Dziś jeszcze parę słów o Powstaniu. Tomasz Terlikowski pisze, bowiem, że swoje dzieci chciałby wychować na powstańców (http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/terlikowski:_wychowac_swoje_dzieci_na_powstancow_14625). Nie na lekarzy, inżynierów, przedsiębiorców – na powstańców właśnie.
Słowa powstanie i dzieci zawsze wywołują u mnie odruch rezerwy. Znam warszawski pomnik Małego Powstańca. Bardzo dobrze, że ci mali bohaterowie zostali upamiętnieni. Ale nie zmienia to faktu, że ktoś do tego doprowadził. Ktoś podjął decyzję, że te dwunasto – trzynastoletnie dzieci choćby nosiły powstańczą pocztę pod bombami. W wielu wypadkach trzymały także karabin. Ci dorośli, którzy się na to godzili, a może nawet do tego popychali poniosą za to odpowiedzialność przed Bogiem. Dziś bardzo wielu słusznie oburza się, kiedy w różnych miejscach świata, choćby w Afryce, widzimy dzieci żołnierzy. Ale czy takimi samymi żołnierzami nie byli mali powstańcy? Czy ci, którzy ich do tego skłaniali nie wykorzystywali ich dziecięcej chęci przeżycia przygody? Przeżycia rycerskiego etosu?
Tyle się dzisiaj mówi o różnorakim wykorzystywaniu dzieci. Moim zdaniem w tym powstańczym przypadku też je specyficznie wykorzystywano. Wykorzystywano patriotycznie.
Hołd małym bohaterom trzeba oddawać. Ale o moralnej odpowiedzialności tych, którzy ich w powstańczym szale do tego pchnęli – tym bardziej trzeba pamiętać. Tym bardziej powinien o tym pamiętać Terlikowski. Jemu właśnie dedykuje na koniec 2243 paragraf Katechizmu Kościoła Katolickiego:
„ Zbrojny opór przeciw uciskowi stosowanemu przez władzę polityczną jest uzasadniony jedynie wtedy, gdy występują jednocześnie następujące warunki:
1. W przypadku pewnych, poważnych i długotrwałych naruszeń podstawowych praw;
2. Po wyczerpaniu wszystkich innych środków;
3. Jeśli nie spowoduje to większego zamętu;
4. Jeśli istnieje uzasadniona nadzieja powodzenia;
5. Jeśli nie można przewidzieć rozumnie lepszych rozwiązań;”.
Nic dodać nic ująć…
Jan Filip Libicki
-asd
Wielomski: Terlikowski, czyli prawicowa katastrofa…. Tak, pozwolę sobie zacytować Pana Profesora Wielomskiego. I mój dopisek: nic dodać nic ująć.
12-latek nie jest żołnierzem; jest mięsem armatnim. W walce nadaje się na „żywy wykrywacz min”, czyli biegnie. Jak wylatuje w powietrze, to oddział wie, że teren jest zaminowany. Ci, którzy zrobili z dzieci „żołnierzy” winni byli być natychmiast stawiani przed sądem polowym i rozstrzeliwani jako zbrodniarze wojenni.
A mnie zawsze wkurzało w kulturze anglosaskiej takie obłudne porzekadło: „nie walczyć rękami kobiet i DZIECI”, a w Armii Imperium Brytyjskiego służyli 8-letni chłopcy jako dobosze lub nawet strzelcy. To ja pytam się „dzieci” jak przez władze brytyjskie były rozumiane. Do 6 roku życia, do 4 czy tylko przez 2 tygodnie po urodzeniu? 18 letnia dziewczyna będzie dużo bardziej wartościowym żołnierzem niż 6~ czy 8~ latek. Także z braku pełnoletnich poborowych korzystniej było rekrutować poborowe (jak to robili Finowie podczas Wojny Zimowej) a nie wybijać chłopców do ostatniego bo to może się skończyć biologicznym wykończeniem narodu z powodu braku osobników męskich. To tak około tematu, moje spostrzeżenie.
to jest właśnie ów konserwatywny realizm polityczny? Nie dla mni on. Konserwatysta to nie ciota i pacyfista.