Pogryzieni przez własnego psa…

Wezwanie do demokracji w Egipcie i innych krajach Bliskiego Wschodu dało się słyszeć zarówno wśród tych, którzy faktycznie dążyli do ustanowienia wolnego rządu, ale także w kręgach islamskich fundamentalistów, skądinąd wrogich idei władzy ludu. Muzułmańscy bojownicy zdążyli już przećwiczyć manipulowanie procesem demokratycznym w Iraku i Afganistanie, a teraz mają zamiar powtórzyć to samo w rejonie Bliskiego Wschodu.

Od czasu dojścia do władzy w Iraku tzw. demokratycznego rządu chrześcijanie musieli znosić dotkliwe prześladowania. W Afganistanie konstytucja obiecuje wolność wyznania – tyle, że w ramach ograniczeń islamskich praw szariatu: dla przykładu chrześcijanin nawrócony z Islamu ryzykuje życie. Gdy Egipcjanie wylegli na ulice w poszukiwaniu demokracji, a Bractwo Muzułmańskie zyskało legitymację polityczną (w znacznej mierze dzięki administracji Obamy), co najmniej jeden kościół został zniszczony za pomocą bomby.

Czyny tych bojowników demonstrują szaleństwo rozwijania struktur demokratycznych bez uprzedniego uznania kwestii jednostkowych praw człowieka. Jak zauważyli nasi Ojcowie Założyciele, słowo „demokracja” pochodzi z greckiego wyrażenia oznaczającego zarówno „rządy ludu”, ale także „rządy motłochu”. Z tego właśnie powodu dołączyli do konstytucji raczkujących dopiero Stanów Zjednoczonych tzw. Bill of Rights. Większość nie ma bowiem nieograniczonego prawa wymuszania swojej woli wobec mniejszości.

Jak na ironię, Stany Zjednoczone bezwiednie pomogły podważyć amerykańską koncepcję wolności człowieka i dały argument tym, którzy w istocie nienawidzą w/w idei.

Marzeniem polityki zagranicznej USA za czasów administracji George’a W. Busha było wprowadzenie demokracji na styl zachodni do ciągle wrzącego kotła polityki krajowej państw Bliskiego Wschodu. Irak miał spełnić rolę jednego z etapów tej demokratycznej ofensywy przeciwko autorytarnym islamskim fundamentalistom.

Strategia zadziałała, ale nie tak, jak planowano…

Po tym, jak siły amerykańskie oraz wojska państw z nimi sprzymierzonych pokonały armię Huseina, Waszyngton zaczął realizację swojego planu podminowywania autorytarnych reżimów w rejonie Bliskiego Wschodu. Miano wyłonić liderów, ludzie powinni byli wypowiedzieć swoje zdanie co do sposobu, w jaki mają być rządzeni, a tyrania należała do przeszłości. Eksperci oraz twórcy polityki w Waszyngtonie byli pewni, że idea wolności politycznej rozprzestrzeni się niczym ogień na prerii.

Szczytny cel.

Niestety od samego początku amerykański sen o Iraku stał się koszmarem dla irackich chrześcijan, jednej z najstarszych tego typu wspólnot na świecie. Zastraszanie, pobicia i zabójstwa, których dokonywała muzułmańską większość, towarzyszyły formowaniu się niezależnego, „demokratycznego” rządu i sprawiły, że liczba chrześcijan w Iraku spadła z mniej więcej 1.500.000 w dniach poprzedzających obalenie Saddama Huseina do połowy tej cyfry w chwili obecnej.

W Stanach Zjednoczonych niewiele mówiono o trudnym położeniu irackich chrześcijan. Ich cierpienia nie były zgodne ani z linią polityczną konserwatystów, ani też liberałów. Niszczenie wspólnot chrześcijańskich w Iraku stanowiło rzecz kłopotliwą dla „budowniczych narodów” w Waszyngtonie, ale tak samo podchodzili do niej również liberałowie, ponad wszystko stawiający przecież dystans do jakichkolwiek form religijnych – a do chrześcijaństwa w szczególności.

Męczeństwo chrześcijan w Iraku było sygnałem ostrzegawczym dla przyszłości demokracji w świecie islamu. Uwolnieni od restrykcji autorytarnego i de facto świeckiego reżimu Saddama, muzułmańscy radykałowie szybko przystąpili do prześladowania chrześcijańskiej mniejszości.

Obrzucone bombami kościoły, pobicia i morderstwa, których doświadczają iraccy chrześcijanie, to wyraźna, ale niestety zupełnie ignorowana przestroga przed demokracją znajdującą się pod wpływami islamskiego fundamentalizmu. Nie ustępuje on z pozycji domagających się poddania pod kontrolę islamu każdego rządu, uważa ponadto, że każda jednostka musi być podporządkowana prawu szariatu. Są to koncepcje wywodzące się jeszcze z czasów proroka Mahometa (zm. 632), a ci, którzy ich bronią, nie cofną się przed żadną metodą dającą nadzieję na zwycięstwo islamu.

Pomysł „unowocześnienia islamu” jest zjawiskiem stosunkowo nowym, powstałym wyłącznie dzięki bliższemu zetknięciu się świata muzułmańskiego z bardziej zaawansowanymi i potężnymi społeczeństwami Zachodu – szczególnie po II wojnie światowej. Wielu wyznawców proroka zauważyło, że mogą nadal podążać za swoją religią, a przy okazji poprawić standard życia m. in. poprzez przyjęcie zachodniego nastawienia na tolerancję i współpracę z nie-muzułmanami. Rzecz w tym, że ich fundamentalistyczni współwyznawcy opowiadają się za kontynuacją wielusetletniej tradycji agresji i ujarzmiania. Praktyka zrywania procesu wyborczego jest po prostu kolejną przyjętą przez nich taktyką, dodaną do nieustannie kontynuowanej strategii podporządkowywania sobie tych elementów, które dotąd nie były islamskie.

Stulecia zwycięstw Islamu

Mahomet szerzył swoją religię siłą oręża, a jego następcy kontynuowali tę praktykę. Błyskotliwe sukcesy wojenne przyniosły efekt w postaci podporządkowania islamowi populacji zamieszkujących tereny od Afryki Północnej aż po Indie. Podbój skierowany w stronę Europy został zatrzymany nie wcześniej, niż w roku 1683 pod Wiedniem, niemal w samym sercu kontynentu. Rajdy w rejonie Europy środkowej i południowej trwały jeszcze w drugiej połowie wieku XVIII.

Sukces wojsk walczących pod sztandarem proroka przyniósł m. in. objęcie wpływami islamu wielu społeczności nie-muzułmańskich. Zastosowana w ich przypadku – dość zaawansowana – kombinacja form nacisku psychicznego i ideologicznego wespół z wieloma codziennymi upokorzeniami dały w efekcie miliony konwersji. Bunty bezlitośnie łamano, a ci spośród nie-muzułmanów, którzy znaleźli się w strefie wpływów szariatu, dostrzegli, że zostali sprowadzeni do roli klasy poddanych, nieustannie dręczonych psychicznymi i fizycznymi udrękami i konfiskatami – znanymi przez zachodnich uczonych jako „muzułmańska tolerancja”.

Bliski Wschód, Azja Mniejsza, a także Afryka Północna – niegdyś centra intensywnej chrześcijańskiej pobożności, zostały zislamizowane.

Chrześcijanie i Żydzi nie mogli budować nowych miejsc kultu, często napotykali też trudności w remontowaniu struktur już istniejących, nieraz dość wiekowych. Nie-muzułmanom nie wolno było nosić broni, nie mieli prawa posiadania konia, nie mogli też uderzyć muzułmanina – nawet w samoobronie. Nie-muzułmanin nie mógł ochronić swojej żony przed atakiem ze strony osób wyznających islam, a przed sądem jego testament nie obowiązywał w sytuacji, gdy stał w  sprzeczności z interesem muzułmanina. Lista obostrzeń wobec nie-muzułmanów jest długa i miała na celu z jednej strony doprowadzenie jak największej ich liczby do przyjęcia islamu, z drugiej zaś jak najdalej idące mentalne i fizyczne podporządkowanie tych, którzy nie uznali proroka, jego wyznawcom.

Przemoc jako narzędzie polityczne

Jeżeli nawet islamscy radykałowie nie dysponują jeszcze poparciem większości muzułmanów, to jedynie ktoś skrajnie naiwny mógłby uwierzyć, że godne potępienia stosowanie przemocy i szafowanie śmiercią nie może wpłynąć na wynik wyborów.

Bractwo Muzułmańskie, podobnie jak inne fundamentalistyczne grupy islamskie, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że stanowi mniejszość. Jest jednak w stanie iść o zakład, że tylko ostrożne użycie bomb i kul dzieli ich od przejęcia władzy w drodze procesu demokratycznego, co też planują dążąc do ustanowienia nowego bliskowschodniego kalifatu i kontynuacji wojny z Ameryką i światem Zachodu.

Demokracja bez czegoś w rodzaju Bill of Rights prowadzi do tyranii, a tym razem będzie to zbrojna tyrania islamu. Najwyższy zatem czas ponownie przemyśleć kwestię ataków na chrześcijańskie społeczności w Iraku, a także rozważyć to, w jaki sposób starożytny Kościół iracki chyli się ku upadkowi. A następnie spojrzeć na siebie.

Absolutnie nie wolno nam wspierać jakiegokolwiek ruchu demokratycznego w sytuacji, gdy grozi to dojściem do władzy islamskich fundamentalistów. Krew niewinnych splami także nasze ręce, a bezpieczeństwo kraju, w którym żyjemy, stanie pod znakiem zapytania.

Tłum. Mariusz Matuszewski

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Pogryzieni przez własnego psa…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *