Dalej – wynik Platformy należy uznać za więcej niż dobry, PO obroniła stan posiadania przy czym decydujące było zapewne odnotowane w przedwyborczych badaniach focusowych ciekawe zjawisko socjologiczne. Otóż społeczeństwo polskie zostało dotknięte przypadłością znaną np. z terenów po-PGR-owskich, a mianowicie zanikiem potrzeb i oczekiwań. Kiedy pytano Polaków czego spodziewają się po rządzie Ewy Kopacz – spokojnie odpowiadali „niczego”. Wbrew pozorom nie jest to wcale niekorzystne dla rządzących, a przeciwnie, obywatele bowiem ucieszą się z każdych 10 zł podwyżki.
Wynik PiS jest porażką. Nie nastąpił efekt synergii związany z wchłonięciem ziobrystów i gowinistów, partia Kaczyńskiego po raz kolejny dowiodła, że nie jest w stanie uzyskać wyniku pozwalającego na sprawowanie władzy czy to lokalnie, czy na skalę kraju. Co gorsza, zawiódł potencjalny koalicjant. Nie było tajemnicą, że władze PiS liczyły na perspektywę uchwycenia sejmików wspólnie z SLD, czyli rozwiązanie testowane w wielu samorządach. Tymczasem Millerowi udało się wprawdzie doprowadzić do ostatecznego już chyba pogrzebu Janusza Palikota, jednak Sojusz też znalazł się już nad grobem, zostając niemal bez radnych.
Nowa Prawica poniosła konsekwencję przegrania sukcesu eurowyborczego – przede wszystkim ze względu na niezrozumienie jego przyczyn. Dobitnym tego przykładem był głośny tekst Tomasza Sommera w „Rzeczypospolitej”, w którym dowodził on, że KNP nie jest „kolejną emanacją partii buntu”, tylko nagle społeczeństwo dojrzało do idei konserwatywno-liberalnej. Takie przekonanie nie tylko uniemożliwiło otwarcie się na inne grupy wyborców, potencjalnie zainteresowane zmianami, ale wręcz uwolniło korwinistów od obowiązku pracy organizacyjnej i propagandowej. No bo skoro społeczeństwo już dojrzało – to można się było zająć walką wewnętrzną. W dodatku sam JKM zdecydował się na ujawnienie wewnętrzpartyjnej opozycji stosując maoistowską taktykę „stu kwiatów”, jednocześnie wyraźnie umywając ręce od samej akcji wyborczej, a nawet od bieżącej pracy partii.
Nastawienie Janusza Korwin-Mikke do własnego ugrupowania jest zresztą o tyle specyficzne, że jak bodaj żaden inny lider partyjnego III RP przeżył on wyjątkową liczbę rozłamów, puczów, buntów i wrogich przejęć, a więc zabezpieczenie obecnej formacji przed podobnymi zjawiskami w przyszłości – stało się ważniejsze, od samych sukcesów wyborczych. Co ciekawe, KNP okazał się partią mało sterowalną, a mimo bardzo zamordystycznego statutu – Kongres to stronnictwo nie tyle demokratyczne, co wręcz pajdokratyczne, w którym każdy wewnętrzny problem od razu jest omawiany na otwartym forum Facebooka, rządzi zaś ten, kto wcześniej włączy komputer i dorwie się do internetu.
Nie jest też prawdą, że wynik KNP można uznać za zadowalający w związku z większą niż w eurowyborach frekwencją, czy niegłosowaniem emigrantów zarobkowych. Problem polega na tym, że aktyw KNP nie jest przyzwyczajony do normalnej pracy w terenie, a nawet do prowadzenia profesjonalnej kampanii wyborczej, przyjmując po prostu wyrok wyborców jak zrządzenie opatrzności, związany li tylko z fluktuacją sympatii do JKM. Tymczasem specyfika szczególnie wyborów samorządowych jest taka, że właśnie do tych ogólnopolskich tendencji trzeba jeszcze dołożyć coś od siebie – możliwie pełne listy, ofertę lokalną, spotkania, propagandę. W tych wyborach po stronie KNP tego wszystkiego zabrakło. I w sumie zostaje się tylko cieszyć, że prognozowany wynik Nowej Prawicy jest poniżej progu wyborczego – bowiem może to przynieść otrzeźwienie, podczas gdy osiągnięcie powyżej 5 proc. dawałoby poczucie fałszywego bezpieczeństwa, na zasadzie „ch… z samorządami, wejdziemy se do Sejmu”.
Sęk w tym, że tak jak po eurowyborach pretekstem do bierności były wakacje, a następnie Konwent, tak teraz będzie powtórzony Konwent, dalej Święta, Nowy Rok itd. – słowem sto powodów, by do wyborów prezydenckich też już niczego nie naprawiać. A wyborach – JKM ma dostać swoje, Kongres znowu więc może przespać okazję do przejścia na sztabowy tryb działania, nieodzowny, jeśli korwiniści w ogóle chcą myśleć o wejściu do Sejmu.
Wreszcie kwestia Ruchu Narodowego – sympatycy i członkowie pracowali ofiarnie, przy czym problemem tego środowiska pozostaje jego zróżnicowanie, a więc fakt, że znaczna część RN-owców nie jest zainteresowana żadną inną formą aktywności poza maszerowaniem, świętowaniem rocznic, robieniem odlotowych banerów i wlepek. Ruch konsekwentnie też pozycjonuje się w kręgach młodzieżowych, pozostając kręgiem wnuczków pań z PiS.
Reasumując – niestety, system wcale się nie rozszczelnił, co niektórzy optymistycznie zakładali wiosną. Przeciwnie, w relatywnie nieistotnych eurowyborach sprawdzono tylko poziom niezadowolenia obywateli, skanalizowano go lekko podlansowując JKM – a w wyborach naprawdę ważnych, bodaj najważniejszych (ekonomicznie) establishment bez większego wysiłku się obronił.
Konrad Rękas
Może by sie system rozszczelnił, gdyyby teraz zrobić kampanię prezydencką wyrazistemu kandydatowi, i to niekoniecznie JKM-owi. Niech to będzie Wipler, czy – jak tu dwa lata temu proponowałem – Zawisza.