Sprawiedliwość nie dla Kobylańskiego

Na zdjęciu: Prezes USOPAŁ Jan Kobylański podczas rozmowy z kardynałem Fenrando Santos Abril y Castelló. W klapie marynarki unikatowy „Szczerbiec” Prezesa Honorowego Obozu Wielkiej Polski.

„Z Jana Kobylańskiego usiłowano zrobić nazistowskiego zbrodniarza, a jak hipoteza kulała to sowieckiego agenta.”

Równość wobec prawa jest bez wątpienia najbardziej znaną zasadą konstytucyjną. Stanowi jak wiemy podstawę demokratycznego porządku prawnego, nakazując aby prawodawstwo traktowało na równi osoby znajdujące się w podobnej sytuacji. Ma za zadanie trwale i skutecznie eliminować bezpodstawną dyskryminację lub uprzywilejowanie. Państwo, w którym zasada ta jest łamana, można więc z pełną odpowiedzialnością nazwać antydemokratycznym, jeśli nie wprost totalitarnym. Oskarżenia te stają się tym bardziej zasadne w przypadku, kiedy państwo nie respektuje prawa do publicznego wyrażania własnego zdania oraz poglądów.
 

Jeśli chcielibyśmy dowiedzieć się jak wygląda respektowanie powyższych zasad w polskim sądownictwie, wystarczy że przyjrzymy się historii procesu, jaki wytoczył urzędującemu ministrowi spraw zagranicznych Radosławowi Sikorskiemu Prezes Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej (USOPAŁ) Jan Kobylański. Sikorski w wywiadzie rzece pt. „Strefa zdekomunizowana” (wydanym w 2007r.) nazwał Jana Kobylańskiego „antysemitą i typem spod ciemnej gwiazdy”. Lider południowoamerykańskiej Polonii jak na człowieka honoru przystało odpowiedział na oszczerstwa wytaczając sprawę Sikorskiemu o zniesławienie. Żądał zaledwie przeprosin i wpłacenia 20 tyś. złotych na cel charytatywny. Dla ministra było to jednak zbyt wiele, nie po to przecież usiłował zdyskredytować Jana Kobylańskiego, aby później kalumnie odszczekiwać na łamach gazet. Sprawa zmierzała w kierunku przedawnienia podobne jak poprzednia zbiorowa wytoczona przez J. Kobylańskiego szkalującym go bezprawnie dziennikarzom i politykom.

Jątrzący wyrok

Jakim jednak zaskoczeniem dla każdego rozsądnie myślącego człowieka zorientowanego w prawie była treść zapadłego wyroku. 27 marca 2012 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że „może być określane jako łagodne” nazywanie człowieka: kanalią, łajdakiem, szubrawcem, padalcem, łotrem, bandziorem, szumowiną, zbójem itp., czyli ministerialnym „typem z pod ciemnej gwiazdy”. Zaglądając do któregokolwiek słownika synonimów pod określeniem, jakie zastosował „dyplomata” Sikorski znajdujemy te oto „komplementy”. Sąd również uznał za możliwie łagodne nazywanie katowanego na Pawiaku przez Gestapo byłego więźnia, bodaj najbardziej znanych nazistowskich obozów koncentracyjnych (Mauthausen-Gusen, Dachau, Gross-Rosen i Auschwitz-Birkenau) – „antysemitą”! Wystarczy, że Jan Kobylański powiedział, że „w Polsce powinni rządzić Polacy”, jak też pozwolił sobie dostrzec dziwną nadreprezentację osób żydowskiego pochodzenia w elitach III RP. W przytaczanych przez sąd wypowiedziach nie w sposób dostrzec niezbędnych w ogólnie dostępnej definicji tzw. antysemityzmu jak „nienawiści” czy „chęci dyskryminacji” bądź jakichkolwiek teorii rasistowskich. W momencie, kiedy reputacja ministra swawolnie i prostacko wyrażającego się na temat swoich przeciwników politycznych jest zagrożona, kto pamiętałby o powszechnie obowiązujących definicjach.

Nie tak było z Lechem Kaczyńskim

Warto przypomnieć sobie batalie sądowe o zniesławienie, które toczyły się w ciągu ostatnich kilkunastu lat a w szczególności mam tutaj na uwadze nazywanie przeciwników politycznych „przestępcami” bądź „wielokrotnymi przestępcami”. Zwróćmy uwagę o ile bardziej poważnymi oszczerstwami są słowa Sikorskiego. „Typ z pod ciemnej gwiazdy” i jego odpowiedniki, oznaczają kogoś zupełnie zdemoralizowanego, wręcz zarabiającego na życie, jako kryminalista. W bodaj najsłynniejszej sprawie dotyczącej zwrotu „wielokrotny przestępca” było powództwo Mieczysława Wachowskiego przeciwko nieżyjącemu już prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Sąd Rejonowy w Warszawie celem sprawdzenia czy Wachowski był skazany w jakiejś sprawie karnej, wysłał zapytanie do prokuratury. W przypadku Jana Kobylańskiego tego typu ustalenia okazały się niepotrzebne, uznano za uzasadnione nazwanie go kryminalistą pomimo faktu, że próżno szukać w tym przypadku wyroków skazujących czy spraw karnych. Wobec negatywnej odpowiedzi prokuratury Kaczyński został skazany w 2005 r. na grzywną w wysokości 10 tyś. złotych. Ostatecznie uratował go immunitet i sprawa została zawieszona. Wachowski jak wiemy długo niewiniątkiem nie był, często widywał się z funkcjonariuszami Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i stałym tematem była płatna protekcja. Ostatecznie został skazany za składanie fałszywych zeznań (2008), wyszedł za kaucją (200 tyś. zł.) wpłaconą przez Lecha Wałęsę.

Wobec wszechobecnej w Polsce filosemickiej histerii wszelka rzeczowa dyskusja na temat roli, jaką odgrywa w naszym kraju mniejszość żydowska staje się wręcz niemożliwa. Wszystko to, co związane jest nawet pośrednio z żydostwem trzeba wręcz kochać, niewygodnych tematów nie wolno poruszać a już na pewno zabroniona jest jakakolwiek krytyka. W rezultacie mamy coraz więcej antypolonizmu ze strony środowisk traktowanych w Polsce jak „święte krowy” w Indiach. Polaków na podstawie bzdur wyssanych z palca można obarczać współodpowiedzialnością za Holokaust i te materiały „historyczne” produkuje instytucja opłacana z pieniędzy polskiego podatnika. Rząd Tuska, w którym rzecz jasna rolę wiodącą ma Sikorski likwiduje szkoły, wprowadza cięcia socjalne, ale na takie wynalazki jak Żydowski Instytut Historyczny zatrudniający kilkudziesięciu „naukowców” zawsze były, są i będą pieniądze. Wolność słowa i to aż za daleko posuniętą mamy jak widać w tym kraju, ale tylko dla wybranych.

To jeszcze państwo czy już podnóżek?

Tymczasem Jan Kobylański po prostu odstaje od dzisiejszych elit politycznych III RP, jest zbyt propolski, zbyt wierzący, aby takowego, jako lidera Polonii akceptować i dodatkowo zbyt zdolny i zaradny życiowo, aby go prowadzać na postronku. Stanowi, więc dla rządzącego Polską establishmentu zagrożenie. Po śmierci słynnego Prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej (KPA) Edwarda Moskala stał się autorytetem już nie tylko wśród Polonii, ale również jest coraz lepiej rozpoznawalny w kraju.

Władze szkoły masowo likwidują, Jan Kobylański jedną z nich uratował. Próbuje się zniszczyć wszelkie niezależne media i organizacje, Kobylański nadchodzi z pomocą. Dlatego usiłuje się go zdyskredytować wszelkimi dostępnymi metodami. Kilka lat temu wymyślono sobie mało składną historyjkę. Z Jana Kobylańskiego usiłowano zrobić nazistowskiego zbrodniarza, a jak hipoteza kulała to sowieckiego agenta. Instytut Pamięci Narodowej dwoił się i troił, aby coś na Prezesa USOPAŁ znaleźć, oczywiście za pieniądze podatnika.

Jakimś dziwnym trafem prawdziwych zbrodniarzy stalinowskich wiadomego pochodzenia mimo ton dokumentów ukarać się nie udało. Wolińska-Brus, Salomon Morel czy Stefan Szwedowicz (rodzony brat naczelnego „Gazety Wyborczej” Adama Michnika) mogli spać spokojnie. W większości przypadków całkiem nieźle sobie żyli za wysokie ubeckie emerytury, oczywiście również za pieniądze polskiego podatnika. Od najmłodszych lat przywykli zresztą do tuczenia się na polskiej krwi.

Przykład ten pokazuje jak dla celów politycznych można łamać konstytucyjne zasady. Nie ważne czy człowieka skazano w sprawie karnej czy nie i tak zrównają go z kryminalistą. W identycznym przypadku, kiedy pomówienie dotknie „swojego” rezultat sądowej dysputy będzie odwrotny. Nie istotne, że mamy teoretycznie gwarantowaną wolność słowa, jeśli tylko ktoś będzie „przeszkadzał” nazwą go „antysemitą” nawet, jeśli nim nie jest. Poza stratami moralnymi przychodzi jeszcze zapłacić za adwokata oszczercy, tak, aby z ministerialnego portfela nawet grosza nie ubyło.

Dawid Berezicki

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *