W regionalnych wyborach do Landtagu przygranicznej Saksonii niespodziewanie prawie 10% głosów zdobyła „prawicowo-populistyczna” i „antyeuropejska” Alternatywa Dla Niemiec (AfD). W całych Niemczech trwa ostatnio intensywna debata nad tym, czy (a raczej: jak) można zatrzymać niekontrolowaną falę imigracji. A w regionach przygranicznych wzrastają nastroje antypolskie i antyczeskie (skutecznie zresztą podsycane przez media).
Co ciekawe, obawy w wschodnich landach niemieckich nie są wcale inne, niż obawy w Polsce, odnoszące się do wymierania prowincji. Oczywiście – poziom życia, majętności i rozwoju polskiej a niemieckiej prowincji diametralnie się różnią. Niemniej jednak także Niemcy zauważają, że prowincja się wyludnia, do miast odpływają ludzie młodzi, a pozostają starzy. Wzrasta bezrobocie, zamyka się szkoły, poczty i posterunki policji, znikają połączenia kolejowe czy autobusowe. Niemcy coraz głośniej krytykują fakt, że ich pieniądze odpływają do UE, za granicę, zamiast trafiać do potrzebujących doinwestowania regionów kraju.
Do tego dochodzi jednak jeszcze jeden, bardzo istotny czynnik: strach przed przestępczością i imigracją z Polski i Czech. I na tym strachu, w dużym stopniu, swoją kampanię wyborczą oparła AfD, która postrzega się jako faktyczny zwycięzca wyborów (choć zajęła dopiero czwarte miejsce, to w niektórych okręgach głosowało na nią nawet 33% wyborców). Gdyby krótko i zwięźle podsumować wschodnioniemieckie postrzeganie sąsiedztwa z Polską – to należałoby powiedzieć: przestępczość. A z Czechami: prostytucja. Te stereotypy niestety podsycają dość skutecznie media. Był taki czas, kiedy niemiecka telewizja niemalże codziennie donosiła o zagrażających bezpieczeństwu na drogach polskich tirach i autokarach, o niezabezpieczonych ładunkach, przemęczonych kierowcach, pojazdach nie spełniających wymagań technicznych… Teraz upodobały sobie tematykę czeskich prostytutek, polskich przygranicznych złodziei sprzętu rolniczego, samochodów, rowerów oraz włamywaczy, a także mniej lub bardziej prawdziwą polska imigrację do przygranicznych niemieckich miejscowości, w których z powodu odpływu ludności nie brakuje tanich, wolnych mieszkań i domów.
Kto głosował na „prawicowo-populistyczną” i „antyunijną” AfD? Wbrew temu, co mówią jej przeciwnicy polityczni, wcale nie wyłącznie wyborcy, którzy wcześniej popierali nacjonalistyczną (i po części neonazistowską) NPD. Ta bowiem nigdy aż takim poparciem się nie cieszyła. Na AfD głosowała typowo niemiecka klasa średnia, tzw. drobnomieszczaństwo – mali i średni przedsiębiorcy, a także ludzie wykształceni – urzędnicy, nauczyciele. To znak, że obawy, które skutecznie wykorzystała w swej kampanii AfD, wcale nie są jakimś politycznym marginesem.
Temat niekontrolowanej imigracji jest zresztą aktualny także na płaszczyźnie ogólnoniemieckiej. Coraz głośniej mówi się o konieczności przynajmniej przejściowego i miejscowego przywrócenia kontroli granicznych. Na szczeblu federalnym dotyczy to jednak nie imigrantów z nowych państw członkowskich, lecz z Afryki czy Azji – zwłaszcza muzułmanów, z którymi Niemcy mają coraz większe problemy. Imigracja do Niemiec – zarówno ta legalna, z UE, jak i ta nielegalna – konsekwentnie wzrasta na przestrzeni ostatnich kilku lat. Premier tradycyjnie chadeckiej Bawarii powiedział, że potrzebne będzie przywrócenie kontroli granic – nie przypadkowo, bowiem właśnie do Bawarii trafiają najpierw nielegalni imigranci z Afryki, którzy pociągiem – przez Włochy i Austrię – dostają się do Niemiec. Ponieważ to właśnie Niemcy, jako jedno z najbogatszych i najbardziej rozwiniętych państw UE, są krajem docelowym tej emigracji ludzi biednych, głodnych, niewykształconych, zdesperowanych, i będących jedynie potencjalną klientelą pomocy społecznej, oraz niosących za sobą ryzyko konfliktów społecznych – Niemcy coraz mocniej domagają się prawnej regulacji „dyslokacji” imigrantów w całej UE. Dla Niemiec byłoby to rozwiązanie bardzo wygodne: gdyby istniała prawna regulacja, ile procent uciekinierów zostanie umieszczone w którym państwie, RFN w ten sposób pozbyłaby się sporej części swoich nielegalnych imigrantów. Inna sprawa to oczywiście realna możliwość egzekucji takich postanowień – jak bowiem zmusić imigrantów, by pojechali przykładowo do Rumunii, Bułgarii czy Polski, kiedy kraje te nie są choćby w przybliżeniu tak atrakcyjne, jak Niemcy czy Francja? Zresztą Francja ma właśnie ten problem z „swoimi” Cyganami z Rumunii – wydala ich za granicę, a ci ponownie wracają. Legalnie – wewnątrz UE panuje przecież swoboda przemieszczania się i wyboru miejsca zamieszkania.
Tak czy inaczej – dla Niemiec masowa imigracja staje się coraz bardziej oczywistym problemem, i mówią o tym już nie tylko partyjki ekstremistyczne i marginalne. W 2012 roku po raz pierwszy w historii Niemcy zajęły drugie miejsce – tuż za USA – w światowym rankingu krajów imigracyjnych. 400 tysięcy rocznie – tyle imigrantów napływa do Niemiec. W tym 20 do 40 tysięcy zatrzymanych (!) nielegalnych imigrantów rocznie z Azji i Afryki. Wzrasta też przestępczość zorganizowanych band, przemycających ludzi drogą lądową i morską spoza UE, docelowo do Niemiec (także przez Polskę). Imigracja staje się poważnym problemem, który nie może dłużej być pozostawiony bez żadnej odpowiedzi. I Niemcy zdają się to zauważać.
Michał Soska
Prawicowo populistyczna
Prawicowo populistyczna? Chyba nazistowsko faszystowska czyli lewicowa. NO ALE CZEGO MAM SIĘ spodziewać na portalu na którympisze zlewak libicki udajacy konserwatyste czlonka socjalistycznej PO