Trudne próby pojednania

Trudność polega na tym, że władze III RP, postsolidarnościowe „elity” i ideowi spadkobiercy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) pojednanie budują na fałszu historycznym, a społeczeństwo domaga się prawdy i potępienia zbrodniczej organizacji.

W celu ułożenia poprawnych stosunków z Ukrainą pojednanie jest niezbędne ale powinno odbyć się na gruncie prawidłowej terminologii, bez posługiwania się terminami zastępczymi typu „konflikty” „bratobójstwo”, ponadto inspiratorzy i sprawcy zbrodni muszą zostać ujawnieni. W przestrzeni religijnej może dojść do wybaczenia i pojednania wyłącznie w oparciu o zasady Ewangelii, winowajca przyznaje się do winy, wyraża żal i prosi o wybaczenie. Orędzia duchownych pisane z pozycji bieżącej polityki promujące sugestie o „wzajemnych winach” uwłaczają pamięci ofiar OUN-UPA tak po stronie polskiej jak i ukraińskiej. Na Kresach Wschodnich III RP, w czasie wojny i na południowo-wschodnich rubieżach powojennej Polski, obywatele polscy, narodowości ukraińskiej, stanowiący margines narodu ukraińskiego, skrótowo określany jako OUN-UPA, dokonali doktrynalnej, planowej jednostronnej zbrodni ludobójstwa, w świetle potwierdzenia tego faktu przez prokuratorów pionu śledczego IPN jest to termin bezsporny.

Idea „pojednania polsko-ukraińskiego” ma długą historię, jak była realizowana przypomnę w skrócie. Otóż proces pojednania Polaków z banderowcami z ich inicjatywy, został rozpoczęty w latach 50-tych na łamach paryskiej „Kultury”, osobiście patronował mu Jerzy Giedroyć. W ostatnim wywiadzie dla „Rzeczypospolitej” (31.12.-2.01. 2000) Giedroyć mówił: „Tej nienawiści do Ukraińców … nie jestem w stanie zrozumieć. Polacy nie są w stanie wybaczyć zbrodnie na Wołyniu, a jednocześnie akceptowali normalizację stosunków polsko-niemieckich. Po stronie niemieckiej jest przecież morze krwi.” Ta wypowiedz świadczy jaką wiedzą, na temat najokrutniejszej zbrodni w historii Polski, dysponował Giedroyć. W ostatnim wywiadzie dla Polskiego Radia, podsumował krótko – zapomnieć, winy były po obu stronach. Giedroyć zgodnie z ounowską optyką wydarzeń, rzeź zawęził do obszaru Wołynia, nienawiść powielił z książki pt. „UPA” autorstwa M. Łebeda, zastępcy Bandery. Łebed pierwszy napisał o „historycznej nienawiści Polaków do narodu ukraińskiego”. Te i inne brednie Giedroyć przyjął za prawdę. Polityczna koncepcja Giedroycia straciła na aktualności, nadal jednak spadkobiercy idei pojednania podkreślają wyjątkowość misji „Kultury” i trwałe dokonania Giedroycia.

Wybitnym przedstawicielem linii politycznej Giedroycia był hitlerowski stypendysta B. Osadczuk, który do Polski przyjechał już w lipcu 1989 r. i rozpoczął „budowanie mostów przyjaźni między narodami”. Z uwagi na przeszłość tego eksponenta OUN i propagowane przez niego krętactwa winien zostać uznany za persona non grata, tymczasem został odznaczony przez prezydentów Wałęsę i Kwaśniewskiego .

Banderowcy, ukraińscy esesmani z Dywizji SS-Galizien i schutzmani zostali utożsamieni z wszystkimi Ukraińcami, z tymi którzy w ramach sił zbrojnych ZSRR walczyli z faszyzmem niemieckim na 4-ch frontach ukraińskich, w partyzantce radzieckiej stanowili 50% składu osobowego i z tymi którzy ratowali Polaków przed szalejącym terrorem ukraińskich nacjonalistów.

Wzywanie do pojednania z narodem ukraińskim jest manipulacją, OUN nigdy nie działała w oparciu o mandat od narodu ukraińskiego, wręcz odwrotnie podczas „rewolucji narodowej” z nim walczyła. Z Ukrainą nie byliśmy w stanie wojny na żadnej płaszczyźnie, dzieli nas nierozwiązany problem ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego odpowiedzialnego za wymordowanie 200 tysięcy Polaków, 80 tysięcy Ukraińców i wiele tysięcy osób innych narodowości. Państwo ukraińskie przejęło problem w spadku i musi się do niego ustosunkować.

Pod osłoną wojsk niemieckich ponad 230 tysięcy ukraińskich nacjonalistów umknęło na Zachód. Łebed, w trosce o swoją głowę, już w sierpniu 1943 r. nawiązał kontakt z aliantami zachodnimi. Po rozpadzie koalicji antyhitlerowskiej faszyści ukraińscy, jako jedyna siła antyrosyjska na Ukrainie, stanowili cenny materiał dla służb specjalnych państw zachodnich. „Zimna wojna” była dla nich darem losu, opanowali struktury diaspory ukraińskiej, odżegnali się od współpracy z Abwehrą, zasłaniając się narodem, tworzyli mity o „narodowo-wyzwoleńczej armii”. Historię napisali od nowa, zbrodniczość OUN-UPA sprowadzili do wymiaru „bratobójczych walk”, winą obciążyli Niemców, partyzantów radzieckich i Polaków. Wyeksponowali krzywdy wyrządzone przez politykę II RP i burzenie cerkwi. Poza zasięgiem ich zainteresowań była terrorystyczna działalność UWO i OUN na terenie II RP i antychrześcijańska ideologia Doncowa promująca nienawiść do „czużyńców”, a także historia tych cerkwi. Lubelszczyzna 123 lata była pod zaborem rosyjskim, prawosławie było religią państwową, kościoły katolickie zamieniano na cerkwie. Przyjęcie prawosławia, po zniesieniu pańszczyzny, ułatwiało otrzymanie ziemi z majątków odbieranych polskiej szlachcie za udział w powstaniu styczniowym. Z wielkoduszności cara korzystali też Polacy, po odzyskaniu niepodległości przez Polskę wracali do wiary ojców. Większość burzonych cerkwi była nieczynna.

Po zmianie ustroju w Polsce i uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę, ukraińska nacjonalistyczna diaspora podjęła, na gigantyczną skalę akcję, której celem było; zatarcie w świadomości Polaków prawdy o ludobójstwie, wystawienie rachunku za krzywdy powstałe w wyniku operacji „Wisła”, narzucenie OUN-owskiej interpretacji historii i niedopuszczenie do określenia zbrodni OUN-UPA słowem „ludobójstwo”. Podstawowym celem w odniesieniu do Ukrainy było wpłynięcie na mit założycielski państwa. Po 1990 r. nastąpił polityczny transfer kultu OUN-UPA z zagranicy na Ukrainę. W Polsce natomiast brak wiedzy i naiwność Polaków ułatwiła realizację założeń dobrze zorganizowanej ukraińskiej nacjonalistycznej diaspory.

Wielkim zwycięstwem eksponentów OUN było potępienie przez Senat III RP w 1993 r. „akcji Wisła”, a w 1997 r. podpisanie deklaracji przez prezydentów A. Kwaśniewskiego i L. Kuczmę, o polsko-ukraińskim pojednaniu. Wiadomość o przygotowywanej deklaracji wywołała zrozumiałe zainteresowanie środowisk zaniepokojonych wpływami pogrobowców OUN w Polsce i na Ukrainie. Do Kancelarii Prezydenta wysłano wiele listów z prośbą o podejście do sprawy zgodnie z prawdą historyczną. Niestety apele i prośby zostały zignorowane.

Na początku prezydentury Kwaśniewski, podczas pobytu w Paryżu złożył wizytę Giedroyciowi i otrzymał memoriał polityczny, obowiązujący do dziś (Na Rubieży nr 28/1998). W podpisanej deklaracji znalazło się wiele frazesów bez znaczenia przykładowo: „Postanawiamy wspólnie objąć patronat nad utrwaleniem idei porozumienia i pojednania polsko-ukraińskiego… chcemy wlać w nasze serca uczucia przyjaźni i solidarności….myślimy o przeszłości”. W deklaracji napisano jedno zdanie „Nie można zapomnieć o krwi Polaków przelanej na Wołyniu, zwłaszcza w latach 1942-1943”. O wiele więcej miejsca poświęcono „akcji Wisła” (prawidłowo operacja „Wisła”). Prezydenci uznali, że ona uderzyła w ogół społeczności ukraińskiej w Polsce, jej jednostronne naświetlenie, jak napisano „nie sprzyja pogłębieniu zrozumienia między naszymi narodami”. Operacja „Wisła” nie powinna znaleźć się w kręgu zainteresowania prezydenta Ukrainy, rebelianci byli obywatelami polskimi, działali na terenie państwa polskiego, jest to wyłącznie sprawa Polski i nie może być kartą przetargową w wspólnych deklaracjach czy oświadczeniach.

Obaj prezydenci podkreślili, że „Droga do autentycznej przyjaźni wiedzie przez prawdę i wzajemne zrozumienie”, i że przeszłością winni zająć się specjaliści, którzy dokonają obiektywnej oceny gdyż „źródła tych konfliktów były poza Ukrainą i Polską, uwarunkowane przez okoliczności oraz niedemokratyczne systemy polityczne, narzucone naszym narodom”. Można tylko panu Kwaśniewskiemu pogratulować zdolności do lawirowania. Deklaracja pogrzebała nadzieję na rozliczenie i potępienie zbrodniarzy tym samym na pojednanie. Prawdę zatajono, nie wymieniono sprawców masowej rzezi bezbronnej ludności polskiej zaskoczonej przez uzbrojone watahy w broń palną i narzędzia gospodarskie święcone w cerkwiach. Wołyń był tylko polem doświadczalnym dla późniejszych działań OUN-UPA. Deklaracje z zadowoleniem przyjęli apologeci OUN umiejscowieni w ZUwP i doradcy od lat piszący w tym samym stylu. Deklaracja była pierwowzorem do fabrykowania późniejszych dokumentów jakie ukazywały się z okazji spotkań organizowanych na szczeblu państwowym.

Afiszowanie przyjaźni i pojednania prezydentów Kaczyńskiego i Juszczenki zaowocowało tym, że Bandera został Bohaterem Narodowym i tym że neonazistowska, antypolska partia „Swoboda” 37 swoich członków wprowadziła do parlamentu Ukrainy. Pojawienie się przed obliczem polskiego prezydenta banderowców w uniformach, którzy tę ziemię palili, odebrano jako upokorzenie Polaków. W Pawłokomie także deklarowano prawdę tylko skrzętnie ją pominięto, a historię Pogórza Dynowskiego tak zakamuflowano, że miejscowa społeczność zbojkotowała uroczystości. Media doniosły, że prezydenci zamknęli bolesną kartę historii obu narodów.

Z niecierpliwością czekaliśmy na zapowiedziane spotkanie prezydentów Komorowskiego i Janukowycza oraz na wspólną uchwałę, która miała być podjęta przez parlamenty Polski i Ukrainy. Do spotkania i uzgodnienia uchwały nie doszło. Prezydent Janukowycz na początku prezydentury powiedział: „Do historii trzeba podchodzić poważnie i nie zmieniać tych ocen, które już dawno zostały sformułowane przez uczestników tych wydarzeń”.

Postounowscy propagandziści mają duże osiągnącia w sferze moralnej. Kościoły, które są powołane do roli moralnego drogowskazu, stanęły po stronie sił postounowskich, a nie po stronie prawdy, która jest fundamentem chrześcijaństwa. Cerkiew greko-katolicka pod zwierzchnictwem A. Szeptyckiego akceptowała kolaborację z Hitlerem, ideologię Doncowa i „dekalog ukraińskiego nacjonalisty” wzywający wprost do zbrodni, tym samym ponosi współodpowiedzialność za masową rzeź Polaków. Po reaktywowaniu w 1991 r. Cerkiew ta nie dokonała analizy przyczyn, które do ludobójstwa doprowadziły, nie potępiła zbrodniarzy i nie organizowała pielgrzymek kresowym szlakiem hańby. Gdyby nie aktywność inspiratorska księży greko-katolickich i popów prawosławnych (z wyjątkami) nie doszłoby do ludobójstwa. Nie można udawać, że Cerkiew jest bez winy.

Hipokryzją było wystąpienie metropolity Lubomyra Huzara z formułą „wybaczamy i prosimy o przebaczenie” („Wołanie z Wołynia V,VI 2003 ) bez wskazania kto komu ma wybaczać i kto z kim ma się jednać. W liście trudno było doszukać się powodów dla których miałoby nastąpić pojednanie obu narodów, Kardynał reprezentował niewielką część narodu. Mówiąc o winach obu stron porównał zbrodnie ludobójstwa z uprawnioną operacją „Wisła”. Bezzasadnie powołał się na formułę zawartą w liście biskupów polskich do niemieckich. Niemcy potępili faszyzm i odrzucili faszystowskie emblematy. OUN nadal opiera się na faszystowskiej ideologii.

List z 7 sierpnia 2004 r. wystosowany do kardynała Huzara przez Prymasa Józefa Glempa został sformułowany zgodnie z wytycznymi protektorów OUN, jego treść świadczyła jak dalece sięgają ich wpływy. W tym osobliwym liście ludobójstwo usprawiedliwiono polonizowaniem ludności ruskiej i wielkimi krzywdami wyrządzonymi przez wieki. Owe krzywdy wybuchły gwałtowną zemstą i mordami zwłaszcza, że postawa nienawiści była sprytnie wykorzystywana przez politykę państw trzecich. Nie było słowa o wyjątkowym bestialstwie tzw. UPA popełnionym na narodzie polskim. Umknęły ocenie moralne aspekty zbrodni OUN-UPA. Kościół rzymsko-katolicki poniósł największe dotąd w historii straty. Zniszczono obiekty sakralne, wymordowano 160 księży, 17 zakonników, 22 zakonnice, ponad 100 księży ratowało się ucieczką, wielu zostało rannych.
26 czerwca 2005 r. opublikowany został list o wzajemnym wybaczeniu i pojednaniu podpisany przez Prymasa Polski i Kardynała Huzara. Kardynałowie napisali, że „wpływ papieskiej pielgrzymki (na Ukrainę) pozwolił na wspólne oddanie hołdu ofiarom bratobójczych konfliktów. Mówiąc o bratobójczych konfliktach, a nie jednostronnej rzezi, kardynałowie dopuścili się grzechu zatajenia, w tym momencie rozsypała się w gruzy możliwość pojednania się z ounowcami. Sprawców rozgrzeszono bez aktu ekspiacji dokonano tego wbrew zasadom ewangelicznej nauki o przebaczaniu. Wierzący świadkowie i potomkowie rodzin pomordowanych znaleźli się w trudnym położeniu, bo kto jak nie Kościół ma bronić godności ofiar dzikiego ludobójstwa. Prawda o banderowszczyźnie stanowi wstrząsający przykład zła, które należy potępić, a nie usprawiedliwiać. Pojednania prezydentów i kardynałów jakie miały miejsce przed 60-tą rocznicą upowskiej zbrodni budowane na fałszu historycznym nie przełożyły się na poziom społeczeństwa.
Minęły lata, w sprawie OUN-owskiego ludobójstwa nie ma zmian. Deklaracja wzywająca do wybaczania i pojednania, podpisana przez zwierzchników Kościoła rzymsko- i greckokatolickiego „w przededeniu 70. rocznicy zbrodni na Wołyniu” , została sformułowana zgodnie z postounowską tezą o pojednaniu. Zbrodniarze zostali zamaskowani, a odpowiedzialnością obciążono naród ukraiński. Bezimiennym oprawcom wybaczono bez wyrażenia przez nich skruchy, winy umiejętnie rozłożono między obie strony. W deklaracji jest wiele niedomówień urągających etyce chrześcijańskiej i prawdzie historycznej. Zwierzchnicy Kościołów winą obiążyli Polaków za to, że ośmielili się bronić życia. Deklaracja tylko umocni faszystowskie siły w Polsce i na Ukrainie. Sygnatariusze wzorem lat ubiegłych, problem przekazali specjalistom, oni mają dopiero poznać „rozmiary tragedii”. Rzecz w tym, o czym polityczni doradcy wiedzą, że ludobójstwo dokonane przez OUN-UPA jest dobrze udokumentowane.

Polski Episkopat w osobie abp. Józefa Michalika, męczeństwo Kresowych Polaków, złożył w ofierze na ołtarzu wielkiej polityki. Droga do pojednania oddaliła się.

Monika Śladewska

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *