Czyż bowiem heavy metal nie jest znany z zamiłowania do okultyzmu i nihilizmu? Czy muzyka ta, czasami nie epatuje nawet otwartym satanizmem i bluźnierstwami? Czyż wreszcie IM jako czołowy zespół tegoż gatunku muzycznego, nie powinno być postrzegane w podobny sposób? Lata dyskusji na ten temat z co poniektórymi „konserwatywnymi”, a nawet „tradycyjnymi katolikami” niestety pozbawiły mnie złudzeń w tym zakresie. Oczywiście, nie chodzi mi w tym miejscu o to, że „Ironi” są ulubioną kapelą tradycjonalistycznych katolików. Z pewnością, w tych kręgach istnieje wiele osób, którym zdecydowanie nie podoba się, ani ów zespół, ani heavy metal jako nurt muzyczny. Nie da się jednak ukryć, iż problem zamiłowania do heavy metalu w środowiskach tradycjonalistycznych i konserwatywnych istnieje. IM jest zaś jedną z grup, które są bronione i chwalone przez niektórych tradycjonalistów i konserwatystów. Sądząc zaś po zażartości z jaką broniona jest przez nich twórczość Ironsów, problem jest tu dość duży i dlatego należy się do niego odnieść. Jakie jest więc oblicze IM? Czy zło obecne w twórczości tego zespołu można za pomocą różnych argumentów zbagatelizować, zlekceważyć, uznać za jej mało znaczący margines? A może niektóre z dobrych tekstów śpiewanych przez Ironsów przeważają owe mroczne i ciemne akcenty tam zawarte, tak, iż – może z pewnymi niewielkimi zastrzeżeniami – jednak ogólnie rzecz biorąc ich muzyka jest dobra i warta polecenia?
Narzędzie tortur jako imię
Pierwszą niepokojącą rzeczą, jaka rzuca się w oczy, przy spojrzeniu na IM, jest już sama nazwa tego zespołu. „Iron Maiden” w tłumaczeniu na polski oznacza „Żelazną Dziewicę”. O co tu chodzi? Czy brytyjscy muzycy chcieli w ten sposób pochwalić twarde jak stal obstawienie przy cnocie czystości? Bynajmniej … „Żelazna Dziewica” to nazwa średniowiecznego narzędzia do zadawania tortur, a członkowie tej kapeli nigdy nie kryli, że wybierając sobie taką, a inną nazwę, chcą w ten sposób nawiązać do owego makabrycznego przedmiotu. Kto normalny jednak będzie nazywał się (lub inicjatywy przez siebie tworzone) za pomocą krwawych i okrutnych skojarzeń? Co byśmy pomyśleli, gdyby ktoś zmienił swe imię i nazwisko na „Adolf Hitler”, „Freddy Krueger”, „Kuba Rozpruwacz” czy „Charles Manson”??? Niestety w świecie popkultury to już nie szokuje, a to właśnie „Iron Maiden” był jednym z pierwszych zespołów, który w swej nazwie odwoływał się do takich konotacji. Po nich kapele i rockmani o nazwach: „Bathory” (od hrabiny Elżbiety Bathory, która pragnąc zachować młodość kąpała się we krwi zabijanych dziewic); „Cannibal Corps” („Trupa Ludożercy”); „My Bloody Valentine” (:”Moja krwawa Walentynka”) czy „Marylin Manson” (od Charlesa Mansona, legendarnego seryjnego mordercy).
Kim jest Eddie?
„Eddie” zwany jest przez muzyków IM ich „maskotką”. Choć w pierwszych latach istnienia tej grupy, owa „maskotka” była jeszcze słabo widoczna i dyskretna, to jednak po 1980 roku, weszła ona na trwałe do jej scenicznego, publicznego wizerunku, tak, że dziś nie sposób już sobie wyobrazić IM bez „Eddiego”. Postać Eddiego widnieje na okładkach 24 spośród 27 płyt (20 albumów + 7 kompilacji) autorstwa Ironów. Eddie zdobi również oprawę graficzną 47 (na łączną liczbę 51) wydanych przez tą grupę singli. „Maskotka” ta od prawie 30 lat jest nieodłącznym elementem koncertów Ironów, a także różnych gadżetów przez nich promowanych i sprzedawanych (np. t-shirtów, tenisówek, serii figurek przedstawiających „Eddiego” w różnych wcieleniach, etc.). Gdziekolwiek pojawia się ten zespół, tak prawie zawsze jest i Eddie. Eddie nierozerwalnie wrósł więc w historię IM, stając się charakterystycznym znakiem rozpoznawczym ich działalności. Ironi bez Eddiego to jak kawa bez kofeiny lub cielę bez ogona. Zasadne staje się więc pytanie, jaki charakter Eddiemu nadali jego twórcy? Jakie cechy przejawia ta postać i kogo nam przypomina?
Pierwszą uderzającą cechą Eddiego jest jego skrajnie szpetny, odrażający i przerażający wygląd. Widać, iż kreatorzy owej „maskotki” włożyli wiele pracy, by swą zewnętrzną powłoką, nie tylko dorównywała, ale przewyższała ona konwencję grozy i ohydy, w jakich, przynajmniej w naszej kulturze, tradycyjnie zwykło się przedstawiać postacie (realne i fikcyjne) związane ze światem ciemności, to jest: diabły, zombies, wilkołaki czy różnego rodzaju potwory.
Eddie morderca
Eddie nie wpisuje się jednak bynajmniej w popularną obecnie konwencję „antybajki” (znaną przede wszystkim z filmowej serii o „Shreeku” czy też kinowego przeboju „E.T”), w której postacie o brzydkim i odrażającym wyglądzie, okazują się w głębi serca dobrymi i życzliwymi istotami. Skrajnie ohydny i brzydki wygląd „maskotki” Ironsów doskonale współgra z jej charakterem. Eddie przedstawiany więc jest jako autor wielu niemoralnych czynów. „Maskotka” Ironsów z wyrazem twarzy, który trudno zinterpretować inaczej, jak grymas pełen nienawiści i wrogości, dokonuje zatem między innymi: morderstwa (np. na okładce singla „Sanctuary”) lub jest w trakcie tego czynu (ukazuje to grafika singla „Be Quick Or Be Dead”). Zabijanie lub zadawanie bólu innym wydaje się być ulubioną rozrywką Eddiego, albowiem na wielu grafikach jest on przedstawiany z nożem, siekierą, mieczem (są one tu nierzadko zakrwawione) lub karabinem w dłoni. I w tym wypadku towarzyszy temu charakterystyczny wyraz twarzy, będący pomieszaniem dzikiej nienawiści z niemniej dzikim zadowoleniem. Obok żądzy zabijania i okrucieństwa, Eddiemu sugeruje się zamiłowanie do wolnego seksu. W tym względzie wymowne są okładki singli i albumów „Women In Uniform” (gdzie Eddie idzie w objęciach dwóch nieskromnie ubranych niewiast), „Dance Of Death” (obok Eddiego stoją dwie, młode, ponętne i nagie kobiety, jedna z nich obejmuje go w pasie) oraz „Bring Your Daughter… To The Slaughter” (tam z kolei „maskotka” Ironsów obejmuje młodą dziewczynę odzianą w bardzo obcisłą czerwoną sukienkę – gwoli ścisłości dodajmy, że omawiana okładka jest jedną tylko jedną z wersji opakowania tegoż singla; inne okładki nie przedstawiają tej sceny). Eddie wróży także z kryształowej kuli oraz w różny sposób profanuje cmentarz („The Reincarnation Of Benjamin”).
Eddie duch i bożek
Ekstremalnie ohydny wygląd Eddiego okultyzm, zakłócanie spokoju cmentarzy oraz jego zamiłowanie do mordu, nienawiści i rozpusty, nie są jedynymi cechami pozwalającymi rozpoznać charakter tegoż symbolu IM. Graficzne przedstawienia Eddiego nie pozostawiają wątpliwości, iż jest to postać ze świata duchowego. Pomijając już prosty fakt, iż żaden człowiek nie przypomina wyglądem „maskotki” Ironsów, na jej duchowe pochodzenie wskazuje wiele szczegółów. Na okładkach kilku płyt „No Prayer For The Dying” oraz „Live After Death” Eddie wydobywa się z grobu. Zasugerowane zostaje więc w ten sposób, iż Eddie jest duchem zmarłego. Z kolei, grafika do płyt „Brave New World” i „Rock in Rio” przedstawia Eddiego jako coś w rodzaju wielkiego widma/ducha górującego w powietrzu nad jednym z miast. Jeden z plakatów IM ukazuje Eddiego w roli niszczyciela całego świata. Okładka „Fear Of The Dark” ukazuje symbol Ironsów w roli ducha zaklętego w drzewie i – w domyśle – straszącego przechodzących tam ludzi. Eddie gra również rolę pogańskiego bożka. Jest to widoczne na okładce płyty „Powerslave”, gdzie widzimy go, jako figurę egipskiego faraona (który czczony był jako bóstwo).
Eddie demon
Najczęściej jednak Eddie pojawia się w towarzystwie diabła, ognia oraz innych „piekielnych” rekwizytów. Portretowany jest więc on: z rogami i połową twarzy szatana („Purgatory”); głową z której wyskakują węże oraz demon trzymający w ręku gotowy do podpisu cyrograf („The Evil That Men Do”); naszywką z numerem 666 na ramieniu („The Trooper”); z przyczepionymi dużymi skrzydłami nietoperza – jest to jeden z tradycyjnych sposób przedstawiania demonów („Flight Of Icarus”); na tle płonącego ognia (np. „Death On The Road”); stojący obok Bafometa, a więc popularnego wśród satanistów symbolu diabła w postaci rogatego kozła („Dance Of Death”) czy też znajdującego się obok samego szatana („Number Of The Beast”).
Kim zatem jest Eddie? Podsumujmy: „maskotka” Ironsów zabija i straszy ludzi, pała nienawiścią, niszczy świat, profanuje cmentarze, prawdopodobnie cudzołoży (a przynajmniej zmierza do tego czynu), wciela się w postać ducha zmarłego i egipskiego bóstwa, pokazuje się w towarzystwie diabłów (w jednym wypadku szatan umieszczony jest w jego wnętrzu) , a także przebiera się w demoniczne rekwizyty. Eddie wykazuje zatem zdumiewająco wiele podobieństw do głównego i największego wroga ludzkich dusz, a mianowicie szatana.
Wedle Pisma świętego, teologii katolickiej, a także powszechnego doświadczenia egzorcystów, to właśnie diabeł jest tym, który:
-
niczym złodziej „przychodzi tylko po to, by aby kraść, zabijać i niszczyć” (Jn 10, 10),
-
zabija ludzi (Hiob 1, 18 – 19; Tob 6, 14),
-
„jest mordercą od początku” (Jn 8, 44),
-
kryje się za kultem pogańskich bożków (Psalm 95 w wersji Wulgaty, 1 Kor 10, 20 – 21),
-
straszy ludzi, wzbudza w nich przerażenie (np. udając widma nawiedzające dom),
-
udaje dusze zmarłych osób,
-
bezpośrednio stoi za różnymi formami okultyzmu (między innymi wiarą we wróżby i komunikowanie się duchów zmarłych ze światem żyjących),
-
w różny sposób atakuje ludzi (również poprzez fizyczne znęcanie się lub seksualne molestowanie).
Nie będzie więc przesadą stwierdzenie, iż Eddie jest stworzoną i wykreowaną przez członków IM ich wizją i personifikacją demona. Nawet, jeśli nie jest to wprost powiedziane, to podobieństw pomiędzy Eddim a czartem jest zbyt wiele, by móc uznać za prawdopodobne, inne wyjaśnienie. Tym bardziej mało prawdopodobna wydaje się inna interpretacja postaci Eddiego, gdy zważymy na fakt, iż twórczość IM bardzo często nawiązuje do tzw. kultury wysokiej. Mnogość odwołań do różnych symboli, postaci oraz wydarzeń zawartych w światowej literaturze, historii czy choćby Biblii, eliminuje w tym wypadku niemal do zera, możliwość ignorancji co do prawdziwego znaczenia całej symboliki, w jakiej prezentowany jest Eddie. Ostatecznie rzecz biorąc, warto w tym miejscu zauważyć, że poganie też nie nazywali swych bóstw wprost demonami, jednak świadectwo Biblii i Ojców Kościoła w jasnych słowach je tak określa. Jaki jest tego powód? Prócz faktu, iż pogańskie bożki próbowały odebrać należną tylko Bogu najwyższą chwałę, cześć i uwielbienie, były one też uosobieniem wielu złych cech (np. mordowały, cudzołożyły, gwałciły, kłamały).
Eddie, podobnie, a dokładniej rzecz ujmując, w stopniu jeszcze wyższym, niż bóstwa pogan, jest wcieleniem zła. Nawet odnośnie kultu, jakim darzono niegdyś bożki, można znaleźć analogie do rangi, jaką Eddiemu nadali muzycy z IM. Pomijając już fakt, iż 90 procent okładek płyt i singli tego zespołu ma za swego głównego bohatera tą postać, należy też wspomnieć o tym, że scenografia koncertów Ironów często umieszcza Eddiego nie dość, że w centralnym punkcie sceny, to jeszcze górującego nad muzykami i publicznością. Bez znaczenia nie jest w tym miejscu również fakt stworzenia przez Ironów całego rynku gadżetów związanych z Eddim ( wspomniane już wyżej figurki, podobizny umieszczane na odzieży, plakatach, etc.). Wszystko to przypomina małpowanie prawdziwego kultu chrześcijańskiego. W kontekście wszechobecności Eddiego w twórczości IM, już tylko mało ważnym szczegółem wydaje się organizowanie przez ów zespół lotów specjalnym samolotem pod znamienną nazwą „Lot 666”.
Pytanie, które nasuwa się w tym miejscu jest następujące: o co podejrzewalibyśmy muzyczną kapelę, która na ogromnej większości swych płyt i singli umieszczałaby postać np. Józefa Stalina, a dodatkowo rozprowadzałaby popiersia tegoż zbrodniarza oraz inne gadżety z jego podobiznami? Co pomyślelibyśmy widząc, iż na koncertach tejże grupy centralne, górujące miejsce zajmuje podobizna Stalina? Z pewnością, podejrzewalibyśmy takich muzyków o sympatie prokomunistyczne, albo co najmniej niezdrową fascynację bolszewizmem. Dlaczego jednak, niektórzy nie chcą dopuścić do swej wiadomości, iż skrajnie eksponujący postać, która przypomina szatana, niczym bliźniaczy brat, muzycy winni być podejrzewani o sympatie w kierunku satanizmu i okultyzmu, albo przynajmniej chorą, niezdrową fascynację tymi zjawiskami?
Fascynacje Bruce’a Dickinsona
Niemniej symptomatyczne są zainteresowania wieloletniego frontmana tej grupy, Bruce Dickinsona. Otóż, od lat interesuje się on życiem oraz twórczością Aleistera Crowleya. Tej postaci nie trzeba chyba bliżej przedstawiać czytelnikom portalu, więc wspomnę tylko, iż Crowley sam siebie nazywał „najbardziej zdeprawowanym człowiekiem XX wieku”, apokaliptyczną „bestię 666”, twierdził, iż jego główne dzieło „Księga Praw” została mu podyktowana przez ducha „Aiwassa”, którego „należy utożsamiać z diabłem chrześcijan, szatanem” . Działalność tego człowieka dała asumpt do rozwoju nowożytnych ruchów okultystycznych i satanistycznych, a także zafascynowała wielu rockmanów, wśród których najsławniejsi to: „The Beatles”, Mick Jagger, „Led Zeppelin”, Dawid Bowie, „Sting”, Daryl Hall, „Ossy Osbourne”, „Marylin Manson” i właśnie Bruce Dickinson z IM. W przypadku frontmana IM, zainteresowanie to wyraziło się choćby w tym, iż napisał on scenariusz do filmu „Chemical Wedding”, który w swej treści nawiązywał do postaci tego znanego brytyjskiego okultysty. Zainteresowania Dickinsona nie ograniczały się jednak bynajmniej do sfery jego prywatnego życia, ale miały konkretny wpływ na muzykę tego zespołu. Tak było, chociażby w przypadku ich utworu „Moonchild”. Jak pisze Paul Stenning, autor muzycznej biografii IM pt. „Iron Maiden. Historia Żelaznej Dziewicy” (Poznań 2011): „Jako człowiek od dawna interesujący się mitologią i magią, Bruce bez problemu opracował tekstowo tematy omawiana przez Aleistera Crowleya. Tytuł to nawiązanie do najsłynniejszej powieści brytyjskiego okultysty, a tekst stanowi błyskotliwe rozwinięcie idei zawartych przez Crowleya w <Liber Samekh>” (tamże: s. 165). Dickinson w kontekście twórczości całego zespołu sam zresztą mówił: „odnosimy się do rzeczy takich jak tarot oraz idee ludzi typu Aleister Crowley” (zob. „Circus”, 31. 08. 1984).
Lider Ironów żywo interesował się też twórczością poety Williama Blake’a, który faktycznie był radykalnie antychrześcijańskim, libertyńskim i bluźnierczym pisarzem.
A oto garść cytatów z przywołanej wyżej książki Stenninga pokazująca źródła inspiracji i fascynacji Dickinsona oraz innych członków zespołu:
„<The Alchemist> to zaś kolejny przykład słabości Bruce’a do okultyzmu. Tym razem bohaterem jest XVI-wieczny brytyjski matematyk, astronom i okultysta John Dee” (tamże, s. 309).
„W <Revelations> jest wiele nawiązań do mitologii hinduskiej i egipskiej (…) (tamże, s. 131).
„ (…) są tam też autentyczne hierogrify. <Skopiowałem je z książki poświęconej hierogrifom> – tłumaczy Riggs. – <Są to fragmenty modlitwy do Ozyrysa. To bardzo długa modlitwa, w której jest mowa o tym, że Ozyrys jest najpodlejszą matką na świecie i nie należy mu się narażać>” (na temat okładki albumu „Powerslave”, tamże, s. 133).
„Piosenki Steve’a często są o snach, koszmarach sennych i innych obsesjach” (tamże, s. 167).
„Równie ponure są teksty, które odzwierciedlają fascynację Blaze’a <mrocznymi stronami ludzkiej natury> – by przytoczyć jego słowa” (tamże, s. 238).
„ (…) Steve często pisał o koszmarach i zjawiskach ezoterycznych” (tamże, s. 259 – 260).
„Prowadź mnie Judaszu”
Czy teksty piosenek Ironsów są lepsze od ukazanej powyżej symboliki przenikającej okładki ich płyt, singli i wizualną oprawę koncertów? Osobiście przeczytałem prawie 140 tekstów autorstwa tej grupy. Co prawda nie są to wszystkie ich piosenki, jednak stanowią one zdecydowaną ich większość. Poza tym owe 140 utworów pochodzi z różnych płyt Ironsów i w związku z tym były one tworzone w rozmaitych okresach ich działalności. Z pewnością można rzecz więc, iż tekstowy materiał, który poddałem analizie, jest reprezentatywny dla całości twórczości IM w tej sferze. Jakie wnioski można zatem wysnuć po lekturze owych tekstów? Zatrzymajmy się wpierw dłużej nad niektórymi z utworów IM.
„Only The Good Die Young”. Niektóre fragmenty tegoż utworu wydają się być skierowane do chrześcijan. Wskazują na to zwroty w rodzaju: „Chodzenie po wodzie – czy tylko w cuda wierzyć potrafisz?” (jest to oczywiste nawiązanie do cudu chodzenia po wodzie naszego Pana Jezusa Chrystusa). Poprzedzają to słowa, które trudno uznać za coś innego, niż wyraz antychrześcijańskiej pogardy i szyderstwa: „Mam gdzieś twoich proroków/ Drwię z twych umoralniających sztuk„. Całość tekstu tej piosenki zdaje się zaś wyrażać przekonanie o tryumfie nieprawości nad cnotą: „Demon w twoim umyśle zgwałci cię dziś w twoim własnym łóżku (…) Czas nie czeka na nikogo/ Mój los jest przesądzony (…) Tylko dobrzy ludzie umierają młodo, wszyscy źli wydają się żyć wiecznie (…) Miłego grzechu życzę/ Siedem śmiertelnych grzechów/ Siedem dróg do zwycięstwa/ Siedem świętych ścieżek do piekła„.
„Moonchild”. W tym tekście narrator wciela się w postać samego szatana: „On to ja, com istniał zawsze/ upadły anioł, na ciebie patrzący (…)Moje imię brzmi Lucyfer”. Szatan zapowiada tu swe zwycięstwo, polegające na opanowaniu i wiecznym potępieniu duszy pewnego młodzieńca oraz wzywa do podania się swej władzy: „Daj się posiąść szatanowi/ / Młodzieńcze, tym razem jeszcze mi uciekniesz/ Lecz potępionym i tak cię ujrzę, gdy nastanie wieczny mrok„. I w tej piosence powtórzone są zdania z „Only The Good Die Young”, gdzie grzechy śmiertelne nazywane są „drogami do zwycięstwa” i „świętymi ścieżkami do piekła”.
„Number Of The Beast”. Jest to jeden z największych przebojów IM. Opisuje on rytuał satanistyczny, w trakcie którego – najprawdopodobniej dochodzi – do złożenia krwawej ofiary z człowieka. Obserwator owej mrocznej ceremonii, na początku nie zgadza się na to co widzi i postanawia temu przeciwdziałać: „To nie może być kontynuowane, muszę powiadomić policję„. I tym razem jednak nieprawość bierze górę, przejmując całkowitą kontrolę nad obserwatorem rytuału: „Czy to jest wciąż prawdziwe, czy tylko szalony sen?/ Ale czuję przybliżanie się w kierunku zła i powtarzanie chórem hordy/ Wydaje im się że mnie zahipnotyzowali… nie mogę uniknąć ich oczu„. „Morałem” utworu jest zaś ukazanie znamienia szatana, jako jedynej alternatywy dla ludzi oraz zapowiedź tryumfu szatana nad człowiekiem: „666 – liczba Bestii/ 666 – jedyna dla ciebie i mnie/ Powracam i wrócę / I będę miał w posiadaniu twoje ciało i spalę cię / Mam ogień i potęgę / Mam siłę by wyrządzać zło„. Swego rodzaju ilustracją do tejże piosenki jest okładka płyty Ironsów pod tym samym tytułem, gdzie widzimy diabła oraz Eddiego, który wyciąga rękę w naszym kierunku. Nie bez związku będzie też fakt, iż IM niejednokrotnie nawiązuje do tego przeboju poprzez nazwy tras koncertowych, na których występuje („Beast on the Road” czyli „Bestia na trasie”) oraz tytuły swych składanek („Best of the Beast”, a więc „Najlepsze Bestii”). Najwidoczniej z jakichś powodów Ironi nie tylko śpiewają o „Bestii 666”, ale sami chcą być z nią utożsamiani.
„Montsegur”. Utwór ów nawiązuje do masakry dokonanej w Beziers w 1209 roku przez wojska katolickie na zwolennikach kataryzmu. Ci ostatni są tutaj wyraźnie idealizowani i przedstawiani, jako bohaterowie: „Stoję sam w tym opuszczonym miejscu W śmierci oni naprawdę są żywi/ Zmasakrowana niewinność, zło miało miejsce/ W środku płonęli aniołowie (…) Zginęli niewinni dla papieża i jego tronu Spłonęli na stosie za wolność swej duszy/ By stanąć wraz z Katarami i umrzeć i uwolnić się„. Z przeciwieństwie do Katarów, katolicyzm jest zaś ukazywany w zdecydowanie ciemnych barwach (vide: określenia „katolicka chciwość”). W niekorzystnym świetle pokazany jest tu też Stary Testament, który w omawianym utworze zwany jest jako „ponury i kaleki„.
„Holy Smoke”. Tekst ten nawiązuje do walki prowadzonej przez część amerykańskich chrześcijan z okultyzmem i innymi formami niemoralności obecnymi w muzyce rockowej. Ironi nie szczędzą tu słów potępienia dla tychże chrześcijan, przyrównując ich do faszystów, a nawet posuwając się do życzenia im piekła: „Święty Dym, Święty Dym, wielu złych kaznodziei / Powinien spalić w kotle czart/ Wsadzić ich nogami do przodu, to nie jest żart … Palą płyty, palą książki/ Święta armia jak faszyści” ( w istocie chrześcijanie są tu porównani bardziej do niemieckich nazistów, aniżeli właściwych włoskich faszystów, gdyż to ci pierwsi zaistnieli w świadomości społecznej, m.in., jako palący książki).
„Judas Be My Guide”. W tym kawałku kwestionuje się istnienie wszelkich świętości: „Nic nie jest święte i nigdy nie było„. Zawarta jest tam też następująca prośba: „Judaszu, prowadź (…)Judaszu, bądź mi przewodnikiem„.
Nie sposób w tym artykule omówić – choćby skrótowo – wszystkich, poszczególnych utworów IM. Wspomnijmy zatem jeszcze tylko o innych motywach tam zawartych, a więc na przykład:
wcielaniu się narratora w rolę postaci czyniących zło, czyli psychopatycznych morderców („Killers”, ” Murders In The Rue Morgue”), uważającego siebie za boga faraona („Powerslave”) lub też przestępcy szukającego zemsty („Prisoner”). Dodajmy, że bohaterowie tych piosenek nie deklarują w nich jakiejś zdecydowanej woli zerwania z nieprawościami przez siebie czynionymi. Często jest wprost przeciwnie: otwarcie ogłaszają swą wolę popełnienia różnych zbrodni i niegodziwości.
-
zastanawiającym upodobaniu muzyków IM do śpiewania o torturach i przelewie krwi. Jedna ze swych piosenek nadali oni tytuł, taki sam, jaki obrali za nazwę swego zespołu, czyli „Iron Maiden”. Jej treść poświęcona jest „Żelaznej Dziewicy”, a więc wspomnianemu już wyżej narzędziu do torturowania ludzi. Tekst ten wyraża chęć oglądania czyjegoś cierpienia: „Ja tylko chcę zobaczyć Twoją krew /Ja tylko chcę stać i patrzyć / Widać krew która zaczyna kapać, aż spadnie na podłogę” oraz obwieszcza nieuchronność spotkania z „Żelazną Dziewicą”: „Żelaznej Dziewicy nie pokonasz / Żelaznej Dziewicy nie oszukasz / A więc, gdziekolwiek, gdziekolwiek jesteś / Żelazna Dziewica Cię dopadnie / Nieważne jak daleko jesteś / Widać kapanie krwi, / która przelewa się strumieniem / tuż nad moją głową / Żelazna Dziewica chce Ciebie nim umrzesz„. W innych utworach upodobanie do opisów przelewu krwi przeistacza się wręcz w otwartą tego aprobatę: „Haki w tobie, haki we mnie, haki na suficie/ To dobrze zawieszone uczucie/ Nic wielkiego, żaden grzech, spięty z miłości/ Wbiłem w ciebie haki” („Hooks In You”); „Pozwól jej, pozwól jej, pozwól jej/ Swą córkę weź, przyprowadź ją na rzeź” ( „Bring your Daughter to the Slaghter”).
-
wątpliwych radach i sugestiach typu: zwracanie się o pomoc do wiedźmy, a więc osoby parającej się okultyzmem, by przez swą moc uwolniła kogoś od skutków czynionego przez niego zła („Prodigal Son”); zbliżanie się do „Króla Mroku”, etc.
Herezje Iron Maiden
Choć sądzę, że przytoczone wyżej teksty IM mówią same za siebie, to dla większej jasności, podsumujmy i skonfrontujmy z tradycyjnym prawowiernym chrześcijaństwem, widoczne w nich myśli i idee.
-
Pierwszą, najbardziej antychrześcijańską i heretycką cechą twórczości IM jest ukazywanie przez nich zła i mocy diabła, jako zwycięskich i potężniejszych od dobra. Takie utwory jak: „Number Of The Beast”, „Moonchild”, „Only The Good Die Young” w swej istocie są proklamacją zwycięstwa diabła, zapowiadając jego tryumf i wzywając do poddania się władzy księcia ciemności, jako jedynej alternatywy, od której nie ma żadnej ucieczki. Formuły zawarte w tych piosenkach – „666 jako jedyna liczba dla ciebie i dla mnie”, „Daj się posiąść szatanowi”, „I tak ujrzą cię potępionego”, „Siedem świętych ścieżek do zwycięstwa. Siedem dróg do piekła” – nie pozostawiają wątpliwości co do takiej, a nie innej ich wymowy. Jest to wyraz jednej z najwyższych form szatańskiego zwiedzenia. Największy wróg ludzkich dusz nie ukrywa już tu swej absolutnie złej woli, jednak ogłasza się panem i zwycięzcą twierdzącym, iż nie ma żadnej nadziei na ocalenie się od jego wpływu, mocy i pokus. Wedle powszechnego doświadczenia praktykujących egzorcystów jedną z rzeczy, które najbardziej wściekają wypędzane demony jest przypominanie im, że zostały już one pokonane. Egzorcyści twierdzą też, że demony lubią wykrzykiwać zdania w rodzaju: „Ja jestem panem”, snuć rozważania o swym zwycięstwie nad grzesznym człowiekiem i przekonywać, iż Chrystus daremnie umarł za grzeszników, gdyż nie ma dla nich żadnej nadziei. Widzimy zatem, iż IM powtarza tylko kłamstwa diabła. Takie stawianie sprawy uderza w samą istotę chrześcijaństwa, które jest religią zwycięstwa Chrystusa nad mocami ciemności i wypływającej stąd nadziei. Wedle nauczania katolickiego szatan został już pokonany przez potęgę śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa. Każdy człowiek zaś może mieć udział w tym błogosławionym i chwalebnym zwycięstwie, jeśli tylko zdecyduje poddać swe życie naszemu Panu. Z całą pewnością nie jest więc tak, iż moc szatana jest nieograniczona, zaś człowiekowi nie zostaje nic innego, jak tylko poddać się jej.
-
Drugim z wypaczeń promowanych przez Ironsów jest potępianie dobra i dobrych oraz wychwalanie zła i jego obrońców. I tak jako źli, niegodziwi, podobni do nazistów oraz zasługujący na ogień piekielny, są ukazywani chrześcijanie walczący ze złem w muzyce rockowej, za to „Aniołami” oraz wcieleniami niewinności i męczennikami „wolności duszy” są nazywani wyznawcy kataryzmu, jednej z najbardziej wstrętnych i przewrotnych herezji, która w ciągu wieków pojawiła się na tym świecie (przypomnijmy, iż katarowie mimo swego powoływania się na chrześcijaństwo głosili w istocie manicheizm, a także popierali tak niemoralne praktyki jak samobójstwo czy też zagłodzenie na śmierć). Faktyczną gloryfikację osoby zdrajcy Chrystusa stanowią też zwroty typu „Prowadź mnie Judaszu, bądź moim przewodnikiem” (zwracanie się bowiem do kogoś o przewodnictwo oznacza uznanie jego autorytetu). Podobną wymowę ma także prośby o pomoc i ratunek kierowane do czarownicy. Jeszcze gorszy wydźwięk ma nazywanie grzechów śmiertelnych mianem „świętych ścieżek do zwycięstwa” (albowiem najmniejszy nawet grzech nie jest święty, lecz stanowi obrzydliwość, której Bóg nienawidzi, i nie prowadzi do zwycięstwa, lecz jest klęską i upadkiem). Napiętnować także należy zachęty do okrucieństwa i jego pochwały zawarte w cytowanych powyżej utworach „Bring Your Daughter To The Slaughter” czy też „Hooks In You”. Określanie Starego Testamentu mianem „ponurego i kalekiego” w swej istocie jest zbliżone do jego potępienia i odrzucenia. Tymczasem również księgi Starego Testamentu są w każdym swym fragmencie objawionym, nieomylnym i bezbłędnym Słowem Bożym, którym należy się pełny szacunek i które również w czasach Nowego Zakonu posiadają swą wielką wartość.
-
Trzecią dewiacją widoczną w tekstach IM jest podważanie istnienia wszelkich świętości (co wyraża się w zdaniu „Nic nie jest święte i nigdy nie było”). Choć, nawiasem mówiąc, w sensie literalnym i dosłownym, sformułowanie to jest sprzeczne z przesłaniem innych utworów, gdzie „świętymi” nazywa się grzechy śmiertelne i „ścieżki do piekła”. Tego rodzaju nihilistyczne pojmowanie rzeczywistości świetnie współgra z demonicznymi kłamstwami głoszącymi, iż nie ma żadnej nadziei dla grzeszników, dlatego jedynym rozwiązaniem jest poddanie się mocy szatana.
Iron Maiden a Biblia
Zdarza się, iż poplecznicy takich nurtów muzycznych jak: heavy metal, hard rock czy rap, ośmielają się bronić kontrowersyjnych treści w nich zawartych poprzez powoływania się na przykład Biblii. Tego rodzaju sugestię można czasami też odnaleźć w argumentach obrońców IM. Czasami sugeruje się więc, iż twórczość IM bardziej opisuje zło, aniżeli je pochwala czy zaleca, a więc nie należy w tej mierze czynić owej kapeli zarzutu, gdyż samo Pismo święte relacjonuje fakt dokonywania różnych złych czynów, a czasami przytaczane są w niej wypowiedzi bluźnierców, bezbożników, wrogów Chrystusa czy nawet samego szatana. Tego rodzaju porównanie nie wytrzymuje jednak krytyki, gdyż:
-
Ani szatan, ani inspirowane przez niego nieprawości, na kartach Pisma świętego nie są ukazywane, jako zwycięskie czy choćby dominujące. Wprost przeciwnie: Biblia jest jednym wielkim orędziem nadziei dla grzeszników i zwycięstwa Boga nad mocami ciemności. Setki opisanych na kartach Starego i Nowego Testamentu postaci i historii, pokazuje, iż dzięki wierze i ufności Bogu, możliwe jest wyjście z najgorszego niebezpieczeństwa i zła. Poza tym większość stron Pisma świętego jest poświęcona opisywaniu dobra, a nie zła. Przesłanie dużej części piosenek IM nie jest więc podobne do przesłania Biblii, ale jest wręcz antybiblijne.
-
Chociaż na kartach Biblii rzeczywiście przytaczane są słowa padające z ust ateistów, bluźnierców, przeciwników Chrystusa czy nawet samego diabła, to przecież zawsze tam towarzyszy im odpowiedni negatywny komentarz ze strony natchnionych przez Boga autorów. Jeżeli więc np. w jednym z Psalmów Dawida przytoczone jest zdanie „Nie ma Boga…” to zaraz potem czytamy dopowiedzenie: „…mówi głupiec w sercu swoim”. Jeśli czytamy w Ewangeliach o szydzeniu złego łotra z cierpiącego Chrystusa, to ów fakt jest skonfrontowany z postawą dobrego łotra, który gani owe szyderstwa i przed swą śmiercią uniża się przed Zbawicielem. Gdy czytamy w Biblii słowa szatana, w których kusi on Mesjasza do porzucenia woli Ojca, to nie musimy szukać daleko, by zobaczyć, w jaki sposób Chrystus przeciwstawia się namowom złego ducha. Niestety, ale nie można czegoś podobnego powiedzieć o piosenkach IM. W tekstach o znamieniu Bestii jako „jedynej liczbie dla ciebie i dla mnie„, szatańskim zapewnieniom „I tak będziesz potępiony„, radom typu „Daj się posiąść szatanowi”, „Przyprowadź swą córkę na rzeź„, tezom o świętości grzechów ciężkich czy też braku świętości czegokolwiek, prośbom o pomoc lub przewodnictwo kierowanym do czarownic i Judasza nie przeciwstawiono zdań w rodzaju: „To są kłamstwa diabła. Jest nadzieja. Nie wierzcie jego oszustwom„; „Tak myślą głupcy„; „Tego rodzaju rozumowanie prowadzi na bezdroża„, etc. W omawianych utworach to szatan i inspirowane przez niego nieprawości mają ostatni, decydujący głos.
-
Księgi Starego i Nowego Testamentu nie honorują demonów, zła i złoczyńców, przyjmując swe nazwy od ich imion i określeń. Nie znajdziemy więc w Biblii ksiąg: „Kaina”, „Judasza”, „Faraona”, „Belzebuba”, „Morderców niewinnych dzieci”, „Rozpustników”, itp.
Niedorzecznością jest więc porównywać sposób relacjonowania zła ukazany na kartach Biblii z tym, jak czyni się to w twórczości IM. Gdybyśmy zresztą przyjęli ową metodę obrony muzyki tego zespołu za słuszną, to moglibyśmy usprawiedliwić jakąkolwiek promocję zła (przewrotnie twierdząc, iż nie jest to promowanie nieprawości, ale jedynie jej opisywanie, przytaczanie i relacjonowanie). Przykładowo, w ten sposób łatwo byłoby uzasadniać istnienie pornografii, twierdząc, iż opisuje ona tylko rozwiązłość seksualną, co nie znaczy, że ją pochwala i do niej zachęca. Z kolei, autorzy bluźnierczych tekstów mogliby utrzymywać, że oni tylko przytaczają zasłyszane bluźnierstwa, jednak nie oznacza to, iż je pochwalają i zachęcają do nich innych.
Łyżka miodu w beczce dziegciu
Z pewnością w repertuarze Ironów znajdują się kawałki, których przesłanie można określić, jako jednoznacznie pozytywne. Na uznanie w tym kontekście zasługują choćby takie ich utwory jak: „Wasting Love” (piętnujący przygodny seks i mentalność „groupies”), „The Duelist” (ukazujący zło i bezsens pojedynków) czy też „Aces High” (składający hołd walczącym z III Rzeszą lotnikom RAF-u). Czy jednak obecność paru piosenek afirmujących dobro, może zrównoważyć negatywne oddziaływanie innych utworów IM? Z pewnością nie. Ewidentnie złych oraz bardzo dwuznacznych piosenek w repertuarze Ironsów jest znacznie więcej, aniżeli wskazanych wyżej pozytywnych kawałków. Słuchając tego zespołu, o wiele łatwiej jest natrafić na teksty, które gloryfikują zło i zachęcają do jego czynienia, albo w „najlepszym” razie głoszą, iż nie ma względem niego żadnej alternatywy. A do tego dochodzi przecież jeszcze ociekający złem graficzno-wizualny image tej kapeli. IM to nie jest zdrowe, soczyste jabłko z dwoma czy trzema małymi gnijącymi plamkami, które wystarczy starannie wyciąć nożem, by móc delektować się smakiem i witaminami tego owocu. Twórczość Ironów przypomina raczej kompletnie przegniłe jabłko, gdzie jeszcze może w paru miejscach są drobne fragmenty, które nie uległy zepsuciu. Kto jednak spożywałby taki prawie całkowicie zepsuty owoc, mówiąc, że przecież jeszcze 10 procent jego objętości nie zostało skażone? A kto pod takim pretekstem dawałby takowe jabłka do jedzenia innym, zachwalałby je i reklamował?
Czy to żart?
Innym z argumentów wysuwanych w obronie IM jest sugestia mówiąca, jakoby różne mroczne sprawy obecne w ich muzyce, były przedstawiane w sposób przede wszystkim żartobliwy. Brak powagi w promowaniu zła miałby zatem czynić ich twórczość, pod względem duchowym, niegroźną. Na takie dictum można odpowiedzieć, iż choć miejscami, rzeczywiście można dostrzec, w muzyce i image Ironsów skłonność do żartów, to nie sposób odnieść tego do ich całej działalności. Nie wyczuwa się zabawowej konwencji choćby w takich utworach IM jak „Number Of The Beast” czy „Moonchild”. Poza tym zbyt często śpiewają oni w ciężki i ponury sposób o smutnych i ciemnych rzeczach, by przyjmować za słuszną sugestię, jakoby podstawową ich konwencją był żart, dowcip czy ironia.
Przyjmijmy jednak na chwilę, iż rzeczywiście fascynacja złem ma w przypadku IM przede wszystkim charakter żartobliwy i humorystyczny. Czy to coś zmienia? Jeśli tak, to można by zadać pytanie, dlaczego niektórzy ze zwolenników IM jednocześnie gorliwie piętnują świętowanie Halloween? Czyż bowiem współczesna celebracja tegoż „święta” nie opiera się w jakiś 99 procentach na żarcie, zabawie i humorze? Odpowiedź na to pytanie jest twierdząca. Poza garstką zdeklarowanych satanistów i pogan, miliony celebrujących Halloween przebiera się za upiory, duchy, czarownice i demony, dla żartu i zabawy, a nie po to, by np. przywoływać lub zyskiwać sobie jakieś ciemne moce, rzucać zaklęcia bądź wzywać dusz zmarłych. Oczywiście owa „zabawowa” konwencja współczesnego „Halloween” nie jest argumentem na rzecz godziwości jego obchodzenia. W obliczu pewnych rzeczywistości nie ma wszak miejsca na żarty. Czy dozwolona jest bowiem zabawa w wywoływanie duchów? Albo czy wolno jest wzywać demony lub bluźnić Panu Bogu, wówczas, gdy chcemy w ten sposób kogoś rozbawić? Czy „dla żartu” możemy mówić ohydnie i wulgarnie o czyjejś matce? Czy moralnie usprawiedliwione jest „żartować sobie” na temat mordowania niewinnych, gwałcenia kobiet, pedofilii lub zoofilii? Zarówno Pismo święte (Ef 5, 3 – 4) jak i naturalny zmysł moralny, mówią nam, iż istnieją pewne granice dla dowcipów. Pewne rzeczywistości są zbyt straszne i mroczne, by móc stroić sobie z nich żarty. Jeżeli zaś postanawiamy sobie robić z nich źródło śmiechu, to chcąc nie chcąc, wkraczamy na bardzo niebezpieczny i grząski teren. Nawet gdyby więc muzyka i medialny image Ironsów, były od A do Z, żartem i dowcipem, nie stanowiłoby to usprawiedliwienia dla delektowania się ich wytworami.
Równanie w dół
Nieraz obrona IM odwołuje się faktu istnienia jeszcze gorszej muzyki. Ów argument można streścić w następujących słowach: „Istnieje wiele zespołów, które reklamują ekstremalne zło, doszukiwania się satanizmu i okultyzmu u Ironsów jest w tym kontekście marnowaniem czasu i naraża na śmieszność. Wykazywanie urojonego satanizmu IM grozi tym, iż ludzie nie będą traktować na poważnie ostrzeżeń przed prawdziwymi zagrożeniami„.
Jako, że uczyniłem to powyżej, nie będę w tym miejscu powtarzał wszystkich argumentów na rzecz tezy, iż fascynacja ciężkim i skrajnym złem jest w twórczości IM bardzo widoczna. Mogę się jednak zgodzić z tym, iż istnieje wiele zespołów, które są przeżarte różnymi obrzydliwościami i ohydą w jeszcze większym stopniu niż IM. Czego to miałoby jednak dowodzić?
Czy fakt istnienia seryjnych morderców ma usprawiedliwiać mordercę jednej osoby? Czy codziennie upijanie się 2 litrami wódki ma czynić słusznym czynienie tego „zaledwie” co drugi dzień? Czy istnienie setek pism „hard-porno” czyni godziwymi magazynu z „łagodną erotyką” typu „Playboy” (zaś piętnowanie „Playboya” ma ośmieszać walkę z twardą pornografią?). Oczywiście, warto jest mierzyć proporcje w stanowczości i gorliwości z jaką piętnuje się danego rodzaju zło, tak by nie celować do os z armaty (choć akurat nieprawości promowane przez Ironsów są znacznie większego kalibru, aniżeli retoryczna „osa”). Owe odmierzanie proporcji nie powinno jednak prowadzić nas do lekceważenia czy tym bardziej uprawomocniania jakiekolwiek zła. Nie zwalczane choroby mają tendencję do rozszerzania swego oddziaływania, a także zaostrzania form w których występują. Jeśli obecnie część katolickich konserwatystów nie boi się pochwalać IM, to za 15 lat znajdą się tacy „tradycyjni i konserwatywni katolicy”, którzy broni będą muzyki Marylina Mansona ( a to twierdząc, że ów rockman tak naprawdę stroi sobie żarty, a to, że istnieje już cała rzesza artystów, którzy głoszą i czynią jeszcze gorsze rzeczy niż on, itp.).
Ludzie używający tego rodzaju argumentacji powinni uświadomić sobie, iż prezentowany przez nich „konserwatyzm” nie polega na twardym i stanowczym trzymaniu się Bożych norm postępowania, ale na podążaniu za coraz bardziej luźnymi standardami współczesnej popkultury. Libertyńska część społeczeństwa akceptuje wychwalanie homoseksualizmu w filmach i piosenkach, „konserwatyści” jeszcze tego nie czynią, ale już z dużym przymrużeniem oka patrzą na promocję bezwstydu, nierządu i cudzołóstwa. Skrajni libertyni nie mają nic przeciw pornografii, „konserwatystów” jeszcze to obrusza, jednak „erotyka” jest już w porządku. W ten sposób, to co dziś jawi się jako liberalne i libertyńskie za jakiś 20 – 30 lat będzie odbierane jako „konserwatywne” i „tradycyjne”. Należy uważać by nie chcąc przecadzać komara, nie zacząć połykać coraz większych wielbłądów (tłumacząc się tym, iż istnieją jeszcze większe wielbłądy).
Nie zasiadajmy do uczty z szatanem
Twórczość zespołu Iron Maiden z całą pewnością nie jest więc godna polecenia żadnemu z chrześcijan. Tradycyjna moralistyka katolicka zawsze przestrzegała przed udziałem w złych widowiskach, widząc w tym wielkie niebezpieczeństwo popadnięcia w grzech. I nic w tym dziwnego, skoro Biblia uczy nas, iż „Bać się Pana – znaczy nienawidzić zła” (Prz 8, 13), a także wzywa by „brzydzić się złem” (Rzym 12, 9). W końcu nie na darmo jednym z fundamentalnych przyrzeczeń naszego Chrztu i Bierzmowania jest wyrzeknięcie się szatana, grzechu oraz wszystkich dróg, które ku nim prowadzą. Podstawową zasadą tradycyjnej duchowości jest też, by w razie wątpliwości co do godziwości danego zachowania, zastanowić się, czy możemy z czystym sercem i przekonaniem oddać go Panu Bogu, mówiąc w swym sercu: „Czynię to ku Twojej chwale Panie Jezu”.
Czy jednak można na poważnie traktować wszystkie te zasady, przywdziewając T-shirty z podobizną demona, wywieszając na ścianach swego pokoju podobny plakat oraz „umilając” sobie czas przez słuchanie przebojów zapowiadających tryumf księcia ciemności oraz namawiających do poddania się jego władzy i mocy? Czy w ten nie stajemy się „uczestnikami czartowskiego stołu„, którzy „piją z kielicha demonów” (1 Kor 10, 20 – 21)?
Mirosław Salwowski
www.salwowski.msza.net
cristiada3@wp.pl
Co do zasadności artykułu względem przekazu zespołu Iron Maiden trudno polemizować, choć z drugiej strony jakby być konsekwetnym to spora częśc muzyki świeckiej jest skażona jakimś defektem nie idącym w jednej linii z myślą konserwatywną. Toż to nawet w muzyce klasycznej spotykamy nie rzadko kompozytorów o zdegenerowanym życiu, tworzących z inspiracji swoich powikłanych żywotów, a więc jest to dość skomplikowany problem, który przekłada się na całą muzykę świecką, gdyby być konsekwetnym. Zdecydowanie nie mogę się zgodzić z autorem, że heavy metal per se jest jakimś okultystycznym rytułem. Przecież heavy metal nie jedną kapelą żyje. Do tego gatunku nawiązuje też sporo zespołów chrzescijańskich, choćby 2TM23, Armia, Lux Torpeda itd. – którym trudno odmówić chrześcijanskiego przekazu. Heavy metal będzie często bliski dla ludzi o pewnym portrecie psychologicznym: są to często ludzie introwertyczni a zarazem bardzo energiczni w swej ekspresji. Forma muzyki w postaci ciężkiego brzmienia pozwala im w pozytywny sposób rozładowywać swą kumulującą się energie tłumioną w kajdnanach ich introwertyzmu.
Zgadzam sie z Autorem z jednym wyjątkiem – przedstawianie szatana (nawiązuje do Eddiego) jako postaci brzydkiej, zniekształconej, dopuszczającej sie zła z cynicznym uśmieszkiem traktowałbym jako pozytyw. Czy Autor wolałby, zeby na okładkach za diabła robił jakiś dobrotliwy pan przeprowadzajacy staruszki przez ulice? Porównanie do Stalina było nie na miejscu, bo ten przedstawiony jak wspomniana maszkara nie świadczyłby o komunistycznych upodobaniach zespołu.