Fabuła powieści „Oprawca” autorstwa Vladimira Volkoff’a oparta jest o tło historyczne jakim była wojna w Algierii w latach 1954-1962 pomiędzy Siłami Zbrojnymi Francji, a algierskimi organizacjami narodowo – wyzwoleńczymi. Konflikt ten doprowadził do uniezależnienia się Algierii od Francji i uzyskania niepodległości. Główną postacią tej książki jest młody porucznik Robert Lavilhaud, który wstąpił w szeregi armii na ochotnika. W Algierii zostaje dowódcą oddziału, który wchodzi w skład sił specjalnych mających za zadanie rozbijanie podziemnych organizacji narodowo-wyzwoleńczych oraz wydobywanie od jeńców zeznań.
Wojna w Algierii nie była klasycznym konfliktem o charakterze konwencjonalnym, w którym ścierają się dwie armie i w którym wiadomo, gdzie jest wróg. Była to wojna o charakterze rewolucyjno – partyzanckim, a więc żołnierze armii francuskiej nie do końca wiedzieli gdzie jest wróg, ani kto dokładnie nim jest. W konsekwencji tego wywiad, który w czasie zwykłej wojny jest ważny, ale spełnia funkcję pomocniczą, w przypadku wojny rewolucyjno – partyzanckiej nabiera kluczowego znaczenia. W tego typu rewolucyjnej wojnie informacje wywiadu pochodzą z następujących źródeł:
1.) Przechwytywanie wrogich komunikatów;
2.) Agenci uplasowani w szeregach przeciwnika;
3.) Informacje udzielane spontanicznie przez mieszkańców;
4.) Przesłuchania;
– zwerbowanych;
– więźniów;
– podejrzanych.
W tym kontekście warto przytoczyć fragment rozmowy, a w zasadzie quasi – wykładu jakiego udzielił głównemu bohaterowi omawianej powieści jego zwierzchnik generał Simonoff: „(…) Czasem uda się nam coś przechwycić, ale ponieważ wróg komunikuje się rzadko, mamy informacji niewiele i za późno, by można je wykorzystać taktycznie, o celach strategicznych nie wspominając. Agenci u nich – tak, mamy ich, ale oni nie podlegają pańskiej jednostce. Ludność informuje nas od czasu do czasu, gdy potrzebuje ochrony i nawet na pańskim szczeblu nie można wykluczyć, że będzie pan musiał prowadzić jednego czy dwóch informatorów. Ale nie bądźmy naiwni – osiemdziesiąt procent pańskich informacji będzie pochodziło z przesłuchań. Ze zwerbowanymi nie ma problemu – oni aż się palą do tego, żeby śpiewać, pan musi tylko wiedzieć, jakie zadać pytania i w jakiej kolejności. Z więźniami jest gorzej, ale skoro złapano ich na gorącym uczynku, nie mogą się wyprzeć, że należą do buntowników i generalnie rzecz biorąc, skłonni są nam jakieś ochłapy rzucić, a resztę musimy sobie dośpiewać sami. Co do podejrzanych… Cóż, tu potrzebne jest doświadczenie, wyczucie, psychologia: czy przesłuchiwany kłamie? W jakim stopniu kłamie? Jak powinienem zareagować? Czasem trzeba im trochę „pomóc” w zeznaniach. (…) Na to właśnie chciałem pana uczulić. Wygląda mi pan na uczciwego faceta, ale nie wszyscy są tacy jak pan. W ludzkiej naturze, gdzieś na dnie, drzemie sadyzm, którego powinniśmy się wystrzegać. Nie mówię tu o podoficerach, którzy na ogół robią co trzeba i kiedy trzeba. Ale będzie pan miał rekrutów, którzy będą pana prosili o pozwolenie uczestniczenia w przesłuchaniach, żeby potem przechwalać się przed przyjaciółkami. Niech pan ma na nich oko, Lavilhaud. Nie może pan pozwolić, by robili, co chcą. Chłopcy mają w sobie naturalne okrucieństwo. A pan… Tak, nawet pan, mój mały Lavilhaud, musi pan wiedzieć, co robić, by nie posunąć się za daleko. (…) Inkwizytorzy zmuszali do wyznań, by ocalić duszę winnego. My zmuszamy do zeznań, żeby chronić niewinnych”.
Głęboko religijny porucznik Lavilhaud w swoich metodach operacyjnych nie korzysta ze stosowania tortur. Nie korzysta z tych metod, bo jest wierny swoim zasadom etycznym wynikającym z praktykowania religii oraz stara się w swojej służbie oficerskiej w praktyce kultywować etos rycerza – obrońcy słabszych i zagrożonych oraz nieustraszonego wobec wrogów. Ale też szlachetnego w stosunku do pokonanych. Jego postawę w stosunku do schwytanych członków algierskich organizacji podziemnych najlepiej charakteryzuje zdanie, jakie powiedział w rozmowie z gen. Simonoff’em: „(…) jednak co wtedy, gdy ja sobie zabraniam lub raczej nie potrafię podnieść ręki na kogoś, kto nie może mi oddać ciosu?”.
Porucznik Lavilhaud nie ma w sobie nic z Don Kichota, chociaż początkowo jego koledzy oficerowie i podwładni żołnierze tak go postrzegają. Ku ich zdumieniu okazuje się, że główny bohater w swojej służbie maksymalnie wykorzystuje wiedzę i umiejętności nabyte na kursach i szkoleniach z zakresu prowadzenia walki informacyjnej. Stosuje nowoczesne metody zbierania informacji, ich obróbki, przetwarzania oraz archiwizowania. W efekcie tego bez stosowania drastycznych metod jakimi są tortury podczas przesłuchiwania jeńców osiąga takie same, albo i lepsze wyniki, niż jego koledzy oficerowie, którzy sięgają po tortury.
Oprócz tego stosuje psychologię, bowiem jego podwładni mają surowo zabronione brutalne traktowanie zatrzymanych Algierczyków, którzy są zaskoczeni, że ci przedstawiani w propagandzie organizacji podziemnych jako bestie w ludzkich skórach żołnierze francuscy nie są agresywni w stosunku do nich. W wielu przypadkach ranni członkowie algierskiego podziemia natychmiast otrzymują pomoc medyczną. Koledzy oficerowie głównego bohatera widząc jakie metody stosuje i jak unika stosowania tortur przewrotnie nadają mu przezwisko „Oprawca”.
Porucznik Lavilhaud jest państwowcem. Nie utożsamia się ani z lewicą, ani z prawicą i uważa, że francuska Algieria jest wielką szansą na odrodzenie jego kraju pękniętego na dwie części. Pękniętego podczas Reformacji, potem znowu podczas rewolucji 1789 r., pękniętego za III Republiki, którą uchwalono przewagą jednego głosu, pękniętego podczas afery Dreyfussa, pękniętego z powodu ustaw antyklerykalnych w 1905 r., pękniętego z powodu czystek po wyzwoleniu Francji spod niemieckiej okupacji. „Oprawca” będący państwowcem i mającym konserwatywne poglądy instynktownie przeczuwa nadchodzącą burzę 1968 roku obserwując hedonizm Francuzów. Dlatego Algieria jawi mu się nie tylko jako kiplingowskie „brzemię białego człowieka”, ale także jako ratunek dla Francji nie tylko w sensie politycznym, ale także w wymiarze moralnym i duchowym.
„Oprawca” to powieść wielowymiarowa mająca wiele płaszczyzn. W sensie wątków dotykających zagadnienia wojny informacyjnej jest to poniekąd uzupełnienie innej znakomitej powieści Vladimira Volkoff’a jaką jest „Montaż”. O ile „Montaż” jest książką opisującą metody prowadzenia i działania agentury wpływu, to „Oprawca” koncentruje się na prowadzeniu walki informacyjnej w warunkach wojny rewolucyjnej.
Kolejną płaszczyzną tej powieści jest jej wymiar polityczny, bowiem dotyka ona kwestii wycofania się Francji z Algierii i jej skutków nie tylko dla geopolitycznej sytuacji Francji, ale także dla przeciętnych Francuzów. Personifikacją tego dramatu jest los głównego bohatera tej powieści, który realizując na swoim odcinku Wielkie Marzenie jakim była francuska Algieria znalazł się w trybach potężnej machiny politycznej, która zmiażdżyła jego życie. Volkoff w „Oprawcy” doskonale ukazał paradoks i swoisty chichot historii, bowiem francuska Algieria miała być spoiwem łączącym podzieloną na dwa ideologiczne obozy Francję, a okazała się być kolejnym rowem, który wykopano pomiędzy Francuzami i który na kolejne dekady ich podzielił.
Trzecią istotną płaszczyzną tej książki jest jej wymiar transcendentny, bo porucznik Lavilhaud staje przed wyborami jakich musi dokonywać oficer sił specjalnych w trakcie wojny o charakterze rewolucyjnym. Volkoff zadaje pytanie czytelnikowi: gdzie jest położona granica, w której człowiek może sięgać po tak drastyczne metody jakimi są tortury, aby uratować życie setek, a czasami i tysięcy ludzkich istnień? I czy to jest wystarczające usprawiedliwienie dla torturowania innego człowieka? W tym kontekście prawdziwą perełką jest zacytowany fragment tekstu „Terrorisme Urban” (Terroryzm miejski) autorstwa ojca Louisa Delarue, kapelana Pierwszego Cudzoziemskiego Pułku Powietrznodesantowego. Ta kwestia, która od początku tej książki do jej zakończenia przewija się powoduje, że „Oprawca” jest także książką mającą głębokie duchowe przesłanie.
W „Oprawcy” Volkoff nie zawiódł swoich czytelników. Jest to błyskotliwa, wielowymiarowa powieść, którą się czyta jednym tchem. Nie sposób po jej przeczytaniu odłożyć ją – ot, tak na półkę i przejść nad nią do porządku dziennego. To książka, która w chwili obecnej – gdy państwa Zachodu są zmuszone do walki z różnej maści organizacjami terrorystycznymi – zadaje czytającemu bardzo trudne pytania i zmusza do refleksji. Podobnie jak inne książki pióra mistrza gatunku Vladimira Volkoff’a.
Tomasz Formicki
Vladimir Volkoff- „Oprawca”, ss. 315, Dębogóra 2010.
a.me.