Przy wszystkich tych (skądinąd smutnych) wydarzeniach zwraca uwagę jedno zjawisko. Cokolwiek by się nie wydarzyło – zwolennicy teorii zamachowych triumfalnie krzyczą, że potwierdza to ich wersję zdarzeń. Uderza więc w oczy urągający inteligencji brak logiki, co jednak było przecież immanentną cechą „przemysłu smoleńskiego” już od jego zarania. Odkąd światło ujrzały pierwsze teorie spiskowe w sprawie katastrofy – ich elementem było nagromadzenie nieistotnych szczegółów, wprawdzie niczego w istocie niedowodzących, ale sprawiających wrażenie jakiejś wiedzy szczególnie ważnej i tajemnej. Debaty o rozkładzie miejsc w samolocie, o tym kto był, a kto nie był w pobliżu wieży, a ostatnio o roli nitu znalezionego w ciele jednej z ofiar – wszystkie te przyczynkarskie drobiazgi (o ile w ogóle prawdziwe) mogły wprawdzie pomóc w zarysowaniu ogólnego tła wypadku, jednak niewiele, lub wręcz nic nie wnosiły do kwestii jego przyczyn. Część z tych przyczynków przebijała się do szerszej świadomości (jak obecność bądź brak alkoholu we krwi gen. Błasika), w niczym jednak żaden z nich nie zmieniał ogólnego obrazu zdarzeń.
Niestety, ale po stronie osób przekonanych o zbrodni smoleńskiej dają o sobie znać braki w zdolności do myślenia linearnego, przyczynowego, w którym coś musi wynikać z czegoś, a natłok szczegółów nie może przesłonić ciągłości zdarzeń, za to ma służyć wyjaśnianiu ich następstwa. Już pomijając niezdolność weryfikowania prawdziwości pojawiających się stwierdzeń, ocen, a niekiedy konfabulacji przemieszanych z faktami – to w publikacjach smoleńskich wszystko w zasadzie dowodzi wszystkiego. Przedstawiciele tej „szkoły myślenia” (?) zachowują się więc niby opisany przez CAT-a przedwojenny poseł Sanojca, który w przemówieniach sejmowych przeprowadzał „dowody” na zasadzie „Radziwiłł siedzi za mną, a pan jesteś bałwan”. Nic też nie jest w stanie zepsuć bezwzględnej pewności siebie i poczucia racji strony smoleńskiej, objawiających się powtarzającą frazą „tyle już się wydarzyło, czemu ci, co nie wierzą w zamach nas jeszcze przeprosili?!”
Otóż konia z rzędem temu kto wskaże co też z faktycznych, czy wymyślonych zdarzeń w sprawie smoleńskiej zmieniło pierwotne przypuszczenia na temat przyczyn katastrofy, zamienione ostatecznie w pewność w wyniku prowadzonych dochodzeń? Dlaczego fakt, że zamieniono dwa (a może więcej) ciała ofiar – ma dowodzić czegokolwiek poza bałaganem PO wypadku, nadmiernym pośpiechem (wymuszanym przez stronę polską), czy szokiem rodzin dokonujących identyfikacji? Że przy okazji wyszło też na jaw, iż przedstawiciele polskich władz wygadywali głupoty? A cóż w tym zaskakującego, skoro mówa o politykach post-solidarnościowych, wszak do niczego innego nie przyzwyczaili nas przez przeszło 20 lat…
Podobnie ciężko się zorientować czego niby na korzyść spiskologów ma dowodzić publikacja zdjęć ofiar katastrofy? Faktem jest, że po zamieszaniu ekshumacyjnym Waldemar Kuczyński zgłosił propozycję, by ujawnić stan ciał, by uciąć spekulacje o świadomych manipulacjach przy identyfikacji. Można się więc było spodziewać, że z czasem dojdzie do kontrolowanego przecieku, pokazującego zmasakrowane ciała (zwłaszcza prezydenta, by uniknąć konieczności otwierania wawelskiego sarkofagu). Należy przyznać, że choć okrutne wobec rodzin ofiar – działanie takie byłoby PR-owsko zrozumiałe. Oczywistym też było jednak, że przeciek taki powinien się dokonać bądź w to Polsce, bądź jeszcze lepiej – via Zachód, a zwłaszcza Stany Zjednoczone, skąd – jak wiadomo – do Polski przychodzi tylko samo dobro i mądrość. Opublikowanie czegokolwiek w Rosji powoduje bowiem, że w Polsce albo się w to nie wierzy, albo z góry zakłada złą wolę. Można być pewnym, że jeśli nieszczęśliwie u kresu wieków do Paruzji dojdzie na Wschodzie – to wielu Polaków stanie w pierwszym szeregu legionów Antychrysta…
Dla jasności – gdyby to Rosjanie chcieli dokonać prowokacji, to przeprowadzając ją rękoma własnego obywatela i z własnego terytorium sami by ją od razu zamordowali. I przeciwnie też – gdyby ktoś chciał znowu podkręcić atmosferę napięcia między Warszawą a Moskwą, a także podgrzać nastroje w Polsce – to blog fanatyka spiskologii katastroficznej z Kraju Ałtajskiego wydaje się być wymarzonym narzędziem. Oczywiście, miłośnicy paradoksów mogliby dalej drążyć temat, zastanawiając się, czy w sytuacji, gdy to Rosjanin opowiada się za koncepcją zamachu – to czy straci ona atrakcyjność w oczach jej polskich genetycznie rusofobicznych fanów? Można by też zauważyć, iż wprawdzie kraj o potencjale Polski i tak nic nie jest w stanie Rosji zrobić. Skoro jednak ani władza, ani opozycja nie chcą zracjonalizować polskiej polityki zagranicznej – to faktycznie bez większego wysiłku można utrzymywać Rzeczpospolitą w stanie indolencji polityczno-ideowej, poprzez utrzymywanie przy życiu najbardziej szkodliwej, bezmyślnej i anachronicznej formy opozycji, jaką jest PiS, co z kolei wskazywałoby na ciekawą, potencjalną wspólnotę interesów: kremlowsko-pisowską.
Wszystko to jednak nadal nie odpowiada na pytania zasadnicze: co z tego? Czemu opublikowanie fotek miałoby nie tylko pomagać teorii zamachowej, ale także w jakiś sposób obciążać rząd Tuska i sposób prowadzenia przez niego stosunków z Rosją (bo i takie okrzyki już pojawiły się na smoleńskich portalach)?
Inne ciekawe pytanie dotyczy deklaracji Antoniego Macierewicza, że o całej aferze wiedział wcześniej, zdjęcia znał, lecz milczał nie podejmując żadnych (w każdym razie ujawnionych) działań. Byłby to więc pierwszy przypadek, kiedy Macierewicz wiedząc coś tajnego – nie rozgadał tego z miejsca na cały Wszechświat! Co więc kieruje szefem zespołu smoleńskiego? Chęć podtrzymania wrażenia swej wszechwiedzy? Budowanie wizerunku widzącego głębiej, przenikającego wszystkie spiski? Wstyd, że wydarzyło się coś, co zaskoczyło „Wielkiego Tajniaka”, a może świadomy bądź nie udział w prowokacji zmierzającej do podtrzymania słabnącego dyskursu smoleńskiego? Jak to zwykle w przypadku ex-ministra – prawdziwe może być więcej niż jedno tłumaczenie, bez wątpienia jednak w oczach zwolenników spiskologii, przy całej ich niezdolności do logicznego rozumowania – Macierewicz i tak zapunktował.
Od pierwszych chwil po katastrofie przyznawaliśmy, że mnożenie związanych z nią rzekomych znaków zapytania to zabieg czysto propagandowy i polityczny. Nie znaczy to jednak, że jest to zabieg nieskuteczny, czego dowodzi zresztą fakt, że od dwóch lat utrzymuje on przy życiu nieistniejącą bez Smoleńska partię polityczną Kaczyńskiego. Ba, sam fakt, że przy okazji kolejnych (obiektywnych czy nie) kompromitacji rzeczywiście wychodzi na jaw niekompetencja obecnego rządu, jego skłonność do bylejakości i konfabulacji, a także nieudolność w polityce zagranicznej (lecz inna niż ta sugerowana przez „smoleńszczyków”) – również ma swoje plusy.
A jednak. Jeśli powtórzymy pierwsze zdanie: podtrzymywanie dyskusji o katastrofie smoleńskiej służy wyłącznie interesowi politycznemu PiS – to przy przyjęciu założenia, że zdjęcia wykonać mógł w zasadzie każdy z szerokiej grupy osób (ze szczególnych uwzględnieniem oficjalnych ekip – także tej polskiej), a także biorąc pod uwagę, że wypłynięcie fotografii akurat w Rosji w oczywisty sposób pomaga budowaniu nastrojów antyrosyjskich w Polsce – wówczas wątpliwość wyrażona w tytułowej paremii zamienić się może w pewność.
Konrad Rękas
W rzeczy samej. Dodam tylko, że środowiska Pis-owskie mają jakieś przyczynowe myślenie, które właśnie przysłania im całkiem rzetelną analize empirii. Fenomen spiskowych teorii polega na tym, że one są nadwyraz spójne, ale zupełnie wyrwane od głebszej metodologii weryfikowania swych teorii, gdyż kazdy nowy fakt jaki by nie był jest dopasowany do z góry założonej tezy(paranoicy robią to ze szczególną starannością, bo ich umysł w swych głebinach żyje pewną misją, którą chcą zgładzić ci źli a więc nie trzeba ich nawet podejrzewać o wyrafinowaną grę polityczną). Żeby problem wyjaśnienia sprawy smoleńskiej był rzetelnie postawiony to na początku całego dyskursu powinny być postawione postulaty, tj.: jakie fakty mają wyjśc na powierzchnie, aby mozna było wysnuć teorie o zamachu. Niestety środowiska pis-owskie postępują dokładnie odwrotnie i każdy nowy fakt wychodzący na powierzchnie(jakikolwiek by nie był) jest z góry przyporzadkowany do układanki pod tytułem ,,zamach”.
„…Z posiedzenia tzw. Zespołu: …Sami powiedzcie, jak to możliwe, że człowiek najpierw wzniósł się balonem, następnie spadł z wysokości 39 kilometrów i żyje, a polski prezydent rozbił się o brzozę…”