Jedni nie mieli wyjścia. Głupota żydokomuny (niestety, często mająca za pretekst nieodpowiedzialność ich dowódców) nie dawała im żyć, groziło im aresztowanie, brak pracy, dusiła atmosfera powszechnej nieufności (uniemożliwiająca zwłaszcza – jedynie naturalną dla przyzwyczajonych do wojny – ścieżkę wojskową czy milicyjną). To postaci z tragedii, prawdziwe ofiary na rzecz niepodległości Polski, ale i ludzkiej godności. Należy im się szacunek i współczucie.
Inni się mylili. Wierzyli w III wojną światową, ignorowali coraz oczywistszą rzeczywistość geopolityczną i krajową, popadali coraz głębiej w agenturę na rzecz zachodnich struktur wywiadowczych. Nawet nie w pełni to rozumiejąc – działali często wbrew obiektywnej polskiej racji stanu. Ich los powinien być lekcją na jakie meandry może prowadzić nawet szczery patriotyzm, jeśli nie jest poparty choćby odrobiną zdrowego rozsądku.
Kolejni, to po prostu ofiary zbrodniczości, podłości i alienacji praktyki systemu w Polsce. Ludzie, których prześladowano czy zamordowano wbrew wszelkiej logice, choć uczcicie żyli i pracowali dla Polski. Są dowodem w czyje ręce wpadł nasz kraj po 1944 r. i jak wielkim błędem było, że nie istniała wówczas realna polska alternatywa dla żydokomuny.
I wreszcie ostatnia grupa, to po prostu bandyci. Być może nawet będący kiedyś bohaterami, ale zdegenerowani, zezwierzęceni ciągłą ucieczką, zdemoralizowani bronią, przemocą i poczuciem zaszczucia. Nikt, kto w latach 50-tych, a tym bardziej 60-tych strzelał do listonoszy – przez nikogo nie był ani nie powinien być uznawany za bohatera i patriotę. Bandyci byli tylko bandytami. Szkoda, że się nimi stali.
Ot i całe święto…
Złożone historie różnych ludzi
Tak, jak nie ma większego sensu wrzucanie wszystkich tych grup do jednego świątecznego kociołka – tak rażą i inne uproszczenia, często przydarzające się 1. marca. Oto tak czciciele, jak i wrogowie Żołnierzy Wyklętych lubią np. triadę „Łupaszka – Bury – Ogień”, choć przecież zestawianie akurat tej trójki razem nie ma najmniejszego sensu. „Łupaszka” nie miał wyjścia, uciekał przed odpowiedzialnością za swoje wcześniejsze walki z Sowietami, „Bury” mordował Bogu ducha winnych furmanów, bo się jego żołnierzom Białorusini mylili z banderowcami, a on nie wiedział co robić, natomiast „Ogień” przynajmniej próbował funkcjonować w nowych realiach, wydawał się zrozumieć, że do tych przedwojennych nie ma, ani nie powinno być powrotu, ale, niestety, głupota przełożonych wygnała go z powrotem w góry.
Oczywiście, wszyscy trzej byli Kmicicami, którzy pewnie w żadnych realiach nie poradziliby sobie w powojennej rzeczywistości, nawet najbardziej niepodległej i demokratycznej Polski, wszyscy też mieli na rękach krew mniejszości (akurat i „Łupaszka’, i „Ogień” – niestety, mając ku temu powody…). Oczywiście, z punktu widzenia jednoznacznego potępienia ŻW – nie ma to wszystko znaczenia, niemniej obiektywnie pozostaje istotnym niuansem. Tymczasem trudno nawet zbliżyć się do takich niuansów, skoro miesza się niekwestionowanego przywódcę konspiracyjnego, jakim był choćby taki mjr Zygmunt Szendzielarz – z jakimiś nieszczęśnikami siedzącymi w stogach siana do lat 60-tych, niczym japońscy żołnierze na zapomnianych wyspach Pacyfiku? Przecież sens polityczny, a taki właśnie podlega analizie, jak i ich waga – były zupełnie inne!
ŻW, a obce wpływy w Polsce
Jasnym też jest, że tak historyczna aktywność podziemia antykomunistycznego, jak i jego dzisiejszy kult – są skutkiem zagranicznego wpływu na sytuację polityczną Polski. Sami Wyklęci albo wprost byli, albo czuli się i chcieli być ekspozyturą w Polsce mocarstw zachodnich, z kolei ich przeciwnicy stanowili namiestnictwo ustanowione w Polsce decyzją Józefa Stalina. Ich starcie pokazuje jak fatalna w skutkach okazuje się być utrata podmiotowości geopolitycznej przez nasz kraj, dokonana w istocie już w 1939 r. (w momencie przyjęcia tak zwanych gwarancji brytyjskich, przenoszących ciężar decyzji międzynarodowych w sprawie Rzeczypospolitej na obce podmioty). Klincz władzy sterowanej z Moskwy i londyńsko-waszyngtońskiej zbrojnej opozycji okazał się przykry zwłaszcza dla uczestników tej drugiej – ale przede wszystkim stanowi fatalną ilustrację całego nieudanego jak dotąd eksperymentu z niepodległością Polski, jak i z deklaratywnym dążeniem do niej.
Los Wyklętych jest także interesujący przez pryzmat życiorysów ich oprawców – dla których zrozumienia kluczem pozostaje wciąż nie tyle ideologia, co staromodna etniczność. To jej efektem było wyobcowanie, nadmierna podejrzliwość, nieuzasadnione okrucieństwo, brak zrozumienia dla polskiej specyfiki społecznej i świadomościowej ze strony kierownictwa partyjno-państwowego i bezpieczniackiego lat ’44-’56. Tak rozumiany kształt stalinizmu w Polsce, zwłaszcza osobowy – był fundamentalnym błędem towarzysza Stalina, kosztującym dziesięciokrotnie mniej ofiar niż zbrodnia katyńska, ale znacznie fatalniejszym w skutkach. W końcu to właśnie z kadr stalinizmu – wyrosło pokolenie opozycji demokratycznej PRL i twórców III RP. I znowu jednak, ani przez chwilę nie byłaby to kasta tak potężna i wpływowa, gdyby nie miała za sobą wygodnego alibi „walki z wrogami ustroju” u zarania Polski Ludowej. To bolesne, ale tak, jak nieprawdą jest, że Żołnierze Wyklęci choćby na chwilę powstrzymali kolektywizację wsi czy prześladowania Kościoła (bo wtedy, gdy sprawy te się rozstrzygały – ŻW byli już dawno pozamiatani) – tak faktycznie dali oni pretekst dla dyktatu bezpieki, wpływów jej partyjnego przełożonego, arcyzbrodniarza Jakuba Bermana i całego dalszego przerośnięcia najpierw struktur państwowych, a potem i opozycyjnych przez siły obce polskiemu interesowi narodowemu, nieważne jaką ideologią podlanego. To Wyklęci ostatecznie zadecydowali o ustanowieniu żydokomuny w Polsce.
Uszanować bohaterów, odrzucić fałsz, odzyskać niepodległość
I to jest ich największa, niekwestionowana wina właśnie wobec Polski, bo z własnych, osobistych grzechów, jakiegoś strzelania do dzieci, kobiet czy furmanów – to już każdy będzie rozliczał się indywidualnie. Nie w tym bowiem rzecz, że winny jest obcy, narzucony nam wrogi namiestnik czy agent obcej siły, to przecież oczywiste. Winny jest głupiec, nieszczęśnik czy nawet człowiek w sytuacji bez wyjścia – który ostatecznie szkodzi sprawie narodowej. Problem zaś polega na tym, że nawet jeśli szkody wyrządzane Polsce przez samych (nielicznych) Wyklętych były niewspółmiernie małe, w porównaniu choćby do błędów i zbrodni popełnianych przez przywódców PRL – to dziś szkody wyrządzać może ukierunkowany, politycznie sterowany kult ŻW, bo w wersji spreparowanej nie służy edukacji narodu, tylko umacnianiu jego emocjonalności i infantylizmu. No i oczywiście zależności od Zachodu – bo przecież współczesna zbitka jest taka, jak w słusznie wyśmianym w internecie plakacie z Hajnówki („Żołnierze Wyklęci walczyli o Polskę demokratyczną i WOLNORYNKOWĄ”). Współczesny sprzeciw wobec kultu ŻW nie musi więc być tożsamy z krytyką samej ich aktywności. Można bowiem rozumieć szacunek jakim wielu z nich jest darzonych z powodów ideowych czy sentymentalnych.
Pozostaje jednak pytanie: czemu z kultu bezkompromisowego marzenia niepodległości – nie wynika współczesna konsekwentna praca dla jej odzyskania przez Polskę? Czy to nie byłoby najlepsze uczczenie także pamięci Żołnierzy Wyklętych i zadanie ostatecznego ciosu i ich obcym oprawcom i cynicznym, wysyłającym na śmierć obcym mocodawcom? Niepodległa, silna Polska – oto pomnik i tych, co za nią walczyli i ginęli, i tych, którzy odbudowywali ją w warunkach, które były. Wspólny pomnik. Bo Polska jest tylko jedna.
Konrad Rękas
Komunista Stalin popełnił „błąd”, bo oddał władzę nad zajętą Polską komunistom. No to komu niby miałby on ją przekazać? Może waszemu idolowi Bolesławowi Piaseckiemu? Nic mnie tak dzisiaj nie rozbawiło jak ta teza o „błędzie” Stalina.
Nie było w Polsce powojennej jednego monolitu o nazwie „komuniści”. W Partii była frakcja polska, reprezentowana przez Gomułkę i frakcja internacjonalistyczna, reprezentowana przez komunistów narodowości handlowej przywiezionych z Moskwy. Stalin postawił na tych drugich, bo byli to ludzie przez niego wykreowani i jemu bezwzględnie posłuszni, zaś komuniści rdzennie polscy myśleli nie wedle doktryny stalinowskiej, a wedle poglądów własnych i polskich realiów.
(…)Inni się mylili. Wierzyli w III wojną światową, ignorowali coraz oczywistszą rzeczywistość geopolityczną i krajową, popadali coraz głębiej w agenturę na rzecz zachodnich struktur wywiadowczych.(…)
Partyzanci bez żadnych dojść do ludzi władzy agentami wywiadu? Nie rozśmieszajcie moich Iskanderów.
Panie Rękas, widać, że Pan pracuje nad sobą i już takich wprost prosowieckich i propeerelowskich tekstów nie pisze, choć z generaliów Pan nie zrezygnował. Nadal próbuje Pan usprawiedliwiać system polityczny PRL i krytykować jego przeciwników. Historia jest tu traktowana wybiórczo i pretekstowo. Uważam, że Niezłomni są problemem, z którym nie mogą sobie poradzić endepostkomuniści. Dla odradzającego się ruchu narodowego ŻW są bardzo ważni i to bardzo dobrze. Wszystko wynika z orientacji politycznej. Współczesna Polska istnieje tylko i wyłącznie w wyniku zwycięstwa USA i Zachodu nad Związkiem Sowieckim w tzw. „zimnej wojnie”. W jej wyniku powstał w Europie Środkowowschodniej „system pojałtański” w ramach którego istnieją niepodległe (niepodległość realna ze wszystkimi przywarami) państwa środkowoeuropejskie w tym Polska. Pan natomiast próbuje RP ulokować w jakimś alternatywnym „układzie wschodnim”, którego fundamentem będzie sojusz ze współczesną Rosją. Na dziś to absurd. Warunkiem sine quo non istnienia współczesnej Polskiej niepodległości jest istnienie anglosaskiego porządku politycznego w Europie Środkowowschodniej (ze wszystkim problemami i zagrożeniami). Jego upadek, to ponowne zajęcie tego regionu przez Rosję i upadek Polski, gdyż Polska jest zbyt słaba w konfrontacji z dzisiejszą Rosją (podobnie było w latach 1944 – 1989). Dlatego też, żołnierze wyklęci powinni wejść do panteonu polskiej walki o niepodległość i co najważniejsze – ruch narodowy powinien wziąć ich na swoje sztandary obok R. Dmowskiego i Armii Błękitnej we Francji. Ich dzieje należy opisywać w szczegółach i robią to historycy. Jednakże, by ich historię dobrze opisać, należy uznać ich za kolejna formację zbrojną walczącą o niepodległość Polski i dopiero charakteryzować złożoność tej walki ( tak jak się to dzieje z np. z powstańcami styczniowymi). Z dotychczasowych badań wynika, że ich działania miały sens polityczny i społeczny (przynajmniej do zakończenia kryzysu berlińskiego w poł. 1949 roku). Również wieś polska z jakichś powodów do końca lat 40. XX dawała im schronienie. W obecnych czasach powszechnego nihilizmu politycznego i moralnego, powinniśmy spokojnie i w skupieniu badać dzieje Niezłomnych i poszczególne osoby przedstawiać jako wzorce do naśladowania polskiej młodzieży. I dobrze, że robi to Ruch Narodowy, gdyż on działa w realnych układach międzynarodowych w jakich funkcjonuje Polska, a nie w „fikcji geopolitycznej” w której działa Pan. W rezultacie w obecnym układzie pojałtańskim, który jest póki co niezmienny (i dobrze) robicie (Pan i koledzy) tylko zamieszanie i dywersję w polskiej myśli politycznej, a nie „politykę polską”.
„takich wprost prosowieckich i propeerelowskich tekstów nie pisze” – a mógłby Pan taki mój tekst zacytować dla ilustracji o co Panu chodzi?
O nic mi nie chodzi, po porostu stwierdzam fakty. A teksty? proszę bardzo: Puste kieszenie zamiast pustych półek, Moskiewska marchewka?, Po wypowiedzi prezydenta Putina, czyli najlepsze czasy dla ludzi myślących, Czego uczy nas Putin? ( ten jest super! Redaktor Jaszuński z Trybyny Ludu by lepszego nie wymyślił, tylko zamiast nazwiska Putin wstawiłby Stalin lub Chruszczow.
I tak wyglądają polscy zawodowi humaniści – hasła zamiast dokumentacji…. A potem się dziwią że Polska w rankingach uczelnianych kiepsko stoi…
Aż się wtrącę, choć nie po to, żeby dyskutować, bo tego już z Panem nie zamierzam robić po ostatniej próbie ani by obierać stronę „Historyka”, który dużo mówi o warsztacie, ale jak widzę jego sposób dyskusji to widzę, że sam tego warsztatu zwyczajnie nie ma (argumenty ad personam, brak źródeł, wnioski z gdybologii zamiast z faktów etc.). Wtrącam się tylko żeby zwrócić uwagę na zwyczajną hipokryzję – jak Pana poprosiłem o rzetelne (naukowe) źródła, to wystartował Pan z guzik wartą wikipedią, ale jak ktoś nie daje źródeł, to atakuje Pan „zawodowych humanistów” i pisze „hasła zamiast dokumentacji”. Najpierw red. Lewickiego, gdzie nie było metodologicznego uzasadnienia dla źródeł i przypisów, bo to był luźny felieton a teraz „Historyka”. Przyganiał kocioł garnkowi 😉
@Marcin Sułkowski
Różnica polega na tym, że ja się przyznałem parokrotnie że często trolluję. Owszem, czasem udanie czasem nie (raz mnie wyłapałeś jak gorzej trollowałem za co gratulacje ślę) 😛 To mnie, jako pół-trolla (bo czasami piszę poważnie, ale często nie), nie obowiązuje zasada prowadzenia się poprawnego.
Tymczasem zaś user „Historyk” ogłosił się zawodowym naukowcem, ogłaszał że wszystko on wyjaśnia na swoich wykładach itd. Gdy zaś autor tekstu, który ten skomentował, prosił o podane konkretnych cytatów z jego tekstów, to przez grzeczność i szacunek do autora należałoby podać konkretne cytaty. Gdyby jemu student czy doktor powiedział, że ma niekonsekwencję pomiędzy swoimi pracami naukowymi, to podejrzewam że on domagałby się od doktora czy studenta wykazania konkretnych cytatów. A gdyby zamiast cytatów podałby tytuł – co by to znaczyło?
I jeszcze w tytuł wpleść Putina i Stalina, ponieważ w Polsce nie można przejść bez tego (jak kiedyś było, że Polak rozprawę o Słoniu napisałby w stylu „Słoń a sprawa polska” tak teraz pewnie by napisał „Słoń a haluks Putina”).
Cogito, ergo polonus sum – natomiast Pan na pewno nie jest żadnym „zawodowym humanistą”. To jasne jak słońce! A co dokumentacji – to odpowiem K. Rękasowi: wszystkie te art. to jedna chwalba PRL i polityki rosyjskiej, od której musimy się ciągle uczyć. Nie ma więc sensu cytować ich in extenso. A poza tym, są zbyt toporne, łopatologiczne bez żadnej finezji.
@Historyk – i bardzo się cieszę, że nie jestem „zawodowym humanistą” a moja praca powoduje realny wzrost PKB (bo owoce pracy moich rąk idą na eksport) miast pasożytować na nieudolnym systemie akademickim 😉
Dowodem tego jest fakt, że wśród 100 najlepszych uczelni wyższych często brak polskiej… Innowacyjność czy ilość zagranicznych cytatów publikacji naukowych też nisko…
https://thebestschools.org/rankings/best-universities-world-today/
https://www.topuniversities.com/student-info/choosing-university/worlds-top-100-universities
Zacytować – zna Pan to słowo?
Marcin Sułkowski, Cogito, ergo polonus sum – znaleźli się źródłoznawcy! Od kiedy na tym forum cytuje się źródła i literaturę historyczną? Przecież tu większość publicystów i dyskutantów zna historię co najwyżej ze starych podręczników. To wystarczy jedynie na marny kostium historyczny dla ich stricte politycznych art. publicystycznych i komentarzy. Mam prowadzić regularny kurs historii dla początkujących? Ja prezentuję stanowisko wynikające ze znajomości źródeł i literatury przedmiotu i należy na nie odpowiedzieć kontrstanowiskiem wynikającym z analizy literatury i źródeł, a nie domagać się źródeł, które bez analizy i interpretacji historycznej nic nie znaczą. Historia to bardzo trudna dyscyplina naukowa, a najgorsze jest to, że wszyscy uważają, zwłaszcza półinteligenci, że się na niej znają. Horror.
„Marcin Sułkowski, Cogito, ergo polonus sum – znaleźli się źródłoznawcy!” – jeśli ma Pan jakiekolwiek merytoryczne zarzuty dotyczące mojego warsztatu to proszę o konkrety a nie frazesy.
„Od kiedy na tym forum cytuje się źródła i literaturę historyczną?” – od zawsze, gdy publikowany jest przedruk artykułu naukowego z czasopisma punktowanego albo jeśli jest to luźniejsza forma i ktoś o to poprosi. Tego wymaga metodologia oraz w drugim przypadku kultura osobista.
„Mam prowadzić regularny kurs historii dla początkujących?” – nikt od Pana tego nie oczekuje. Zresztą jak widzę ciągłe rzucanie frazesami albo niskie „nie domagać się źródeł, które bez analizy i interpretacji historycznej nic nie znaczą” gdy ktoś po prostu chce zweryfikować czy poprawnie Pan owe źródła odczytał albo po prostu chce się z nimi zapoznać, do czego uprawnia go właśnie metodologia to widzę, że mam do czynienia z zadufanym w sobie bubkiem przeświadczonym o własnej doskonałości jakich wielu nawet na/po uczelniach wyższych a nie z żadnym naukowcem poszukującym prawdy wedle standardów cywilizacji łacińskiej, więc trzymam się z daleka od jakichkolwiek nauk takich osób.
„Ja prezentuję stanowisko wynikające ze znajomości źródeł (…)” – póki co to prezentuje Pan stanowisko wynikające z niskiej kultury osobistej, bo na grzeczną prośbę reaguje Pan pieniactwem zamiast owymi źródłami.
„Historia to bardzo trudna dyscyplina naukowa” – a jeszcze trudniejsze są logika i metodologia nauk, które stoją u podstaw naukowego dociekania każdej dyscypliny, z których Pan jak widać niechętnie lub nieumiejętnie korzysta. Podobnie zresztą jak z kultury osobistej.