Piętka: Okupacja niemiecka nie była igraszką

 

Od lat stało się już w Polsce tradycją, że rocznica 1 września jest wspominana coraz ciszej jako „dzień rozpoczęcia drugiej wojny światowej”, natomiast dzień 17 września podniośle obchodzi się i medialnie nagłaśnia jako rocznicę „sowieckiej agresji na Polskę”. Kierunek historycznej edukacji (indoktrynacji) został jasno wytyczony: głównym wrogiem Polski podczas drugiej wojny światowej był Związek Sowiecki i on rzekomo zadał Polakom największe straty. Okres okupacji sowieckiej został rozciągnięty na cały okres PRL, czyli do 1989 roku. To niemal półwiecze, przy którym pięć lat okupacji niemieckiej wydaje się niemal śmiesznością. Ten fałszywy obraz zakorzenia się w świadomości młodego pokolenia nie tylko dzięki przekazowi, a raczej szumowi medialnemu, ale także działalności różnych szarlatanów.

Mam tutaj na myśli m.in. pewną fundację, która za cel postawiła sobie doprowadzić do beatyfikacji Witolda Pileckiego. Podejrzewam, że zasłużył on sobie dla owej fundacji na taki honor nie z tego powodu, że był „ochotnikiem do Auschwitz”, ale dlatego, że w 1948 roku został skazany na karę śmierci za działalność antykomunistyczną i stracony, a więc był ofiarą „okupanta sowieckiego”. Moje podejrzenie uważam za prawdopodobne dlatego, że owa fundacja nie zabiega jakoś o beatyfikację innych organizatorów i przywódców polskiej konspiracji wojskowej w KL Auschwitz, takich jak Kazimierz Rawicz, Teofil Dziama, Juliusz Gilewicz, Jan Karcz, Karol Kumuniecki, Tadeusz Paolone-Lisowski, czy Jan Mosdorf, którzy z wyjątkiem pierwszego z wymienionych zginęli w tym obozie. Mnie osobiście inicjatywa beatyfikacyjna Pileckiego nie przeszkadza. Moje zastrzeżenie wzbudziły tylko materiały publikowane przez tę fundację w internecie, z których można się dowiedzieć, że w porównaniu z powojennymi cierpieniami Pileckiego „Oświęcim był igraszką”. Są to wyrwane z kontekstu słowa Pileckiego, który podczas widzenia z żoną w więzieniu mokotowskim miał jej powiedzieć, że „Ja już żyć nie mogę (…) mnie wykończono. Bo Oświęcim przy nich to była igraszka”.

Odbiorca tych materiałów nie dowiaduje się jednak, że są to słowa Pileckiego i nawet jeżeli rzeczywiście je wypowiedział, to były one jedynie wyrazem jego stanu psychicznego po ogłoszeniu wyroku śmierci, a nie dosłowną opinią, że Auschwitz był igraszką w porównaniu z więzieniem mokotowskim. Czytelnik jednak otrzymuje przekaz, że Auschwitz – miejsce największej niemieckiej zbrodni ludobójstwa podczas drugiej wojny światowej – to była igraszka, a więc cała okupacja niemiecka także była igraszką w porównaniu z okresem stalinowskim w powojennej Polsce. Gdy zwróciłem uwagę ludziom z tej fundacji na to, że zdaniem najwybitniejszego biografa Pileckiego – Adama Cyry – nie ma stuprocentowo pewnych dowodów na okrutne torturowanie Pileckiego w śledztwie (powodów ku temu UB nie miało chociażby dlatego, że Pilecki na pierwszym przesłuchaniu do wszystkiego się przyznał i wziął całą winę na siebie, by chronić członków swojej siatki) oraz, że proporcje strat polskich pod okupacją niemiecką i w okresie powojennym, a także polityka okupacyjna III Rzeszy i polityka stalinowska w powojennej Polsce są w jakikolwiek sposób nieporównywalne dowiedziałem się, że jestem „miłośnikiem sowieckiej barbarii, której kolonią była Polska Ludowa”.

„Na szeroką skalę krwawe represje przeciwko Polakom rozpoczęły się dopiero wówczas, gdy nadeszła Armia Czerwona” – napisał z kolei dr Tymoteusz Pawłowski w artykule „Polscy komuniści we wrześniu 1939 r.”, opublikowanym na portalu Wirtualna Polska[i]. Ależ doktorze Tymoteuszu Pawłowski! Zapewniam pana, że krwawe represje przeciwko Polakom rozpoczęły się już 1 września 1939 roku, kiedy za jednostkami Wehrmachtu wkroczyły do Polski grupy operacyjne Policji Bezpieczeństwa (Einsatzgruppen). Dysponowały one przygotowanymi już przed wojną listami proskrypcyjnymi z nazwiskami 61 tys. Polaków aktywnych politycznie, społecznie i naukowo oraz znanych z działalności antyniemieckiej (tzw. Sondernfahndungsbuch Polen). Nazwiska tych osób wskazała gestapo głównie mieszkająca w Polsce mniejszość niemiecka. Ludzi tych rozstrzeliwano podczas kampanii wrześniowej i po jej zakończeniu do końca 1939 roku w ramach tzw. operacji Tannenberg. W samej Bydgoszczy rozstrzelano wtedy 10 tys. Polaków. W masakrach tych aktywnie uczestniczyły bojówki mniejszości niemieckiej (tzw. Selbstschutz), które operowały na ziemiach zachodnich (Pomorze, Wielkopolska, Górny Śląsk).

Tylko na samym Pomorzu z rąk Selbstschutzu zginęło do końca 1939 roku 42 tys. Polaków – dwa razy więcej niż w ramach zbrodni katyńskiej, rozumianej w pojęciu szerokim, tj. obejmującym rozstrzelanych przez NKWD w Katyniu, Charkowie, Twerze (wówczas Kalinin, ofiary pochowano w Miednoje) i miejscach do dzisiaj nieznanych. A przecież liczba ta nie obejmuje ofiar egzekucji przeprowadzanych w tym okresie przez Selbstschutz w Wielkopolsce i na Górnym Śląsku oraz przez Einsatzgruppen, gestapo, formacje SS, żandarmerię niemiecką i Wehrmacht. Krwawe żniwo, jakie zebrał terror niemiecki do połowy 1940 roku wykracza daleko poza 61 tys. osób figurujących na Sondernfahndungsbuch Polen.

Kto dzisiaj pamięta nazwę Piaśnica? To był taki niemiecki Katyń na Pomorzu, niedaleko Wejherowa, gdzie rozstrzelano 14 tys. Polaków – ponad trzy razy więcej niż w samym Katyniu (4 tys.). W Mniszku i Grupie koło Świecia rozstrzelano 10 tys. Polaków, a w Lesie Szpęgawskim koło Starogardu Gdańskiego 7 tys. Litości doktorze Tymoteuszu Pawłowski! Krwawe represje przeciwko Polakom na pewno nie rozpoczęły się dopiero 17 września 1939 roku.

Do takiego poziomu doszła jednak narracja środowisk pretendujących obecnie do kreowania polityki i świadomości historycznej w Polsce. Jedynym kryterium ma być tutaj antykomunizm i antysowietyzm utożsamiany z antyrosyjskością. Wiedza o zbrodniach okupacji niemieckiej i ich rozmiarach przebija się natomiast do świadomości, zwłaszcza młodego pokolenia, coraz trudniej i bywa zdeformowana. Nie można tego określić inaczej jak wypaczaniem historii i nie mam wątpliwości, że działania te są dyskretnie sterowane z Niemiec.

Jakie zatem były straty polskie pod okupacją niemiecką i sowiecką? Zacznijmy od strat ludnościowych. Według IPN liczba ofiar śmiertelnych pod okupacją sowiecką w latach 1939-1941, a także w okresie 1944-1945 wyniosła – łącznie z ofiarami zbrodni katyńskiej oraz deportacji do Kazachstanu i na Syberię – około 150 tys. osób. Przy czym należy pamiętać, że zarówno wśród ofiar zbrodni katyńskiej, jak i innych aktów terroru sowieckiego w tym czasie (np. masakr więziennych NKWD we Lwowie w 1941 roku) byli też – znajdujący się w mniejszości – obywatele II RP narodowości niepolskiej: Białorusini, Ukraińcy, Ormianie i Żydzi.

Te 150 tys. ofiar to jednak nieco za mało, by stawiać tezę, że Związek Sowiecki był największym opresorem Polaków w dziejach, więc zwolennicy tej tezy lubią jeszcze przywoływać ofiary operacji polskiej NKWD z lat 1937-1938, których było około 140 tys. Zapominają przy tym, że ofiary te były pochodzenia polskiego, ale miały obywatelstwo ZSRR, więc jest to co prawda szeroko pojęta martyrologia polska, ale formalnie straty innego państwa. Ofiar operacji polskiej NKWD nie można włączać do strat polskich podczas drugiej wojny światowej także dlatego, że zginęły one przed wybuchem wojny. A że i to jest za mało, stworzono mit o rzekomych 100 tys. ofiar terroru komunistycznego w Polsce powojennej do 1956 roku. Liczba ta prawdopodobnie rozrośnie się w przyszłości do milionów, tak jak liczba „żołnierzy wyklętych” rozrosła się z 20-30 tys. do 300 tys., a i to przecież nie jest ostatnie słowo Antoniego Macierewicza i jemu podobnych. Faktycznie ofiary terroru komunistycznego w latach 1944-1956 – łącznie z zasądzonymi i wykonanymi wyrokami śmierci w sprawach politycznych oraz ofiarami obozów pracy – liczą kilka tysięcy osób[ii]. Są więc wielokrotnie niższe niż np. liczba ofiar popieranej przez Stany Zjednoczone prawicowej junty wojskowej, która panowała w Argentynie w latach 1976-1983.

Mnie jednak interesuje okres drugiej wojny światowej, a w tym wypadku – co jeszcze raz przypominam – IPN szacuje, że w latach 1939-1941 i 1944-1945 z rąk sowieckich zginęło 150 tys. obywateli polskich, w większości Polaków. Straty, jakie ponieśli Polacy pod okupacją sowiecką są zatem zbliżone do strat, jakie podczas wojny zadali im łącznie nacjonaliści ukraińscy (według Ewy Siemaszko 130 tys. ofiar) i litewscy (ok. 25 tys. ofiar). Natomiast podczas okupacji niemieckiej (1939-1945) zginęło według IPN ponad 2,77 mln Polaków oraz od 2,7 do 3 mln (najprawdopodobniej 2,9 mln) polskich Żydów. Podana przez IPN liczba ofiar polskich (2,7 mln) nie obejmuje tych Polaków, którzy zginęli z rąk przedwojennych mniejszości narodowych (nacjonaliści ukraińscy i litewscy). Natomiast spośród ofiar żydowskich co najmniej 500 tys. miało zginąć w gettach i obozach pracy, 200 tys. zamordowały Einsatzgruppen, a 1,86 mln zginęło w ośrodkach zagłady bezpośredniej i obozach koncentracyjnych[iii].

IPN nie przeczy zatem, że „większość polskich obywateli w okresie drugiej wojny światowej padło ofiarą zbrodniczej działalności Niemców” oraz, że okupacja wojenna (przez większość czasu niemiecka) „na terenie Polski należała do najokrutniejszych i najbrutalniejszych w Europie”, a Polska poniosła „relatywnie największe straty osobowe i szkody demograficzne” z wszystkich państw biorących udział w wojnie. W przypadku represji na Wschodzie historyk IPN, prof. Wojciech Materski, podkreślił że „Sowieci nie podejmowali się planowanej eksterminacji całych narodowości (wyjątek zrobiono dla polskich elit), a skala ofiar była spowodowana bardziej warunkami życia będącymi konsekwencjami represji”[iv]. Inaczej natomiast było na terenie okupacji niemieckiej, gdzie skala ofiar – tak polskich, jak i żydowskich – była rezultatem bezpośrednich działań eksterminacyjnych, wynikających z celów realizowanej polityki okupacyjnej.

Z tego co wiemy na temat Generalnego Planu Wschodniego z dokumentów pośrednich (oryginały tego planu nie zachowały się), Niemcy zamierzały przeprowadzić po zwycięskiej dla nich wojnie likwidację – w drodze eksterminacji bezpośredniej, pośredniej i wysiedlenia na zachodnią Syberię – 85 proc. etnicznej ludności polskiej. Pozostałe 15 proc. (ok. 4 mln) Polaków zamierzano zachować w Generalnym Gubernatorstwie jako niewolniczą siłę roboczą lub zgermanizować. Wstępem do realizacji Generalnego Planu Wschodniego były wysiedlenia z Zamojszczyzny, które w latach 1942-1943 objęły około 110 tys. Polaków. Nie ulega wątpliwości, że gdyby Niemcy wygrali wojnę Polacy jako naród przestaliby istnieć.

Liczba strat polskich pod okupacją niemiecką i sowiecką, którą oficjalnie podał IPN w 2009 roku różni się znacznie od tej, jaką wiele lat wcześniej przyjął prof. Czesław Łuczak (1922-2002) – wybitny badacz polityki ludnościowej realizowanej przez III Rzeszę na okupowanych ziemiach polskich. Prof. Łuczak – opierając się na źródłach ze Statistisches Bundesamt w Wiesbaden – stwierdził, że podczas drugiej wojny światowej zginęło ponad 2 mln etnicznych Polaków, w tym 1,3 mln w Generalnym Gubernatorstwie (bez Dystryktu Galicja), 250 tys. na ziemiach wcielonych do Rzeszy i 500 tys. na byłych Kresach Wschodnich – łącznie z ofiarami okupacji sowieckiej oraz nacjonalistów ukraińskich i litewskich. Straty mniejszości narodowych w II RP (poza Żydami) prof. Łuczak oszacował na 1 mln, co łącznie ze stratami Żydów (2,9 mln) daje około 6 mln obywateli polskich, którzy stracili życie podczas wojny[v].

Podając w roku 2009 liczbę 2,77 mln śmiertelnych ofiar polskich pod okupacją niemiecką IPN zastrzegł, że „liczbę tę należy traktować orientacyjnie” za względu na trwające prace nad programem „Starty osobowe i ofiary represji pod okupacją niemiecką”[vi]. Trwające wciąż badania w ramach tego programu zapewne zweryfikują w dół liczbę podaną w 2009 roku. Bez względu na to jaka ostatecznie będzie to liczba, nie ulega wątpliwości, że z rąk Niemiec hitlerowskich zginęła ogromna większość polskich ofiar drugiej wojny światowej. W zdecydowanej większości były to ofiary eksterminacji bezpośredniej i pośredniej. Tylko w niemieckich obozach koncentracyjnych zostało zamordowanych około 250 tys. Polaków, z czego najwięcej w KL Auschwitz, KL Lublin (Majdanek), KL Mauthausen i KL Stutthof. Dla porównania straty Wojska Polskiego w kampanii wrześniowej, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Wojska Polskiego na Wschodzie i podziemia zbrojnego w kraju wyniosły łącznie 123178 zabitych.

Problemy z precyzyjnym ustaleniem liczby ofiar nie zmieniają faktu, że Polska poniosła podczas drugiej wojny światowej największe straty ludnościowe po ZSRR, głównie z ręki Niemiec. Trzecie miejsce po Polsce w stratach ludnościowych zajmuje Jugosławia. To pokazuje przeciw komu był skierowany terror niemiecki i jaki był cel wojny prowadzonej przez Niemcy.

O wiele bardziej znaczące niż straty ludnościowe – o czym nierzadko się zapomina – były straty materialne. Polskie starty materialne były największe w Europie i ponad 90 proc. tych strat spowodowały działania i polityka okupacyjna Niemiec. To te straty, a nie polityka gospodarcza PRL – jak się obecnie twierdzi – są przyczyną współczesnego zapóźnienia cywilizacyjnego Polski. Żeby omówić polskie straty materialne, trzeba byłoby napisać odrębny artykuł, więc podam kilka przykładów. Materialne straty wojenne poniosło ponad 13 mln obywateli polskich, w wyniku czego poszkodowanym oraz ich spadkobiercom należałoby się 285 mld dolarów odszkodowań. Kwota ta wynika jednak z obliczenia strat spowodowanych zniszczeniami oraz grabieżami i nie uwzględnia strat wynikających z eksploatacji gospodarczej, jak np. przymusowe kontyngenty pobierane przez okupanta niemieckiego od polskich rolników. Wojenne straty materialne Warszawy obliczono w 2004 roku na 54 mld dolarów. Starty innych miast oszacowano w złotych. I tak przykładowo starty Łodzi oszacowano w 2006 roku na 40 mld złotych, a straty Poznania na 11 mld złotych.

Okupant niemiecki dokonał w Polsce rabunku ok. 516 tys. pojedynczych dzieł sztuki o wartości szacunkowej 11,14 mld dolarów (według kursu z 2001 roku). Straty majątku narodowego pod okupacją niemiecką oszacowano w 1947 roku na 38 proc. stanu sprzed 1939 roku, w tym 50 proc. infrastruktury kolejowej i drogowej, 43 proc. dóbr kulturalnych, 55 proc. infrastruktury służby zdrowia, 64,5 proc. przemysłu chemicznego, 64,3 proc. poligraficznego, 59,7 proc. elektrotechnicznego, 55,4 proc. odzieżowego, 53,1 proc. spożywczego, 48 proc. metalowego. Ogółem Niemcy zniszczyli około 14 tys. fabryk, 353876 gospodarstw wiejskich, 199751 sklepów, 84436 warsztatów rzemieślniczych, 968223 gospodarstw domowych, 17 szkół wyższych, 271 szkół średnich, 4880 szkół powszechnych i 768 innych szkół. Starty w leśnictwie to około 400 tys. ha lasów. Gdyby to próbować przeliczyć na obecne pieniądze, to starty te byłyby szacowane nie na miliardy, ale biliony dolarów.

Deprecjonowanie hekatomby okupacji niemieckiej na rzecz tworzenia mitów o okupacji sowieckiej i okresie PRL oraz stawianie na jednej płaszczyźnie okupacji niemieckiej np. z okresem PRL jest działaniem negującym największą zbrodnię dokonaną kiedykolwiek na narodzie polskim oraz znieważa ofiary tej zbrodni. Tak samo należy postrzegać modne od wielu lat w środowisku prawicy antykomunistycznej tworzenie tzw. „historii alternatywnej”, wedle której najlepszym wyborem dla Polski podczas drugiej wojny światowej miała być kolaboracja z III Rzeszą. Ta kolaboracja nie uchroniłaby Polaków w żaden sposób przed planowanym dla nich przez hitlerowców losem, a porównywania czynione w tym wypadku z Węgrami, Rumunią, Finlandią, Chorwacją czy Słowacją świadczą tylko o ignorancji historycznej czyniących takie porównania. Tysiącletnia Rzesza nie była przeznaczona dla Polaków, a okupacja niemiecka nie była dla nich igraszką.

Bohdan Piętka

 

[i] T. Pawłowski, „Polscy komuniści we wrześniu 1939 r.”, www.historia.wp.pl, 17.09.2016. Jest to artykuł tendencyjny także z innego powodu. Autor pisze w nim m.in., że polscy komuniści współpracowali we wrześniu 1939 r. z Niemcami. Niestety konkretnych przykładów tej współpracy nie podaje. Co do współpracy komunistów z Sowietami na Kresach Wschodnich po 17.09.1939 r. Autor przemilcza fakt, że stawianie bram triumfalnych dla Armii Czerwonej oraz napady na polskie majątki i sklepy były dziełem nie tyle polskich komunistów, ile komunistów białoruskich, ukraińskich i żydowskich. Smaczkiem tego artykułu jest również stwierdzenie Autora, że w wyniku operacji polskiej NKWD (1937-1938) zgładzono wszystkich (sic!) Polaków mieszkających wówczas w ZSRR.

[ii] Do ofiar tych nie włączam ofiar terroru NKWD w latach 1944-1945 (np. obławy augustowskiej) i ówczesnych deportacji do ZSRR, ponieważ mieszczą się one w liczbie 150 tys. ofiar okupacji sowieckiej z lat 1939-1941 oraz 1944-1945. Według Krzysztofa Szwagrzyka i Jana Żaryna w latach 1944-1955 zapadło około 5 tys. wyroków śmierci w sprawach politycznych, z których wykonano 2,5 tys. Zdaniem tych badaczy „w różnego typu więzieniach, w tym w obozach pracy, zmarło lub zginęło po wojnie do 1956 r. w sumie ponad 20 tys. osób”; por.: „O karach śmierci w latach 1944-1956 z Krzysztofem Szwagrzykiem i Janem Żarynem rozmawia Barbara Polak”, „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej” nr 11 (22), Warszawa 2002, s. 18-19. Później IPN zwiększył przyjętą liczbę wyroków śmierci, wydanych w latach 1944-1956, do 8 tys. Nie podano jednak ile z nich zostało wykonanych; por. K. Szwagrzyk, „Osiem tysięcy wyroków śmierci. Mordy sądowe w Polsce 1944-1956”, www.rp.pl (dziennik „Rzeczpospolita”), 3.12.2007. Podana przez K. Szwagrzyka i J. Żaryna liczba 20 tys. osób, które miały zginąć w tym czasie w więzieniach i obozach pracy nie została potwierdzona przez innych badaczy.

[iii] W. Materski, T. Szarota (red.), „Polska 1939-1945. Straty osobowe i ofiary represji pod dwiema okupacjami”, Warszawa 2009.

[iv] „IPN: Polska poniosła największe straty osobowe w II wojny światowej”, www.wyborcza.pl, 28.08.2014.

[v] C. Łuczak, „Szanse i trudności bilansu demograficznego Polski w latach 1939-1945”, „Dzieje Najnowsze” nr 2, Warszawa 1994, s. 9-14.

[vi] W. Materski, T. Szarota (red.), „Polska 1939-1945. Straty osobowe…”, s. 8-9.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *