Cóż się takiego wydarzyło, że aż powinno zostać naruszone „strategiczne partnerstwo” między Warszawą, a Kijowem? Czy może publicysta dojrzał wreszcie narastającą falę antypolskiego szowinizmu? Może zapłakał nad losem ofiar do dziś nierozliczonego ludobójstwa na Wołyniu? Nie, zdaniem Hołowni bojkot jest konieczny, bowiem na Ukrainie w niehumanitarnych warunkach zabija się bezpańskie psy…
„Szkoda, że nie mogę już kupić biletu na któryś z ukraińskich meczów, nabyłbym go tylko po to, by odesłać do ukraińskiej ambasady, do czego państwa serdecznie zachęcam. Wiem: żeby na Ukrainie zmieniła się sytuacja, musimy wciągnąć ten skądinąd fantastyczny kraj w przestrzeń, gdzie takich rzeczy po prostu robić nie wolno. Jestem za tym całym sercem. Najpierw jednak trzeba naszym sąsiadom uświadomić, że muszą coś szybko zrobić, by jedyną rzeczą, jaka pozostanie im po Euro 2012, nie był koszmarny wstyd” pisze Hołownia w „Newsweeku”. Ha, okrucieństwo wobec zwierząt jest bez wątpienia złem, ale dla postępowca okazuje się niemal złem absolutnym, ważniejszym od stosunku tak bezpośrednio do Boga, jak i do drugiego człowieka. Nieodparcie każe to podejrzewać estetyczne i politpoprawne tło takiego nastawianie: zło wobec psa jest brzydkie, zło wobec człowieka bywa niezauważalne, zło wobec Boga jest bardzo często ukryte. Postępowy katolik będzie więc ronił łzy nad uśpionym psem, a nie pochyli się na swoim bliźnim, nie stojącym tak wysoko w estetycznej hierarchii elit. Zwłaszcza, jeśli ten bliźni to jakieś dziecko zarąbane siekierą przed prawie 70 laty…
(karo)