Pracuję obecnie nad książką o Kontrreformacji. Cechą charakterystyczną tej ostatniej była dominacja myślicieli hiszpańskich – zarówno pod względem ilości myślicieli, jak i głębi ich refleksji politycznej. Przy okazji Hiszpanie raz po raz rozważali kwestię narodzin państw narodowych i imperiów, gdyż ich państwem władał najpierw Karol V Habsburg, będący równocześnie cesarzem Rzeszy, a potem jego następcy, tworzący imperium złożone z Hiszpanii, Portugalii, Niderlandów, Mediolanu i Neapolu. Hiszpanie nie byli zadowoleni, że są częścią imperium, łącząc imperium z despotyzmem. Ich refleksja pozostaje aktualna przy spojrzeniu na Unię Europejską. Dlaczego?
Hiszpańska myśl polityczna XVI i XVII wieku ufundowana była na Arystotelesie i św. Tomaszu z Akwinu. Z tej tradycji liczni autorzy czerpali refleksję nad genezą państwa. Arystoteles i Akwinata głosili tzw. naturalną drogę jego powstania. Opierała się na przekonaniu, że człowiek jest istotą społeczną. Popycha go to do założenia rodziny, związania się z osobą płci przeciwnej i posiadania dzieci, a potem do tworzenia rodzin wielopokoleniowych. Rodziny też nie lubią żyć same, dlatego kilka czy kilkanaście rodzin z natury żyje wspólnie, tworząc wieś. Ułatwia to obronę przed wilkami i złodziejami. Wsie nie są samowystarczalne, gdyż mogą obronić się przed złodziejem, ale nie przed bandą złodziei. Mieszkańcy jednej wsi nie przekopią też sami kanału. Dlatego wsie łączą się w gminę. Gminy w prowincje, aż powstaje obszar o większej wielkości: państwo. Arystoteles i Akwinata przypisywali mu „samowystarczalność”, czyli posiadanie liczby ludności zdolnej do powstrzymania wroga zewnętrznego, wytwarzającej z grubsza najważniejsze artykuły spożywcze i rzemieślnicze, etc.
Skoro Hiszpanie niezbyt dobrze czuli się częścią imperium habsburskiego, to interesowała ich kwestia jak duże i ludne jest państwo powstające w sposób naturalny. Granicę tę wyznacza wspólny język. Jedna osoba może nauczyć się języka obcego, ale nie ogół. Dlatego wieś tworzą ludzie o tym samym języku, podobnie gminę, etc., co znaczy, że granicą obszaru państwa powstałego z natury jest wspólny język. Musi to być ten sam język lub dialekty na tyle podobne, aby ludzie mogli uznać innych obywateli za swoich pobratymców. Tak też powstała Hiszpania, którą pierwotnie tworzyli ludzie mówiący po kastylijsku, następnie poszerzona o mówiących podobnymi dialektami Aragończyków (dialekty kataloński i walencjański) i Andaluzyjczyków, a w końcu Portugalczyków. Na północ od granicznych Pirenejów mieszkają już Francuzi, mówiący językiem niezrozumiałym, więc nikt nigdy nie pragnął stworzenia z nimi jednego państwa. Hiszpania w Italii miała prowincje w postaci Sycylii, Neapolu i Mediolanu. Tamtejsi mieszkańcy posługiwali się wprawdzie innym językiem, ale do hiszpańskiego podobnym, opartym o łacinę. Hiszpański był wtenczas w Italii powszechnie używany przez miejscowe elity, a Hiszpanie masowo uczyli się włoskiego jako języka kultury. Dlatego łączność Hiszpanii i Italii uznawano za mieszczącą się w granicach państwa powstałego z natury, szczególnie, że Morze Śródziemne stanowiło dogodną drogą komunikacyjną. Za gwałt na naturze Hiszpanie uważali zaś wchodzenie w skład imperium Karola V Niemiec. Kto rozumie ten barbarzyński język? Co za barbarzyńskie obyczaje! Jak oni się ubierają i jedzą! W dodatku mają ciągoty wobec tego heretyka Marcina Lutra! Nie, na drodze naturalnej Hiszpanie i Niemcy nigdy nie stworzyliby jednego państwa! Ten sam problemem jest z Niderlandami, których północną część zamieszkują Holendrzy mówiący jakimś równie jak Niemcy barbarzyńskim dialektem, a w dodatku hołdujący drugiemu heretykowi w postaci Jana Kalwina! Południowe Niderlandy (dzisiejsza Belgia) i Franche Comté (północna Burgundia) zamieszkują wprawdzie frankofoni, którzy są katolikami i mówią językiem bardziej zrozumiałym, ale od Hiszpanii przedziela ich cała Francja i drogą naturalną też nigdy nie stworzyliby z nią jednego państwa. Wniosek końcowy jest taki, że z natury mogła powstać tylko Hiszpania powiększona o część Italii.
Karol V i Filip II rządzili zatem imperiami gwałcącymi naturę, rządzili ludami, które nie miały ze sobą nic wspólnego i których poddani nie mogli się ze sobą porozumieć, mieli inne języki, kulturę, a w epoce Reformacji część z nich sprzyjała protestantyzmowi i Hiszpanie najchętniej spaliliby ich na stosie. Imperium obejmujące wielką powierzchnię i wiele ludów jest zatem przeciwne naturze i ci, którzy nie mogą się porozumieć najchętniej stworzyliby własne państwa, w granicach własnych języków. Imperatorzy są jednak zachwyceni posiadaniem pod swoim panowaniem wielu ludów i ziem, więc nigdy na secesję nie pozwolą. Prowadzi to do kolejnego wniosku: skoro część narodów chce się od imperium oddzielić, to nie może ono posiadać ciał parlamentarnych (w ówczesnych warunkach: zgromadzeń stanowych). Gdyby imperator zwołał parlament panimperialny to delegaci ziem niepasujących do reszty wykorzystaliby to do walki o autonomię lub wprost secesję. Dlatego władca nigdy takiego ciała nie zwoła. Nie zwoła także regionalnych parlamentów na ziemiach sztucznie przyłączonych do reszty, gdyż te będą chciały secesji. Wniosek jest z tego taki, że wielonarodowe imperium, z powodu swojej sztuczności, musi być w jedności trzymane siłą, co wymusza jego despotyczny charakter. Zresztą większość historycznych imperiów – od Aleksandra Macedońskiego, przez Rzym, aż po Karola Wielkiego – powstała za pomocą brutalnego podboju i siłą była utrzymywana w sztucznej jedności.
Oto macie Państwo wyjaśnienie dlaczego Komisja Europejska nie może być wybierana w głosowaniu powszechnym przez obywateli państw członkowskich UE. Niemcy chcieliby przegłosować swojego kandydata, a mniejsze narody byłyby mu przeciwne. Dlaczego? Bo narody tworzące UE nie porozumiewają się tym samym językiem. Dlatego Ursula von der Leyen nie posiada demokratycznej legitymizacji i prze ku despotyzmowi.
Adam Wielomski



Demokracje są w stanie stworzyć liberalne imperium NATO-wskie, gdyż wyznają wspólne wartości i mówią językiem angielskim. Ponadto jedzą hamburgery i piją coca-colę.
Co innego autokracje. One nienawidzą wolności, transparentności i poszanowania prawa. Suwerenność jest im potrzebna jedynie po to, aby lokalni kacykowie mogli bez przeszkód okradać własne narody i przed nikim nie odpowiadać. Autokracjom bardzo trudno się porozumieć i prowadzić politykę zaufania względem siebie.
Liberalne imperium NATO? Kto je stworzył? Wszyscy członkowie dobrowolnie? I imperium? Przecież NATO to pakt obronny!!! Autokracje nienawidzą wolności. Hm, cóż za brednie. Może tak z 40 lat temu to była prawda. A teraz… A Anglii masowo aresztuje się ludzi za poglądy, w czasie C19 zamordyzm na skalę niespotykaną w historii. I, o dziwo, większy w tzw. liberalnej demokracji. A poszanowanie prawa… Ludzi spoza systemu się aresztuje. Mowa nienawiści to też pewnie symbol wolności. Cenzura w internecie… Jest w Rosji, Chinach, Iranie i jest… w liberalnej demokracji. A ma być jeszcze większa. U nas ustawa o mowie nienawiści pod pozorem walki z dezinformacją. A rolnictwo… Będzie zniszczone (Mercosur, Ukraina), a protestujących rolników się pałuje. Polityka zaufania wobec siebie. Przykład Niemców. Okupują naszą gospodarkę na ogromną skalę. Nie mamy przemysłu, handlu. Okradają nas z owoców naszej pracy. Dodatkowo tzw. elity, nasze oczywiście, okradają nas niemiłosiernie. Wysokie podatki, bandycka biurokracja skarbowa, inflacja, zadłużenie, korupcja i afery. Mamy swoich kacyków. A u nas suwerenności nie ma. Jeżeli komentujący czuje się polakiem, to niech myśli jak Polak. I niech nie wypisuje ogólników, które pasują do Europy Zachodniej z lat 60, 70 i 80 XX wieku.
Jedyna wolność, która może działać to wolność oparta na fundamencie Chrystusa. Bo Bóg jest pierwszą przyczyną, pierwszym twórcą prawa i jeśli człowiek wyrzuca Boga ze swojego prawa to jego bezbożne życie będzie coraz gorsze. Polityka nigdy nie zastąpi religii, bo religia leży u podstaw polityki. Nie ma dobrej polityki bez religii.
Transparentność i poszanowanie prawa w demokracjach… No cóż, dobry żart. W demokracjach prawo często zmienia się co wybory i przez to wiele projektów nie może być dokończonych, a my tu mówimy o poszanowaniu prawa. Skoro to prawo cały czas się zmienia, nie jest stałe to jakiego prawa? Jeszcze lepsza byłaby opcja akapo-libertariańska. Prywatyzacja instytucji prawodawczych i możliwość komercyjnego zakładania sobie własnych. Wtedy każdy by sobie tworzył takie prawo jakie chce i każdy by szanował takie prawo jakie chce. To by była idealna kwintesencja demokratycznej bzdury.