Saakaszwili gra na Ankarę?

Wybory w Adżarii odbędą się 1 października 2012 r., równolegle z ogólnogruzińskimi. Sama Republika od ośmiu lat poddana jest zresztą pełnej dominacji ze strony Tbilisi. Zjednoczony Ruch Narodowy Saakaszwilego (reprezentowany w Batumi przez człowieka zaufania prezydenta, Lewana Warszalomidze) miał dotąd bezwzględną większość w 18-osobowej Radzie Najwyższej Republiki (tylko 3 miejsca zajmowali członkowie opozycyjnego Ruchu Chrześcijańsko-Demokratycznego). Tymczasem adżarska opozycja – choć nie liczy na sukces wyborczy – to stara się wzbudzać emocje społeczne krytykując politykę międzynarodową Tbilisi i otwarcie kraju na wpływy tureckie.

Turcja wraca na Zakaukazie

Napięcie w Batumi z powodu zadeklarowanej przez władze Gruzji przyjaźni z Turcją zaczęło narastać jeszcze w zeszłym roku, gdy ekipa Saakaszwilego ogłosiła plan odbudowy zabytkowego meczetu w centrum stolicy Adżarii, w pobliżu grobu Gruzinów, którzy oddali swoje życie w walce przeciw krótkotrwałej tureckiej okupacji Batumi w 1921 roku. Wizja ta stanowi integralną część porozumienia z rządem tureckim, mającą służyć także przywróceniu średniowiecznych gruzińskich cerkwi w północno-wschodniej Turcji. Zdaniem abchaskiej opozycji jednak – pod płaszczykiem historycznego pojednania ułatwia się gospodarczą ekspansję Ankary na Adżarię i całą Gruzję.

Turcja jest obecnie największym partnerem handlowym Gruzji. Tylko w okresie styczeń-czerwiec 2012 r. wymiana handlowa między oboma krajami przekroczyła wartość 741 milionów dolarów. Ankara jest również piątym co do wielkości inwestorem zagranicznym na gruzińskim rynku. W pierwszej połowie 2012 roku wartość bezpośrednich inwestycji tureckich wyniosła 43 mln USD. Turecki konsulat w Batumi chwali się, że w tym okresie tylko w Adżarii tureccy przedsiębiorcy stworzyli 6.000 nowych miejsc pracy. Do Turcji (i do Rosji) najczęściej jadą pracować na czarno Gruzini – ale ruch odbywa się też w stronę przeciwną. Placówka w Batumi przyznaje, że od początku 2012 r. liczba imigrantów z Turcji na terenie Adżarii i całej Gruzji potroiła się, sięgając aż 658.000 przybyszów.

Pro-turecka polityka Saakaszwilego budzi coraz większe kontrowersje w społeczeństwie, którego tożsamość historyczna zbudowana jest na legendzie oporu wobec osmańskich najeźdźców. Reprezentujący Abaszydze (przebywającego od 8 lat na wygnaniu w Rosji) Hamlet Czipaszwili publicznie ostrzegł już przed „turecką ekspansją” i określił rzekomy wzrost gospodarczy związany z kontaktami z Turcją jako „oparty na prostytucji i zapachu kebaba”. Zdaniem Czipaszwilego życie gospodarcze Batumi ma być obecnie w pełni kontrolowane przez 23,5 tysięca tureckich rodzin. I choć oficjalne statystyki nie potwierdzają tych danych – to znajdują one posłuch już nie tylko w kręgach opozycyjnych wobec rządów ZRN.

Kogo obchodzą wybory?

Przedwyborcza sytuacja w Gruzji daleka jest od stabilności. Większość obserwatorów zgadza się, że prawdziwe wyniki wyborów nie interesują ani rządzącego ZRN, ani głównych sił opozycji – w tym chrześcijańskich-demokratów, ale szczególnie Gruzińskiego Marzenia miliardera Bidziny Iwaniszwilego. Tak czy siak można być niemal pewnym kolejnej fali walk i protestów na ulicach Tbilisi, a także wymiany oskarżeń o fałszerstwa i manipulacje wyborcze. Sam Iwaniszwili ma już zresztą przedsmak tego, co go czeka w związku z oskarżeniem o nielegalne używanie swych podmiotów gospodarczych (spółek BURJI, ELITA BURJI i GLOBAL CONSULTING GROUP) do celów wyborczych. Od czerwca nałożono też na na lidera Gruzińskiego Snu kary finansowe w łącznej wysokości 90,9 mln USD za naruszanie przepisów dotyczących finansowania partii. Z drugiej jednak strony opozycja zbiera siły i po ok. 70-80-tysięcznych wiecach w stolicy, a także w Kutaisi i Gurii – wyraźnie ograniczyła się do mniejszych wystąpień.

Jastrzębie nad Kaukazem

W tej sytuacji z pomocą Saakaszwilemu pośpieszyli amerykańscy opiekunowie. Na początku września do Tbilisi przybyła delegacja w znaczącym składzie waszyngtońskich jastrzębi: Johna McCaina (odznaczonego przed dwoma laty Orderem Narodowego Bohatera Gruzji), Josepha Liebermana (szef senackiej Komisji Bezpieczeństwa) oraz senatora Lindseya Grahama, współprzewodniczącego senackiego komitetu wsparcia dla Gruzji. Co ciekawe jednak, w bezpośrednich komentarzach po wizycie (i spotkaniach także z liderami opozycji) senatorowie zachowali wstrzemięźliwość, zostawiając sobie widoczną furtkę na wypadek zdobycia przewagi przez opozycję – może nie koniecznie w wyborach, co w towarzyszącym im „kryterium ulicznym”.

Saakaszwili manipuluje

Saakaszwili nie może więc być pewny wyników. Oczywiście, poczynił wiele kroków, by się zabezpieczyć. Swego głównego oponenta pozbawił obywatelstwa, uniemożliwiając osobiste poprowadzenie listy Gruzińskiego Marzenia (Iwaniszwilego zastąpił w tej roli dawny gwiazdor AC Milan Kacha Kaladze). Manipulacje przepisami pozwoliły starszym partiom zachować numery list wyborczych z poprzednich wyborów (ZRN – nr 5), Partia Konserwatywna Gruzji nr 7 i Ruch Chrześcijańsko-Demokratyczny nr 10, podczas gdy „marzycielom” przypadł numer…41. Prawo głosu pozbawiono ponad milionową diasporę gruzińską w Rosji (z której co najmniej 40 proc. zachowało paszporty Gruzji) – chodzi nie tylko o zapis wymagający poświadczenia zamieszkania i pracy na terytorium Gruzji, ale i fakt, że nie utworzono obwodów do głosowania na terenie Rosji (choć zrobiono tak dla emigrantów do krajów UE). Z wyborów wycofała się ostatecznie i wezwała do ich bojkotu Nina Burdżanadze, ex-przewodnicząca parlamentu, niegdyś współpracownica, a następnie zaciekła przeciwniczka Saakaszwilego, stojąca na czele Demokratycznego Ruchu -Zjednoczona Gruzja. Osoby dokonujące większych wpłat na rzecz funduszy wyborczych partii opozycyjnych są wzywane przed specjalnym organ kontroli transakcji finansowych celem udokumentowania źródła pochodzenia wpłacanych pieniędzy. W przypadku najmniejszych nawet wątpliwości – wpłacający karany jest administracyjnie grzywną w wysokości 5-krotnej wysokości przekazywanej kwoty. Jeśli tyle nie posiada – licytowany jest jego dom, czy mieszkanie. W ten sposób rządzących ZRN broni się przed budzącym szczególne obawy bogactwem Iwaniszwilego.

Prawie uczciwe…

Teoretycznie jednak, pomimo tych manipulacji – nastawienie samych Gruzinów wobec wyborów określić można jako nadspodziewanie pozytywne. Wg sondażu przeprowadzonego przez NDI – US National Democratic Institute for International Affairs 13 proc. ankietowanych uważa, że ​​głosowanie na pewno będą przeprowadzone w sposób właściwy, a w opinii 47 proc. niemal na pewno właściwy. 18 proc. respondentów spodziewa się, że wybory zostaną częściowo sfałszowane. Całkowitego sfałszowania wyników oczekuje jedynie 3 proc. badanych, 10 proc, nie miało w tej sprawie zdania. Z kolei odpowiadając na pytanie o 3 najważniejsze przeszkody uniemożliwiające bądź utrudniające przeprowadzenie uczciwych wyborów – 22 proc. respondentów wskazało na przekupywanie wyborców, 18 proc. na nieprawidłowości na listach wyborczych, a 17 proc. – na bezpośrednie fałszowanie głosów.

Podzielona Gruzja

Co do samego rozkładu poparcia, to na tydzień przed wyborami sondaże różnych ośrodków nie dają jednoznacznej odpowiedzi ani jeśli chodzi o ich zwycięzcę, ani nawet na dynamikę poparcia dla poszczególnych formacji. Instytucje rządowe dają Zjednoczonemu Ruchowi Narodowemu nawet 15-20 procent przewagi nad rywalami. Opozycja kwestionuje te dane, pokazując własne, wg których Gruzińskie Marzenie miałoby popierać 42 proc. wyborców, a partię rządzącą – „tylko” 41 proc. Nie jest jednak tajemnicą, że obóz Saakaszwilego liczy na sukces (dowolnie osiągnięty) zwłaszcza na terenach podatniejszych na nacisk władzy, jak obszary zamieszkałe przez mniejszości, jak region Samcche-Dżawachetia zamieszkany m.in. przez ludność ormiańską, Dolna Kartlia ze znaczącym odsetkiem Azerów, a także Samegrelo w zachodniej Gruzji, tereny górskie i obszary wiejskie (poza Adżarią) oraz kilka innych, jak Kartlia Wewnętrzna. Gruzińskie Marzenie liczy na Tbilisi (gdzie ma mieć nawet 20 proc. przewagi nad partią rządzącą), rejony Gurii, Kachetii i Imeretii. To zdecydowanie za mało, żeby wygrać wybory – ale dość, by rozhuśtać sytuację polityczną po przegranej i zakwestionowaniu wyników.

Gwałty budzą opozycję

Sam Saakaszwili stara się wpływać na sytuację także dokonując gwałtownych zmian w swej administracji. Na początku lipca prezydent dokonał zmiany na stanowisku szefa rządu, powołując na to stanowisko popularnego ministra spraw wewnętrznych Wano Merabiszwilego. Jego z kolei na czele MSW zastąpił z kolei nielubiany, ale bezwzględnie lojalny Bachana Akalaia, co zostało odebrane jako zapowiedź gotowości do bezwzględnego tłumienia przewidywanych zamieszek. Tu jednak prezydent przedobrzył. Ujawnione 18 września przez telewizję materiały na temat gwałtów i morderstw dokonywanych w więzieniu Gldani w Tbilisi i wywołane w ten sposób zamieszki – wymusiły dwa dni później dymisję nowego ministra spraw wewnętrznych i zdynamizowały raczej senną dotąd kampanię.

Turcja – wróg zastępczy?

Kończąca się kampania aż do 18 września koncentrowała się wokół wzajemnych oskarżeń i problematyki zewnętrznej. Obie strony (to jest władza i największa siła opozycyjna) obrzucały się zarzutami o chodzenie na pasku Kremla i potajemne wykonywanie ukrytych rozkazów prezydenta Putina. W tej sytuacji straszak rosyjski i rusofobia nieco przybladły, ustępując miejsca hasłom antytureckim. Używanie ich przez opozycję (zwłaszcza „konserwatywną”) traktowane jest w Gruzji jako zawoalowane i dyskretne, ale jednak dystansowanie się od dominującego prezydenckiego kursu na NATO i współpracę z Zachodem. Ponieważ jednak „strategiczne partnerstwo z USA” jest niepodważalnym constans całej obecnej klasy politycznej Gruzji – można je krytykować wyłącznie za pośrednictwem innego wasala Waszyngtonu, czyli godząc w Ankarę i jej interesy na Zakaukaziu. Na tym tle Iwaniszwili i tak wykazuje się sporą PR-owską odwagę zwracają uwagę, że normalizacja stosunków z Rosją (z którą Gruzja zerwała stosunki po swojej napaści na Osetię Południową) jest warunkiem niezbędnym dla realizacji europejskich, czy atlantyckich aspiracji Tbilisi. Ba, lider Gruzińskiego Marzenia posuwa się nawet tak daleko, że nazywa po imieniu agresję Gruzji na Osetię (choć oficjalna propaganda opozycji dodaje zaraz, że występując jako agresor Saakaszwili ujawnił się po prostu jako rosyjski prowokator…). Wreszcie „marzyciele” grają otwarcie kartą antyturecką i antyislamską, wystawiając na przykład w Adżarii kandydaturę Murmana Dumbadze, zdecydowanie przeciwstawiającego się budowie w Republice nowych meczetów.

Skądinąd należy przyznać, że monitorowanie ekspansji tureckiej na Gruzję jest istotne nie tylko z punktu widzenia tego lądowego lotniskowca amerykańsko-izraelskiego i ze względu na groźbę jego ponownej destabilizacji, ale także pod kątem sytuacji Armenii, całkowicie już niemal otoczonej przez Turków i ich sojuszników. Nie trzeba dodawać, że sytuacja ta może budzić pewną nerwowość reakcji w Erewaniu i Stepanakercie, a to może być zarzewiem konfliktu obejmującego swym zasięgiem nie tylko Zakaukazie, ale nawet Kaukaz.

Wydarzenia ostatnich dni – skandal z gwałtami w więzieniach oraz narastająca agresja antyturecka mogą mieć pewien wpływ na rezultat wyborów – o ile pod ich wpływem rządzący zdecydują się powstrzymać od ogłaszania swego zbyt zdecydowanego zwycięstwa. Stabilność Gruzji na jakiś czas mógłby w ten sposób uratować pewien consensus między władzą, a przynajmniej częścią opozycji. Na razie jednak obie strony wydają się przeć do powyborczej konfrontacji siłowej obliczając jedynie, czy ostatnie podgrzanie nastrojów czy to „demokratycznych”, czy szowinistycznych okaże się w tej rozgrywce kartą atutową. Z pewnością jednak dla Gruzji nie jest to rober ostatni.

Konrad Rękas

Artykuł ukazał się też na portalu Geopolityka.org

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Saakaszwili gra na Ankarę?”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *