Trudno oprzeć się wrażeniu, że PZPN już dawno zrezygnował z walki o poprawienie swego medialnego wizerunku, co wydaje się postawą tyleż realistyczną, co jednak nietypową we współczesnym świecie. Co więcej, przywódcy Związku wydają się mieć upodobanie w kopaniu się z mediami i opinią publiczną. Sami bowiem obnoszą swój wizerunek skorumpowanych, aroganckich grubasów trzymających się wpływów dzięki skomplikowanym kruczkom prawnym i dużym pieniądzom. W połączeniu z „zongami” takimi jak afera orzełkowa – powoduje to choćby mimowolne przeniesienie sympatii na kolejnych ministrów, polityków i urzędników kręcących obłudnie głowami, że „tak dłużej być już nie może” i że rząd „chcąc nie chcąc będzie musiał zrobić tam [w PZPN] porządek!”. Jest to w sumie ciekawe, bowiem jak dotąd rządowi (ani temu, ani poprzednim) nie udało się zrobić „porządku” właściwie w niczym, za co się brał.
Na czym w ogóle opiera się przekonanie, że „PZPN ma słuchać rządu” – zaprawdę trudno się dowiedzieć. Oczywiście wiadomo o co chodzi władzom państwowym: o kontrolę nad sektorem związanym z pieniędzmi, stanowiskami, wpływami i popularnością, który jak dotąd zachowuje pewną autonomię wobec administracji. Pytanie jednak brzmi: czemu pieniądze, wpływy itd. mają być domeną wyłącznie państwową w sytuacji, gdy omnipotencja rządów jest wymysłem stosunkowo młodym, wcześniej zaś normalnością były raczej różne poziomy suwerenności korporacyjnych?
Sama logika korporacji (a nimi właśnie de facto są wielkie federacje sportowe) polega na tym, że same się one organizują i same rządzą, przy czym najczęściej odgórnie, a nie stricte demokratycznie. Co ciekawe, właśnie ta forma organizacja irytuje państwowych biurokratów także m.in. w odniesieniu do samorządów zawodowych, których praktyczne zniesienie (w kilkunastu co najmniej przypadkach) już zapowiedział premier Tusk (a o czym wcześniej marzył premier Kaczyński). I znowu: oczywiście można zgodzić się z argumentacją, iż ograniczanie prawa do wykonywania niektórych zawodów to już dziś anachronizm, albo że ważniejsza jest zasada wolności wyboru i odpowiedzialności za własne decyzje, zgodnie z którą jak ktoś chce być w sądzie reprezentowany przez kucharkę – to jest to jego święte prawo. Jednak antykorporacyjne propozycje zmierzają póki co nie tyle do pełnego otwarcia zawodów, co raczej do odebrania samorządom zawodowym intratnego i wpływowego uprawnienia do samoorganizowania się, a zwłaszcza do przeprowadzania egzaminów kwalifikacyjnych itp. – a w efekcie do przekazania tych instrumentów w ręce państwa.
Mogę się zgodzić, że ten jakiś pan ex–sekretarz Kręcina wygląda dość obleśnie, a niegrzeczny pan prezes Lato nie dość, że namieszał z orłem, to jeszcze opowiadał rzeczy wskazujące na korupcję. Mogę też zgodzić się, że coś jest nie tak z systemem aplikacji prawniczych, albo że notariusze w Polsce są dość drodzy. Nie zgadzam się jednak z poglądem, że to wszystko zmieni się na lepsze, gdy za sport, prawo, architekturę i szereg innych korporacyjnych dziedzin życia wezmą się państwowi urzędnicy. Ba, jeśli (nawet tylko na potrzeby niniejszych rozważań) przyjmiemy założenie, że organy ścigania w Polsce mogą niekiedy interweniować w przypadkach np. korupcyjnych – to z pewnością chętniej to czynią w przypadku bytów poza–administracyjnych, niż wobec swych urzędniczych kolegów.
Korporacje bywają nieestetyczne, ich efektywność dyskusyjna, a wewnętrzne przepisy niezrozumiałe, czy wręcz wrogie dla osób z zewnątrz. Ponieważ jednak składają się z ludzi mających najczęściej własny partykularny interes, by jakoś działały – działają i mimo wszystko spełniają swoje role. Jeśli wezmą się zaś za nie politycy i etatystyczni biurokraci – będzie można być pewnym, iż działać przestaną, a złodziejstwa wcale nie będzie mniej.
Dlatego w walce państwa z PZPN, czy samorządem adwokackim itp. – warto zachować zdrowy sceptycyzm zgodnie z obywatelskim doświadczeniem, że jak coś może być jeszcze gorzej, to pewnie będzie.
Konrad Rękas
Gdy widzę dzisiejszą nagonkę na PZPN i te taśmy podejrzanego pochodzenia z podejrzanie wyciętymi fragmentami staję po stronie Grzegorza Laty i jego ekipy. Podobnie zresztą jak kiedyś należało stanąć po stronie PZPR w opozycji do KORu.