1) Czy piszę na temat tego, o czym rozmawiamy emocjonalnie? Z pewnością tak, gdyż trudno uniknąć jakiegoś osobistego stosunku do tematu będącego dla autora tekstu sprawą ważną, nierzadko nadrzędną. Ojczyzna, wiara, idea – to tematy, których podjęcie i analiza stanowi wypadkową faktu wpisania ich (niezależnie od tego, jakie by nie były) w intelektualną oraz duchową formację każdej jednostki. Zresztą to samo czyni mój adwersarz – pisze o obchodach 90 rocznicy przyłączenia Śląska, jak również o wielu innych zagadnieniach, z jasno określonych pozycji; ten sam mechanizm działa w przypadku jego polemiki z moim tekstem: emocji i wartościowania wynikającego z odczuć oraz światopoglądu trudno tam nie zauważyć. Czynienie mi zarzutu z czegoś podobnego uważam w związku z powyższym za niezrozumiałe. Nie uważam jednak, ażeby emocje zakłócały moją ocenę faktów.
2) W punkcie pierwszym tekstu dr Jerzy Gorzelik pisze m. in.: „Autor całkowicie błędnie definiuje cele RAŚ. RAŚ nie jest organizacją skupiającą osoby o określonej tożsamości. RAŚ zrzesza zwolenników autonomii terytorialnej. Owszem, wspieranie dążeń do oficjalnego uznania narodowości śląskiej w RP jest z punktu widzenia mass-mediów najbardziej efektownym aspektem aktywności RAŚ. Nie stanowi jednak istoty programu autonomistów”. Nie do końca rozumiem skąd ten zarzut, skoro w statucie Ruchu (§ 12) określono, że cele Ruchu Autonomii Śląska są znacznie szersze. Figuruje tu zarówno pogłębianie tożsamości regionalnej wśród mieszkańców Śląska i innych regionów Rzeczypospolitej Polskiej, jak też promowanie różnorodności językowej i mowy śląskiej (dodam, że celów tych jest łącznie 10). Oczywiście jest prawdą, że autonomia terytorialna jest głównym postulatem RAŚ, jednak kwestia narodowości śląskiej pozostaje nie tylko przyciągającym uwagę elementem medialnym, lecz – biorąc pod uwagę fakt, że jest to temat poruszany przez w/w środowisko równie często, jak sama autonomia, stanowi ona ważny punkt jego programu. Prawdę mówiąc nie zauważyłem w formułowaniu postulatów prawnych lub rozwiązań administracyjnych, które miały by na celu doprowadzenie do autonomii, zaciekłości takiej, jaką wykazano w zakresie działań mających na celu uznanie istnienia narodowości śląskiej.
3) Pisząc o statucie Ruchu Autonomii Śląska warto nadmienić, że trudny do obronienia staje się kolejny zarzut, z którym spotkał się mój tekst: chodzi o zdanie, zgodnie z którym język śląski jest dla tej organizacji jedną ze spraw o znaczeniu fundamentalnym. Jakkolwiek w polemice ze mną dr Gorzelik podważa tę opinię, to jednak biorąc pod uwagę fakt wpisania go w cele stowarzyszenia, a także ilość poświęconych mu inicjatyw i wypowiedzi członków Ruchu, uczyniony mi zarzut uważam za nieuzasadniony. Część z tych wypowiedzi oraz działań można zresztą znaleźć na stronie internetowej śląskich autonomistów.
Cytując mnie, dr Jerzy Gorzelik pisze o tym, jak rozumiem pojęcie języka: „Tu mamy pewną namiastkę definicji: Język śląski musiałby oznaczać, że każdą czynność, każdy aspekt życia i każdy proces możemy opisać słowami w znakomitej większości nie znanymi językowi polskiemu, niemieckiemu, ani też czeskiemu – poczynając od udzielenia prostej informacji aż po napisanie rozprawy habilitacyjnej z fizyki jądrowej. Gdyby ją uznać, z listy uznawanych języków świata trzeba by skreślić… większość z nich. Rozprawy z fizyki jądrowej nie uświadczysz ani po kaszubsku, ani po walijsku, ani też po piemoncku. Na marginesie – Ślonzok godo gyburstag i wuszt. Kwestia pisowni nie jest jednoznaczna, ale w żadnej znanej mi próbie kodyfikacji słowa te nie są zapisywane jako Geburtstag i Wurst”.
Twierdzenie tego typu w stosunku do języka walijskiego czy piemonckiego traktuję wyłącznie jako wyraz nieznajomości przedmiotu. Język piemoncki (piemontèis) z punktu widzenia językoznawstwa jest klasyfikowany w podgrupie gallo-italskiej języków zachodnioromańskich, zaś włoski należy do grupy italsko-dalmatyńskiej. Język piemoncki zbliżony jest zatem (lingwistycznie i geograficznie) z jednej strony do innych języków gallo-italskich północnych Włoch, lombardzkiego i liguryjskiego, z drugiej zaś do języków francuskiego i oksytańskiego. Pierwsze teksty piemonckie napisane w lokalnym dialekcie pochodzą z XII wieku. Język literacki ukształtował się w wiekach XVII i XVIII, jakkolwiek miał w obejmującym Piemont Królestwie Sardynii nieco niższą rangę, niż francuski i włoski. Twórczość w nim trwa nieprzerwanie do dnia dzisiejszego. Owocem jest bogata literatura, w tym poezja, proza, dramat, formy dziennikarskie, literatura naukowa oraz przekłady dzieł obcych.
Co do walijskiego: język ten, należący do grupy języków celtyckich, dzieli się na trzy fazy, przy czym pierwsze pisane wzmianki na jego temat pochodzą z VI wieku (czyli są równe wiekiem pierwszym zapisom dotyczących dziejów Wysp w ogóle), a najmłodsza z w/w faz nich wykształciła się w XVI wieku. Czy istnieje literacki język walijski? Już w roku 1588 wystarczył on do dokonania przekładu Biblii, wiec domyślam się, że odpowiedź musi tu być twierdząca.
Już chociażby tylko te dwa przykłady wykazują, że gwary, czy też dialekt, który używany jest na Śląsku, nie może być traktowany jako język. Raz jeszcze podkreślam, że język musi być po pierwsze czymś odrębnym, a nie tylko zlepkiem zapożyczeń bez żadnego systemu gramatycznego i ortograficznego (który obecnie na siłę próbuje się tworzyć), po drugie – musi być wystarczająco obszerny, by posłużyć do opisania całej zastanej rzeczywistości na różnych poziomach zaawansowania. Gwary śląskie zawsze miały to do siebie, że używano ich w obrębie podwórka lub w pracy, ale modlitewnik, książkę lub nawet list pisano używając polskiego. Pisany język śląski po prostu nie istniał. Mieszkający na Śląsku Niemcy nie używali gwary w ogóle – po prostu mówili po niemiecku.
4) W punkcie drugim omawianego tekstu mój oponent stwierdza, że upraszczam kwestię pojęć takich jak naród i narodowość, a tezę o nieistnieniu narodu śląskiego wygłaszam ex cathedra. Stwierdzam to po analizie wszystkich za i przeciw, przy czym jest to mój osobisty wniosek, którego nie każdy zobowiązany jest podzielać. Problem w tym, że rozważenie tego, co winno kształtować naród i czym jest narodowość, zajęło jak dotychczas ilość tomów pozwalających zająć całkiem sporą bibliotekę, a zatem znacznie wykracza poza ramy tekstu o charakterze zbliżonym do tego, co pozwalam sobie Czytelnikowi zaproponować. Podobnie ma się sprawa z terminem „narodowość” (obydwa pojęcia wbrew tezie dra Gorzelika rozróżniam).
Określenie narodowości musi wynikać z poczucia przynależności do określonego narodu, jest tej ostatniej zewnętrznym wyrazem. Jakkolwiek więc mój adwersarz zdaje się bardzo mocno podkreślać różnicę terminologiczną, dla naszych rozważań ma ona znaczenie drugorzędne z uwagi na to, że ostatecznie prowadzi do wyrażenia tego samego stanu faktycznego. Co więcej: w Polsce coraz częściej krytykuje się stosowanie w niektórych kwestionariuszach pytań o narodowość jako pozbawione podstaw prawnych. Bardzo ważne dla zrozumienia problemu jest natomiast określenie definicji narodowości. Z uwagi na bliskość w czasie, a także stosowanie jej w praktyce życia prawno-administracyjnego, pozwolę sobie posłużyć się tą, którą w roku 2011 podał Główny Urząd Statystyczny: „Narodowość (przynależność narodowa lub etniczna) jest deklaratywną (opartą na subiektywnym odczuciu) cechą indywidualną każdego człowieka, wyrażającą jego związek emocjonalny (uczuciowy), kulturowy lub genealogiczny (ze względu na pochodzenie rodziców) z określonym narodem”. Co wynika z tego zdania? Narodowość nie jest określona jakimikolwiek ramami; można ją określać dowolnie, wedle własnego uznania i odczuć. Domyślam się, że dla celów politycznych Ruchu Autonomii Śląska jest to definicja wymarzona i dająca spore pole do popisu w zakresie oddziaływania na emocje i sentymenty, wynikające po części z idealizowania przeszłości, a po części z frustracji polityką ekonomiczną i społeczną rządu. „W dyskusjach publicznych nie ma refleksji na ten temat. Ułatwia to RASiowi robotę, tym bardziej, że Jerzy Gorzelik – przywódca RAŚ – te kwestie najprawdopobniej przemyślał. Dziennikarze nie pytają go, jak on rozumie polskie obywatelstwo, naród polski, preambułę do konstytucji. Biernie słuchają jego wariacji wokół jednego, podstawowego tematu: Śląsk to nie Polska, Ślązacy to nie Polacy” – pisze Henryk Kleszczowski na swoim blogu.
Wszystko to zbyt mało, by można mówić o narodzie. Kształtuje się on w sposób znacznie bardziej złożony, przede wszystkim zaś efekt procesu narodotwórczego jest znacznie trwalszy. W przypadku podejmowanej przez Ruch inicjatywy zmierzającej do uznania narodu śląskiego za byt faktycznie istniejący dostrzegam przede wszystkim brak ciągłości; oczywiście, że podjęto kilka podobnych inicjatyw w wieku XIX i XX, ale zważmy na jedno: były to akcje odrębne i niepowiązane, nie następowały w wyniku szerszej potrzeby społecznej, a po kilku latach traciły impet. Zawsze dotyczyły wąskich grup, często inspirowanych przez jakieś podmioty polityczne lub administracyjne, a nie działających z autentycznego poczucia odrębnej narodowości. Prawie nigdy nie miały znaczącego i trwałego społecznego odzewu. Innymi słowy – śląskość często była narzędziem, prawie nigdy podmiotem lub celem samym w sobie. Wydaje mi się, że podstawy narodu winny być zakorzenione znacznie głębiej aniżeli ma to miejsce w przypadku tworu, za którym optuje mój adwersarz.
5) Idźmy jednak dalej. W jednym z fragmentów tekstu dra Jerzego Gorzelika, traktującego o formule narodu, którą podałem w poprzednim tekście (istotnie – z uwagi na charakter zaprezentowanych tam uwag bardzo ogólnej) czytam: „Zwracam uwagę, że nawet na gruncie tej dość dziś niepopularnej koncepcji narodu, akcentującej tzw. obiektywne czynniki socjo – kulturowe, idea narodowości śląskiej się broni”. Otóż niekoniecznie. Za dużo tu wątpliwości. Prof. Jerzy Runge, kierownik Zakładu Geografii Społecznej WNoZ UŚl, komentuje to następująco: „Pojęcie narodowości jest pojęciem politycznym, obwarowanym pewnymi własnościami. Narodowość to pewna grupa, która zamieszkuje określone terytorium; ma pewien element wspólny dziejowy; ma wykształcone poczucie państwowości; posiada pewną wspólnotę kulturową jak również wspólnotę ekonomiczną. Jeżeli weźmiemy tylko pierwsze kryterium, czyli terytorium, to niech ktoś mi dookreśli precyzyjnie, do jakiego terytorium chce definiować tę tzw. narodowość śląską? W jakich granicach administracyjnych czy w ogóle terytorialnych? Na pewno nie może to być województwo śląskie. Na pewno nie Górny Śląsk czy Śląsk jako kraina historyczno-geograficzna. Przecież trzeba pamiętać także o tym, że Śląsk istnieje także po stronie naszej południowej granicy, na terenie Republiki Czeskiej. To tylko pierwsze kryterium. Przejdźmy teraz np. do kwestii innej – języka, który nie jest w tym przypadku wytworem tej jednej grupy, lecz jest wytworem nakładania się na siebie słów i określeń z innych terenów (z terenu czeskiego, słowackiego, niemieckiego czy flamandzkiego). Dla porównania: na terenie Kaszub język jest wytworem lokalnym, czyli autochtonicznym. Tymczasem gwara śląska jest elementem, który łączy w sobie części języka przyniesionego z zewnątrz. Można analizować wszystkie siedem elementów składających się na pojęcie narodowości i wtedy dojdziemy do wniosku, że pojęcie narodu śląskiego nie spełnia żadnego z kryteriów narodowościowych. Jeśli chodzi o spis powszechny, to w pytaniu kwestionariusza o narodowość zostały błędnie połączone dwie rzeczy. W pytaniu jest mowa zarówno o narodowości, jak i grupie etnicznej. Nie można w ten sposób łączyć tych dwóch pojęć, które nie są synonimami, ale wzajemnie się wykluczają. Z tego zagadnienia należało zrobić dwa pytania. Poza tym w pytaniu o narodowość w roku 2011 nigdzie nie ma wymienionej narodowości śląskiej, natomiast tę narodowość można było zadeklarować w ostatnim punkcie jako „inną”. W sensie metodologicznym konstrukcja tego spisu była wyjątkowo niepoprawna, zwłaszcza poprzez fakt wymieszania dwóch różnych kategorii: narodowości i grupy etnicznej, bez podania definicji tych pojęć. Dlatego część osób, zwłaszcza starszych, nie miała pojęcia, co kryje się pod niezdefiniowanymi pytaniami. Tego po prostu nie można tak wrzucić do jednego worka, dlatego wyniki tego spisu dla naukowców są skrajnie mało wiarygodne. Według mnie, wyniki tego spisu nie powinny być w ogóle brane pod uwagę”.
6) W jednym z akapitów znalazłem takie oto zdanie: „Cóż, tezę tę przypisuję korzystaniu wyłącznie z literatury wydanej w latach PRL, kiedy independystyczne ruchy górnośląskie prezentowano jako niemiecką dywersję. Polecam lekturę pracy Guenthera Doose, wydanej w państwie, w którym naukowcy nie podlegali cenzurze. Ale także samodzielną analizę dziejów Bund der Oberschlesier / Związku Górnoślązaków, którego liderzy, kiedy okazało się jasne, że na wolne państwo górnośląskie nie ma szans, podzielili się – Latacz opowiedział się po stronie niemieckiej, bracia Reginkowie (w tym Jan – twórca projektu państwa górnośląskiego opartego na wzorach szwajcarskich) po polskiej”. A więc domyślam się, że literatura niemiecka była obiektywna i oczywiście przyznała by istnienie zakulisowych akcji germanizacyjnych na Śląsku oraz stosowania politycznego argumentu o odrębności śląska jako narzędzia mającego oderwać te ziemie od polskości i bardziej zespolić je z Prusami, gdyby takowe istniały – a zatem skoro Niemcy o tym nie piszą, to rzecz nie miała miejsca? Nie wiem zresztą, czy Autor zacytowanych wyżej słów dostrzega, że niejako przy okazji dostarczył argumentu potwierdzającego nie tyle istnienie narodu śląskiego, a tego, o czym pisałem w poprzednim tekście. Na Górnym Śląsku współistniały dwie narodowości, polska i niemiecka – i wcześniej czy później trzeba było zadeklarować przynależność do jednej z nich dostrzegając, że narodowość śląska jest wprawdzie ciekawą ideą, ale tylko ideą, bliższą bardziej mitowi niż rzeczywistości.
7) Inny zarzut dra Gorzelika pod moim adresem to nienadążanie za zmianami na Śląsku. Wniosek ów dotyczył stwierdzenia mojego szanownego oponenta z roku 1998, w którym przyznawał on, że większość popierających Ruch to ludzie słabo wykształceni i plasujący się dość nisko w hierarchii ekonomicznej. W ramach odpowiedzi raz jeszcze pozwolę sobie zaproponować analizę prof. Runge, który mówi o tym, czego doświadczamy w roku 2011: „Świadomość (…) nie jest wysoka. Należy postawić pytanie, czy my kreujemy wiedzę na temat Śląska. Przytoczę tu jeden fakt. Na terenie Republiki Czeskiej i Słowackiej w ramach lekcji geografii i wiedzy o społeczeństwie przekazywane są wiadomości z zakresu regionu, w którym dzieci i młodzież się uczą. Wykorzystywana jest w tym celu odpowiednia literatura o charakterze edukacyjnym. W Polsce ograniczyliśmy do minimum lekcje geografii w szkole podstawowej i średniej. Za chwilę zlikwidują lekcje historii. Więc skąd młode pokolenie ma czerpać wiedzę na temat złożoności problemów w tym regionie? Jeżeli zaprzepaszczamy możliwości edukacji w tym zakresie, to efekt mamy taki, że ludzie deklarują tzw. narodowość śląską bez zrozumienia, czym ona tak na prawdę jest. Analizując wypowiedzi ludzi o tejże narodowości, szybko dojdziemy do wniosku, że większość nie ma pojęcia, jak rozróżnić narodowość, tożsamość czy świadomość. Brak wiedzy jest więc podstawowym czynnikiem, który decyduje o błędnych deklaracjach”. Czy więc na pewno mamy tu do czynienia z bardziej świadomymi i lepiej przygotowanymi odbiorcami postulatów RAŚ? Nie sądzę, jakkolwiek przyznam, że chętnie zapoznałbym się z aktualnymi wynikami badań statystycznych.
8) W odniesieniu do autonomii spotkałem się z uwagą treści następującej: „Autor zadaje szereg pytań dotyczących charakteru autonomii proponowanej przez RAŚ. Odpowiedzi na nie bardzo łatwo znaleźć na stronie www.autonomia.pl, gdzie publikowane są projekty dwóch kluczowych aktów prawnych”. Niestety – nie jest to aż tak łatwe, co więcej – wielu spraw nie poruszono tam w ogóle.
Istotnie – na stronie, którą rekomenduje dr Jerzy Gorzelik, można przeczytać dwa duże projekty prawne (zmian w konstytucji, jak również Statutu Autonomicznego Województwa Śląskiego), dostępne są ponadto informacje zamieszczone w dziale FAQ. Odnosi się niestety wrażenie (zaznaczam, że piszę te słowa jako ktoś zainteresowany problemem, a nie jako prawnik), że projekt zmian w ustawie zasadniczej ma charakter dość przypadkowy (by nie rzec – chaotyczny). Dla przykładu: zawarto tam wzmianki o kilku aspektach funkcjonowania projektowanych województw autonomicznych, ale nigdzie nie ma definicji określającej to, czym w swojej istocie mają one być i jak ma zapadać decyzja w/w status przyznająca lub go pozbawiająca.
Podobnie ma się sprawa Statutu, w odniesieniu do którego wątpliwości narasta jeszcze więcej – i to takich, które obejmują sprawy fundamentalne. By nie być gołosłownym: „Terytorium Śląskiego Województwa Autonomicznego tworzą powiaty związane historycznie, kulturowo lub gospodarczo z regionem”. Co to oznacza? Jakie kryteria decydują o tym, który powiat jest, a który nie jest związany z regionem? Jak wyglądają granice regionu? Jak wobec takiego postawienia sprawy ma wyglądać wytyczenie granic województwa śląskiego w jego formie autonomicznej?. Dalej czytamy: „Zasady ochrony praw i wolności Rzeczypospolitej Polskiej określone w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej stanowią podstawowe minimum ochrony i zasad, jakie zapewnia na swym terytorium Śląskie Województwo Autonomiczne”. A zatem na Śląsku możliwe będzie wprowadzenie dodatkowych przepisów normujących swobody obywatelskie, innych od tych, które wynikają z Konstytucji? Do wyłącznych kompetencji Województwa należeć mają kwestie organizacji instytucji samorządowych, planowania przestrzennego, urbanistyki i spraw mieszkaniowych, robót publicznych na rzecz województwa autonomicznego na jego własnym terytorium, kolei i dróg, których trasa w całości przebiega na terytorium województwa autonomicznego oraz, w tych samych granicach, transportu kolejowego i drogowego oraz transportu linowego, przystani i lotnisk sportowych oraz wszystkich innych, które nie prowadzą działalności handlowej, rolnictwa i hodowli, zgodnie z ogólnym ustrojem gospodarki, lasów i użytków leśnych, badań naukowych wspierania i organizowania turystyki w granicach swojego terytorium, wspierania sportu i właściwego korzystania z wypoczynku, pomocy społecznej… Proszę wybaczyć, ale jakoś trudno mi znaleźć tu coś, co również obecnie nie należy do kompetencji władz lokalnych. Wszystko to, o czym pisze pomysłodawca Statutu, jest regulowane na szczeblu gmin, powiatów lub województwa – i to bez konieczności przebudowy administracyjnej państwa! Jeżeli istnieją jakieś kompetencje szczegółowe, które były by ważne dla samorządu lokalnego, a nie zostały ujęte w prawie polskim, wówczas wystarczy skorzystać z inicjatywy ustawodawczej i wystąpić o określoną poprawkę.
Podobne przykłady można oczywiście mnożyć, jednak z uwagi na charakter tekstu konieczne było ograniczenie ich liczby. Te nieliczne, które przywołałem, wydają się dość jednoznacznie dokumentować niefrasobliwość i brak dostatecznie solidnego przygotowania podstaw prawnych postulowanej autonomii. Co więcej: dr Gorzelik pisząc o dwóch aktach prawnych, o których mowa, wydaje się pomijać jeszcze jeden wątek, który pozwoliłem sobie poruszyć ostatnio: a mianowicie koszta. Brak jakichkolwiek analiz kosztów przeprowadzenia reformy; nie wiadomo jak kształtowałby się przychód województwa z niezależnym skarbem w stosunku do środków, jakimi dysponuje ono obecnie; nie spotkałem żadnych propozycji w zakresie sum mających stanowić udział w budżecie państwa, a tych, które pozostawały by na Śląsku. A to właśnie te sprawy mają znaczenie kluczowe. Jak dotąd ze strony zwolenników autonomii słyszę tylko dość mocno już wyeksploatowane frazesy o okradaniu Śląska oraz gigantycznych sumach, które można jakoby przeznaczyć na rozwój regionu. Chętnie zapoznał bym się w końcu z wyliczeniami – najchętniej wykonanymi przez ekspertów.
9) Na koniec sprawa zarzutu o posądzenie Ruchu o nastroje proniemieckie. Niestety zmuszony jestem swoje stanowisko w tej materii podtrzymać. I nie chodzi tu tylko o to, że Śląsk ma bardzo silne związki kulturowe i historyczne z tym krajem. Nastroje antypolskie, zarazem zaś gloryfikujące naszego zachodniego sąsiada (przywołany przeze mnie sentyment za swoistym, jakże wyidealizowanym „rajem utraconym”), są wśród zwolenników autonomii oraz osób deklarujących narodowość śląską bardzo silne. Z koniczności, chcąc zobrazować problem w sposób nie pozostawiający złudzeń, kilka przykładów. Na początek wpisy z portali społecznościowych oraz forów internetowych.
„Polak to wredny naród. Obiecali Ślązakom pełną autonomię i co? Teraz twierdzą, że naród śląski nie istnieje. Nic gorszego nie mogło nas spotkać. Wolę Niemców. Śląsk jednak musi być wolny. Trzeba o to walczyć” (Mieszkaniec Cieszyna, wrzesień 2009); „Śląsk się na Polskę dość narobił. Czas robić na siebie i wcale nie jest za późno. Polski rząd nam ludzi morduje, a my siedzimy po cichu. Polska zeżarła Śląsk i wyciska z niego ostatnie soki”. (Mieszkaniec Niemiec, pochodzący z Bytomia wiosna 2010); „Polak już tak zawładnął naszą ziemią, że wie, że gdyby nie Śląsk, to z głodu zdechnie. Więc bez walki jej nie odda (patrząc na polską historię, to oni zawsze bili się o to, co do nich nie należało, a z czego czerpali zyski). Ale teraz ich zalewa, znowu ich zalewa wielka woda. A niech ich zalewa, aż się utopią zaborcy. Potrzebowałbym całego jeziora, aby takich gnojów i sprzedawczyków w nim utopić. Gdyby kiedykolwiek Śląsk był wolny, to jestem jeden z pierwszych, który tam wróci jako Ślązak! Śląsk musi być neutralny! Polacy się nie zgodzą, bo wtedy z głodu umrą – wypieprzyć Polaków!”. Mieszkaniec Adamowic (maj 2010 r.); „Żeby Śląsk dostał autonomię, trzeba byłoby zrobić burdel, tak jak górnicy, kiedy jadą strajkować do Warszawy. I to nie tylko ci Ślązacy, co zostali na ojczystych ziemiach, ale i ci w Niemczech. Bo żeby uzyskać status niezależnego państwa, trzeba chyba uznania tego przez inne narody” (Ślązak mieszkający w Wielkiej Brytanii – sic!, wrzesień 2010); „Warszawa nigdy na autonomię się nie zgodzi. Potrzebna jest rewolucja! Trzeba im dać kopa!” (Mieszkaniec Strzelec Opolskich, wrzesień 2008 r.); „Śląsk wszystko zawdzięcza Niemcom i Czechom, a Polsce zawdzięcza tylko dewastacje i zapuszczenie” (Mieszkanka Śląska, styczeń 2011 r.); „Autonomia jest OK, ale to trochę za mało. Co wy na to?”. I tak dalej…
Ciekawy tekst, którego fragment pozwalam sobie przytoczyć, proponuje „Gazeta Polska”:
„Opinie wyrażane przez zwolenników RAŚ w sieci to rozwinięcie poglądów głoszonych przez lidera ruchu. To przecież nikt inny, jak Jerzy Gorzelik podczas spotkań ze swoimi sympatykami twierdził, że Śląsk z wypracowanych u siebie pieniędzy utrzymuje całą Polskę B. Dlatego potrzebna jest autonomia gospodarcza, a pieniądze zamiast trafiać do Warszawy, mają zostawać na Śląsku. W typowy dla siebie sposób lider RAŚ stosuje zasadę 'dziel i rządź’, wykorzystując nośne hasło 'pieniądze’ i żerując na niskich instynktach. (…) Żadne statystyki (…) nie uzasadniają twierdzenia, że „bogaty” Śląsk pracuje na 'biedną i zachłanną’ Polskę.
Kreowaniu wzajemnych niechęci służyły plakaty rozwieszane w powiecie oleskim, na pograniczu województw śląskiego i opolskiego. Umieszczono na nich hasło Wystaw rachunek »warszawce« – Żądaj autonomii dla Śląska!. Plakaty podpisane zostały przez RAŚ z Opola. Wydrukowano je w formie faktury. Na rachunku nie zabrakło wyliczenia 'strat’, za które 'warszawka’ powinna Śląskowi zapłacić. Polskie władze obwinione zostały za rozbicie rodzin powodowane emigracją zarobkową czy błędne wyznaczenie trasy autostrady A4. Co ciekawe, propagandziści RAŚ uznali Śląsk za siódmy najbiedniejszy region Unii Europejskiej wg raportu Eurostatu. Jeśli zatem region jest rzeczywiście tak biedny, jak to się ma do głoszonych przez RAŚ haseł, że bogaty Śląsk utrzymuje resztę Polski? Nie chodzi zatem o logikę, lecz rzucanie populistycznych haseł. Najważniejsze, by wykreować sztucznego wroga, obwinić go za wszystko, również za własną nieudolność. Byle wyborcy to kupili i odtąd wiedzieli, że Polacy to 'obcy’, którzy są przyczyną wszelkiego zła”.
I dalej: „W lutym tego roku Jerzy Gorzelik spotkał się ze studentami Uniwersytetu Opolskiego. Zapytany o wypowiedzi internautów na portalu, w którym sam ma założone konto, odpowiedział, że internet to śmietnik, a podobnych opinii – nawet bardziej radykalnych – może zacytować o wiele więcej. Nie zdobył się jednak na jednoznaczne odcięcie od tekstów, w których Polska jest obrażana, odsądzana od czci i wiary, a polskim zaborcom i leniom przeciwstawia się pracowitych i wykorzystywanych Ślązaków. Gorzelik nie dystansuje się również od postawy kibiców Ruchu Chorzów, którzy podczas meczów reprezentacji wygwizdują Mazurka Dąbrowskiego. Nie gani ich też publicznie za koszulki z napisem Dzisiaj Kosowo – Jutro Śląsk, które fani chorzowskiej drużyny z lubością prezentowali na trybunach. Chociaż obecny członek władz samorządowych województwa śląskiego nie potrafił opanować wzburzenia przed ostatnimi wyborami, gdy marszałek województwa śląskiego odrzucił petycję podpisaną przez kilka tysięcy w sprawie barw dominujących na Stadionie Śląskim. Decyzję, że będą one biało-czerwone, Gorzelik skwitował wówczas słowem skandal i wezwał do rozliczenia władz województwa w wyborach samorządowych. Aktywiści RAŚ oburzali się na biało-czerwone barwy, mimo tłumaczeń przedstawicieli samorządu, że to barwy narodowe i podnoszą prestiż stadionu w Chorzowie, który przez wiele lat pełnił rolę najważniejszej polskiej areny sportowej”.
Przykład z województwa Opolskiego: w 2011 roku do publicznej opinii wyciekło zdjęcie z zorganizowanego przez RAŚ w Kotorzu Małym „V Pucharu Ruchu Autonomii Śląska w SKATA”. Fotografia przedstawia uśmiechniętego zwycięzcę tej gry na tle dwóch skrzyżowanych flag: niemieckiej i śląskiej, oraz plakat z napisem po niemiecku „Pamięci poległym” upamiętniający ofiary II wojny światowej, nad plakatem widnieje ponadto niemiecki krzyż żelazny z datami 1939-1945.
Raz jeszcze powtarzam: nie chodzi o kulturę i historię.
Jestem Ślązakiem i jest to dla mnie powód do dumy; jakkolwiek jednak uważam, że nasz region jest tworem jedynym w swoim rodzaju, to sposób propagowania jego wyjątkowości przez RAŚ, pełen demagogii i nadinterpretacji dziejów regionu, jest po prostu niebezpieczny. Po pierwsze stanowi on wyzwanie dla integralności Państwa Polskiego i budzi konflikty wewnątrz lokalnych wspólnot społecznych; po drugie – sprawia, że pewna część społeczeństwa przyjmuje coś, czego nie rozumie i wypacza to w sposób skrajnie nieodpowiedzialny. Śląskość jest czymś wielkim, etos – jednym z najpiękniejszych, jakie znam. Ale mówić o tym ze względu na stopień złożoności problemu trzeba z rozwagą, której demagogia, doraźne cele polityczne, a także wzbudzanie niechęci do własnego kraju, z pewnością nie służą.
Samo pojecie „jezyka oksytanskiego” jest kwestionowane nawet w kregach autonomistow kulturalnych z poludniowej Francji.Troche mialem stycznosci z tym „jezykiem”. Niestety, mysle, ze on nie istnieje, ze wzgledu na zbyt duze roznice miedzy dialektami i na brak woli politycznej do promowania autonomii w regionach dialektow „oc”.Samo zas forsowanie ujednolicania oksytanskiego byloby nie bez ogromnej szkody dla dialektow, z ktorych kazdy ma swa wielowiekowa historie i bogactwo.”Oksytania” jest pomyslem lewicowym. Jeden z tych dialetkow, dialekt z Prowansji jest bezprzecznie jezykiem, tylko ze dzis bez osrodka politycznego. Inne dialekty nie maja nawet jednolitosci i sa bardzo rozne w zaleznosci od danej wioski i to w ramach tego samego dialektu, zas sam dialekt z Prowansji ma co najmniej 2 wspolistniejace obecnie ortografie, jesli nie 3. Sam ma rowniez kilka form z duzymi obocznosciami.Jak sie przedstawia sprawa dialektow na Gornym Slasku?
Naród i narodowość należy jednak rozróżnić. Narodowość, to grupa, która nie aspiruje do posiadania własnego państwa. Ślązacy są narodowością, ale nie narodem. Stąd postulat autonomii. Prawdę mówiąc nie bardzo rozumiem skrajne nastroje jakie wywołuje RAŚ. Jeśli ktoś czuje się Ślązakiem, to po prostu się czuje. Zakażemy mu tego? Próba zwalczania śląskości to – dla mnie – jakaś myśl o inżynierii społecznej na ludzkich umysłach.
W zakresie rozważań teoretycznych naród i narodowość to pojęcia odrębne – zgadzam się. Jednak w przypadku problemu, jaki dyskutujemy, prowadzą one do jednego, określonego punktu, który jest tu znacznie ważniejszy. Co do kwestii nr 2: rzecz w tym, że to właśnie RAŚ stara się dokonać zabiegu mogącego uchodzić za jakiś przejaw inżynierii społecznej (politycznej?) w celu uzyskania pewnych korzyści politycznych, które jednak przyniosą więcej szkody niż dobra. Poza tym wszystko, co uwłacza Polsce, nie może być rozpatrywane jako idea lub podmiot wartościowy. Najpierw Polska – potem ojczyzny lokalne z całym ich bogactwem i różnorodnością.
@MM „Najpierw Polska”.Tak, tylko ze mozna miec powazne watpliwosci co do istnienia narodow w chwili obecnej. Nasz czas sie skonczyl.
@MM Second thought: tak i nie.To zalezy od koncepcji narodu.
@AR: Nasz czas się skończył? Jeżeli uznajemy, że to prawda, to równie dobrze możemy powiedzieć, ze minął czas integralnych konserwatystów, a papież winien ustąpić miejsca Wielkiemu Muftiemu Europy. Bo takie mamy czasy… Twierdzę, że nie wolno nam myśleć w ten sposób bo to oznacza ideowe samobójstwo.
@MM Cel nasz pozostaje ten sam, trzeba tylko zmienic metody.A Muftiego trzeba nawrocic na katolicyzm.