„Po zakończeniu wojny lęki i ustawiczna groza bynajmniej nie ustały. Na naszych terenach (…) pozostały duże grupy partyzantów, powstałe zwłaszcza ze Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (WiN) i z Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ) (…) rozbrajali posterunki milicji, odbijali więźniów trzymanych w aresztach itd. Ten stan rzeczy trwał kilka lat. Najgorsze były noce, podczas których bardzo często do wierzchowskich domów wkraczali ludzie z lasu. Potrzebowali żywności, butów, ubrania. Moja rodzina pomagała im w miarę możliwości. Ich wizyty były jednak bardzo niebezpieczne. W razie przybycia komunistycznych oddziałów wywiązywała się bowiem walka, w której ginęli nie tylko walczący, lecz także przypadkowi bezbronni mieszkańcy. Nikt się nimi nie przejmował. Niektórzy partyzanci, pozbawieni nadziei i wsparcia z Zachodu, zaczęli stopniowo ulegać demoralizacji. Przestali przestrzegać jakiejkolwiek dyscypliny. Stawali się grupami straceńców. Aby się utrzymać, napadali na miejscowe sklepy i spółdzielnie. Zabierali to, co w nich było. Także alkohol. Często pod wpływem spożywanego alkoholu przemieniali się w ludzi zupełnie nieodpowiedzialnych (…). Zdarzało się także, że niektórzy z owych partyzantów rozstrzeliwali bez żadnego sądu ludzi, o których krążyły wieści, że sprzyjają komunistycznej władzy. Pewnej nocy zastrzelono człowieka o nazwisku Rzepiela, który prowadził we wsi sklepik z różnymi artykułami. W Wigilię przed świętami Bożego Narodzenia 1947 roku grupka takich zdesperowanych i pijanych partyzantów obrabowała w Wierzchowiskach w biały dzień sklep spółdzielczy. Sam widziałem, jak pijani członkowie tej grupy jechali przez wieś furmankami i strzelali na wiwat z pistoletów i karabinów. Po drodze, niedaleko mojego domu, spotkali młodego chłopca o nazwisku Amborski. Zatrzymali go i zapytali, jak się nazywa. Kiedy odpowiedział, postanowili go rozstrzelać, ponieważ na swojej liście mieli kogoś związanego z nową władzą, kto także nazywał się Amborski. Jak opowiadali ludzie, obserwujący to zdarzenie przez okna pobliskich chat, znieruchomiałego z przerażenia niewinnego chłopca zaczęli ustawiać do rozstrzelania. Ten zamiast uciekać, stał jak wmurowany pod lufą jednego z nich nazywanego „Cycek”, który uwielbiał zabijać ludzi. Partyzant chwiał się całkowicie pijany i trudno mu było wycelować w stojącego chłopca. Za pierwszym razem chybił, ale drugi strzał był celny. Kula z karabinu roztrzaskała głowę biedaka. Zabójcy wrzucili ciało na furmankę i zawieźli je do znajdującego się poza wsią jaru, gdzie je porzucili. Gdy po porannej Mszy świętej w Boże Narodzenie wracałem do domu, napotkałem kilka kobiet, które w miejscu zastrzelenia Amborskiego z płaczem zbierały do chusteczek leżące tam kawałki roztrzaskanej kulą jego czaszki, aby je dołączyć do odnalezionych zwłok”
„Tobie, Panie, zaufałem, nie zawstydzę się na wieki”, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa 2014 rok.
za: FB Łukasz Marcin Jastrzębski
To jest postawa hierarchy i kapłana godna męża stanu, nawiązująca do dziedzictwa Prymasa Tysiąclecia. Opisana historia, którą przeżył osobiście jako mały chłopiec jednej z lubelskich wsi pokazuje przykład potwornej turanizacji leśnych oddziałów zbrojnych walczących po 1944 roku z nową władzą. Swą bezsilność postanowili wyładować na bezbronnym dziecku, okrutnie je mordując. Tym samym dawali argumenty bermanowszyźnie do zaostrzenia kursu walki z tzw. reakcją i przyczynili się do objęcia przez nią władzy kosztem Gomułki. Dlatego Episkopat Polski w umowie Państwo – Kościół z kwietnia 1950 roku widząc jakie wyłącznie szkody przynosi działalność tego typu grup – potępił je w zdecydowany sposób : ” Kościół katolicki, potępiając zgodnie ze swymi założeniami każdą zbrodnię, zwalczać będzie również zbrodniczą działalność band podziemia oraz będzie piętnował i karał konsekwencjami kanonicznymi duchownych, winnych udziału w jakiejkolwiek akcji podziemnej i antypaństwowej.”
W tej przedstawionej przez abp. Stanisława Wielgusa historii widać wyraźnie jak antynarodowa i antypolska w swej dominancie była działalność tzw. wyklętych. Arcybiskup pokazuje tym swój polski i narodowy charakter, który wskazuje na ducha ewangelii a nie na masoński kult przegranych insurekcji i zrywów, jaki kultywuje obecna władza kościelna, na wzór anglikański podporządkowana władzy. Nic więc dziwnego, że ten Pasterz stał się celem zamachu i spisku kościelno – świeckiego, gdyż rozpocząłby proces odnowy moralno – intelektualnej w polskim kościele i nie pozwolił do zawłaszczenia go przez masonerię udającą polskich patriotów, jak to ma miejsce obecnie.
Jeżeli wyklęci zwyciężyliby np. przy pomocy z zagranicy to teraz twórcy Polski lubelskiej byliby zdrajcami i bandytami. Zwycięzca ustala kto jest bandytą i wymierza sprawiedliwość. Ot i cała filozofia.
Jeżeli.
A dodatek, powtórzę za Hitlerem, (…)piszą historię(…).
Żołnierze Wyklęci nie przetrwali by tygodnia bez wsparcia ludności cywilnej. A ludzie raczej nie wspierają bandytów. Zginąć walcząc o wolną Polskę, lub poddać się i zginąć w katowniach UB taki mieli chłopcy wybór. Komuniści ogłaszali amnestię a potem sami łamali jej postanowienia.
UPA nie była kochana w Małopolsce, a przetrwała… a zostali zlikwidowani w ’56.
Otóż problem w tym, że to wsparcie wymuszali siłą: przychodziła sobie w nocy do wsi banda, zachodziła do gospodarzy, zabierali co im trzeba było „bo my są partyzanty”, a jak ktoś nie chciał dać to strzelali. Dlatego ludność cywilna wstępowała do MO, dlatego ludność cywilna samorzutnie tworzyła samoobrony, z których utworzono ORMO. A większość szeregowych „żołnierzy” band była w lesie jedynie ze strachu przed władzą. Po kolejnych amnestiach masowo z lasów uciekali i żyli sobie później spokojnie. A że amnestie nie obejmowały szpiegostwa, zdrady i przestępstw kryminalnych, nie dziwota że hersztom band się obrywało
(…)A że amnestie nie obejmowały szpiegostwa, zdrady i przestępstw kryminalnych, nie dziwota że hersztom band się obrywało(…)
Dziwna to amnestia, która nie obejmuje przestępstw kryminalnych…
To na pewno fragment z ks. Abp? A może przeklejacie obecnie płaczliwe historyjki ze stalinowskich książeczek propagandowych?
Udaj się na tereny, gdzie działały bandy różnych Ogniów, Łupaszków czy innych Burych i uświadom ludzi, że ich dziadkowie wcale nie byli rabowani i mordowani, a wmówiła im to komunistyczna propaganda
ultimatum Bourne’a pisze: „Jeżeli wyklęci zwyciężyliby np. przy pomocy z zagranicy to teraz twórcy Polski lubelskiej byliby zdrajcami i bandytami. Zwycięzca ustala kto jest bandytą i wymierza sprawiedliwość. Ot i cała filozofia”. Obłęd. Ci twórcy lubelscy zawsze byli uzurpatorami i zdrajcami bez względu na to czy Wyklęci wygrali czy nie. Otrzymali władzę z rąk obcego mocarstwa, a nie narodu polskiego i tak było do 1989 roku. Wszystkie wybory fałszowali. A co do tekstu abp. Wielgusa – to nie jest żaden tekst formacyjny, a informacyjny. Jest to przekaz świadka historii i nic ponadto!
Kaczyńscy zniszczyli tego mądrego, bożego człowieka.