Oszuści w akcji

Według danych Polskiej Izby Ubezpieczeń łączna wartość wypłaconych przez ubezpieczycieli odszkodowań i świadczeń wyniosła w 2012 roku prawie 40 mld zł. Z kolei w pierwszym półroczu 2013 roku klientom i osobom poszkodowanym polscy ubezpieczyciele wypłacili 19,5 mld zł odszkodowań i świadczeń, czyli o 2,2 procent więcej niż rok wcześniej. To spore sumy. Mimo to okazuje się, że prawie 95 procent Polaków jest niezadowolonych z otrzymanego odszkodowania. Kancelarie odszkodowawcze, choć czasem oskarżane o nieetyczne zachowania, uświadamiają społeczeństwo w zakresie praw do odszkodowania i pomagają uzyskać wyższe rekompensaty od ubezpieczycieli.

 

Chocholi taniec

2,5 mln zł odszkodowania oraz 12,3 tys. zł comiesięcznej renty – tyle po wieloletniej batalii z ubezpieczycielem Sąd Apelacyjny w Warszawie przyznał w październiku 2013 roku Dorocie Skurnóg ze Słupska. To najwyższe dotychczas w Polsce odszkodowanie za wypadek samochodowy. Z kolei ponad 1,1 mln zł udało się wywalczyć firmie Eventus Dochodzenie Odszkodowań z Bydgoszczy, zajmującej się uzyskiwaniem odszkodowań od firm ubezpieczeniowych na rzecz swoich klientów, w postępowaniu sądowym na rzecz wdowy, która w wypadku drogowym straciła męża. Poszkodowany pasażer zginął na terenie jednego z państw Unii Europejskiej. Wysokie odszkodowanie uzyskały także dzieci zmarłego. W innej sprawie mężczyzna, prowadząc samochód, usnął za kierownicą, na skutek czego samochód wpadł do rowu i uderzył o barierkę. Jego żona (pasażerka) doznała urazu wielonarządowego. Na infolinii ubezpieczyciela (HDI) małżeństwo dowiedziało się, że kobieta nie dostanie ubezpieczenia, ponieważ wypadek spowodował jej mąż, a nie poszkodowana. Sprawa trafiła do sądu. Po 2,5 roku procesowania sąd zawyrokował wypłacenie kobiecie ponad 300 tys. zł odszkodowania oraz 40 tys. zł odsetek. – Pozwanie [do sądu – TC] przerywa chocholi taniec ubezpieczyciela – mówi „Najwyższemu Czasowi!” Dariusz Marzec, adwokat z Lubartowa (woj. lubelskie), który pomaga w uzyskiwaniu odszkodowań od firm ubezpieczeniowych. – Tym sposobem zamiar „zabawy” ubezpieczyciela na zmęczenie poszkodowanego biurokratycznymi kłodami, rzucanymi pod nogi, kończy się wyrokiem sądu. Nie ma lepszej metody na ubezpieczyciela jak pozew do sądu – podkreśla.

Rodziny osób poszkodowanych lub zmarłych w wyniku obrażeń poniesionych w wypadkach samochodowych to grupa osób, która najczęściej zgłasza się do firm pomagającym im uzyskać odszkodowanie od towarzystw ubezpieczeniowych. Tak było także w przypadku małżeństwa, starającego się o odszkodowanie za śmierć syna w wypadku drogowym. PZU wypłacił każdemu z nich tylko po 5 tys. zł, chcąc na tym zakończyć sprawę. W rezultacie na drodze postępowania sądowego (ugoda sądowa) rodzicom udało się wywalczyć dziesięć razy większą kwotę – po 50 tys. zł dla każdego z nich. Podobnie w wypadku samochodowym, mającym miejsce we wrześniu 2012 roku, ucierpiała kobieta. Od ubezpieczyciela AXA Direct dostała jedynie 3000 zł. Nie zgadzając się na tak niską kwotę, wniosła sprawę do sądu. Podczas postępowania sądowego powołano biegłych. Opinia ortopedy: zero procent uszczerbku na zdrowiu, opinia neurologa: dwa procent. W rezultacie sąd przyznał kobiecie 15 tys. zł odszkodowania, czyli 7,5 tys. za każdy jeden procent uszczerbku na zdrowiu.

 

Zaniżają wartość

Takich i podobnych spraw w całym kraju są tysiące. Jak informuje w swoim raporcie Rzecznik Ubezpieczonych, w 2012 roku otrzymał on 15 273 pisemnych skarg z zakresu ubezpieczeń osobowych, majątkowych i na życie. Dla porównania w 2011 roku wpłynęło do tego urzędu 14 356 spraw, co oznacza, że nastąpił wzrost o 6,4 procent. Od początku istnienia Urzędu przez 17 lat do Biura Rzecznika Ubezpieczeniowego wpłynęło ponad 96 tys. skarg konsumenckich. W 2012 roku najliczniejsza grupa skarg odnosiła się do ubezpieczeń komunikacyjnych – 8106 skarg, co stanowiło 53,1 procent ogółu spraw, a wśród nich najwięcej spraw odnotowano na obowiązkowe ubezpieczenie OC posiadaczy pojazdów mechanicznych. W zakresie tych skarg konsumenci zgłaszali uwagi odnośnie m.in. sposobu likwidacji szkody. Wskazywali, że ubezpieczyciele często zaniżają wartość pojazdu w stanie sprzed szkody, a zawyżają wartość wraku, uniemożliwiają osobie poszkodowanej decydować o wyborze części stosowanych do naprawy samochodu czy też zaniżają stawki za roboczogodziny oraz koszty związane z holowaniem i parkowaniem pojazdu. – W przypadku szkód dochodzonych z dobrowolnych polis ubezpieczenia OC zakłady ubezpieczeń często odmawiają wypłaty odszkodowania ze względu na brak odpowiedzi na swoje pytania ze strony ubezpieczonego. Dzieje się tak nawet przy pełnym i obiektywnie sprawdzalnym materiale dowodowym, który jednoznacznie wskazuje na odpowiedzialność cywilną ubezpieczonego – mówi „Najwyższemu Czasowi!” Wojciech Kloska, dyrektor Departamentu Likwidacji Szkód Eventus Dochodzenie Odszkodowań.

Pojawia się także problematyka niechęci ubezpieczycieli do wypłaty odszkodowania z tytułu utraty wartości handlowej pojazdu w wyniku wypadku. Firmom ubezpieczeniowym zdarza się też opóźniać wypłatę odszkodowań poza 30-dniowy termin ustawowy. Z kolei w odniesieniu do szkód na osobie najczęściej pojawiały się zarzuty dotyczące ustalania na zbyt niskim poziomie świadczeń odszkodowawczych, dochodzonych w ramach obowiązkowego ubezpieczenia OC sprawcy szkody. – W przypadku polis NW, gdzie wypłata przeważnie jest uzależniona od stwierdzenia trwałego uszczerbku na zdrowiu, nieustalenie trwałego uszczerbku na zdrowiu powoduje odmowę – mówi Kloska. – Zdarza się, że jeden ubezpieczyciel nie stwierdzi trwałego uszczerbku na zdrowiu, a inny wypłaca odszkodowanie, uwzględniając wysokość trwałego uszczerbku na zdrowiu. Towarzystwom ubezpieczeniowym opłaca się takie nieuczciwe działanie, bo do sądu pójdzie tylko znikomy procent w ten sposób oszukanych osób ubezpieczonych. – Jeden z szefów jednej z największych firm ubezpieczeniowych uczciwie się przyznał, że ich biznesplan na polskim rynku zakłada, że ok. 95 proc. klientów, którzy się u nich ubezpieczają, nie pójdzie w sprawie wysokości odszkodowania do sądu – mówi w rozmowie z „Najwyższym Czasem!” Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.

Niekwestionowanym „liderem” w negatywnym sensie tego słowa, jeśli chodzi o ilość skarg do Rzecznika Ubezpieczeniowych w 2012 roku, jest PZU. W przypadku ubezpieczeń na życie skargi na firmę PZU Życie SA stanowiły niemal 42 procent wszystkich skarg z tego zakresu skierowanych do Rzecznika Ubezpieczeniowych. Wynika to jednak ze znaczącej pozycji tej firmy na rynku. Drugie miejsce objęło Open Life TU Życie SA (ponad 7 procent wszystkich skarg). Z kolei w przypadku ubezpieczeń majątkowych i osobowych skargi na PZU SA stanowiły prawie 24 procent wszystkich skarg. Na drugim miejscu tego niechlubnego rankingu było TUiR WARTA SA (niecałe 9 procent).

Czy łatwo jest na drodze sądowej o uzyskanie odszkodowania od ubezpieczyciela? – Przed podjęciem decyzji o skierowaniu sprawy na drogę sądową należy ocenić ewentualne ryzyko procesowe, dobrze oszacować wysokość zgłaszanych roszczeń (w przypadku częściowego uznania roszczenia, sąd może proporcjonalnie do wygranej podzielić koszty postępowania sądowego) – mówi Wojciech Kloska. – Należy zdawać sobie sprawę, że postępowanie sądowe może być długotrwałe, a zakład ubezpieczeń może złożyć apelację – dodaje. Zaznacza jednak, że jego firma Eventus Dochodzenie Odszkodowań wygrywa około 97 procent spraw.

Amerykanie słyną z tego, że sądy zasądzają wysokie odszkodowania nawet w błahych sprawach i dla wielu osób jest to sposób na łatwe wzbogacenie. Jak to u nas wygląda? Eksperci z branży potwierdzają, że Polska nie jest krajem pieniaczy sądowych. – Ilość takich procesów jest w Polsce mniejsza, niż ma to miejsce w krajach Europy Zachodniej, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii. Zbliżamy się do krajów niemieckich (Niemcy plus Austria), mamy „przewagę” nad krajami dawnego bloku socjalistycznego – mówi „Najwyższemu Czasowi!” Maciej Gwarek, koordynator ds. dochodzenia roszczeń z Kancelarii Excambium ze Szczecina.

 

Dlaczego Polacy odpuszczają?

Dlaczego w takim razie Polacy w mniejszym stopniu walczą sądownie o przysługujące im odszkodowania niż mieszkańcy Europy Zachodniej? – Do sądu nie idą, bo wymiar sprawiedliwości w Polsce nie działa – uważa Sadowski. – To wina polskich polityków, konsekwencja nieudolności polskich kolejnych rządów, które nie rozumieją, że najważniejszą w tej chwili barierą w rozwoju gospodarczym jest wymiar sprawiedliwości, który nie rozstrzyga spraw w normalnym czasie – wyjaśnia. Rozstrzygnięcia w sądach w Polsce trwają w prostych sprawach niewyobrażalnie długo. – Spory na całym świecie między obywatelami i firmami, firmami a administracją nie są niczym nadzwyczajnym, ale to co odróżnia nas na tle innych krajów, to czas ich rozstrzygnięcia przed sądem – mówi Sadowski. Na przykład małżeństwo powodzian z Wilkowa (woj. lubelskie) dopiero po ponad trzech latach wygrało przed sądem ze swoim ubezpieczycielem. Ale opłacało się. Za stracony towar z hurtowni i sklepów sąd przyznał im 600 tys. zł.

Jak to wygląda za oceanem? – W USA nikogo nie dziwi rozprawa nawet z powództwa rządu, która ma miejsce w ciągu dwóch miesięcy od złożenia pozwu, rozstrzygnięcie następuje na pierwszym posiedzeniu na korzyść obywatela, a po dwóch kolejnych tygodniach wyrok jest prawomocny. Wymiar sprawiedliwości jest sektorem usług i nie można ich oferować w tak zatrważającym standardzie. W Polsce dochodzenie dotyczące zapłaty jednej faktury trwa latami – mówi Sadowski. – Jeśli w USA rozpoczyna się jakaś sprawa, to trwa non stop, aż zapadnie wyrok, a nie tak jak w Polsce, gdzie sędzia szuka kolejnych terminów mniej więcej za rok. Jak on może pamiętać sprawę, którą sądził rok temu? – pyta. Naprawienie tej fatalnej sytuacji nie jest sprawą skomplikowaną. – Do efektywnej zmiany systemu w Polsce nie jest potrzebna zmiana konstytucji. Można zrobić od ręki, zmieniając regulaminy sądów, w których tak naprawdę to już nawet jest. Wszyscy wiedzą, czego brakuje, bo sędziowie są, asystenci są, pieniądze są, budynki nowe są i komputery też są. Zły jest tylko system organizacji pracy – uważa Sadowski.

Nieco inaczej całą sprawę widzi Maciej Gwarek, który wymienia aż siedem przyczyn, dla których Polacy stronią od pozywania innych do sądu. Po pierwsze, ogólna niechęć Polaków do sądów. Dla „przeciętnego Kowalskiego” tzw. pójście do sądu kojarzy się z długotrwałą „drogą przez mękę”, koniecznością częstych wizyt na rozprawach, negatywnym nastawieniem sędziego itp. Sąd kojarzy się Polakowi z przestępstwem, sam fakt że ma stawać w sądzie i tłumaczyć się, że chce uzyskać jakieś pieniądze, budzi obawę że zostanie postawiony w jednym rzędzie z bandytami. Polacy mają – wyrobioną przez 50 lat komunistycznej okupacji – niechęć do urzędów czy państwa w ogóle. Częste negatywne doniesienia medialne też nie pomagają w budowie pozytywnego obrazu sądownictwa w oczach osoby poszkodowanej.

Po drugie, w Polsce jest niższa niż na Zachodzie świadomość własnych praw w stosunku do krajów Zachodu. Po trzecie, istnieje konieczność poniesienia wstępnych kosztów związanych z postępowaniem sądowym. Nawet jeżeli poszkodowany nie musi płacić z góry pełnomocnikowi (co powoli staje się standardem w sprawach odszkodowawczych), to jednak pozostaje kwestia tzw. wpisu od pozwu, czyli kosztów sądowych. Wynoszą one 5 procent wartości przedmiotu sporu, więc np. chcąc walczyć o 100 tys. zł, poszkodowany musi zapłacić 5 tys. zł. Kwota ta może nie wydaje się duża, ale w polskich realiach ekonomicznych często jest to zapora nie do przejścia. Po czwarte, ludziom brakuje wiary w szanse na sukces na drodze sądowej. Ma to związek z postrzeganiem firm ubezpieczeniowych (ale także banków) jako swego rodzaju urzędów, mających „patent na słuszność” (co częściowo wynika z przeszłych doświadczeń, kiedy istniał jeden państwowy zakład ubezpieczeń, a sądy broniły jego interesów, zarazem broniąc interesów jego jedynego właściciela, czyli państwa).

Po piąte, istnieje pewna społeczna stygmatyzacja osób dochodzących swoich praw w sądzie jako „naciągaczy” czy „warchołów”. Zdarzają się nawet publiczne wypowiedzi, traktujące osoby walczące o wyższe odszkodowanie jak pasożytów żerujących na innych (w komentarzach do artykułów dotyczących np. zadośćuczynień za śmierć osób najbliższych w wydaniach internetowych gazet wiele jest wpisów typu: „oni dostali, a my za to zapłacimy w składkach za OC”, czy nawet” „nic tylko się rzucić pod samochód, żeby rodzina miała pieniądze”). Po szóste, brakuje pewnej „tradycji litygacji”, jaka istnieje np. w USA. Dla przeciętnego Polaka wszczęcie procesu to coś niezwykłego, o czym raczej czyta w gazetach niż samemu myśli. Po siódme wreszcie, problemem są wysokie ceny usług prawnych. Standardowo w przypadku zlecenia sprawy adwokatowi czy radcy prawnemu, poszkodowany musi zapłacić pełnomocnikowi z góry, niezależnie od wyniku sprawy. Obowiązujące regulacje korporacyjne nie pozwalają np. adwokatom pracować tylko za wynagrodzenie zależne od wyniku sprawy.

Tomasz Cukiernik 

* Niniejszy artykuł został opublikowany w nr 1-2 tygodnika “Najwyższy CZAS!” z 2014 r.

M.G. 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *