Zeświecczenie zachodu, określane przez jego zwolenników zaciemniającym obraz mianem postępu i wyzwolenia człowieka, jak również trwałe wpojenie konieczności oddzielenia sfery świeckiej od religijnej, to dziś truizm. To jak dalece posuwa się ów proces otępiania i wypaczania ludzkich myśli, mogliśmy niedawno zaobserwować czytając ostatni tekst Adama Danka. Tekst smutny, bo potwierdzający odstąpienie od wartości niegdyś przez p. Danka podnoszonych w jego publicystyce. Tym zaś smutniejszy, że dowodzący kompletnego ich wypaczenia przy równoczesnej wierze w to, że jest to wciąż słuszne i prawicowe.
Jest faktem bezsprzecznym, że faszyzm w okresie, w którym dane mu było powstać i się rozwijać, odegrał ogromną rolę w kształtowaniu się europejskiej (a także polskiej) sceny politycznej. Budził podziw, tym jednak, co w głównej mierze skłaniało do wpatrzenia weń, był sukces i silna pozycja państwa, przełamanie monopolu skłóconych frakcji parlamentarnych na rządzenie i nadawanie tonu ogólnemu życiu politycznemu (co stanowiło problem we wszystkich krajach Europy), a także stworzenie alternatywy dla ruchów komunistycznych. Można odnieść wrażenie, że p. Danek ulega temu samemu rodzajowi fascynacji: w swoich rozważaniach skupia się na powszechności i masowości ruchu, ponadto zaś stanowiącym jego jądro statokratyzmie. Niestety zapomina o tym, że podejście faszyzmu do państwa, Boga i prawa, a także sposób ujęcia roli jednostki, w żadnym wypadku nie może być uznane za prawicowe.
Faszyzm to nie tylko silne państwo – to kult państwa. Dla kogoś, kto dąży do wcielenia w życie ideału państwa opartego na wartościach konserwatywnych, podejście takie jest nie do zaakceptowania. Państwo faszystowskie rości sobie bowiem pozycję wartości nadrzędnej, w ostatecznym rozrachunku to ono stoi ponad religią, jednostką, a w skrajnych wypadkach, jeżeli tego wymaga jego interes – także prawem. Jednostka ma służyć przede wszystkim interesowi państwa. Jest to ujęcie czysto heglowskie, o którym Hieronim Tarnowski tak pisał: „Hegel nie rozróżnia politycznych i społecznych stron życia społeczności ludzkich, dla niego Państwo i społeczeństwo stanowią całość. Państwo zaś jest jawną, dla siebie samej świadomą substancją, wolą u uprzedmiotowującym się duchem obyczajowym. Dlatego czym innym jest obyczajowość Państwa, a czym innym moralność jednostki. Celem jedynym Państwa jest: utrzymywać swoją własną substancjalną jedność – a ten cel nadaje Państwu całkowite i najwyższe prawo nad jednostką. Jako duch obyczajowy ogarnia Państwo: religię, pracę, wiedzę, krótko mówiąc, wszystkie dziedziny bytu jednostki. Przedmiotowa wola Państwa jest zawsze, jakkolwiek by nie postępowało, rozumną i sprawiedliwą, bez względu na prawa jednostek”. Odnosząc się do bezpośrednio do faszyzmu dodaje: „Faszyzm (…) w pojęciu swych komentatorów, Benedetta Crocei profesorów Gentile i Saitta z Uniwersytetu Bolońskiego nie jest niczym innym jak neo-hegelianizmem. Różnica główna jest ta, że nie społeczeństwo i państwo, jak u Hegla, lecz naród i Państwo to substancjalna całość, będąca celem sama w sobie dla siebie, stojąca poza dobrem i złem. Ale czy to Heglowskie, czy Marksowskie lub Leninowe, czy Faszystowskie Państwo, ten mają wspólny grzech pierworodny, że uważają się za cel swój same w sobie, że roszczą sobie prawo do absolutnej władzy tak nad ciałem jak duszą człowieka, że wszystko uważają za dozwolone, że nie istnieje dla nich pojęcie dobra i zła”.
O tym, że interpretacja taka jest jak najbardziej prawidłowa, świadczy ujęcie, które prezentuje sam Mussolini. W jego „Doktrynie Faszyzmu” czytamy m. in.: „Faszyzm jest koncepcją religijną, oglądającą człowieka w jego immanentnym stosunku z prawem wyższym, z wolą obiektywną, która stoi ponad poszczególną jednostką i wznosi ją do godności świadomego członka społeczności duchowej. Kto w religijnej polityce ustroju faszystowskiego ograniczył się do stanowiska względów czysto oportunistycznych, ten nie zrozumiał, że faszyzm poza tym, że jest systemem rządzenia, jest też – i to przede wszystkim – systemem myślenia”.
Dla prawicy nie może być państwa stanowiącego wartość samą w sobie, nie może też być idei stawiającej się na miejscu religii. Oczywiście państwo musi być silne i oparte na gruncie prawa – jest bowiem formą organizacji społeczeństwa, której rola polega na zaprowadzeniu ładu i porządku zgodnego z prawem Bożym, jak też na ochronie tegoż ładu. Ale państwo nie jest celem samym w sobie. Średniowieczna Christianitas rozumiała to doskonale: wykonywanie i strzeżenie prawa Bożego na ziemi było wręcz racją bytu państwa i warunkiem prawowitości władzy doczesnej.
Idźmy dalej. W jednym z punktów swojego wystąpienia Autor interesującego nas tekstu zawarł opinię, że – zacytujmy: „W faszyzmie oczyszczony pierwiastek rewolucyjny zjednoczył się z pierwiastkiem zachowawczym”. Nie może być większego nieporozumienia – czy też dowodu na niezrozumienie tego, na czym zasadza się podejście prawicowe.
Zacznijmy od tego, że faszyzm dopuszcza rewolucję i bunt jako metodę obalenia istniejącego porządku, jednak dla prawicy jest ono nie dopuszczalne. By raz jeszcze przywołać słowa Hieronima Tarnowskiego: „W pojęciu naszym istotny postęp ludzkości nie może polegać na przeskokach, eksperymentalnych próbach, a tym mniej na burzeniu jej dotychczasowego dorobku – nie może on być zrywaniem z przeszłością, jej zaprzeczeniem i przeciwieństwem, lecz jej logicznym, konsekwentnym rozwojem ku dobru i prawdzie. Nowe formy i warunki życia nie mają wynikać z przewrotu form dawnych, nie mają ponownie na gruzach przeszłości, lecz z tej przeszłości jak drzewo z pnia się rozrastać, czerpiąc z niej wszystko to, co w tej przeszłości było dobrym, prawdziwym i pięknym, aby wprowadzić je na nowo w życie. A przede wszystkim to, co po wszystkie czasy było, jest i będzie nieodzownym warunkiem prawidłowego i pomyślnego życia społeczeństw ludzkich i samej że ich egzystencji, tj. Religię, Etykę, Tradycję i Autorytet”.
Rewolucja to burzenie i brak poczucia świętości innych, niż wyznaczony sobie cel, zmiany wprowadzane gwałtem, to wreszcie metoda, która została dopuszczona wówczas, gdy podjęto decyzję o odrzuceniu Starego Porządku. O oczyszczeniu rewolucji mowy być nie może. Jest zaprzeczeniem porządku i prawa – i tym pozostaje niezależnie od szaty, którą na nią nałożymy.
Faszyzm nigdy nie wszedł w sojusz z elementami zachowawczymi, po prostu siłą wymusił ich posłuszeństwo. Jest ideologią, która wykorzystywała ostatnie z wymienionych dla własnej korzyści politycznej i budowania wizerunku formacji odcinającej się od klasycznie rozumianego socjalizmu, niemniej jednak był to sojusz oparty wyłącznie na interesie, jaki widział w nim faszyzm.
Oczywiście jedną ze sztandarowych koncepcji faszyzmu – p. Danek pisze o niej w swoim tekście – była idea tzw. trzeciej drogi. Rzecz w tym, że nie stanowiła ona niczego innego jak tylko próbę połączenia socjalizmu i zsekularyzowanego nacjonalizmu, owego „prawicowego bolszewizmu” – jak określa to w swoim artykule prof. Marek Bankowicz. Mussolini widział słabość włoskiego socjalizmu, z którego się wywodził, brak możliwości stworzenia przezeń silnej ideowo formacji, zatem potrzebna była nowa jakość. Faszyzm stanowił wyższy stopień ewolucji socjalizmu, potem coraz bardziej przesiąkający również wartościami nacjonalistycznymi. Nie zmienia to jednak faktu, że tworząc koncepcję trzeciej drogi Mussolini wykorzystywał m. in. prace wielu socjalistycznych filozofów – w tym Roberta Michelsa, Ottavio Dinale, Agostino Lanzillo, Angelo Oliviero Olivettiego, Michele Bianchiego czy Edmondo Rossoniego. Sam przyznaje to wprost: „Reformizm, rewolucjonizm, centryzm: przebrzmiały nawet echa tej terminologji, gdy przeciwnie w wielkiej rzece faszyzmu znajdziecie strugi płynące od Sorela, od Peguya, od Lagardella z Mouvement Socialiste i od kohorty syndykalistów włoskich, którzy w latach 1904—1914 we włoskie środowisko socjalistyczne, pozbawione już męskości i zachloroformowane nierządem Giolitti’ego, wnieśli pewną nową nutę dziełami takiemi, jak Pagine libere Olivetti’ego, La Lupa Orana, Divenire sociale Henryka Leone”. Co do innych cech faszyzmu: jego adresatem były te same warstwy społeczne, które hołubił socjalizm. Siła i jej kult zupełnie zastąpiły autorytet, a hierarchii stanowej przeciwstawiono odgórnie stworzone korporacje ze wszystkimi wadami państwowego zarządzania. Rewolucyjny aparat przymusu nie podlega dyskusji, z kolei nową arystokracją stali się partyjni dygnitarze… Rozważania na ten temat możemy ciągnąć jeszcze długo, ale nie czas i miejsce na to. To, co do tej pory przywołaliśmy, jasno wskazuje na podłoże ideowe faszyzmu, wątpliwości nie budzi też jego rewolucyjny charakter – o którym sam p. Danek pisze zresztą kilkukrotnie. Konkluzja może więc być tylko jedna: sojusz, którego chce Autor interesującego nas tekstu, w żadnej mierze nie może być traktowany poważnie. Prawica nie może działać wespół z wartościami, które zaprzeczają temu, co leży u jej fundamentów. Nie wątpię, że faszyzm ma sporo ideologicznej przestrzeni, która pozwala mu wchłonąć ugrupowania z co najmniej kilku innych obozów – od socjalizmu po nazizm. Pytanie, czy prawica powinna w takim towarzystwie występować – swojej odpowiedzi udzieliłem kilka linijek wyżej.
Trudno mi zgodzić się z p. Dankiem w innej jeszcze kwestii. Pisze on: „niedookreślenie faszyzmu sprawia, iż brakuje mu głębszych fundamentów metafizycznych i metapolitycznych”. I dalej: „takie fundamenty może dać mu tylko filozofia konserwatywna i tradycjonalistyczna – myśl Prawicy”. Po pierwsze faszyzm nie jest ideą niedookreśloną. Jest doktryną totalną, chce zawłaszczyć zarówno sferę polityczną, jak też metapolityczną i metafizyczną; przywołane już określenie Mussoliniego, ujmujące faszyzm w kategoriach „koncepcji religijnej”, świadczy o tym aż nadto. Owszem, możemy wypełnić faszyzm filozofią konserwatywną i tradycjonalistyczną, jednak to implikuje zaszczepienie mu również naszego postrzegania państwa, relacji jednostka – społeczeństwo, a także roli religii. Problem w tym, że jeżeli tego dokonamy, to dalsze trwanie przy formule czysto faszystowskiej będzie bezcelowe.
Na koniec dwie uwagi czysto historyczne. Upatrywanie korzeni polskiego faszyzmu w obozie piłsudczykowskim to co najmniej grube nieporozumienie. Chyba, że na poważnie traktujemy propagandę okresu PRL. Co do porównania faszyzmu włoskiego oraz niemieckiego nazizmu: raz jeszcze polecam artykuł prof. Bankowicza. Różnice oczywiście istnieją, nie ma co do tego wątpliwości, niemniej jednak podobieństwa także, co więcej – wbrew twierdzeniu Autora „Dlaczego faszyzm” jest ich dość dużo. Zresztą jeżeli spojrzymy na faszyzm jako całość, to nie da się ukryć wzajemnego przenikania się niektórych rozwiązań i poglądów, a także ewolucji jednego z w/w modeli politycznych pod wpływem drugiego. Zmiany w pierwotnej formule faszyzmu, dokonane w niektórych punktach ze względu na inspiracje płynące z Niemiec, są bezsprzeczne.
Konkludując: sojusz Falangi z maoistami (tak, wiem – Konserwatyzm.pl znów się czepia) stworzył pewien twór polityczny, określony przez szefostwo pierwszej z wymienionych organizacji mianem sojuszu ekstremizmów w celu wali z systemem. Przepraszam za wtręt natury prywatnej: to trochę tak, jakby Stolica Apostolska w celu zwalczania protestantów podpisała pakt z diabłem. Prawica nie może się pod tym podpisać ze względów oczywistych, tak więc konieczne jest jednoznaczne i ostateczne zdeklarowanie się: albo jednostka w zgodzie z własnym sumieniem chce nadal trwać w sojuszu z maoistami, albo też chce współtworzyć polską prawicę. Trzeciej opcji nie ma – niezależnie od tego, jak bardzo przywództwo Falangi będzie kluczyć i jakie polityczne labirynty stworzy celem jakiegoś wytłumaczenia swojej decyzji. Wyjściem dla prawicy z pewnością nie jest faszyzm, być może stanowiący twór możliwy do zaakceptowania dla lewicy, jednak z całą pewnością nie będący w zgodzie z tym, co leży u podstaw konserwatyzmu.
Bibliografia:
M. Bankowicz, Socjalizm narodowego socjalizmu, „Pro Fide Rege et Lege” 1(2011), s. 105 –117.
B. Mussolini, Doktryna faszyzmu, Lwów 1935.
H. Tarnowski, Przemówienie wygłoszone na zebraniu inauguracyjnym koła lwowskiego S.Z. w dniu 10 marca 1924 roku. Tekst za: „Biuletyn Stronnictwa Zachowawczego” 3-4 (1924), s. 32 – 35; por. A. Bełcikowska, Stronnictwa i związki polityczne w Polsce, Warszawa 1935, s. 727 – 740.
Tenże, Fałszywe poglądy na władzę i prawo, „Bez Przyłbicy” 5-6 (1929), s. 175 – 183.
Znakomity tekst. Ja oczywiście jeszcze zaznaczyłbym, że to jest właśnie szkoła myślenia Jacusia Bartyzela: wznieść się jak najwyżej do świata idei, wzgardzić światem rzeczywistym i brykać intelektualnie w chmurach idealizmu. Jeden bryka w chmurach legitymizmu, drugi bryka w chmurach faszyzmu. To skutek oddzielenia konserwatyzmu – jako filozofii politycznej – od tego co jest dla niej najważniejsze, czyli fundamentu empirycznego. W ten sposób rodzi się rewolucyjny, aprioryczny konserwatyzm insurekcyjny. Idea jest prawicowa, mentalność lewicowa. Paradoksalnie Danek to rozumie lepiej niż sam Bartyzel.