Na pierwszy rzut oka jest to nowina mająca doniosłe znaczenie, a sama inicjatywa zasługuje na radość wszystkich stronnictw prawicowych, a także zwykłych katolików, nie zaangażowanych w debatę publiczną. Chwila refleksji nad projektem KEP musi jednak nasunąć również pewne wątpliwości.
Bóg stworzył wszechświat, jest jego Panem, to on pozostaje źródłem wszelkiej władzy i prawa. Czy więc intronizacja taka, jak ta proponowana, cokolwiek zmieni w sferze faktycznej? Nie – bo zmienić nie może.
Ktoś powie, że chodzi o symbol: oto bowiem naród ustami swoich pasterzy wyzna i potwierdzi, że jest narodem katolickim. To piękny gest – nie ulega wątpliwości.
Jest jednak faktem niezaprzeczalnym, że w Polsce coraz bardziej zanika świadomość religijna, z kolei społeczeństwo rozumiane jako ogół, zgodnie z trendami importowanymi z Zachodu, obojętnieje wobec wiary i nie odczuwa przywiązania do hierarchicznego, jedynego Kościoła (pomijam już fakt, że mało kto, nawet wśród katolików uczęszczających na niedzielne msze, rozumie i akceptuje znaczenie sentencji extra Ecclesiam nulla salus). Liberalizacja Jej nauczania, także w Polsce, jest faktem – pomimo pięknej postawy niektórych polskich biskupów. Dogmaty traktuje się wyłącznie jako zmurszałą rzeczywistość historyczną. A zatem wygląda na to, że – jak to mamy w modzie – chcemy wznieść kolejny połyskujący sztandar bez oglądania się na to, czy grunt pod to, co ów sztandar ma reprezentować, jest przygotowany. Innymi słowy – obawiam się, że naród, coraz bardziej przesiąknięty rzeczywistością do głębi demokratyczną i liberalną, nie zrozumie tego gestu tak, jak rozumieć i przyjąć go powinien.
Nie jest to jednak problem jedyny. Otóż aktu intronizacji chcą dokonać sami biskupi – bez udziału władz państwowych. Tylko, że nie można mówić o poświęceniu Państwa Bożej opiece, jeżeli nie czynią tego ci, którzy tym państwem kierują. Na domiar złego sam Kościół popiera do głębi rewolucyjną i ze wszech miar złą doktrynę o swoim oddzieleniu od tegoż państwa… Jak królem Polski mogą obwołać Chrystusa ci, dla których demokracja jest ustrojem jedynym, do tego stopnia, że sami negują boskie pochodzenie władzy i uznają, że jedynym suwerenem jest naród? A zatem stawiają lud ponad najważniejszą zasadą polityki prowadzonej zgodnie z katolicką etyką?
Niestety źle wybrano także moment – choć tę niedogodność uważam za najmniej istotną. Informacja o inicjatywie polskich biskupów wypływa tuż po wygranej PiS. Jak dotąd Kościół, ustami swoich hierarchów, odnosił się do tzw. ruchów intronizacyjnych dosyć sceptycznie (przypomnijmy krytykę analogicznej inicjatywy polskich parlamentarzystów jeszcze z roku 2012), a zatem zmiana opinii wydaje się nagła. Niestety powiązanie obydwu wydarzeń – którego w mediach zapewne nie zabraknie, nie wróży dobrze. Nie jestem zwolennikiem PiS, ale ucierpieć na tym może dobre imię Kościoła.
Co do inicjatywy sprzed lat dziesięciu, tej sejmowej, również i ona budzi wątpliwości. Przede wszystkim lud nie jest źródłem władzy. Jest zatem zupełnie pozbawionym logiki pomysł, by to lud decydował o obwołaniu (bądź nie) Chrystusa, Króla Wszechświata, królem Polski – którym On i tak jest. Co więcej: fakt, że miałby tego dokonać parlament, w którym zasiadają ateiści, socjaliści, homoseksualiści oraz liberałowie wszelkiej maści – a więc jawni wrogowie Kościoła, zakrawa na kpinę z bożego prawa.
Nigdy w dziejach nie widziano, by w normalnym państwie to lud nadawał godność monarszą swojemu królowi. Jest ona przyrodzona i pochodzi od Boga. Tym bardziej trzeba zapytać o to, jakie więc jest prawo ludu do przyznawania jej najwyższemu Suwerenowi – samemu Bogu? Zwłaszcza, że miałby to uczynić za pośrednictwem ciała politycznego do głębi przeżartego zgnilizną i dopuszczającemu do władzy jawnych, zdeklarowanych wrogów Boga?
Jakże różni się ów projektowany akt od tego, którego dokonał we Lwowie Jan Kazimierz… Zwróćmy uwagę: wówczas nie dokonano żadnej intronizacji. Jan Kazimierz, panujący z Bożej woli monarcha, ślubuje Najwyższej Królowej, Pani Niebieskiej… Ziemski wasal klęka u tronu swojej Suwerenki, dziękuje Jej za doznane łaski, przysięga wierną służbę, a także prosi o opiekę nad królestwem. Potwierdza, że władzę swoją dzierży z łaski Jej Jednorodzonego Syna – ale nie uzurpuje sobie prawa do przyznania Jej korony, którą Ona i tak przecież posiada.
Jakiż kontrast z tym, co widać dzisiaj… I to jest dla nas wzór, który winniśmy naśladować. Nie intronizacja – ale ślubowanie wierności, a potem jej dochowanie. Tego nam dzisiaj potrzeba najbardziej. Intronizacja taka, do jakiej chce się doprowadzić dzisiaj, polityczno – religijna karykatura tego, czym wydarzenie to być powinno i co stanowi jego istotę, w najlepszym razie szybko pójdzie w niepamięć. Tymczasem Polsce – i nie tylko nam, potrzeba budowy podwalin. Re-chrystianizacji w duchu powrotu do tradycji oraz przywołania dawnej dyscypliny wiary i sumienia. Potrzeba powrotu Europy wzniesionej na tronach bożych pomazańców. Dopiero oni złożyć mogą hołd Chrystusowi – Królowi Królów.
W roku 2012 polscy biskupi stwierdzili: „Myślenie, że wystarczy obwołać Chrystusa Królem Polski, a wszystko się zmieni na lepsze, trzeba uznać za iluzoryczne, wręcz szkodliwe dla rozumienia i urzeczywistniania Chrystusowego zbawienia w świecie”. Dziś wypada im przypomnieć te słowa.
Mariusz Matuszewski
www.myslkonserwatywna.pl
Obawiam się, ze mamy do czynienia z próbą „ukręcenia łba” sprawie Intronizacji, podobnie, jak ukręcono łeb sprawie Poświecenia Rosji Niepokalanemu Sercu NMP. Poświęcenie Rosji przeprowadzono byle jak, w zasadzie to zupełnie niezgodnie z orędziem Fatimskim, ale teraz można już mówić, że do tematu nie ma co wracać, bo przecież „JP2 poświęcił, a na pewno zrobił to dobrze, bo przecież jest święty”. tak samo może być z Intronizacją: za parę lat powiedzą, że „nie ma co wracać do tematu, bo przecież KEP już raz intronizowała, to po co drugi raz”.