Ostatnie wydarzenia we Francji związane z atakiem terrorystów muzułmańskich na redakcję satyrycznego pisma „Charlie Hebdo” pokazują, że wojna cywilizacji trwa i wkracza w decydującą fazę. Strony tego sporu ulokowane są na skrajnie przeciwległych biegunach. Są to z jednej strony cywilizacja laicko-chrześcijańska, będąca przypudrowaną na chrześcijańską modłę wersją nowożytnej religii „praw człowieka i obywatela”; z drugiej zaś – religijna i fundamentalistyczna cywilizacja islamska. Obie są ze sobą nierozerwalnie złączone, splecione w postmodernistycznym węźle, którego głównym wyznacznikiem jest nieprzezwyciężalna pluralność naszego świata czyli „heterogeniczność rozmaitych form dyskursu” (Lyotard). I chociaż zachodni politycy i intelektualiści robią wszystko by odwołanie do tożsamości było dziś „słabe”, a pomiędzy poszczególnymi formami dyskursu istniał dialog, to zwolennicy rozwiązań radykalnych niewiele sobie z tego robią. Oni chcą wierzyć, że Islam jest jedyną prawdziwą religią na świecie, że Allach ich wybrał na męczenników świętej wojny, w której chcą chwalebnie zginąć. Zgodnie z tym uzasadnieniem ci z muzułmanów, którzy decydują się budować społeczeństwo wielokulturowe we Francji czy w Niemczech nie są reprezentatywni dla głównego nurtu Islamu, to jakby konformiści (wykorzystujący fundusze unijne dla realizacji swoich partykularnych celów pod hasłem budowy społeczeństwa obywatelskiego), zdrajcy świętej sprawy.
Przyjrzyjmy się jednak taktyce stosowanej przez stronę laicko-chrześcijańską. Cywilizacja „praw człowieka i obywatela” kieruje się chrześcijańską cnotą miłosierdzia. Potwierdza to także aktualna taktyka i linia programowa głowy kościoła katolickiego. Nie muszę dodawać, że cnota sprawiedliwości idzie tu w zdecydowaną odstawkę, gdyż mogłaby prowadzić do krwawych zemst. Nie dziwi w tym kontekście niechęć kościoła do tradycjonalistów. Zgodnie zatem z założeniami cnoty miłosierdzia, wszystkie narody świata można ucywilizować, zależy to tylko od czasu i dobrych chęci oraz dostępnych środków edukacyjnych, promocyjnych i propagandowych. Wszyscy wierzymy w tego samego Boga i także muzułmanie (w tym i ci radykalni) wcześniej czy później staną się europejczykami. To specyficzna taktyka zważywszy na fakt, iż trwa wojna. Taktyka ta radykalnie wypiera się bowiem stosowania środków przemocy. Wręcz przeciwnie polega ona na chrześcijańskim nadstawianiu policzka.
Czyż nie było nadstawieniem policzka publikacja karykatur Mahometa przez „Charlie Hebdo” i czyż nie jest nadstawieniem drugiego policzka opublikowanie kolejnych karykatur proroka w pierwszym wydaniu pisma bezpośrednio po krwawych zamachach? W środowiskach prawicowych słychać głosy, iż redakcja „Charlie Hebdo” zasłużyła sobie na swój los, gdyż jest to wyjątkowo ohydne, skrajnie lewicowe pismo („rynsztok rynsztoku” jak pisze A. Wielomski), które zarabia na życie obrazoburczymi karykaturami postaci świętych, wyobrażeń bogów etc. Zwraca się uwagę, iż obrazoburcze publikacje dotyczyły wcześniej chrześcijaństwa, stąd człowiek prawicy powinien symbolicznie stanąć po stronie zamachowców. Chociaż ich czyny były bowiem okropne, to można zrozumieć ich intencje. Na takim stanowisku staje cytowany już redaktor A. Wielomski w swoim artykule „Bat na antyklerykalizm?”, w którym dziwi się, iż nawet francuski Front Narodowy stanął po stronie ofiar zamachów, a nie zamachowców, którzy reprezentowali przecież siły wrogie liberalnemu państwu laickiemu czyli bliskie myśleniu konserwatywnemu.
Rozumowanie to nie bierze jednak pod uwagę, iż w Europie i na całym świecie toczy się krwawa wojna cywilizacji, w której trzeba zająć stanowisko, inaczej będzie się przedmiotem operacji dziejących się ponad naszymi głowami. Zrozumiał to Front Narodowy i przez swoją decyzję poparcia udzielonego „Charlie Hebdo” przybliżył niewątpliwie swoje zwycięstwo w nadchodzących wyborach prezydenckich. Zachodnioeuropejskie społeczeństwo jest już bowiem świadome o co toczy się gra i jakie w tej wojnie są strony sporu. Jest już świadome, że projekt multi-culti na naszych oczach stał się nic nie znaczącą atrapą.
Front Narodowy nie będzie odgrywał jednak pierwszoplanowej roli w starciu cywilizacji, gdyż odwołuje się do zbyt reakcyjnych haseł. Przecież napisałem, iż walka toczy się dziś pomiędzy cywilizacją sekularnego chrześcijaństwa, która z religii przejmuje jedynie cnotę miłosierdzia, a siłami autentycznie religijnymi – fundamentalistycznymi. Po naszej (tj. Zachodniej) stronie pozostały już tylko hasła demoliberalne. A pokażą to z pewnością kolejne pontyfikaty, że także papiestwo ewoluować będzie w kierunku takiej miękkiej, rozmytej, strawnej dla większości formy, nastawionej na miłosierdzie, czyli na to by nikogo broń Boże nie urazić.
Taka wykładnia cywilizacji Zachodu skłoni pewnie wielu badaczy do formułowania tezy, iż nasza cywilizacja w starciu z Islamem poniesie porażkę. Taki bowiem musi być los „słabej” i „miękkiej”, pacyfistycznej cywilizacji, gdy wyrusza na wojnę z cywilizacją „twardą” i waleczną, która nie waha się wysyłać dzieci jako żywe bomby na obszar przeciwnika. Osobiście z tezą tą się jednak nie zgadzam.
Uważam, że „siła słabości” naszej cywilizacji będzie większa niż tradycyjne środki wojenne będące w dyspozycji przeciwnika. Tak. Już nigdy nie zdobędziemy się na waleczność, na żaden krwawy odwet. Miłością odpowiadać będziemy na nienawiść, nadstawianiem drugiego policzka. Zatem wygramy tę wojnę z zaciśniętymi zębami. Będzie to smutne zwycięstwo i krwawo okupione, będzie jednak zwycięstwem ….moralnym.
Michał Graban
„…w Europie i na całym świecie toczy się krwawa wojna cywilizacji, w której trzeba zająć stanowisko, inaczej będzie się przedmiotem operacji dziejących się ponad naszymi głowami…” – tak, wojna żydomasonerii i satanistów z cywilizacją białego człowieka, oraz wojna Germanów i Żydów ze Słowianami.
Mógłby Pan zdefiniować jakiego pojęcia cywilizacji używa Pan w tym tekście. Jakie wyróżniki charakteryzują cywilizację laicko-chrześcijańską, a jakie fundamentalistyczną cywilizację islamską? Wedle Pana rozumowania ile jest cywilizacji na świecie?