Rosja jest niezbędna Polsce?

Jak stwierdził współprzewodniczący grupy ze strony polskiej, Adam Rotfeld – decyzja ta została uzgodniona z jego rosyjskim kolegą Anatolijem Torkunowym. – Dyskutować z Rosjanami na temat pretensji historycznych w kolejną rocznicę katastrofy pod Smoleńskiem i mordu oficerów polskich w Katyniu, byłoby absurdem – przekonywał Rotfeld. Posiedzenie się nie odbyło, ale problem pozostał. Można odnieść wrażenie, że robi się wszystko, aby problemy polsko-rosyjskie przeszły do fazy chronicznej i pozostały tam na zawsze. I nie można powiedzieć, żeby taka sytuacja nie podobała się Polakom.

Kiedy państwo buduje swoją tożsamość – tak polityczną, jak i kulturalną na podstawie odróżniania przez negację: dawne państwo Polan to nie Ruś, Rzeczpospolita to nie Imperium Rosyjskie, współczesna Polska to nie Federacja Rosyjska. Kiedy zaś do tej przesłanki przykłada się prawie metafizyczną wagę – utrwalenie raz na zawsze chorobliwego postrzegania własnej przeszłości przeobraża się u Polaków w niezbędny psychologicznie element samopoczucia. Powstaje zamknięty łańcuch historycznych krzywd, w ramach którego od Rosji wciąż wymusza się przeprosiny na granicy samobiczowania, przy jednoczesnym zastrzeżeniu, że przeprosiny te nikogo i tak nie zaspokoją, ponieważ ich przyjęcie oznaczałoby wyrzeczenie się wielowiekowego metafizycznego przekonania, że Polska w każdej swej historycznej postaci to przede wszystkim nie Rosja.

Polski dziennikarz, Piotr Skwierczyński przyglądając się problematyce stosunków polsko-rosyjskich uznał, że Polaków zadowoli tylko Rosja skurczona do rozmiarów Pierścienia Sadowego (obwodnicy centrum Moskwy). Ale i wtedy – zapewniał on – większość Polaków pozostanie niezadowolona. Ba, gdyby Rosjanie popełnili zbiorowe samobójstwo, Polacy byliby niezmiernie zadowoleni, aczkolwiek nie zmarnowaliby zapewne okazji do oskarżenia Rosjan o barbarzyństwo w związku z tak straszliwym czynem…

W sensie psychologicznym Polska potrzebuje Rosji, bo to ona właśnie określa polską tożsamość, która nabiera swego charakterystycznego kształtu politycznego i rysu psychologicznego wyłącznie na tle rosyjskim. To nie Rosja potrzebuje Polski, ale Polska Rosji. Polska odczuwa psychologiczną potrzebę stać się zauważalną dla Rosji. Chce przyciągać i skupiać na sobie uwagę przez wywoływanie kolejnych skandali, wydawanie nadzwyczajnych oświadczeń, w rodzaju obwiniania Rosji o katastrofę smoleńską itp. Tymczasem gdyby Rosja faktycznie zniknęła – razem z nią stłukłoby się i lustro, w którym przeglądając się Polska widzi siebie i uświadamia sobie czym jest i czym nie jest. Gdyby Polska utraciła takie „zwierciadło” – nie byłaby już w stanie sformułować jasnej koncepcji własnego historycznego i kulturowego kształtu i oblicza.

Właśnie w tym znajdujemy siłę, a zarazem słabość Polski. Siłę – bo Polacy twardo trzymają się własnej narodowej tożsamości, a słabość w tym, że negatywne skupienie się na Rosji przekształca Polskę w wygodny przyczółek wywierania na Rosję nacisku. Kiedy Polska stoi przed wyborem pomiędzy bezpośrednią korzyścią dla własnej gospodarki, wynikającą ze współpracy z Rosją a zachowaniem tego opisanego psychiczno-metafizycznego stanu ducha – wybiera to drugie. Zachowanie takie wydaje się irracjonalnym, jeśli jednak nie bierze się pod uwagę aspektu metafizycznego i psychologicznego znaczenia ujemnego wizerunku Rosji dla Polaków. Zrzeczenie się korzyści gospodarczych pozbawia kraj zysków, zrzeczenie się zakorzenionego przez stulecia cywilizacyjnego i psychologicznego postrzegania obszarów za wschodnią granicą Polski – pozbawia ją historycznego komfortu, rujnuje główną podstawę państwowo-narodowej ideologii, co okazuje się znaczne ważniejszą sprawą. W takiej sytuacji sens straciłaby także koncepcja polskiego mesjanizmu, rozwiałoby się psychologiczne postrzeganie Polski jako „Chrystusa ludzkości” – popularnej idei, podtrzymywanej przez polskich teologów (w XVII wieku ksiądz Wojciech Dembołęcki przekonywał, że Adam i Ewa mówili w raju po polsku, ponieważ Polacy to naród wybrany w świecie katolickim). Dlatego im wyższy poziom przybiera w Polsce rusofobia, tym bardziej Polacy uświadamiają sobie własną wyższość narodową, tym mocniej wierzą, że Polska jest owym „Chrystusem ludzkości”, który poświęca siebie dla uratowania cywilizacji europejskiej przed „rosyjskimi barbarzyńcami”, a zatem Polacy ukazują się jako naród gotów w pełni do takich poświęceń.

W tym właśnie mechanizmie kryje się przyczyna podwójnych standardów polityki polskiej, z jej selektywną pamięcią, Rosjanom wytykającą wyłącznie to, co złe, a łatwo zapominającą takie same zaszłości innym sąsiadom. Pamięć ta celowo skupia się na wybranych epizodach historycznych długich stosunków polsko-rosyjskich. Tylko do niektórych z nich przywiązuje się nadmierne znaczenie, a składającym się na nie wydarzeniom – nadmierny tragizm.

Warszawa nie rozdmuchuje historii konfliktu z Czechami o Śląsk Cieszyński. Nie jątrzy ran zadanych przez hitlerowców podczas drugiej wojny światowej, zadowalając się przeprosinami ze strony niemieckiej. Wspaniałomyślnie wybacza Węgrom ich sojusz z nazistami bo – jak wiadomo – Polak, Węgier dwa bratanki i do szabli, i do szklanki. Okupacja przez Węgry z łaski Hitlera części Słowacji w 1938 roku nie przeszkodziła Polakom przywitać admirała Miklósa Horthyego w Krakowie okrzykami zachwytu. Oczywiście też Warszawa wielkodusznie wybacza Ukrainie zamordowanie 100 tys. Polaków przez ludobójców z OUN-UPA. Czyni tak dla osiągnięcia geopolitycznych korzyści w konfrontacji z Rosją. Intelektualiści polscy mówią, że Ukraina potrzebuje kultu Bandery i Szuchewycza dla formowania efektywnej „tożsamości post-sowieckiej”, a Polska nie powinna temu procesowi przeszkadzać.

Rosji przypadła więc rola winowajcy wszystkich polskich nieszczęść, bez względu czy odpowiada to rzeczywistości historycznej. Nawet sam fakt istnienia Rosji na mapie świata Polacy próbują wykorzystać dla umocnienia własnej tożsamości. W takiej sytuacji nasilenie się nastrojów rusofobicznych jest zjawiskiem przewidywalnym. Historia niejednokrotnie dawała szanse na pojednanie polsko-rosyjskie, ale polska strona nie kwapiła się do ich wykorzystania, choć należy zauważyć, że np. starsza generacja Polaków, która żyła jeszcze w czasach PRL – traktuje Rosjan z mniejszą wrogością, niż ludzie młodzi.

Zamiast jednak rozwijać otrzymany w spadku pozytywny impuls, post-socjalistyczna Warszawa całkowicie skreśliła PRL z listy państw polskich, która według oficjalnej polskiej historiografii zaczyna się od I Rzeczypospolitej (1569-1795), poprzez Drugą (1918-1939), a następnie od razu Trzecią (od 1989 do dziś). PRL została wyrzucona poza nawias, choć był to przecież okres między innymi głębokiej odbudowy polskiej armii i przemysłu po zakończeniu wojny.

Polska świadomość narodowa dobrowolnie amputuje wszystko co zawiera pozytywną informację o Rosji. Polacy nic nie wiedzą np. o Józefie Tauszu, dyplomacie polskim, któremu car Piotr ufał na tyle, że zezwolił na obserwację przebiegu bitwy pod Połtawą; o Pawle Jagużyńskim, który dosłużył się wysokiego stopnia général en chef carskiej armii; o gen. majorze Feliksie Krukowskim, uczestniku wojny kaukaskiej, którego uwielbiali jego prawosławni podwładni; o „sokole stalinowskim” z lat 30-tych Zygmuncie Lewandowskim i wielu innych.

Nie jest przypadkiem, że Polska określana bywa „koniem trojańskim” USA w Europie. To nie Europa, ale Waszyngton chce rozniecać wokół Rosji ogniska otwartej i ukrytej destabilizacji. A Polska, zaślepiona chęcią umocnienia własnego „ja” przez działalność antyrosyjską – świetnie nadaje się do tej roli. Amerykanie dostrzegają własną korzyść w tym, aby to Rosja była ustawiana w roli usprawiedliwiającej się strony. Jest to efektywny element wojny propagandowej, a skłonność Polski do smakowania krzywd historycznych, brak chęci do ich nadrabiania – pasuje tym mocniej. Wszystko to czyni z Polski wygodny przyczółek dla działalności Waszyngtonu na scenie europejskiej.

Władysław Gulewicz

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Rosja jest niezbędna Polsce?”

  1. „…Intelektualiści polscy..” – a może raczej „polskojęzyczne __PRZECHRZTY__” ?

  2. Autor jest Ukraińcem? Tak podpowiada Google. To prawdopodobne, bo chyba żaden Polak by takich niedorzeczności o Polsce nie napisał. 1) „Dyskutować z Rosjanami na temat pretensji historycznych w kolejną rocznicę katastrofy pod Smoleńskiem i mordu oficerów polskich w Katyniu, byłoby absurdem” – czyli członkowie Grupy pokazali, ze są niedojrzali skoro im przeszkadza (przypadkowy zapewne) zbieg dat. Więc może to i lepiej, że się to posiedzenie nie odbyło. 2) „Kiedy państwo buduje swoją tożsamość (..) na podstawie odróżniania przez negację: dawne państwo Polan to nie Ruś.” Ależ państwo {oiatsów powstało właśnie na budowaniu pozytywnym: książę Mieszko, chrzest Polski, kanonizacja biskupa Wojciecha, zjazd gnieźnieński, później król Kazimierz, co „zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną” itd. itp. 3) „Polska odczuwa psychologiczną potrzebę stać się zauważalną dla Rosji.” Sorry, ale na zachód od Wisły nie spotkałem nikogo, kto by tak myślał. Ludzie chcą pracować, dorobić się, lepiej żyć, dlatego wielu myśli m. in. o wyjeździe na Wyspy. Ale o Rosjanach myśli się mniej więcej tyle co o Eskimosach. Może tak jakoś się myśli na „scianie wschodniej”, nie wiem, nie znam, ale jeśli nawet, to jest to tylko jakaś „regionalna specyfika”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *