowanie, że jakieś państwa europejskie są nią zaskoczone jest fałszywe.

Pan Ostrowski zauważa, że stanowisko polskiego rządu w sprawie przyjmowania „uchodźców” jest kompromisem pomiędzy „dobrą wolą a politycznym realizmem”. Jest to fakt symptomatyczny: wskazuje wyraźnie kierunek, w którym rozwija się współczesna liberalna demokracja. Prawa nie traktuje się już (zgodnie z koncepcją realistyczną) jako odwzorowania świadomości prawnej i etnicznej jego podmiotu – staje się ono narzędziem lewicowej inżynierii społecznej, która pragnie ten podmiot konstytuować. Nie chcecie u siebie obcych? To zmienicie zdanie, czy wam się to podoba, czy nie!

Tekst jest pełen insynuacji dotyczących polskich zobowiązań historycznych wobec Zachodu, czym zresztą spośród głosów mediów „głównego nurtu” się nie wyróżnia. Sugeruje także, że wszelkie argumenty starające się wyłuszczyć różnicę pomiędzy niegdysiejszą emigracją polską a tą obecną idącą z Afryki i Azji są tylko chytrymi „chwytami” uspokajającymi ludzkie sumienia. Autor nie zadaje sobie przy tym trudu krytyki i wszystkie z nich odrzuca a limine. Jakiego rodzaju są to „chwyty”? Weźmy jeden z nich: „my jesteśmy z tej samej kultury chrześcijańskiej co inne kraje Zachodu”. Wobec tego mamy większe prawo do pomocy niż np. Azjaci. Gdzież tu demagogia? Cywilizacja zachodnia, której odwiecznym spoiwem było i jest chrześcijaństwo, jest formą wspólnoty, podobnie jak rodzina czy naród. Moralnym obowiązkiem członków wspólnoty jest nawzajem się wspierać i traktować lepiej, niż traktujemy innych ludzi. Nie jest więc tak niesłychanym to, że jednym pomagamy, a innym tej pomocy możemy odmówić. Zapyta ktoś: czy zgodnie z tą logiką nie powinniśmy pomóc teraz Niemcom jako członkom wspólnoty w rozładowaniu imigranckiego kryzysu? Absolutnie nie! To oni przeciwko wspólnocie występują poprzez promocję ideologii multikulturalizmu. Niszczą więc podstawowe założenie jedności, a w tym pomagać im nie wolno.

O destrukcyjnym aspekcie unijnej ideologii autor nie wspomina. Odwołuje się natomiast do amerykańskiego wzorca asymilacji – tzw. melting pot, czyli tygla przetopowego. „[…] przydałby się nam amerykański melting pot, ludzki tygiel, choćby skromny, zwłaszcza że demografowie wieszczą depopulację Polski.” Z tą tezą można się zgodzić, jednakże to nie Polska jest brakowi tego tygla winna! To promowany przez Unię Europejską multikulturalny model asymilacji, który można określić jako salad bowl jest jego absolutnym zaprzeczeniem. Tygiel przetopowy, który odniósł sukces w Stanach Zjednoczonych działa bowiem tylko w określonych okolicznościach: wszyscy, którzy do danej wspólnoty chcą należeć, przyjmują jej moralność i obyczajowość oraz prawo. Taki duch przemawia ze słów i czynów wielkich Ojców Założycieli.

Model unijny jest już w samych założeniach zgoła inny. Każdy ma zachować swoją własną kulturę – takie przemieszanie stworzy różnorodność i pozwoli wszystkim duchowo się wzbogacić. O żadnej więc silnej wspólnocie nie może być mowy – byłaby ona przeszkodą w realizacji „pluralistycznego” ideału. Nam wydaje się natomiast, że realna asymilacja byłaby możliwa, gdyby europejska wspólnota przyjmowała wobec imigrantów rolę gospodarza wyznaczającego granice zachowań, podobnie jak Polska przy zakończonej powodzeniem asymilacji Tatarów. W obecnej sytuacji działaniem bardziej adekwatnym od liberalizacji i dostosowywania prawa do „innych” byłoby więc jego zaostrzenie w duchu europejskiej tradycji. Z przywróceniem kary śmierci włącznie.

Życie różnych cywilizacji obok siebie w przemieszaniu jest wysoce konfliktogenne. Przykładów można by podawać wiele, wystarczy sięgnąć do Feliksa Konecznego czy Samuela Huntingtona, do historii relacji Zachodu z cywilizacjami arabską i żydowską oraz do współczesnych relacji pomiędzy dwoma ostatnimi. Wbrew niewiele mówiącym statystykom, obecni w Europie uchodźcy do żadnej identyfikacji z nami wcale się nie kwapią. Tworzą zwarte społeczności, a imamowie podsycają tylko ich antyeuropejskie nastroje. Trzeba więc wyartykułować wyraźnie ważną, a zapoznawaną prawdę: współczesny model asymilacji nie sprzyja współżyciu, a prowadzi do nieuchronnego konfliktu.

Jak do lęków europejskiego społeczeństwa odnosi się Pan Marek Ostrowski? Pobrzmiewa w jego głosie ton niefrasobliwy. Obawiamy się inwazji obcych i obciążenia systemu zapomóg socjalnych? Nonsens! „Jeśli ci ludzie, często z tobołkami i dziećmi, pokonują pieszo tysiąc kilometrów albo narażają się na ryzyko, płynąc przez morze w byle barkach, to może będą zdolni wziąć los w swoje ręce?” Zwykłe non sequitur jest w tym argumencie widoczne na pierwszy rzut oka. Zajrzyjmy do statystyk, chociażby holenderskich, które pokazują jasno, że bez mała 70% takich przedsiębiorczych Somalijczyków żyje z pieniędzy Holendrów.

Obawiamy się może terroryzmu? To też nieporozumienie. „Jeśli już wśród nas […] były tysiące ochotników do walki w szeregach tzw. Państwa Islamskiego, to po cóż to państwo miałoby wysyłać ludzi z powrotem na tułaczkę, na kruchych i niebezpiecznych łodziach do Europy?” Po odpowiedź sięgnijmy do cytatów znalezionych w słynnej książce Oriany Fallaci: „Pewnego dnia miliony ludzi opuszczą półkulę południową, aby wedrzeć się na półkulę północną. I z pewnością nie jako przyjaciele. Ponieważ wedrą się, aby dokonać podboju. I podbiją ją, zaludniając swoimi dziećmi. To brzuchy naszych kobiet dadzą nam zwycięstwo.”, mówił Huari Boumedien już w roku 1974. W innym miejscu czytamy: „[…] Organizacja Konferencji Islamskiej zakończyła kongres w Lahore dyskusją, podczas której poruszono zagadnienie przekształcenia napływu imigrantów na kontynent europejski […] w „przewagę demograficzną”[1]. Czy tak irracjonalne jest wobec tych i masy innych podobnych wypowiedzi podejrzenie, że cywilizacja islamu próbuje Zachód w ten sposób podbić, tworząc tutaj przy pomocy swoich (często nieświadomych) członków odpowiednią infrastrukturę? Taką wizję zdaje się potwierdzać także informacja znaleziona w tym samym numerze „Polityki”. Czytamy tam, że Arabia Saudyjska (czyli wielkie siedlisko najskrajniejszego odłamu religii islamu, jakim jest wahabizm) deklaruje chęć postawienia w Niemczech dwustu meczetów.

Pan Redaktor Ostrowski twierdzi także, że Polska nie powinna się na temat imigrantów wypowiadać, ponieważ ich prawie w ogóle u nas nie ma. Wprost przeciwnie! Właśnie dlatego powinna wypowiadać się jak najwięcej! Polacy postępują tutaj niezwykle rozsądnie, bo zgodnie ze starą, Owidiuszową maksymą: principiis obsta! Przeszkadzaj początkom! W tym duchu myślą Polacy, szkoda, że Unia nie. Efekty widać jak na dłoni.

Na koniec dygresja. Otóż często bywa, że odwoływanie się zwolenników multikulturalnej polityki Unii do danych naukowych (tj. ekonomicznych oraz demograficznych prognoz) nosi znamiona manipulacji. Dane te z rzadka mogą uchodzić za prawdziwie naukowe. Mówi się, że przyjęcie imigrantów jest gospodarczo konieczne w obliczu europejskiego niżu demograficznego. Czyni się przy tym ciche założenia z dziedziny filozofii cywilizacji oraz antropologii filozoficznej, mianowicie, że dwie różne cywilizacje mogą współżyć oraz że człowiek nie dąży do konfliktu, kiedy nie jest do niego finansowo zmuszony. Nie wdając się w ich krytykę pragnę tylko zaznaczyć, że tezy te są arbitralne i naukowo niedowodliwe: zależą ostatecznie od naszych wizji świata i człowieka. Przedstawianie ich więc jako naukowych jest uprawianiem pseudonauki. A powtarzane stale frazesy o tym, że przemieszanie cywilizacyjne nas wzbogaci, budzi już w społeczeństwie rozbawienie. „Wzbogacimy się poprzez poznanie ich obyczajów!” – entuzjazmują się multikulturaliści. Owszem, obyczaje ich chętnie bliżej poznamy. Tylko czemu od razu na własnej skórze?

Mateusz Mirosławski


[1] Cytat za: Oriana Fallaci, Siła rozumu, Warszawa 2004.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Nie uchodzi…”

  1. Moim zdaniem, WSZYSTKIE osoby i INSTYTUCJE, zachęcające do przyjęcia tzw. uchodźców, są RASISTAMI. Tak, dokładnie, RASISTAMI, walczącymi z rasą białą. Niezależnie od swoich deklarowanych celów oraz od świadomości celów faktycznych. Dotyczy to i posługiwania się zafałszowanym pojęciem „miłosierdzia” (organizacje pozarządowe, media, Kościół), i „solidarności międzyludzkiej” (wolnomularze, media, lewacy) i „praworządności” i „państwa prawa” (policjanci, prokuratorzy, sędziowie tropiący tzw. „mowę nienawiści” i inne rodzaje wypowiedzi antyimigranckich). Niezależnie od obecnie obowiazującej politycznej poprawnosci i tzw. prawa stanowionego, nie ma żadnej różnicy miedzy tymi ludźmi a nazistowskimi propagandystami od dra Goebbelsa czy SS Reichfuehrera Himmlera, tyle, że godzą nie w Żydów/żydów ( w tych teraz nie wolno), lecz w białych (ci są beee, a więc w nich nie tylko wolno, czy wypada, bo to teraz „nie obciach”, ale wręcz trzeba, bo to i winy kolonialne, i prawo stanowione). Ci ludzie zasługują na takie potraktowanie jak Armia Czerwona traktowała nazistowskich RASISTÓW.

  2. … a jeszcze lepiej: Proces Norymberski Bis. A to po to, by z osób niegodziwych nie udało się uczynić męczenników, czy niewinnych ofiar bolszewizmu/putinizmu/fundamentalizmu_katolickiego … Po prostu: profesjonalnie, nie spiesząc się, rzetelnie i bez nienawiści, wyświetlić motywacje, cele, metody i środki, powiązania, ośrodki kierownicze i źródła finansowania. Określić ilość ofiar oraz koszty materialne skutków ich działań i zaniechań. Następnie osądzić i wykonać wyroki.

  3. … co do róznic między proimigranckimi RASISTAMI, a więc neo-Goebbelsiarzami a „klasycznymi” Goebbelsiarzami. Metody neo-Goebbelsiarzy są o niebo mniej prostackie, trudniej uchwytne, a przez to bardziej perfidne i groźne, bo obezwładniają ofiary moralnie, odwołując sie do ludzkich uczuć białego człowieka. Dlatego i wina neo-Goebbelsiarzy nie jest mniejsza, niż dra Goebbelsa czy jego ludzi.

  4. „…To brzuchy naszych kobiet dadzą nam zwycięstwo.”, mówił Huari Boumedien już w roku 1974. …” – jeśli czołg jest bronią – mamy środki p-panc. na samolot – p-lot. A co jest na brzuchy pokazali, umiłowani naszych elit wychowankowie Stefana Bandery.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *