No i mieliśmy czwartą rocznicę katastrofy smoleńskiej. I mamy też wszystko, co wskazuje na to, że tu nie mamy do czynienia z katastrofą. Ani z polityką. Mamy do czynienia z religią.
Prezes skandujący Antoni, Antoni to jeszcze nie religia – bardziej sekta. Ale już manifestanci niosący transparent: Bóg, honor, Ojczyzna, Lech, Jarosław to akurat czysta sakralizacja PiSu przez jego wyznawców.
Prawdziwą jednak „wisienką” na smoleńskim torcie były egzorcyzmy, odmawiane z ustawionej przed Pałacem Prezydenckim sceny przez księdza Stanisława Małkowskiego. Trudno uznać to zachowanie owego – niegdyś zasłużonego kapłana – inaczej niż skandalem lub czystym szaleństwem. Wiele wskazuje na to, że w głowie nieszczęsnego księdza Małkowskiego Polska, Pan Bóg, Smoleńsk, szatan i obecny rząd to jakiś jeden logiczny myślociąg.
Ksiądz Małkowski kilka tygodni temu był przecież już autorem skandalu w jednej z poznańskich parafii, kiedy to, podczas jego kazania spora grupa wiernych zwyczajnie wyszła ze świątyni. Nie mnie pouczać kardynała Nycza, ale moim zdaniem – mimo wielkich zasług – pora już zrobić porządek z księdzem Małkowskim. Choćby przez nałożenie nań zakazu głoszenia kazań i odebranie mu misji kanonicznej. O to do Metropolity Warszawskiego bym apelował.
Jan Filip Libicki
www.facebook.com/flibicki
Na miejscu Janusza Palikota dałbym x. Małkowskiemu medal „Zasłużony dla dzieła laicyzacji Polski”.