Podczas konferencji pt. Spór o dwie Polski – „Perswazja zastąpiona wykluczeniem” celną diagnozę obecnych problemów wysunął dr Dariusz Karłowicz, który fundamentalny problem Polski dostrzega w tzw. kompleksie zastopowanego demiurga. Kompleks ten przejawia się trwającą od końca lat 80. delegitymizacją instytucjonalnych struktur państwa, gdy tylko u władzy znajdują się polityczni przeciwnicy. Tym właśnie polska kultura uprawiania polityki rażąco odstaje od polityki uprawianej w Niemczech, czy Wielkiej Brytanii. O ile bowiem przed rokiem 89’ istniała pewna spójność moralności i struktur, identyfikująca w dużej mierze prawdziwą państwowość i narodowość z Kościołem, tak po tym okresie głos zabrali starannie dobrani pomazańcy szafujący etykietami słuszności ponad prawem i przyzwoitości mimo czynów. Głos ich dominował w oficjalnym dyskursie, przygłuszając wyrazistość przekazu hierarchów, w tym samego Jana Pawła II odwiedzającego z niewygodnym przesłaniem Polskę w 91’, co usiłowano kompletnie bagatelizować (patrz teka Pressji na ten temat). Od tej pory media stały się politycznym łupem mającym umożliwić skuteczny (wszak oficjalnie zalegalizowany) marsz przez instytucje podług wskazań Gramsciego, oficjalnie legitymizując je, bądź odmawiając racji bytu. Powstała wówczas wyrwa trwa do dnia dzisiejszego, a każda ze stron sporu jedynie słuszną państwowość widzi we własnych fantomach normalności. Rację ma bowiem dr Karłowicz mówiąc, że współczesna logika instytucjonalna oparta jest na mitach rzeczywistości rynkowo demokratycznej, które nie istniały empirycznie.
Nie zgadzam się jednak z tezą dra Karłowicza, by po 89’ nie istniało nic poza trzecią drogą – tak naprawdę, nie istniało nic poza jej karykaturą. Problem bowiem wynika stąd, że dr Karłowicz trzecią drogę utożsamił z brakiem ogólnopolskiej aprobaty dla struktur państwa oraz polityki społeczno-ekonomicznej i celowościowego ich rozwoju, podejmowanego przez kolejne ekipy. W istocie jednak mieliśmy do czynienia z wypadkową przesuwania po szachownicy pionków grup interesu, niemrawych prób oddolnych reform oraz społeczno-politycznej inercji. Trzecia droga natomiast miała silne umocowanie przed wojną właśnie w kościelnych wizjach państwa, urządzanego zgodnie z zasadami chrześcijańskiego solidaryzmu, korporacjonizmu i dystrybucjonizmu, których zwolennikami byli m.in. kardynał Stefan Wyszyński, Leopold Caro, Adam Doboszyński, czy ks. Antoni Szymański. Dziś niestety jest to myśl w dużej mierze zapoznana, a przecież pomimo szczelin aksjologicznych dzielących współczesne społeczeństwo, dzięki tradycji łączenia wolności z własnością prywatą pozwala zachować wspólną płaszczyznę komunikacji.
Szanujemy państwo szanujące własność
Uważam, że ciągła obecność w publicznej debacie kryterium własności prywatnej jest dokładnie tym spoiwem, które posiada potencjał legitymizacji instytucjonalnej państwowości, niezależnie od aktualnej w danym momencie administracji. W sferze aksjologii pewne grupy społeczne zwyczajnie nie są w stanie nawiązać ze sobą dialogu, nie mówiąc o próbach perswazji, natomiast w sferze strukturalnego rozwoju kraju vide sieć komunikacji, poziom szkolnictwa, czy rozwój lokalnych wspólnot, szanse na taki dialog gwałtownie rosną. Polacy po 50 latach komunizmu i kolejnych 20 kolonialnego kapitalizmu nauczyli się pewnej nieufności wobec państwa, bowiem urzędnik w dalszym ciągu może doprowadzić nawet najlepsze przedsięwzięcie do ruiny, a prawdziwym gwarantem zamożności nie jest ciężka praca, lecz polityczny sponsoring. Całkowicie zgadzam się ze zdaniem kardynała Manning’a, iż „wszystkie ludzkie konflikty ostatecznie mają teologiczny charakter,” jednak usunięcie z publicznej dyskusji rozmów o stopniu uwłaszczenia Polaków i wewnętrznym rozwarstwieniu społeczeństwa skutkuje brakiem oddolnej presji na odzyskanie politycznej sterowności w wymiarze strategicznym, gdzie uwzględniamy pokolenia naszych dzieci i wnuków oraz wizje sprawiedliwego państwa, które to państwo dzieci nasze i wnuki będą darzyć szacunkiem. Jest to też paradoksalnie szansa na zbliżenie koniec końców w sferze wartości i kultury, przez sprawiedliwe prawo i szacunek dla własności bowiem można dojść do mądrego rządzenia państwem, gdzie publiczna moralność i wolność religijna okażą się być najdoskonalszym stabilizatorem.
Dzisiejsza rzeczywistość wygląda tak, że biednym i podzielonym społeczeństwem łatwo jest sterować przy pomocy kampanii wizerunkowych. Podsycając temperaturę sporu na przemian sprowadzać postulaty konkretnych grup społecznych do absurdu, by ostatecznie marketingową indukcją paroksyzmów zręcznie Polaków antagonizować. Gdy w debacie publicznej dominuje mowa o wojnie polsko-polskiej, czy też o białych i czerwonych, wówczas z pola widzenia znika wspólny denominator bożego dziecięctwa, narodowej i państwowej wspólnoty, czy nawet rodzinnych więzów krwi. W tej materii skutecznie, choć szczęśliwie tylko na czas określony, podzielono część hierarchów Kościoła, politycznie zestawiając sacrum z światłem kamer. Od strony wartości w dzisiejszej Polsce bardzo ciężko nawiązać dialog ze stroną przeciwną, skutecznie można już chyba jedynie prowokować licząc na rozgłos. Mimo to konieczne są wysiłki osób stojących na straży tradycji i rozsądku, by nieprzerwanie budować zwarty front kulturowej, czy nawet już cywilizacyjnej mobilizacji.
W wymiarze krajowym szeroka recepcja społeczna jest jednak możliwa, gdy za wspólny mianownik weźmiemy ekonomię polityczną, opierając argumenty na teleologii własności prywatnej, stanowiącej zabezpieczenie wolności obywateli. Kluczowa dystynkcja polega na tym, by dostrzec, że zarówno socjalizm, jak kapitalizm kolonialny (neomerkantylizm) oparte są na konkretnych przywilejach konkretnych grup interesu, owym „sojuszu giełdy i telewizora” sukcesywnie lepiącym tamę szerokiemu uwłaszczeniu Polaków.
Wola polityczna i styl życia – pada złoty cielec na glinianych nogach
W tym kontekście dystrybucjonizm stanowi realną alternatywę restauracji nowoczesnej państwowości, trzecią drogę racjonalności godzącą świat aksjologii i rynkowej praxis. Niewątpliwą zaletą dystrybucjonizmu jest to, że w równej mierze jest komunitarystyczną filozofią polityczną, co odpowiedzialnym stylem życia i gospodarowania. Człowiek uwłaszczony może śmiało wyrażać krytyczne sądy na temat moralnego charakteru własnej wspólnoty, a jednocześnie łączyć własne uprawnienia z prudencją i sprawiedliwością.
Prawdziwie wolny rynek jest racjonalnym rynkiem wolnym od przywilejów. Bez woli politycznej nie można jednak wprowadzić choćby skutecznych rozwiązań podatkowych, blokujących rozrost mechanicznej narośli monopoli na społecznej tkance międzyludzkich więzi, a ostatecznie trend ten odwracających. Doskonałym przykładem takiego antymonopolowego rozwiązania jest neutralny dla pracy i kapitału podatek od wartości ziemi – Land Value Tax (LVT), o którym będziemy jeszcze szerzej pisać. Konieczną wydaje się też społeczna (również w warstwie semantycznej), jak i polityczna destygmatyzacja rolników – gwarantujących ciągłość dostępności do strategicznego surowca, jakim jest żywność – niezależnych gospodarzy, którzy nie bankrutują w rynkowym rozumieniu tego słowa.
Polityczną wolę można jednak stopniowo kształtować przez oddolną transformację obecnego systemu, przez stopniowe przywracanie rynkowej równowagi oraz waloryzację spontanicznej wzajemności i kapitału społecznego. Ten proces ucieleśniają spółdzielnie, część podmiotów trzeciego sektora, a przede wszystkim świadome decyzje konsumentów, głosujących portfelami za lokalną produkcją dla lokalnych potrzeb. Przykładem wspaniałego sukcesu takiej samorzutnie zorganizowanej wspólnoty jest region Emilia-Romagna w płn. części Włoch , natomiast o sukcesie odgórnej reformy podatkowej (wprowadzenie LVT) świadczy np. amerykańskie miasteczko Arden w stanie Delaware, a także wyniki gospodarcze takich krajów jak Singapur, czy Tajwan. Oba kierunki rozwoju są względem siebie komplementarne, a zarazem we współczesnej Polsce konieczne, dlatego postulat podjęcia ogólnopolskiej debaty w tym zakresie uważamy za zasadny.
Paweł Kaliniecki
http://www.dystrybucjonizm.pl/wlasnosciowa-restytucja-panstwowosci/
a.me.