Aleksander Kwaśniewski spotkał się wczoraj z Januszem Palikotem. Dziś odwiedził w Sejmie klub SLD. Chce odegrać rolę jednoczyciela Lewicy. Jednoczyciela, który doprowadzi do współpracy emeryta Leszka Millera z winiarzem z Biłgoraja.
To moim zdaniem poważna rysa na wizerunku byłego prezydenta. Bo dotąd, choć nigdy nie krył swoich lewicowych korzeni, kilkakrotnie potrafił wznieść się ponad interes własnego środowiska politycznego. Przykłady takich sytuacji to choćby: wizyta na Ukrainie podczas Pomarańczowej Rewolucji, podjęcie decyzji o wysłaniu polskich wojsk do Iraku, stanie na straży obecnego kształtu ustawy o ochronie życia, choć musiał tutaj stanąć wbrew podstawowemu elementowi programu Lewicy. Wszystko to dla społecznego pokoju. Wszystko to, ze świadomością, że jest prezydentem wszystkich Polaków.
Stąd też – pomimo zakończenia kadencji – niemal zupełnie nie jest atakowany przez swoich politycznych przeciwników. To był i jest jego wielki, polityczny kapitał Kwaśniewskiego. Dziś wygląda na to, że uległ on pokusie zaangażowania się w bieżącą politykę. Pokusie zostania ojcem chrzestnym nowej Lewicy.
Sama pokusa dla polityka o uznanym autorytecie i lewicowych korzeniach jest zrozumiała. Gra jednak nie jest warta świeczki. Oto bowiem Aleksander Kwaśniewski chcąc zostać patronem nowej, a więc agresywnej i anarchistycznej Lewicy, siłą rzeczy traci swój ogólnopolityczny dorobek. Zachowuje się trochę jak emerytowany aktor, który wiedziony pragnieniem ponownego stanięcia na scenie jest gotów roztrwonić całą swą gwiazdorską sławę.
Moim zdaniem zamiast zostać politycznym patronem, wstąpił właśnie na prostą drogę do zostania politycznym utracjuszem.
Jan Filip Libicki
-asd
Słowa nie zrozumiałem. Już pomijam litościwie, że Kwaśniewski (niczym Sikorski na „prawicy”) jest pusty w środku, pretensjonalny i zwyczajnie po ludzku głupi (choć cwany). Liczy się w końcu jak go widzą wyborcy, którzy już kiedyś twierdzili, że jest nie tylko lepiej wykształcony od Krzaklewskiego, ale i wyższy od Olechowskiego. Przede wszystkim jednak Kwaśniewski to ambicjoner, a w dodatku destruktor sądzący, że jest budowniczym. Przez lata opowiadało się wszak o „partii prezydenckiej” jaką planował założyć. Niewątpliwie też patronował secesji SdPL, uczestniczył w obalaniu rządu Millera i tworzeniu LiD, czyli dawnego wymarzonego sojuszu „chamów” z „żydami”. Kwaśniewski jest więc po prostu konsekwentny, zwłaszcza, że już raz pijacki wyskok uniemożliwił mu powrót na pozycję nr 1 nad Sojuszem.
A ja z kolei wszystko rozumiem. Po prostu: nie tylko Sikorski „na prawicy” jest pusty w środku, pretensjonalny i zwyczajnie po ludzku głupi (choć cwany). Ta przypadlosc dotyczy takze, co najmniej, jeszcze jednego polityka PO…