Prezydent Ogungwu rozdaje broń (cz.I)

Uczciwe wybory zostały w Albinegrii wprowadzone ponad dwadzieścia lat temu, po zakończeniu zimnej wojny, na wyraźny rozkaz Fundacji Kwakefellera, tego z komiksów o Donaldzie. W tym miejscu muszę przerwać narrację, ażeby zapewnić Czytelników, że chodzi wyłącznie o Kaczora Donalda, a restauracje McDonald’s nie powinny czuć się dotknięte.

Prezydentowi Ogungwu na progu rządów demokraci przypomnieli, że demokracja jest legitymacją jego władzy, więc nie wolno mu otwarcie zwalczać opozycji – zarówno parlamentarnej (czyli oswojonej) – jak i pozaparlamentarnej czyli groźnej. Ale w końcu wszyscy teraz kontaktują się przez komórki i Internet, więc Fundacja Kwakefellera i tak ma szczegółową wiedzę w czasie rzeczywistym. Części tej wiedzy dostarcza nawet służbom Bumbuleyi Ogungwu, po rzetelnym odsianiu rzeczy ważnych od błahych, rzecz jasna. Bumbuleya otrzymuje informacje błahe…
Drugi sekretarz ambasady Oceanii osobiście wezwał właśnie Bumbuleyę na poranną odprawę. Dla prezydenta to wielki zaszczyt. Od miesięcy dostawał polecenia wyłącznie za pośrednictwem gońca. Drugi sekretarz nazywał się Szpryte i zaczynał karierę jako analityk w Fundacji. Niektórzy wymawiali jego nazwisko „Spryt”, a inni „Sprajt”. Nieokrzesani prostacy mówili: „Szprajt”. Koledzy natomiast nazywali go „Sprat”, czyli „szprota”.

Prezydent w czarnym garniturze poci się na podjeździe. Zajeżdża limuzyna ambasady. Sekretarz wyskakuje niczym sportowiec, ubrany w tiszert i bermudy, po czym zgarnia prezydenta do klimatyzowanego wnętrza.

– Nie będziemy się tu gotować w tym waszym piekle. Wiesz, że ja jestem z północy. Musisz się załatwić z opozycją.
– Tak jest, chodźmy do saloniku.
– Do saloniku? A tam kto ostatnio podesłał instalatora? Szef tej żałosnej armii, ten Obokwo? Nie, chodźmy do Sali Marmurowej.
– Tak jest.
Idą.
– Słuchaj, Bumbuleya, zrobisz tak…
– Tak jest.
– Nie przerywaj, jak mówię. Zrobisz tak. Ten twój szef od wojska, co cię chce załatwić…
– …nie mówiłeś, że oni mnie chcą załatwić…
– Nie przerywaj. Obokwo jest pod kontrolą. Jego adiutant go pilnuje. W razie czego zastrzeli i po sprawie. Więc słuchaj. Każesz temu Obokwo rozdać broń…
– Komu rozdać? – rzuca prezydent, a jego skronie spływają potem.
– Wszystkim rozdać. Głównej partii opozycji parlamentarnej, bojówkom prawicowym, bojówkom lewicowym…
Bumbuleya Ogungwu w emocjach traci panowanie nad sobą.
– Wiem, wiem! Chcesz mnie namówić, żebym ukręcił bicz sam na siebie! Już lepiej wy im dajcie broń, niech mnie zabiją.
– Spokojnie, Bumbuleya. Ty jesteś taki narwany. My im broni nie damy, bo to nas kosztuje. Ale to nie przeciw tobie. Na ostatniej odprawie zapadła decyzja, ze masz nadal rządzić. Oni się wytłuką nawzajem. Macie te kałachy od Ruskich. Naprawdę, niech Obokwo znajdzie oficerów, którzy im wszystkim, powtarzam, wszystkim, sprzedadzą po dolarze. Bo tak zupełnie za darmo to może być podejrzane. Potem sprowokujemy rozruchy i będą do siebie strzelać. Twoi policjanci mogą troszkę pomóc.

Marcin Masny

cdn

aw

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *