Głosząc bezprzedmiotowość istnienia organizmów państwowych początek XXI wieku przyniósł Europie mistrzowską manipulację. Wiele narodów wpadło w misternie zastawioną pułapkę i stanęło u progu dziejowych katastrof. Celowo osłabiany instynkt państwowy mas nie jest w stanie przeciwstawić się elitom realizującym samobójcze – z punktu widzenia narodowych interesów – cele polityczne, a globalny kryzys gospodarczy wymusić ma ostateczne przyzwolenie na zaprowadzenie nowego europejskiego ładu.
Zanik instynktu państwowego u Polaków stał się faktem. Jeszcze do niedawna – siłą rozpędu wrodzonych przeświadczeń nie do końca przekreślonych przez system rządów tzw. demokracji socjalistycznej – myślenie wspólnotowe rozlane było na szerokie masy społeczne i stanowiło podstawę, co prawda siermiężną, do postrzegania oraz prób ocen rzeczywistości politycznej pod kątem ponadczasowych interesów państwa. To powszechnie werbalizowane przywiązanie do poszukiwania dobra wspólnego stało się – obok walorów ekonomicznych i nauczania Kościoła katolickiego – podwaliną do tego sukcesu pierwszej „Solidarności”, którym bez wątpienia była jego masowość. Przystąpienie w krótkim czasie do nowego ruchu dziesięciu milionów Polaków w dużej mierze było reakcją na wynaturzenia w funkcjonowaniu instytucji państwowych oraz przeświadczenie o ich pełnej zależności od niepolskich centrów dyspozycyjnych.
Ten nieuświadomiony instynkt odziedziczony „z krwią” przodków, mimowolnie skażony sowiecką wizją świata, oderwany od teorii i praktyki wielkiej polityki, nie był jednak zdolny do takiego wysiłku intelektualnego i organizacyjnego, który pozwoliłby na kontrolę nad nowo powstałym ruchem społecznym, na sformułowanie programu rzeczywistego uzdrowienia państwa i wymuszenie jego realizacji. Niedojrzałość politycznego myślenia w parze z nieodwzajemnioną, sztubacką miłością do tzw. wolnego świata, musiały ponieść porażkę w konfrontacji z międzynarodowym scenariuszem wszechstronnego „zagospodarowania” społeczeństw postkomunistycznych. W krótkim czasie okazało się, że powszechnie wyśmiewany internacjonalizm znalazł nową, znacznie groźniejszą realizację. „Europejskość” stała się normą wśród elit i warunkiem każdej nobilitacji. Wyszła poza swój pierwotny matecznik i w stopniu alarmującym rozprzestrzeniła się na obszary o szczególnym znaczeniu dla życia narodu: kulturę i edukację. Bardzo szybko zdegradowała paradygmat myślenia zbiorowego oraz ośmieszyła – posługując się przy tym pejoratywnym „homo sovieticus” – wszelką niekoncesjonowaną aktywność społeczną. Indywidualizm i anarchia zaczęły dominować wśród stylu życia młodego pokolenia.
System totalnej propagandy kulturowo-medialnej, przekraczający rozmachem i przebiegłością parcianą agitację okresu realnego socjalizmu, skrupulatnie wykorzystał dziewiczą naiwność polskiego odbiorcy wobec wszystkiego, co nosiło zachodnią etykietkę. Hasła „walki z komuną” i debolszewizacji okazały się najskuteczniejszą metodą rozkładu państwa polskiego. Nastąpiła paniczna ucieczka od własności państwowej i społecznej. Teoria szklanych domów i praktyka szklanych paciorków zniewoliły Polaków tak bardzo, że dali oni przyzwolenie na grabież majątku narodowego, a także na atomizację i gwałtowną – moralną oraz materialną – degradację społeczeństwa. Jednak najważniejszym skutkiem przemiany systemowej po 1989 roku stało się stopniowe eliminowanie atrybutów państwowości polskiej na ziemiach leżących między Odrą a Bugiem.
Celowo pogłębiany kryzys gospodarczy może rychło okazać się katalizatorem zmian politycznych przewyższających rangą i rozmachem upadek ZSSR i zjednoczenie państw niemieckich. Wspólną – jak dotąd – drogą zmierzają dwie finalnie sprzeczne ze sobą, wrogie Polsce, koncepcje. Pierwsza buduje antynarodowe Stany Zjednoczone Europy, a druga – niemiecką Mitteleuropę. Nieuchronne pogłębienie już dostrzegalnych różnic strategicznych musi zostać skutecznie wykorzystane przez politykę polską. Szansa jest tym bardziej realna, że świat szykuje się do gigantycznej transformacji dotychczasowego porządku.
Jednakże autopsja odbywających się dziś w Polsce publicznych debat toczonych pod dyktando patologicznego establishmentu nie pozostawia złudzeń. Nie znajdzie się w nich niczego, co pogłębiałoby społeczny poziom politycznego myślenia bądź przyuczało do konieczności kierowania się instynktem państwowym. Dominujące dwa trendy będące gwarantami ustaleń zawartych przy Okrągłym Stole nie dopuszczają do wykrystalizowania się niekontrolowanego z zewnątrz środowiska politycznego zdolnego do sformułowania i realizacji polskiej racji stanu. Z kolei aktywność rozdrobnionych grup patriotyczno-niepodległościowych (krajowych i polonijnych), często będących emanacją interesów establishmentu, nieprzypadkowo ogranicza się do obszarów o drugo- bądź trzeciorzędnym znaczeniu.
Zwichnięcie instynktu państwowego silnie przejawia się dziś u kontestujących elitę władzy w hołdowaniu przez nich filozofii: „im gorzej, tym lepiej”. Ma to pewne uzasadnienie historyczne wynikające z długiego okresu zaborów, potem z okupacji niemieckiej i sowieckiej, wreszcie z okresu PRL-u. Pokutuje tu brak zrozumienia dla tezy, że istotą państwa nie są podlegające zmianom organizacyjnym i personalnym jego instytucje, ale obiektywne dobro suwerena, którym jest naród (nawet wówczas, gdy nie dane jest mu wykorzystywanie przynależnych suwerenowi atrybutów). Skutkuje to przedkładaniem destrukcyjnej satysfakcji ze szkodliwych działań instytucji państwa nad troskę o konsekwencje tychże działań. Całkowitym zaś zaprzeczeniem idei instynktu państwowego jest cały kontekst tzw. społeczeństwa obywatelskiego, pozbawionego moralnych związków z narodem i przygotowywanego na przyjęcie nowego porządku europejskiego deformującego wszystkie normy wynikające z doświadczeń kolejnych pokoleń.
Polska potrzebuje wielowątkowej akcji odkłamującej definicyjnie istotę i przywracającej funkcjonalność takiego organizmu państwowego, którego suwerenem jest naród żywy, świadomy wspólnotowych wartości i celów, zdolny reagować zgodnie z własnym interesem na zmienność otaczającej go – często wrogiej – rzeczywistości. Konieczny jest zatem wspólny front aktywności wszystkich rozumiejących, że to nie państwo „ex definitione” jest stanem chorobowym, lecz sprzeniewierzenie podstawowych jego atrybutów i funkcji. Dlatego samozachowawczy instynkt państwowy musi wyprowadzić Polskę poza struktury Unii Europejskiej i znaleźć dla niej nową geopolityczną konfigurację, która respektując pełną suwerenność umożliwi kompleksową sanację podstawowych obszarów życia zbiorowego i indywidualnego oraz sprzyjać będzie bezpieczeństwu narodowemu. Całkowita niezależność konstytucyjnych organów państwa od dyspozycji zewnętrznych jest warunkiem sine qua non efektywności jakichkolwiek działań ratunkowych, a sformułowana na nowo polityka polska nie może opierać się na zasadzie „contra aliquem” i geopolityce romantycznej, ale na ustawicznym szukaniu rozwiązań służących osiąganiu celów własnych.
To odkłamanie relacji państwo-naród-człowiek musi w pełnej rozciągłości objąć przestrzeń życia gospodarczego. Wiodące importowane teorie ekonomiczne okazały się narzędziami służącymi kolonizacji kraju. Skompromitowane liberalne utopie trzeba zastąpić pragmatyzmem i afirmacją kapitału narodowego, niezależnie od jego form własności. Rozsądek nakazuje aktywność gospodarczą państwa w sektorach strategicznych i kapitałochłonnych, z których poziom niezbędnego zaangażowania finansowego eliminuje dziś prywatnych polskich przedsiębiorców. Ci z kolei dopiero wówczas staną się siłą napędową gospodarki, gdy w dotychczasowym nierównym konkurowaniu z kapitałem obcym wspomogą ich w kraju instrumenty prakseologicznej polityki gospodarczej, np. ulgi podatkowe i cła. Jeśli mamy w krótkim czasie odrobić to, co straciliśmy w ostatnich dwudziestu latach, instynkt państwowy musi intelektualnie i decyzyjnie zmiażdżyć epigonów zarówno liberalizmu, jak i wszelkich odmian anarchizującego indywidualizmu.
Ogólnonarodowy trud twórczy i równoległe z nim przezwyciężanie szkodliwych przemian kulturowych, społecznych i obyczajowych, wymaga oparcia się na moralności katolickiej jako na historycznie zweryfikowanym źródle siły duchowej oraz jednym z fundamentów polskiej państwowości. Skoro na przestrzeni dziejów przeciwnicy naszego narodu i państwa uderzali w ten fundament, instynkt samozachowawczy nakazuje nam go wzmacniać. Konieczność ustawowej ochrony katolicyzmu w Polsce jest więc uzasadniona nie tylko wewnętrzną tożsamością narodu, ale i stricte praktycznym interesem politycznym. Aksjologia katolicka, mniej lub bardziej świadomie afirmowana przez zdecydowaną większość narodu (a także społeczeństwa), daje również gwarancję właściwych relacji międzyludzkich i osobistej wolności każdego człowieka w organizmie państwowym.
Instynkt państwowy musi stać się jedną z podstawowych determinant przy budowie ustroju społeczno-politycznego i gospodarczego Polski. Tylko on zdolny jest do uposażenia narodu w kompendium narzędzi dających rękojmię bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego oraz do wypracowania warunków sprzyjających jego rozwojowi. Najwyższy czas przezwyciężyć kryzys państwa i zacząć stawiać je ponad wynaturzoną samorządność i abstrakcyjną europejskość. W poczuciu najwyższej odpowiedzialności za dobro wspólne rozpocznijmy dyskusję nad reformą ustrojową, nad miejscem Polski w Europie. Czyńmy to szybko, ale i mądrze, bo wbrew pozorom mamy jeszcze wiele do stracenia.
Krzysztof Zagozda
aw
„Wspólną – jak dotąd – drogą zmierzają dwie finalnie sprzeczne ze sobą, wrogie Polsce, koncepcje. Pierwsza buduje antynarodowe Stany Zjednoczone Europy, a druga – niemiecką Mitteleuropę.” Koncepcji jest znacznie więcej niz dwie. Główne ośrodki globalne, w tym azjatyckie, z rozmysłem stawiaja zwykle na kilka strategii na raz. To oznacza, że nikt zmian systemowych nie kontroluje. I tu jest szansa.