Oglądając występy naszej reprezentacji na mistrzostwach można mieć uczucia ambiwalentne. Z jednej strony piłkarze dostarczyli nam niemałych wrażeń pozostając w grze aż do ostatniego, trzeciego meczu grupowego. Dość przypomnieć sobie mecze z innych mistrzostw gdzie graliśmy przeważnie ,,mecz otwarcia”, ,,mecz o wszystko” i ,,mecz o honor”. (Co prawda wszyscy mówili, że tak tym razem być nie może bo i grupa nie taka silna i gramy u siebie – ale na innych mistrzostwach też mieliśmy grupy, z których powinniśmy wyjść). Z drugiej strony – pomimo powyższego ,,postępu” naszej drużyny – możemy poczuć pewnego rodzaju ,,absmak”: w drugiej połowie meczu z Czechami graliśmy nie jak o zwycięstwo, tylko tak jak by remis dawał nam awans. To, że wpływ na to miał brak wieści o wyniku drugiego meczu można włożyć między bajki: przecież abyśmy mogli awansować nie powinniśmy się oglądać na drugi mecz tylko wygrać – remis nam nic nie dawał. Dawał on bodajże awans Czechom. (przy założeniu remisu w drugim meczu).
,,Absmak” pozostawia po sobie nie tylko styl w jakim nie awansowaliśmy do fazy pucharowej mistrzostw, lecz również późniejsze tłumaczenia piłkarzy, sztabu etc. Wiadomo: nam wszystko przeszkadza począwszy od zamkniętego dachu na stadionie (który o dziwo nie przeszkadzał Grekom) aż po presje wyniku (która ciąży na nas od lat przeszło dwudziestu). Ale to co dzisiaj usłyszałem dzisiaj w programie ,,Gość Radia Zet” przewyższyło chyba wszystkie absurdy. Mianowicie: dyrektor sportowy naszej ekipy, były piłkarz, Tomasz Rząsa narzekał na stadion we Wrocławiu. Może nie na sam stadion, ale narzekał mniej więcej tak: ,,Dlaczego UEFA ułożyła tak spotkania, że gramy dwa pierwsze mecze jako gospodarze na Stadionie Narodowym a na trzeci musimy lecieć i zmieniać hotel. Noc przed meczem jest najważniejsza, śpimy w innym hotelu z walizkami na innych materacach (…)” etc. Dalej było o tym, że gramy pierwszy raz (na mistrzostwach) we Wrocławiu i nie jest to najszczęśliwszy dla nas stadion (poprzednio bodajże przegraliśmy z Włochami), że Czesi rozegrali tam dwa poprzednie mecze a przez to ,,Czesi byli jakby u siebie a my przyjeżdżamy w gości”. Pan Tomasz Rząsa zapomniał chyba dodać, że Wrocław kiedyś należał do Królestwa Czech…
Sam w trakcie mistrzostw zastanawiałem się czemu tak zrobiono, że wszystkich meczy grupowych (późniejsze – rzecz jasna zależały od tego jak nam się powiedzie w pierwszej fazie) nasza reprezentacja nie rozegra na Stadionie Narodowym. Przecież jest to stadion o największej pojemności, w centrum naszego kraju etc., etc. Ale tak ustaliła UEFA i już na tym koniec. Wszelkie tłumaczenia, że to nam przeszkadzało nie powinny po prostu paść. Po przegranych mistrzostwach powinniśmy raczej milczeć a nie dyskutować co nam przeszkodziło – jak zresztą zwykle osiągnąć dobrego wyniku sportowego – tylko szukać wytłumaczenia poprzez różnego rodzaju absurdy. (Tomasz Rząsa powiedział jednak, że to nie może przesłonić tego, że zawiedliśmy na Euro, ale kiedy tak się mówi a mimo wszystko nadal się mówi to przekaz pozostaje jednoznaczny). Okazuje się, że sportowo bylibyśmy mistrzami tylko dach był zamknięty, łóżka w hotelu niewygodne etc. (na mistrzostwach w 2002 roku Koreańczycy podobno mieli szybsze buty).
Nie powinniśmy mieć pretensji po porażce, że przegraliśmy przez różnego rodzaju mankamenty. Bo to nie jest profesjonalizm. Nie powinno być nawet żadnego rodzaju wytłumaczeń. Po prostu zamiast tłumaczyć się co nam przeszkodziło powinniśmy zamilczeć i skupić się na sportowych niedociągnięciach. I w tym znaleźć wytłumaczenie naszej porażki, a nie w niewygodnym materacu.
Patryk Pietrasik
aw
Nie bardzo rozumiem pretensje do naszych piłkarzy. Jak na 64 (bodaj) drużynę w rankingu UEFA zagrali autentycznie nieźle, z drużynami z drugiej dziesiątki. Dwa remisy i jedna porażka. Obciachu nie było. Smuda nie jest czarnoksiężnikiem tylko trenerem. Zespołu nie wyczaruje, grał takimi kartami jakie miał.
Ciekawy jest nie tyle sam artykuł (truizmy!) ale komentarz p. Wielomskiego. Otóż Komentator na pewno ma rację, że z g… bicza nie ukręci. Jeśli się ma w drużynie czterech zawodników dobrej klasy (trójka z Dortmundu + bramkarz) a pozostali to nader przeciętni kopacze, to trudno było ugrać więcej. Nadymający balon oczekiwań pismacy dali przed imprezą kolejny popis swojej „fachowości”, a ci co się na to nabrali sami są sobie winni więc niech teraz nie narzekają. Natomiast co do p. Smudy to uważam, że ksywka Dyzma, którą przykleił mu bodaj Artur Boruc charakteryzuje tego pana znakomicie. Za całą swoja karierę trenerska miał on jeden dobry pomysł. Otóż gdy był trenerem krakowskiej Wisły wprowadził następujący regulamin premiowania: za zwycięstwo piłkarze dostawali premię, za remis nie dostawali nic a za przegraną wpłacali równowartość premii do kasy klubu. I Wisełka grała, że hej! Za cały sezon w lidze przegrała chyba jeden mecz a coś ze dwa zremisowała. Ale na bycie trenerem reprezentacji to chyba jednak trochę mało. Inna sprawa, że lepszych to w tym kraju nie widać.