Wspomnienia i refleksje oficera wywiadu PRL w Watykanie

„(…) Ponieważ zajmowałem się KUL-em, z pozycji Departamentu, to może trochę dopowiedzeń. Panuje teoria, że KUL był pewnego rodzaju wentylem bezpieczeństwa dla władz, a także twierdzenie, że władze pozwalały na dużą swobodę w ramach tej uczelni, bowiem pod względem operacyjnym sytuacja była w pełni opanowana. Chciałbym na początku stwierdzić, że władze zdawały sobie doskonale sprawę z tego, że KUL, jako uczelnia przygotowująca kadry dla Kościoła musi istnieć i jej zwalczanie nie ma sensu. Chodziło jedynie o to, aby jej kadra i studenci nie angażowali się w otwarte zwalczanie systemu. Jeśli taka działalność nie przekraczała umownych granic uczelnia mogła liczyć na swobodny rozwój naukowy i organizacyjny.

Tak się złożyło, że wraz z rozpoczęciem epoki zbliżania stanowisk obu stron, na skutek szczególnego zbiegu okoliczności, miałem okazję z bliska zapoznawać się z procesem dogadywania się władz z Kościołem i brać w nim udział. Brak wzajemnego zaufania ten proces utrudniał. W tym przypadku służby brały na siebie pewne zadania, aby klimat nieufności, poprzez te kontakty zmieniać, co nie było łatwe. Aby coś zmieniać trzeba to najpierw rozpoznać. To zawsze, w każdym państwie, jest rolą tych służb. Wiadomo, że z racji prowadzenia przez nie tajnych działań rodzi to wiele okazji do nadużyć i dlatego nie cieszą się one specjalną sympatią. Co prawda, w kraju, takim jakim jest Anglia, było (a może i jest?) inaczej, ale to wynika z wielkomocarstwowych tradycji tego kraju, bo wiadomo było, że dla utrzymania imperium, coś takiego, jak współpraca ze służbami było sprawą powszechnie zrozumiałą i honorową koniecznością. Na tej drodze (w PRL) były różne turbulencje, zawirowania i nadużycia, czego też nie kwestionuję. Jak można stwierdzić, nawet na podstawie najnowszych doświadczeń, w obecnej RP też nie brakuje przykładów, że te służby i obecnie nie są wolne od grzechów. Takie jest życie i trzeba to widzieć we właściwych proporcjach. „Inwigilacja” (wg mnie: rozpoznanie informacyjne) duchowieństwa miała służyć nie tylko politycznemu rozpoznawaniu środowiska, ale też i poszerzaniu kontaktów informacyjnych, co jest zasadą powszechną w służbach. I będzie istnieć tak długo, jak będą istnieć państwa. Rzecz jasna będą się zmieniać cele i obiekty tego rozpoznania. To jest jeden z najstarszych zawodów świata i pewnie nie da się przewidzieć, kiedy stanie się on zbędny.

Nie znam szczegółowo informacji uzyskiwanych od rektora, ale chyba jest w nich wszystko, co możliwe, a co było przydatne na wówczas i na później; w tym lub innym celu. Myślę, że w historii służb angielskich znalazłoby się wiele najsłynniejszych nazwisk jako tajnych współpracowników, ale w trosce o dobro tych służb nikt tego nie ujawnia, co zdarzyło się u nas na masową skalę i co szkodzi i będzie szkodzić obecnym naszym służbom przez całe dziesięciolecia. Pewnie i o. M. Krąpiec tego nie spodziewał się, że coś takiego wydarzy się u nas. W innym przypadku, jako inteligentny człowiek, na pewno nie podjąłby kontaktów z przedstawicielem tamtejszych władz, niezależnie od tego, co one miałyby znaczyć wprost lub pośrednio. Pewnie obecny nasz wywiad i służby krajowe, których namnożyło się, co nie miara, mają wielkie problemy z pozyskiwaniem źródeł. Dzisiaj o. Krąpiec, gdyby żył, widząc co się dzieje, a miałby takową propozycję ze strony tych służb, na pewno odwróciłby się do nich plecami. Gdyby nie było tego ujawniania, to o. Krąpiec nadal byłby autorytetem dla wielu pokoleń. Jaka racja przemawia za tym, aby to wszystko odsłaniać? Na tak postawione pytanie słyszy się na ogół odpowiedź: „w imię prawdy historycznej”. Tę prawdę mogłyby ogłosić, jeśli byłoby warto, pokolenia bardziej odległe in futuro. Teraz to przynosi ewidentne szkody. I to we wszechstronnym wymiarze.

Skoro w wyniku także pracy operacyjnej służb PRL doszło do wiarygodnego rozpoznania intencji Kościoła i Stolicy Apostolskiej w kwestii normalizacji tych stosunków w wymiarze wewnętrznym, jak i zewnętrznym i na tej podstawie kierownictwo ówczesnego państwa podjęło decyzję o ich normalizacji, to te służby, poprzez swe działania do tego się przyczyniły z całą pewnością. Czy można sobie wyobrazić, że byłby możliwy inny rozwój sytuacji, gdyby te służby dostarczyły informacji diametralnie odmiennych? Zwłaszcza w tamtym systemie? Przecież ta normalizacja nie spadła ani niespodzianie z nieba, ani jej nie wymusiły demonstracje na ulicach. Wiem, co mówię, bo pracowałem nad tym przez wiele lat. Dodam więcej, ta normalizacja była pomyślana jako dźwignia przemian ustrojowych, co wtedy dla władz było już oczywistą koniecznością, do czego impuls dała „pierestrojka” Michaiła Gorbaczowa. A przecież mogło być zupełnie inaczej i dojść do przelewu krwi na wielką skalę. Może i w tym aspekcie należy widzieć pozytywny wpływ na to tych wszystkich informatorów, których dzisiaj stawia się pod pręgierzem? Kto wie, czy kiedyś w takiej sytuacji nie postawi się jeszcze ówczesnych nauczycieli, piekarzy, hydraulików i ludzi innych zawodów, których praca też służyła systemowi, a w końcu i orędowników takiego rozwiązania, jeśli cokolwiek wtedy robili? Ale to rodzi też pewne precedensy obusieczne, bo za jakiś czas, wraz ze zmianą ekip rządzących, przyjdzie chęć na rozprawy tego samego typu z obecnymi służbami. Funkcjonariusze już to czują i profilaktycznie odchodzą na emerytury. Z natury mają niezły węch i wyczuwają niebezpieczeństwo. Czy to nie jest odroczony w czasie skutek rozprawy z funkcjonariuszami tamtego systemu? Na ogół, jak wiadomo, chociażby z historii Francji, w razie radykalnej zmiany rządzących zmieniano jedynie szefów tych służb. To wystarczyło, aby funkcjonariusze dalej wykonywali swoje zadania na rzecz „nowych panów”. To jest oczywista praktyka cywilizowanego świata. U nas musiał być w użyciu ideologiczny sos. Widać to nasza odmienność. Czy rozumna? Co do sformułowania o „zabójstwach”, „pobiciach”, „torturowaniach” itp., to niech każdy odpowiada, za to co zrobił, zgodnie obowiązującym prawem. Tu nie ma obrony takich czynów! Ale rozciąganie tej odpowiedzialności, jako zbiorowej, na wszystkich funkcjonariuszy zaprzecza istocie demokratycznego państwa.(…).”

“(…) Zintensyfikowanie prac nad zmianą praktyki i polityki wyznaniowej państwa miało swój wyraźny początek w 1986 roku. Zdano wtedy sobie sprawę z tego, że wszelkie uregulowania prawne uzyskają akceptację strony kościelnej, jedynie wówczas, jeśli będą poprzedzone realną praktyką we wzajemnych relacjach. Do tego trzeba było jeszcze przekonać również i tych, którzy byli decydentami (na różnych szczeblach aparatu władzy). Aby więc to było możliwe trzeba było stworzyć jakąś podstawę (quasi teoretyczną) i to zarówno w skali ogólniejszej, jak i w sprawach konkretnych, które wymagały generalnego rozwiązania. Biorąc pod uwagę to, że z bliska przyglądałem się strategicznej linii Stolicy Apostolskiej w odniesieniu do współczesnego świata, czułem się wewnętrznie zobligowany do sporządzenia, słynnego wtedy, opracowania na ten temat, o którym już pisałem. Jego głównym przesłaniem było to, że z racji różnych procesów społecznych, jakie zachodzą we współczesnym świecie i w samym Kościele, następuje stopniowa jego „przeprowadzka” do krajów „trzeciego świata”, co pociąga za sobą konieczność modyfikacji także i jego linii społeczno-politycznej, bowiem tam sytuacja społeczno-polityczna będzie raczej rozwijać się w kierunku lewicowym, z uwagi na różne trwałe uwarunkowania tam istniejące. To, z kolei, będzie wymagać od Kościoła stosownej adaptacji, do której pewnych przesłanek nabywać on może w oparciu o doświadczenia, jakich doznaje w „krajach socjalistycznych”, a głównie w Polsce. Zapewne to opracowanie zachowało się w archiwach państwowych, m.in. z uwagi na to, że było ono przedmiotem dyskusji nie tylko w Urzędzie Do Spraw Wyznań, Ministerstwie Spraw Zagranicznych, ale i w KC PZPR. Stąd ograniczam się tylko do krótkiej i z natury rzeczy, uproszczonej wzmianki o jego głównej tezie.

Przypomnę też, że na zaproszenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych ZSRR, w towarzystwie Adama Szymczyka (MSZ, Departament IV-ty) i Andrzeja Habrajskiego (Wydział Administracyjny KC PZPR), zostałem oddelegowany, przez moich przełożonych, do Moskwy, aby tam, w wąskim gronie, przedstawić treść tego opracowania i wynikające z tego wnioski.

Było to już za czasów M. Gorbaczowa, ale dokładnej daty nie pamiętam. Spotkałem się tam z dobrym przyjęciem i zainteresowaniem, i być może, miało to jakiś wpływ na ewolucję tamtejszych poglądów w odniesieniu do Watykanu i Kościoła w Polsce, w powiązaniu z własnymi interesami w krajach „trzeciego świata”. Na marginesie, i z satysfakcją, dodam, że przewidywania, jakie tam zostały zawarte, w odniesieniu do „przeprowadzki” Kościoła potwierdziło „Annuario Pontificio”. Widać, że tendencja jest wyraźna: Kościół rozwija się dziś przede wszystkim w krajach „trzeciego świata” i to one mogą się stać, w ciągu kilku dekad, ostoją wiary katolickiej, co zapewne nadałoby Kościołowi Powszechnemu nowe oblicze socjologiczne, duszpasterskie i teologiczne. Trend ten jest zresztą bardzo widoczny w statystyce księży i alumnów seminariów duchownych.

To nie jest proroctwo, ale rezultat precyzyjnej analizy sytuacji Kościoła we współczesnym świecie. Już wtedy w Watykanie wyciągnięto wnioski, co do tego, że konsumpcyjny stosunek do życia bogatych społeczeństw Zachodu i innych regionów świata doprowadzi do takiej sytuacji, że ludzie będą odchodzić od wiary. Sporo pamiętam z rozmów z watykańczykami na ten temat z końca lat siedemdziesiątych. Statystyka stanu posiadania Kościoła na świecie jest co roku podawana w „Annuario Pontificio” („Rocznik Papieski”) i kto chce może to obserwować z roku na rok.

Kardynał Joseph Ratzinger wówczas był w posiadaniu tejże wiedzy analitycznej i wiedział jakie wyprowadzić z tego wnioski, podobnie jak i cała kuria rzymska, która jest znana z racjonalnego analizowania sytuacji na świecie. Kto tego nie wie, to wyciąga absurdalne wnioski, nacechowane swoistym „mistycyzmem”ss.

W ramach moich obowiązków jako dyrektora w Urzędzie do Spraw Wyznań leżała kwestia przygotowania materiałów na posiedzenia Komisji Wspólnej Episkopatu i Rządu. Komisja ta, w pewnym momencie, wyłoniła zespoły redakcyjne do spraw przygotowania projektu Ustawy sejmowej o stosunkach między państwem i Kościołem. Byłem współprzewodniczącym strony rządowej w Zespole ds. Duszpasterstwa. Ze strony episkopatu współprzewodniczył biskup Stanisław Szymecki z Kielc. Prace trwały krótko i bezproblemowo. Podobnie było w dwóch innych zespołach. Jan Paweł II 17 kwietnia 1989 roku zalecił episkopatowi, aby sfinalizować ten problem. Dodam, że na bieżąco był on informowany o przebiegu prac i ich wyniki zaaprobował. Reasumując czas pracy nad ustawą wspominam bardzo dobrze. To był czas bardzo rzeczowej i intensywnej współpracy obu stron.

Krzysztof Michalski w swojej książce pt. „Działalność Komisji Wspólnej przedstawicieli Rządu PRL i Episkopatu Polski 1980-1989” komentując fakt, że podczas posiedzenia Sejmu PRL IX kadencji, 17 maja 1989 r. przyjęto trzy ustawy wyznaniowe: o stosunku państwa do Kościoła Katolickiego w PRL, gwarancjach wolności sumienia i wyznania oraz ubezpieczeniu społecznym duchownych, napisał iż: „Wymienione akty prawne stanowiły niebywały precedens w relacjach państwo-Kościół w krajach bloku wschodniego. Władze polskie uczyniły na rzecz Kościoła i pozostałych związków wyznaniowych większe ustępstwa niż demokratycznie legitymizowane rządy pozostałych państw Europy Środkowo-Wschodniej po upadku systemu”. Nic dodać, nic ująć!

To ważna publikacja, a ja tym razem, aby nie być posądzonym o gołosłowność skorzystam z okazji i powołam się na konkretne jej stwierdzenia. A to warto zrobić, bo niektórzy dziennikarze, którzy piszą o stosunkach państwo-Kościół w PRL tego problemu nie znają bliżej.

Otóż, z treści s. 194, wynika, że byłem współprzewodniczącym rządowym Redakcyjnego Podzespołu ds. Nauczania i Duszpasterstwa Komisji Wspólnej, a ze strony Episkopatu Polski tę funkcję pełnił bp Stanisław Szymecki. (Nazwiska współprzewodniczących są wymienione na pierwszej pozycji). Podzespół ten, jako najważniejszy spośród trzech podzespołów powołanych do opracowania projektu Ustawy o Stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego, nadawał szybki rytm w zakresie przygotowywania rozwiązań prawnych.

W odróżnieniu od dwóch pozostałych podzespołów jego prace nie były przedmiotem kontrowersji także i w gremium Zespołu nadrzędnego Komisji Wspólnej, a dowodem na to jest brak jakiejkolwiek o tym wzmianki w publikacji Krzysztofa Michalskiego.

Z treści s. 225 wynika, że podczas posiedzenia Sejmu PRL IX kadencji, 17 maja 1989 r. przyjęto trzy ustawy wyznaniowe: o stosunku państwa do Kościoła Katolickiego w PRL, gwarancjach wolności sumienia i wyznania oraz ubezpieczeniu społecznym duchownych. 

Z treści s. 225 i 226 wynika, że „(…) Wymienione akty prawne stanowiły niebywały precedens w relacjach państwo-Kościół w krajach bloku wschodniego. Władze polskie uczyniły na rzecz Kościoła i pozostałych związków wyznaniowych większe ustępstwa niż demokratycznie legitymizowane rządy pozostałych państw Europy Środkowo-Wschodniej po upadku systemu (…).”

Z treści s. 233 można wyczytać, że „(…) doszło do wznowienia pełnych stosunków dyplomatycznych między PRL i Stolicą Apostolską. W połowie kwietnia 1989 r. papież Jan Paweł II, biorąc pod uwagę szybko postępujący proces ustawowego regulowania stosunków państwo-Kościół, zdecydował o nawiązaniu oficjalnych stosunków dyplomatycznych z Polską. Do zakończenia tego procesu potrzeba było jeszcze kilka miesięcy. 17 lipca między Sekretariatem Stanu Stolicy Apostolskiej a polskim MSZ nastąpiła wymiana dokumentów potwierdzających nawiązanie pełnych stosunków dyplomatycznych (…).”

Z treści s. 234 wynika, że „(…) Nie ulega wątpliwości, że Kościół katolicki, oprócz opozycji politycznej spod szyldu „Solidarności” oraz reformatorskiego skrzydła PZPR, odegrał jedną z głównych ról w procesie pokojowej transformacji systemu komunistycznego w Polsce(…).”

Z treści s. 235 można wyczytać, że „(…) można uznać, że Kościół był jednocześnie pośrednikiem, mediatorem i gwarantem porozumień zawartych wiosną 1989 r. między władzami a opozycją. Pod koniec lat osiemdziesiątych zarówno opozycjoniści skupieni wokół Wałęsy, jak i przedstawiciele władz komunistycznych liczyli się z opinią Kościoła i zabiegali o jego poparcie. Świadczy o tym analiza dokumentów sporządzanych po rozmowach, które prowadzili trzej wymienieni główni aktorzy sceny politycznej(…).”

Z treści s. 236 wynika, że „(…) Blisko pięćdziesiąt posiedzeń Komisji w latach 1980- 1989 dowodziło również ewolucji postawy władz wobec Kościoła katolickiego, który z wroga numer 1 stał się jednym z najważniejszych partnerów w prowadzeniu polityki wewnętrznej i jednym z głównych beneficjentów transformacji ustrojowej.”

W powyższej sytuacji – summa summarum – niemożliwa byłaby do przyjęcia teza, że jako człowiek pełniący funkcję jednego z najważniejszych ekspertów w zakresie polityki i praktyki wyznaniowej państwa, nie miałem istotnego udziału w jej wykreowaniu zgodnym nie tylko z ówczesnymi, ale i z perspektywicznymi interesami Polski.

Warto dostrzegać i to, że i pod egidą IPN-u powstają obiektywne publikacje i dlatego czasem warto i trzeba je cytować. Wszystkie te cytaty świadczą o tym, że obie strony dialogu stanęły na wysokości zadania i potrafiły przezwyciężyć trudne zaszłości. W dialogu zawsze należy szukać szczerego porozumienia. Jest to dobry przykład dla wielu dzisiejszych problemów, które oczekują na sensowne rozwiązania.

O tych moich różnych funkcjach już pisałem. Ale jeśli ktoś przebrnie przez ogromną ilość dokumentacji dotyczącej Komisji Wspólnej Rządu PRL i Episkopatu Polski, to zorientuje się, że od początku mojego zatrudnienia się w Urzędzie do Spraw Wyznań zawsze miałem wpływ na stanowisko rządu w sprawie normalizacji sytuacji wyznaniowej w naszym kraju.

Głównie mam na myśli mój udział właśnie w pracach nad ustawą, która to otworzyła drogę do wznowienia stosunków dyplomatycznych między PRL i Stolicą Apostolską (17 lipca 1989 r.), a w końcowym efekcie doprowadziło do zintensyfikowania procesu demokratyzacji życia społeczno-politycznego w Polsce, w rezultacie którego przygotowano podstawy transformacji ustrojowej, jaka nastąpiła w kolejnych latach. (…).”

Są to fragmenty książki Edwarda Kotowskiego „Wspomnienia i refleksje oficera wywiadu PRL w Watykanie”

(Wydawnictwo RIDERO, 2016 r.).

Publikacja na konserwatyzm.pl za zgodą Autora.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *