Adamczyk: Okiem ekonomisty – niewidoczne konsekwencje deregulacji sfery obyczajowej

Solidarność międzypokoleniowa i długoterminowy interes wspólnoty to pojęcia wyparte z debaty publicznej przez kult młodości i siły, egoizm oraz narcystyczne samouwielbienie. Natura wymierza sprawiedliwość zbiorowościom, w których myśli się tylko o sobie. Każdy z nas bowiem raz jest bezbronnym zarodkiem, potem młodym człowiekiem, a na końcu drogi stanie się starcem.


Wstęp

Francis Fukuyama przedwcześnie ogłosił koniec historii. Totalna deregulacja życia gospodarczego i społecznego, zwłaszcza w sferze obyczajowości i kultury, przynosi cywilizacji zachodniej katastrofalne skutki demograficzne. Gołym okiem widoczne jest przenoszenie się centrum świata z USA i Europy do ludnych krajów Azji. Kraje azjatyckie przejęły dominującą część potencjału produkcyjnego świata, stając się na naszych oczach „globalną fabryką” – nowym globalnym hegemonem gospodarczym. W ludnych krajach Azji tworzy się obecnie lwia część globalnego PKB. Trudno o lepszy dowód na to, że człowiek i jego kultura organizacyjna to kluczowe elementy sukcesu gospodarczego i dobrobytu.

W „postępowej” Europie część szwedzkich naukowców ogłosiła, że posiadanie i wychowanie dzieci to „proces nieekologiczny”. Otumanione propagandą „efektu cieplarnianego” w dążeniu do „czystego powietrza” nad Europą (atmosfera nie ma granic) bogate kraje UE zasilają się emigrantami ekonomicznymi z Afryki, przyjętych w 2004 roku nowych krajów Europy Środkowej i Wschodniej (Polska) oraz ze zdestabilizowanej niedawno Ukrainy. Trwa kolorowa rewolucja na Białorusi. Doprowadzenie do upadku gospodarki tego kraju przyniesie Zachodowi ożywczą kolejną falę kapitału ludzkiego.

Tymczasem w Polsce ponownie rozgorzał spór o umysły na tle ostatniego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Na ulice Warszawy wyległy tłumy niedojrzałych życiowo młodych kobiet, których żądanie „aborcji na żądanie” wyartykułowane zostało przez feministyczne struktury „Strajku Kobiet” prowadzone przez osobę znaną ze swojej niechęci do dzieci. Postulat postrzegania prawa do aborcji jako „prawa człowieka” jawi się jako doskonała „próbka” obecnego stanu świadomości młodej generacji.

Wobec powyższych okoliczności w niniejszym artykule autor podejmie próbę znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy postępująca deregulacja sfery obyczajowości w Polsce (niewystarczająca ochrona systemowa instytucji tradycyjnej rodziny) to działania państwa, które budują jego siłę w przyszłości. Obserwacja demonstracji w Warszawie nakazuje także postawić pytanie, czy wychowanie młodzieży można odpowiedzialnie „pozostawić ulicy”, cyfrowej heroinie oraz działającym licznie w Polsce kontrkulturowym NGO? Autor przy okazji podejmie próbę usunięcia grubej warstwy hipokryzji „okrywającej” rzeczywiste przyczyny rozpoczynającej się depopulacji Polski.


„Tu i teraz” – kultura toksycznego egoizmu i konsumeryzmu

Trauma globalizacyjna, rozbijając tradycyjną kulturę, wprowadza każdą społeczność w stan entropii i anomii. Tradycyjne role społeczne ulegają deregulacji, deprecjacji i narasta nieufność oraz niepewność – brak jasności, co do zasad życia społecznego, jakie będą obowiązywały w przyszłości.

Potęgująca się niepewność sprzyja poszukiwaniu jakiegokolwiek innego źródła stabilizacji. Kultura Zachodu daje ukojenie od depresji i lęków egzystencjalnych przez m.in. kompulsywną konsumpcję. Konsument w UE posiada coraz więcej praw, a jest obarczony coraz mniejszym zakresem obowiązków wobec wspólnoty i otoczenia (z wyjątkiem środowiska naturalnego). Jego umysł oczekuje coraz szerszej wolności od nieprzyjemnych zobowiązań i żąda natychmiastowej przyjemności, na którą bank gotowy jest przyznać kredyt gotówkowy. Zanika etos pracy i w to miejsce wchodzi uzależnienie od smartfona i sieci społecznościowych (elektroniczna heroina). Status społeczny określa współcześnie poziom generowanego swoimi postami zainteresowania, liczba lajków, kompulsywnej konsumpcji i jej zewnętrzne atrybuty. Narcystyczny hedonizm i konsumeryzm zapełnił rosnące jak grzyby po deszczu galerie handlowe.

Mainstreamowe media promują wydrążonych z treści moralnych „celebrytów”, których jedynym życiowym osiągnięciem jest zgromadzony majątek oraz idealna sylwetka. Masy kopiują bezkrytycznie zachowania celebrytów, przyjmując ich świat wartości za swój. Zanik wartości moralnych dotyka nawet warstw inteligencji. W coraz bardziej zlaicyzowanej rzeczywistości konsumowanie staje się sensem życia znaczącej części populacji. „Konsumuję, więc jestem”.

Postępuje dehumanizacja człowieka i odzieranie go z najpiękniejszych elementów jego człowieczeństwa. Media i popkultura promują przemoc, więc narasta zobojętnienie na jej akty. Miliony konsumentów oglądają z zainteresowaniem krwawe wojny napastnicze przed ekranami telewizorów. Wszystko stało się towarem i wszystko można kupić za pieniądze. „Człowiek” staje się tylko towarem, do kupienia bez żadnych zobowiązań w „ekonomii rotweilerów”. Młode Ukrainki są zmuszone przez warunki życiowe pełnić rolę surogatek dla homoseksualistów, chcących „kupić sobie dziecko” oraz bogatych par z Niemiec1. Jest to skrajny przykład rządów pieniądza i utowarowienia istot ludzkich. Normy moralne wyższego rzędu są bardzo głęboko wypierane przez racje ekonomiczne.

Wdrukowana w zbiorową świadomość neoliberalna wiara w nieistniejącego „Boga rynku” wypiera wartości moralne. „Bóg rynku” decyduje o naszym życiu i losie, tak więc jego wyroki są pokornie przyjmowane przez większość populacji. Przecież każdy „jest kowalem własnego losu”. Totalne rządy pieniądza (cywilizacja lichwiarska) wypierają i deprecjonują tradycyjne więzi i formy funkcjonowania.

Dzieci są postrzegane jako przeszkoda w osiągnięciu maksymalnej życiowej przyjemności. Założenie tradycyjnej rodziny stoi w konflikcie z prekaryjną pracą zarobkową obojga rodziców i osiągnięciem minimum bezpieczeństwa ekonomicznego. Rodzina wielodzietna oznacza w tej sytuacji ubóstwo materialne (zmienił to nieco program 500+). Polaryzacja społeczna tworzona przez elity polityczne wywołuje atomizację społeczną i tworzy dwa tkwiące w bańkach informacyjnych ślepo walczące ze sobą wrogie plemiona.


Fasadowa polityka demograficzna państwa

Prognozy ONZ wskazują, że w 2100 roku Polskę będzie zamieszkiwać 21 milionów osób. Należy się więc zastanowić dlaczego w „totalitarnym okresie PRL” Polska doświadczyła dwóch wyży demograficznych, a w „wolnej Polsce po Balcerowiczu” doświadczamy rujnującej emigracji ekonomicznej, depopulacji, tak że nawet program 500+ nie jest w stanie zapewnić choćby prostej zastępowalności pokoleń. Z „wolnej Polski” wyjechało m.in. do Wielkiej Brytanii (Irlandii) i Niemiec około 2,5 mln osób w wieku produkcyjnym (w tym młode kobiety w wieku prokreacyjnym).

Istotą neoliberalnej UE jest wolność przepływu ludzi i towarów. Pomimo prowadzonej konsekwentnie w UE polityki austerity, jakość życia dostępna poza granicami Polski okazała się wyższa z punktu widzenia założenia rodziny.

Polskie państwo po Balcerowiczu, odstępując od prowadzenia aktywnej polityki demograficznej, utrudniło tradycyjnym rodzinom reprodukcję tkanki biologicznej. Wdrożona ekonomia neoliberalna stosowała brutalny mechanizm prywatyzacji zysków i uspołecznienia kosztów oraz ryzyka. Przed implementacją 500+ koszty społeczne były w stu procentach przerzucane na filar biologiczny gospodarki – rodziny.

500+ musi być jednak uzupełnione polityką pełnego zatrudnienia dla młodych i skuteczną strategią motywacyjną gwarantującą „darmowe mieszkanie na start” dla każdej nowo założonej rodziny. Demografii nie pomoże betonowanie tysięcy kilometrów autostrad, budowa CPK, zakup F-35 lub przekop Mierzei Wiślanej.

Państwo nie może zostawiać młodych ludzi chcących założyć rodzinę w „trójkącie bermudzkim” chciwych banków (z ich ofertą kredytową) i deweloperów. Brak własnego lokum, a więc zdolności do usamodzielnienia się rodzin opóźnia drastycznie decyzje młodego pokolenia o posiadaniu dzieci i ogranicza ich liczbę.

W obszarze polityki ludnościowej widoczna jest oczywista dywersja demograficzna państwa. Na terenie RP regulator popełnił fatalny błąd polegający na zgodzie na zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych pokolenia aspirującego do klasy średniej z wykorzystaniem tzw. „hipotecznych kredytów frankowych”.

Te toksyczne produkty bankowe można porównać do „tykającej bomby niepewności” podłożonej wprost pod polską rodzinę. Losy tysięcy polskich rodzin zostały wystawione na ryzyko związane z kasynową spekulacją na rynku FOREX. Czarne wygrywa, czerwone przegrywa.

Po gwałtownym skoku CHF tysiące rodzin, które zaciągnęły takie kredyty, utraciło część dochodów, które musiały przeznaczyć na pokrycie wzrastających kosztów rat. Tysiące rodzin przegranych w tej grze, których dochody nie wystarczały na spłatę rat, sytuacja zmusiła do emigracji zarobkowej. FOREX-owy kredyt był zabezpieczony nie tylko na nieruchomości, ale także na całym majątku osobistym dłużnika, dlatego wypowiedzenie takiej umowy, w przypadku utraty pracy, oznaczało traumę psychiczną związaną z komornikiem i odebraniem podstaw egzystencji. Kredyty frankowe stworzyły eldorado dla komorników, gdyż pobierali oni 15% wartości często zlicytowanej za bezcen nieruchomości. Spółki giełdowe zajmujące się profesjonalną windykacją skupionych od banków wierzytelności stały się najbardziej rentownym sektorem gospodarki. Handel „żywym towarem” stał się w Polsce „żyłą złota” dla amoralnego biznesu. Dopiero skandal korporacyjny GetBacku stał się „otrzeźwiającym szokiem” dla zwolenników generowania zysków na cudzej krzywdzie. Co ciekawe, „wielu przedsiębiorczych Polaków” nie widzi nic złego w zarabianiu pieniędzy poprzez nabywanie nieruchomości odbieranych przez komorników niewypłacalnym dłużnikom frankowym.

Państwo polskie pomimo swojej wyjątkowo aktywnej roli w promowaniu tego produktu do tej pory nie naprawiło ustawowo swojego błędu regulacyjnego2.

Oszukani przez polityków „kredytobiorcy frankowi” zostali wysłani do sądów, gdzie grają teraz w „sędziolotka” (w sądach cywilnych losowanie sędziów), opłacając za własne pieniądze prawników. Koszty procesu są znaczące, gdyż w interesie prawników leży przeciąganie procesu. Wymiar sprawiedliwości jest praktycznie zapchany tymi skomplikowanymi sprawami. Po kilku latach i tysiącach spraw przegranych przez kredytobiorców powoli się zmienia pogląd sędziów na ten problem społeczny.

Patrząc z perspektywy zaufania do własnego państwa, w całym tym wydarzeniu najgorsze wydaje się to, że „ostatnią deską ratunku” okazały się dla kredytobiorców regulacje UE i orzeczenie TSUE w sprawie Dziubak, a nie polska klasa polityczna – unijna Dyrektywa 93/13 pozwalająca uznać klauzulę indeksacyjną za abuzywną.

Własna klasa polityczna finansująca się z wysokich podatków nakładanych na społeczeństwo uchyliła się od ustawowego uregulowania problemu.

Kobiety w Polsce „twardo stąpając po polskiej ziemi” wobec fasadowej polityki demograficznej, wstrzymują się od jakichkolwiek decyzji prokreacyjnych. Nikt ich nie zmusi prawnie do rodzenia dzieci. Nie pomogą tu żadne ustawy, nakazy ani orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Warunki środowiskowe dla demografii są w „wolnej Polsce” gorsze w porównaniu do demonizowanego PRL i 500+ jest w stanie najwyżej spowolnić dynamikę depopulacji.

Poniższy wykres z portalu Bankier.pl3 obrazuje brutalną prawdę o wpływie totalnych rządów pieniądza i dekadenckiej kulturze Zachodu na demografię w Polsce. Jak widać okres „wolnej Polski” (połowa lat 80.) rozpoczyna gwałtowny spadek rodzących się dzieci.

Powyższy wykres obrazuje, że klucz do wzrostu demograficznego stanowi zrozumienie, czym jest poczucie stabilności życiowej i rzeczywistego bezpieczeństwa po narodzeniu dziecka tworzone przez stabilną rodzinę i państwowy system wsparcia. Ideologią „pozornej wolności od wszystkich ograniczeń” dzieci się nie nakarmi i nie wychowa. Okres PRL bezspornie cechował się optymizmem – wysokim bezpieczeństwem zatrudnienia i dostępnością niskokosztowych mieszkań oraz wsparcia wychowawczego dla młodych rodzin. Powyższa teza znajduje potwierdzenie w zachowaniach prokreacyjnych Polek w UK.

W Wielkiej Brytanii aborcja jest powszechnie dostępna. Dane demograficzne z tego kraju pokazują, że Polki w wieku rozrodczym, które tam wyjechały ułożyć sobie życie, rodzą najwięcej ze wszystkich mniejszości etnicznych – około 20 tys. dzieci rocznie (i wyprzedzają w tym nawet muzułmanki). Na tle innych mniejszości etnicznych w UK wskaźnik TFR (ang. Total Fertility Indeks) jest najwyższy dla Polek4. Rodzenie dzieci stanowi więc naturalny element polskiego kobiecego kodu kulturowego i forsowanie tezy o gruntownych zmianach kulturowych okazuje się półprawdą. Dane z UK świadczą o tym, że Polki bezspornie chcą rodzić dzieci, i w teorii rodziłyby je w Polsce, gdyby ich skutecznie nie zniechęcała do tego neoliberalna polityka demograficzna „pozornie wolnej Polski”.


Katastrofa systemu ubezpieczeń emerytalnych

Dotychczasowe systemy ubezpieczeń emerytalnych opierały się na istnieniu solidarności międzypokoleniowej – tzw. „wspólnoty losu”. System działał tak długo, jak długo nie pojawiła się depopulacja – liczba pracujących była zbliżona do liczby emerytów pobierających świadczenia. Deregulacja obyczajowa i neoliberalny kult pieniądza pokaźnie zmniejszyły przyrost naturalny. Przyrastająca liczba emerytur jest nie do utrzymania przez spadającą liczbę aktywnych zawodowo.

Już od lat 90. ubiegłego wieku, ze względu na widoczny spadek liczby osób pracujących w stosunku do osób uprawnionych do emerytury, Bank Światowy lobbował za prywatyzacją systemu emerytur i odejściem od systemu opartego na równowadze międzypokoleniowej. Zmiana ta miała polegać na porzuceniu systemu „zdefiniowanego świadczenia emerytalnego” na rzecz „systemu zdefiniowanej składki”. Emerytura miała być zależna od zgromadzonego kapitału emerytalnego. System zaproponowany przez Bank Światowy de facto zrywa solidarność międzypokoleniową. Biologiczny koszt trwania wspólnoty przestaje być równo dzielony pomiędzy pokolenia. Pokolenie teraz pracujące nie będzie mogło liczyć na solidarność swoich dzieci, gdyż one się po prostu nie rodzą (nie dotyczy to m.in. resortów siłowych i wymiaru sprawiedliwości, które pozostają w starym systemie).

W Polsce utworzono specjalne otwarte fundusze emerytalne, które przez inwestycje i spekulację na rynku finansowym obiecywały przyszłym emerytom emeryturę pod palmami. Nie ma jednak możliwości osiągania zysków przez firmy w oderwaniu od rzeczywistości społeczno-gospodarczej.

Depopulacja i starzenie się społeczeństwa wpłynie negatywnie na stopy zwrotu z cen akcji na giełdzie. Starsze osoby nie są zainteresowane spekulacją – ponoszeniem ryzyka spółek akcyjnych i preferują obligacje i lokaty. Spółki akcyjne jako mechanizm konwersji krótkoterminowych oszczędności na długoterminowe finansowanie gospodarki otrzymają zatem mniej kapitału na tworzenie miejsc pracy i nowe projekty gospodarcze.

Konsumpcja starszych grup wiekowych jest niższa i inna niż młodszych grup. Bezspornie spadnie popyt na dobra inwestycyjne, konsumpcyjne i zyski biznesu. Zmniejszenie zdolności biznesu do generowania zysku oznacza trwałą dekoniunkturę na giełdzie akcji. Zwiększeniu ulegną natomiast kosztowne społecznie nakłady na służbę zdrowia i domy spokojnej starości (efekt rozpadu rodziny).

Przyznając się do pomyłki w sprawie OFE, Rząd RP ostatecznie zlikwidował ten projekt. Raport pokazujący prawdę o całej sprawie nigdy nie powstał. Na OFE miliardy zarobiły firmy zarządzające aktywami i ich akcjonariusze.

Problem ZUS Robert Gwiazdowski nazwał „piramidą finansową”.

Obecnie nawołuje się do masowego sprowadzania emigrantów do Polski, w nadziei, że będą oni płacili składki. Emigranci jednak wolą Niemcy. Bardzo wysokie opodatkowanie pracy oraz pensje na poziomie working poor (dominanta) skutecznie zniechęcają emigrantów do trwałego osiadania w Polsce.


Zapaść rynku nieruchomości

Zabezpieczenie starości przez inwestycje w nieruchomości staje się wątpliwe. Na rynku nieruchomości obserwujemy wyraźną bańkę cenową spowodowaną anomalią rynkową ujemnych realnie stóp procentowych. Od wybuchu kryzysu w 2008 roku banki centralne na całym świecie usiłują ratować sytuację gospodarczą dodrukiem pieniądza. Pandemia COVID-19 nasila te działania, co spowoduje wzrost inflacji i stóp procentowych. Na problem nałoży się przyśpieszająca depopulacja. Nie sposób liczyć na wzrost cen na rynku nieruchomości bez stabilnego wzrostu popytu na nie wynikającego ze wzrostu liczebności młodej generacji zakładającej rodziny. Spadająca liczba ludzi aktywnych zawodowo, migracje oraz starzenie się społeczeństwa wpływa bardzo negatywnie na wyceny na rynku nieruchomości5.

Polska idzie szybkim krokiem torem wytyczonym przez starzejącą się Japonię. Nasz kraj jest przesunięty w cyklu starzenia się ludności wobec Japonii o około dwadzieścia lat. Wyceny na rynku nieruchomości zależą zatem wprost od liczby rodzących się dzieci, przyrostu poziomu oszczędności w gospodarce oraz poziomu optymizmu.


Migracje – „międzynarodowa grabież” najcenniejszego kapitału ludzkiego

Podstawą funkcjonowania UE jest jednolity rynek – wolny przepływ ludzi, towarów i usług. Zasada ta powoduje, że kraje bogate znajdują się w uprzywilejowanej pozycji wobec krajów biedniejszych. Miliony ludzi emigruje z biedniejszych regionów UE do regionów bogatszych. Z Polski wyemigrował najcenniejszy kapitał ludzki (ponad 2 mln osób, w tym m.in. kobiety w wieku reprodukcyjnym, specjaliści, 30 tysięcy lekarzy wyedukowanych za pieniądze podatnika)6. Kryzys COVID-19 obnażył zagrożenia dla zdrowia publicznego wywołane przez neoliberalne państwo.

Problem migracji spowodował m.in. brak jakiejkolwiek strategii gospodarczej państwa tworzącej w Polsce dobre i stabilne miejsce do życia rodzin. Konkurowanie kosztami pracy prowadzi do prekaryzacji pracowników najemnych. Polska jest definiowana przez międzynarodowych ekonomistów nie tylko jako foreign own state, ale także jako low wage country. Indukowanie procesów migracyjnych pogłębiło rozpad rodziny. Wychowanie młodej generacji to poważny koszt ponoszony przez rodzinę, który jednocześnie podtrzymuje biologiczne trwanie wspólnoty narodowej. Koszt ten z punktu widzenia wspólnoty jest kosztem straconym, gdyż przyszłe korzyści z twórczego potencjału młodej generacji (składki do systemu ubezpieczeń społecznych) zostaną skonsumowane w innym kraju.

Kraje, do których wyemigrowali Polacy odnoszą znaczące korzyści z tego tytułu. Instytucje UE nie wytworzyły mechanizmu kompensacji strat dedykowanego dla państw tracących najcenniejszy kapitał ludzki na rzecz bogatych państw „starej Unii”.


Gigantyczne marnotrawstwo twórczego potencjału młodej generacji

Odpowiedzialne państwo nie może pozostawiać wychowania i perspektyw życiowych dla młodej generacji regułom leseferyzmu. Młodzi Polacy tylko wtedy zajmą odpowiedzialne miejsce w „sztafecie pokoleń” i podejmą obowiązki związane z trwaniem wspólnoty narodowej, jeśli stworzy się im ku temu warunki. Państwo „po Balcerowiczu” powiedziało młodej generacji „róbta, co chceta” – mamy wolny rynek. Robiąc inwestycję we własne życie, młodzi masowo poszli na studia. Prywatne wyższe uczelnie rozpoczęły biznes wyzyskujący aspiracje życiowe młodego pokolenia. Sprzedaż dyplomów magistra była oderwana od możliwości rynku pracy.

O ile w początkowym okresie szanse na awans społeczny dzięki uczciwej pracy były spore, to obecnie w Polsce istnieje grupa 750 tys. młodych Polaków w wieku pomiędzy 15 a 29 rokiem życia, którzy nie pracują i nie uczą się (ang. NEET, not in employment, education or training). 50% z nich nie ma żadnego doświadczenia zawodowego. Ponad 70% takich osób pozostaje poza rejestrami urzędów zatrudnienia. Zdobycie wyższego wykształcenia przestało być gwarancją otrzymania zatrudnienia7.

Z punktu zarządzania gospodarką to karygodne marnotrawstwo kapitału ludzkiego na wielką skalę oraz czynnik tworzący wybuchową strukturę społeczną. Wolny rynek w rozumieniu „Balcerowicza” i odrywająca od życia „cyberprzestrzeń” nie stworzy szans życiowych dla tej młodzieży. Poszukiwanie sensu życia zachęca młodych ludzi do angażowania się w kontrkulturowe NGO. Chińczycy skutecznie podjęli problem związany z narkotyzującym młodzież „uzależnieniem od cybernetycznej smyczy”. Problem niepracującej młodzieży (NEETs) dotyczy całej UE8. Państwo przez system edukacji musi wejść w rolę wychowawcy i aktywizatora zawodowego młodzieży (ang. enabling state). Pieniądze podatnika wydatkowane na uniwersytety muszą tam wytwarzać podstawowy kapitał moralny.


Systemowa propagacja rozwiązłości – wzrost liczby rozwodów

Systemowa promocja rozwiązłości w dominującej części krajów Zachodu jest faktem. Wystarczy porównać produkt kultury Indii i USA. Kultura Zachodu przestaje panować nad zwierzęcymi instynktami tkwiącymi w naturze homo sapiens. Jak pokazuje historia ludzkości, umowa społeczna polegająca na częściowym ograniczeniu wolności osobistej w zakresie seksualności jednostek zbiorowości stanowi właśnie wyraz postępu i przynosi korzyści psychiczne, cywilizacyjne oraz społeczne9. Korzyść ta widoczna jest przede wszystkim w stabilnym i chroniącym psychikę procesie wychowania dzieci.

Małżeństwo można porównać do transakcji zawartej na rynku matrymonialnym. Warunki środowiskowe mogą zachęcać lub zniechęcać do zawierania takich transakcji. Narcystyczne i egoistyczne postawy życiowe połączone z osłabieniem poczucia odpowiedzialności za drugiego człowieka prowadzą do masowego przyrostu liczby rozwodów i problemów wychowawczych w ramach rozbitych rodzin. Ciągłe poszukiwanie „nowego modelu” zaspakaja zwierzęce instynkty, ale godzi w dobro dzieci. Im wyższa rotacja partnerów na tym rynku, tym gorsze środowisko rozwoju psychicznego otrzymuje dziecko. Konflikty pomiędzy egoistycznymi rozwiedzionymi małżonkami wprost przekładają się na ich zdolność do współpracy przy wychowaniu dzieci. Wobec problemu narastającej liczby rozwodów Polska – jako jeden z ostatnich krajów UE – nie wprowadziła instytucji opieki naprzemiennej nad dziećmi dla rozwiedzionych rodziców10. Instytucja ta wymusza współpracę byłych partnerów po rozpadzie związku dla dobra dziecka.

Zarówno kobieta jak i mężczyzna chcący założyć rodzinę według tradycyjnych wzorców narażają się na wysokie ryzyko konsekwencji rozwodu. Zaczynają więc dominować „związki puste”, gdzie strony pozostają tak długo jak przemawia za tym ich subiektywnie postrzegany interes. Zanika wzajemna lojalność i odpowiedzialność. Decyzja o zajściu w ciążę w Polsce zaczyna przypominać grę w rosyjską ruletkę11. Kobieta ponosi ryzyko ciężaru samodzielnego wychowania dziecka, które jest coraz większe w środowisku „piotrusiów panów”. Mężczyzna także ponosi ryzyko braku uczciwości partnerki w przyszłości. Polska to „raj regulacyjny” dla kobiet chcących z niskich pobudek w imię interesu przede wszystkim własnego pozbawić swojego byłego partnera więzi z dzieckiem, majątku i dochodów. Alienacja rodzicielska to poważny problem społeczny dotykający dziesiątek tysięcy ojców w Polsce.

Z punktu widzenia kształtowania postaw życiowych – brak męskiego wzorca w wychowaniu synów i dominacja nadopiekuńczej matki powoduje nieatrakcyjność tak wychowanych mężczyzn na rynku matrymonialnym. Konsekwencją takiego modelu życia będzie cała generacja doświadczająca samotnej starości. Koszt opieki nad takimi osobami obciąży budżet państwa.


Społeczeństwo multikulturowe a bezpieczeństwo narodowe

UE promuje na swoim terytorium politykę różnorodności. Depopulacja zachęca liberalnych ekonomistów do głoszenia tezy o konieczności masowego sprowadzania emigrantów ekonomicznych do Polski w celu utrzymania wzrostu gospodarczego. Racje ekonomiczne stoją tu jednak w sprzeczności z racjami bezpieczeństwa narodowego. Polska znajduje się w krytycznym miejscu przestrzeni geopolitycznej (dzieli Niemcy od Rosji) i posiadanie własnej – opartej na silnych wartościach oraz tożsamości – wspólnoty i armii stanowi podstawę suwerenności. Nie sposób zbudować bezpieczeństwa narodowego w oparciu o posiadające inne interesy państwa zamorskie, które wywołują polaryzację społeczną przez swoją agenturę wpływu.

Resorty siłowe aparatu państwa (wojsko, policja) muszą się składać z rzeczywiście lojalnych patriotów. Lojalności ojczyźnie i gotowości do poświęcenia życia w obronie granic nie da się kupić za żadne pieniądze. Jak pokazują doświadczenia z 1939 roku niezintegrowane mniejszości narodowe w obrębie granic państwa stanowiły w sytuacji stanu wojny zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. W 1939 r. mniejszości narodowe (Żydzi, Niemcy i Ukraińcy) po wkroczeniu okupantów działali aktywnie i jawnie przeciwko państwu polskiemu, dopuszczając się haniebnych aktów kolaboracji. Brak debaty publicznej odnośnie skutków załatwiania problemów gospodarczych przez wielkie migracje ludności z obcych stref kulturowych obnaża stan polskiej demokracji.


Podsumowanie

Pomimo trwania programu 500+ w Polsce rozpoczyna się proces szybkiej depopulacji. Proces ten wymaga pogłębionych badań, gdyż analiza problemu nie została wyczerpana w niniejszym opracowaniu. Ujemny przyrost naturalny powoduje wiele czynników – m.in. brak jakiejkolwiek skutecznej polityki gospodarczej, kulturowej i demograficznej. Należy jednak zauważyć, że wolność miejsca życia i zamieszkania Polaków w ramach UE stawia pod znakiem zapytania sensowność aktualnej polityki demograficznej Rządu RP. Wobec hipokryzji klasy politycznej matki pobierające świadczenie 500+ nie zatrzymają swoich dzieci przed emigracją. UE nie zrekompensuje polskiemu podatnikowi poniesionej inwestycji w kapitał ludzki. Wzrastające w przyszłości podatki wskutek wypłacanego teraz 500+ zachęcą do opuszczenia Polski kolejne generacje młodych wchodzących na rynek pracy.

Polki będą rodzić dzieci, ale Polska musi stać się dobrym miejscem do życia. Należy odrzucić wszelkie radykalizmy i po postawieniu diagnozy rozwiązać problemy. Fasadowa dyskusja o aborcji eugenicznej pogłębia frustrację młodej generacji i przesuwa ją w obszar ideologicznego wpływu fundamentalistów obyczajowych postulujących jeszcze głębszą deregulację obyczajową. Po co jednak rodzić dzieci w tym kraju – skoro często oznacza to prekariat, wejście w sferę ubóstwa i wysokie prawdopodobieństwo powiększenia żyjącej na koszt innych grupy NEETs?

Promowane przez zewnętrzne ośrodki wpływu zmiany kulturowe potęgują wieloletnie zaniedbania państwa. Polem walki ideologicznej są umysły młodej generacji, które stanowią najcenniejsze aktywo tego kraju. Musimy w końcu zdać sobie sprawę, że Polska w przyszłości będzie dokładnie taka jak efekt naszego wychowania młodej generacji.

Aby „sztafeta pokoleń” poniosła „pałeczkę polskości w przyszłość”, musi ona postrzegać własne państwo, tradycyjną rodzinę i „ideę narodową” jako wartości same w sobie, według których warto żyć.

Pasywność państwa wobec narracji „róbta, co chceta” w sferze obyczajowości i bierność wobec toksycznych kodów kulturowych kształtujących zbiorową świadomość młodego pokolenia doprowadzi do rozpłynięcia się Polski w UE i katastrofy biologicznej oraz etnicznej.

Nie ulega wątpliwości, że tradycyjna wielopokoleniowa rodzina to najtańsza i najbardziej efektywna kosztowo forma przetrwania biologicznego. To rodzina jest nośnikiem kulturowego DNA. Funkcjonowanie tradycyjnej rodziny z precyzyjnie opisanymi rolami mężczyzny i kobiety oraz stanowczą ochroną dzieci powinno być zatem celem polityki społecznej polskiego państwa.

Jeśli polskie państwo chce ochronić „polskie kulturowe DNA”, to musi stać się aktywnym aktorem w obszarze edukacji młodej generacji, wzmacniając tworzony kapitał moralny – reagując na ewidentne dowody dywersji ideologicznej.

Należy wyeliminować z wyższych uczelni i przestrzeni publicznej NGO propagujących destrukcyjne dla wychowania kody kulturowe. Formacja umysłów młodzieży nie może być bezkrytycznie pozostawiona globalnej cyberprzestrzeni i jej aktywistom.

Ideologia wolności od wszelkich ograniczeń kulturowych to narzędzie destrukcji tkanki społecznej prowadzące w efekcie do bezkarnego pasożytowania na naiwności i marności ludzkiego bytu. Stwierdzenie, że „nasz los jest w pełni w naszych rękach” to oszustwo wobec dziewięćdziesięciu procent populacji. Przemoc systemowa przejawia się w bardzo różnych szansach na wygraną w ruletce życia. Przeciętny Kowalski ma bardzo ograniczony wpływ na to, w jakiej epoce się urodzi, w jakiej rodzinie i jakie napotka w swoim życiu szanse życiowe. A życie to zbiór dostępnych opcji w którym faza zarodkowa i starość to zdarzenia pewne.

Niedojrzałe życiowo umysły są wyjątkowo podatne na ideologię darmowej wolności od wszystkich zobowiązań i powinności. Nie zdają sobie one sprawy, że absolutna wolność od wszelkich zobowiązań (praca, rodzina, wspólnota, państwo) nie jest możliwa, a cyniczni agenci wpływu głoszą obietnice bez pokrycia. W prawdziwym życiu muszą istnieć zasady współżycia społecznego, a wolność można realizować tylko przez własną dającą satysfakcję pracę w ramach bezwzględnego poszanowania praw innych oraz długoterminowych wartości nadrzędnych danej wspólnoty.

dr Stanisław Jan Adamczyk
Akademia Sporu Finansowego

Tekst stanowi artykuł z pisma internetowego „Nowoczesna Myśl Narodowa”, które za darmo, w PDF, można probrać z witryny gazety.

1 Międzynarodowe targi dla gejów w Brukseli (Man Having Babies) umożliwiają wynajęcie macicy Ukrainki i kupno jej dziecka w cenie już od 90–150 tys. USD, cf. link: https://www.tvp.info/50701017/homoseksualisci-moga-kupic-dzieci-trwaja-miedzynarodowe-targi, [dostęp: 25.11.2020].

2 A. Bartoszewicz, Skutki zaniechania polityki publicznej w dziedzinie kredytów hipotecznych, „Studia z Polityki Publicznej” 2019, nr 2, cf. etiam http://yadda.icm.edu.pl/yadda/element/bwmeta1.element.ekon-element-000171567626, [dostęp: 25.11.2020].

3 Link: https://www.bankier.pl/wiadomosc/Demograficzna-katastrofa-w-Polsce-przyrost-naturalny-najnizszy-od-II-wojny-swiatowej-7811930.html, dostęp: 25.11.2020

4 Raport ONS: Polki rodzą najwięcej dzieci w Anglii i Walii pośród imigrantek, https://www.polishexpress.co.uk/raport-ons-polki-rodza-najwiecej-dzieci-w-anglii-posrod-imigrantek, [dostęp: 25.11.2020].

5 Demographics and the Housing Market: Japan’s Disappearing Cities, “IMF Working Paper”, Nr 20/200, https://papers.ssrn.com/sol3/papers.cfm?abstract_id=3721225, [dostęp: 25.11.2020].

6 K. Kutwa, Wielki exodus Europy Środkowo-Wschodniej, „Obserwator Finansowy”, https://www.obserwatorfinansowy.pl/bez-kategorii/rotator/wielki-exodus-europy-srodkowo-wschodniej/, [dostęp: 25.11.2020].

7 M. Smoter, Nie uczą się i nie pracują, https://ibs.org.pl/publications/nie-ucza-sie-i-nie-pracuja-czy-stanowia-wyzwanie-dla-polityki-publicznej/, [dostęp: 25.11.2020].

8 European long term issue. Youth unemployment, https://www.eurofound.europa.eu/pl/publications/blog/europes-long-term-issue-youth-unemployment, [dostęp: 25.11.2020].

9 J.D. Unwin, Sex and Culture, Oxford 1934; wyd. polskie, Seks i kultura, Kraków 2019.

10 W zakresie opieki naprzemiennej PiS ma takie stanowisko jak Marta Lempart ze Strajku Kobiet – przyp. aut.

11 A. Ambroziak, Wywiad z Kamilą Ferenc, serwis OKO.press, https://oko.press/zachodzenie-w-ciaze-w-polsce-to-rosyjska-ruletka-wywiad/, [dostęp: 25.11.2020].

Click to rate this post!
[Total: 15 Average: 4.1]
Facebook

9 thoughts on “Adamczyk: Okiem ekonomisty – niewidoczne konsekwencje deregulacji sfery obyczajowej”

  1. Proszę się poważnie zastanowić – albo jesteśmy rozpasanymi, neoliberalnymi konsumpcjonistami, którzy o własnym dobrym nie wiedzą, albo prekariuszami-żebrakami, których nie stać ani na kupno mieszkania, ani na założenie rodziny.

  2. „Promowane przez zewnętrzne ośrodki wpływu zmiany kulturowe potęgują wieloletnie zaniedbania państwa.”
    Ja bym na miejscu Autora odwrócił kolejność – to wieloletnie zaniedbania państwa potęgują efekty związane z działalnością zewnętrznych ośrodków propagandowych. Człowiek jest przecież układem ze sprzężeniem zwrotnym i to informacja obrobiona przez umysł definiuje reakcję, a nie sam bodziec.

  3. Autor poświęcił sporo wysiłku na ten tekst, lecz niestety zawarł w nim szereg błędnych wniosków.

    „Powyższa teza znajduje potwierdzenie w zachowaniach prokreacyjnych Polek w UK.”

    I to jest pierwszy z bardzo poważnych braków. Zachwycając się rozrodczością Polek w UK, wypadałoby sporządzić jakiś portret przeciętnej polskiej emigrantki. Biorąc pod uwagę dominujący przedział wiekowy (20-35) i relatywnie niski status społeczny (przeważają pracownicy fizyczni), otrzymujemy informację o emigracyjnej nadreprezentacji grupy społecznej, która również w Polsce nie stroni od prokreacji. Jednak jako napływowa w społeczeństwie brytyjskim stanowi ona znacznie większy odsetek niż w polskim i stąd wzięła się ta ponadprzeciętna rozrodczość.

    „Problem ZUS Robert Gwiazdowski nazwał „piramidą finansową”.”

    Nie warto powielać roszczeniowej, libertariańskiej mitologii. Nikt nie wymyślił lepszego modelu od repartycyjnego, a podstawowym problemem ZUS nie jest żaden brak zastępowalności pokoleń, gdyż wydajność pracy wzrasta w szybkim tempie, lecz powszechnie tolerowana (a nawet pochwalana!) kradzież środków należnych obecnym świadczeniobiorcom. ZUS można porównać do pompy, która zassane fundusze (z pominięciem ok. 2% kosztów własnych) na bieżąco wypłaca emerytom, rencistom i beneficjentom pozostałych świadczeń. Niestety, mikroskopijne składki dla przedsiębiorców (de facto niższe od pobieranych od pracownika dyskontu…), umowy śmieciowe oraz pozostałe patologie tworzą w budżecie FUS dziurę, którą trzeba zasypywać pieniędzmi podatników. W bieżącym roku to aż 33,5 mld zł, które mogły trafić na zupełnie inny cel albo przyczynić się do zmniejszenia opodatkowania lub oskładkowania.

    „Emigranci jednak wolą Niemcy. Bardzo wysokie opodatkowanie pracy oraz pensje na poziomie working poor (dominanta) skutecznie zniechęcają emigrantów do trwałego osiadania w Polsce.”

    Wysokie opodatkowanie pracy w Polsce (21 z 35 w ramach OECD) sprawia, że wybierają Niemcy, które wielkością klina podatkowego ustępują tylko… Belgii :))

    „Migracje – „międzynarodowa grabież” najcenniejszego kapitału ludzkiego”

    W ramach niekontrolowanej imigracji przybywają głównie ci, którzy nie mają nic do stracenia, czyli niziny społeczne. Widać to między innymi na przykładzie przyjeżdżających do Polski Ukraińców, Gruzinów, Hindusów, Bengalczyków itp. Właśnie z tego powodu UK wprowadziła obowiązujący od 2021 r. system punktowy.

    „30 tysięcy lekarzy wyedukowanych za pieniądze podatnika”

    Ciekawe, że niby wyemigrowało 30 tys. lekarzy, ale statystyki brytyjskiej NHS (najpopularniejszego kierunku emigracji) nie znajdują Polaków w 12-stce najliczniej reprezentowanych nacji w zawodzie lekarza. Lokata nr 12 przypadło Rumunom (kraj z 19 mln mieszkańców) w liczbie 780 lekarzy. Propaganda związków zawodowych kolejny raz nie wytrzymuje starcia z rzeczywistością.

    Strona 13/20 – https://researchbriefings.files.parliament.uk/documents/CBP-7783/CBP-7783.pdf

    1. Zgadzam się, że w tekście autora jest sporo błędnych wniosków i z wieloma Pana zastrzeżeniami. Są również u autora przekłamania i mieszanie pojęciami (nie żyjemy w żadnym neoliberalizmie czy wolnym rynku – mamy czystej krwi socjalizm). Niemniej mam kilka zastrzeżeń do Pana komentarza.

      Po pierwsze – „Nikt nie wymyślił lepszego modelu od repartycyjnego” – to jest tylko Pana opinia a nie fakt. System kapitałowy jest nie tylko bardziej bezpieczny, ale również przede wszystkim jest sprawiedliwy – pracujący i odkładający składki Kowalski może korzystać z owoców swojej wieloletniej pracy, co jest naturalną koleją rzeczy. Do tego nie musi narażać się, że w przypadku mniejszej liczby ludności w kolejnych pokoleniach (np. przez wojny, emigracje, etc.), system stanie się niewydolny. Dodatkowo – skoro X zarabia dużo i płaci wysokie składki a obecnie czerpie z tego Y i po latach okaże się, że system się załamał, to X zostaje na lodzie i jest to zwykła kradzież a nie najlepszy model (na odwrót zresztą również). A tak wprost ujmując problem – od zarania dziejów ludzie mieli oszczędności ze swojej pracy i dzięki nim funkcjonowali na starość czy w razie problemów. To właśnie dzisiejsza rzeczywistość jest przesiąknięta roszczeniowymi postawami w stylu „bo mnie się należy”. Złośliwie mogę dodać, że zwykłe odkładanie do skarpety w różnych walutach i kruszcach jest bardziej sensowne niż system, który Pan postawił za wzór.

      Po drugie – ZUS i politycy patrzący z dumą na ten chory twór twierdzą, że jest on oparty na systemie kapitałowym (vide Senyszyn – rzekomo profesor ekonomii) i ich zdaniem nie ma powodu aby się obawiać ze względu na niż demograficzny. Mam nieodparte wrażenie, że narracja jest dobierana do sytuacji, ale w efekcie to przeżarcie pieniędzy składkowiczów przez rozbudowaną biurokrację, malwersacje, chore koszty np. komputeryzacji, która nadal jest w opłakanym stanie itp. ustanowiły de facto system redystrybutywny, czy jak go Pan nazwał repartycyjny.

      Po trzecie – nie wiem co ma wydajność pracy do emerytur w chorym systemie redystrybutywnym w świetle tego, że za kilkadziesiąt lat będzie blisko 10 milionów Polaków mniej. System jest bardzo prosty – jeśli liczba składek pokrywa się lub jest większa niż liczba świadczeń + utrzymanie tego chorego molocha z legionem urzędników i masą premii dla prezesów, to jest OK. Jeśli nie, to zaczyna się problem.

      Po czwarte – „mikroskopijne składki dla przedsiębiorców” – założenie działalności w Polsce, poprowadzenie jakiegoś prostego biznesu w postaci sklepu spożywczego czy odzieżowego falsyfikuje tę roszczeniową, socjalistyczną mitologię. Mamy horrendalnie wysokie składki w porównaniu do siły nabywczej pieniądza a na tę składa się cały szereg czynników, które bynajmniej nie są efektem „libertariańskiej mitologii” tylko żywego w Polsce socjalizmu. A „umowy śmieciowe” biorą się stąd, że masie ludzi nie opłaca się robić niektórych zleceń, gdy są one oskładkowane. A przecież tymi zleceniami dodatkowo dorobiliby, jednocześnie napędzając gospodarkę. A jacyś niezbyt rozgarnięci jegomoście chcą to wszystko oskładkować i zrobili to – w efekcie na przykład masa pracowników IT nie bierze dodatkowych zleceń a płaci za to klient (np. ma sporo droższą stronę). W normalnym systemie powinna być możliwość wyboru, bo choć może to dla kogoś niewyobrażalne, ale naprawdę istnieją ludzie, którzy zdecydowanie lepiej sobie radzą z gospodarowaniem owocami własnej pracy niż ogłupieli urzędnicy i dzięki temu mają szansę na emerytury, które nie będą ochłapami.

      Dodatkowo:

      „Biorąc pod uwagę dominujący przedział wiekowy (20-35) i relatywnie niski status społeczny (przeważają pracownicy fizyczni), otrzymujemy informację o emigracyjnej nadreprezentacji grupy społecznej, która również w Polsce nie stroni od prokreacji.” – i to jest wniosek z kapelusza, bo zupełnie pomija Pan, że zarówno osoby z tej samej grupy społecznej oraz nawet czasami te same osoby w Polsce nie mają tylu dzieci a za granicą owszem. Zwyczajnie małżeństwo robotników w UK czy w Niemczech może swobodnie wynająć mieszkanie i utrzymać rodzinę z 3-4 dzieci, bo po prostu ich na to stać a w Polsce jest to zwyczajnie horrendalnie trudne (choćby przez relację pensji robotnika do kosztów najmu mieszkania w mieście).

      „Wysokie opodatkowanie pracy w Polsce (21 z 35 w ramach OECD) sprawia, że wybierają Niemcy, które wielkością klina podatkowego ustępują tylko… Belgii :))” – siła nabywcza pieniądza wyjaśnia ten „fenomen”. Zresztą zwykła obserwacja powinna nasunąć ten wniosek – nie jest możliwe, żeby w Polsce robotnik, mocno oszczędzając, choć nie głodując i wynajmując jednocześnie jakiś pokój (nie mówię o mieszkaniu), był w stanie odłożyć tyle, ile z tego samego rodzaju pracy przy takich samych warunkach za granicą. To raczej nie są czary 😉

      1. Czy informacje związane z rozrodczością są określone na populacji Polek bez rozróżniania, czy na zbiorze małżeństw Polek z Polakami? Wiem, pytanie może należeć do, nazwijmy to, niepopularnych 😉
        Oczywiście, nie umniejsza to wagi ekonomii, ale szkoda, że kiedyś, przy mniej korzystnej sytuacji, ludzie pobierali się i tworzyli rodziny – niejednokrotnie razem dochodząc do bogactwa. Przyznać jednak muszę, że to raczej doświadczenie mojej rodziny, czyli dowód raczej anegdotyczny. 🙂

      2. Tak tylko dodam, że – moim zdaniem – właśnie istotność ekonomii w procesie tworzenia się rodziny wskazuje na przesunięcie ideologiczne, do którego doszło od czasu transformacji ustrojowej (czy jakoś tak 😉 )

      3. @Marcin Sułkowski

        „System kapitałowy jest nie tylko bardziej bezpieczny, ale również przede wszystkim jest sprawiedliwy – pracujący i odkładający składki Kowalski może korzystać z owoców swojej wieloletniej pracy, co jest naturalną koleją rzeczy. ”

        Przypominam, że absolutnie nikt nie zabrania oszczędzania ani lokowania kapitału z myślą o emeryturze. Zaś fundamentem systemu repartycyjnego jest spłata długu wobec dorobku pokolenia seniorów, co uporczywie ignorują roszczeniowi libertarianie. Ponadto (na szczęście!) nie mamy emerytur obywatelskich, więc osoby odprowadzające wysokie składki mogą cieszyć się odpowiednio wyższymi świadczeniami.

        Nie należy również zapominać o tym, iż system kapitałowy nie został wprowadzony w żadnym rozwiniętym kraju. Eksperyment ten przeprowadzono w Chile za Pinocheta i skutek jest taki, że współcześni chilijscy podatnicy muszą masowo łożyć na zasiłki dla seniorów, którzy nie mają prywatnych emerytur ani oszczędności…

        „Do tego nie musi narażać się, że w przypadku mniejszej liczby ludności w kolejnych pokoleniach”

        Wydajność pracy stale wzrasta, a system repartycyjny daje możliwość modyfikacji wymiaru składek tak, by uzyskać potrzebne wpływy. Oczywiście im mniej świętych krów, tym ciężar ten jest lżejszy dla ogółu. Taka elastyczność nie dotyczy z kolei indywidualnego zabezpieczenia. Nikt nie zna swojej dalszej długości życia i pomijam już fakt, że zgodnie z żelaznym prawem płac, wynagrodzenia maleją z czasem do minimum, wobec czego oszczędzanie dla wielu staje się fikcją.

        „A tak wprost ujmując problem – od zarania dziejów ludzie mieli oszczędności ze swojej pracy i dzięki nim funkcjonowali na starość czy w razie problemów. ”

        Przypominam, że w „starych dobrych czasach” m.in. wyrzucało się zniedołężniałych rodziców na żebry, czego przykłady znajdujemy w literaturze. Bieda rodzi mnóstwo patologii.

        „To właśnie dzisiejsza rzeczywistość jest przesiąknięta roszczeniowymi postawami w stylu “bo mnie się należy”. ”

        Pomieszanie z poplątaniem. Roszczeniowa jest postawa libertarian, którzy płacąc śmieszne składeczki od 30% lub 60% średniej krajowej, oczekują złotych gór i nie dopuszczają myśli, że w poprzednich latach/dekadach pełnymi garściami korzystali z dorobku pokolenia seniorów.

        ” w efekcie to przeżarcie pieniędzy składkowiczów”

        Ma Pan prawo do takiej opinii, ale proszę o wskazanie wzorca instytucji, której koszty bieżące są niższe od 1,61% właściwych dla ZUS w 2020 r. Stawiam dolary przeciw orzechom, że skończy się na powtórce wyświechtanych sloganów wobec ZUS.

        „Mamy horrendalnie wysokie składki w porównaniu do siły nabywczej pieniądza”

        Również ma Pan prawo do takiej opinii, lecz mieści się ona w zakresie dogmatów religii libertariańskiej pod wezwaniem PO/KO. Jeśli w Polsce są wysokie podatki/składki, to co należy powiedzieć o znacznie wyższym klinie podatkowym u Czechów i Węgrów..?

        „A “umowy śmieciowe” biorą się stąd, że masie ludzi nie opłaca się robić niektórych zleceń, gdy są one oskładkowane.”

        Oczywiście, że się opłaca, co szczególnie dobrze widać gołym okiem w obecnej sytuacji. Etatowcy w najgorszym razie idą na chorobowe, postojowe lub tracę pracę z odprawą, a śmieciówkowiczom pozostają żebry. Jednak państwo polskie nie stoi na straży zapisów kodeksu pracy, więc nielegalne śmieciówki cały czas mają się wyśmienicie.

        „W normalnym systemie powinna być możliwość wyboru”

        Nie powinno się dyskutować o zastępowaniu etatu umową cywilnoprawną, ponieważ ZABRANIA tego art. 22 § 1 kodeksu pracy, a ponadto obecni płatnicy nie spadli z księżyca w wieku dorosłym, lecz mają dług wobec dorobku obecnego pokolenia seniorów.

        „i to jest wniosek z kapelusza, bo zupełnie pomija Pan, że zarówno osoby z tej samej grupy społecznej oraz nawet czasami te same osoby w Polsce nie mają tylu dzieci a za granicą owszem. Zwyczajnie małżeństwo robotników w UK czy w Niemczech może swobodnie wynająć mieszkanie i utrzymać rodzinę z 3-4 dzieci”

        Cały szkopuł w tym, że „stać kogoś na dziecko” to kwestia względna i taka problematyka dotyczy przede wszystkim rodziców chcących zapewnić dziecku odpowiedni start w dorosłe życie. Rodzice, którzy coś osiągnęli, nie chcą dopuścić do sytuacji, w której dziecko wyląduje niżej w hierarchii, a to jest niemałą inwestycją. Natomiast przywołani robotnicy nie są z reguły osobami, które powstrzymają się od prokreacji, bo nie zapewnią każdemu dziecku własnego pokoju, środków na rozwój zainteresowań i zajęcia dodatkowe itd. Takie osoby nawet w kraju szybko decydują się na potomstwo i to pomimo dość kiepskiej sytuacji finansowej.

        Zresztą na tym temat powstało wiele fachowych opracowań i łączy je m.in. nadreprezentacja emigrantek w wieku największej rozrodczości (20-latki) w stosunku do przedziału 15-49 opisywanego wskaźnikiem TFR.

        ” siła nabywcza pieniądza wyjaśnia ten “fenomen””

        Rozumiem, że Węgry (3/35 w OECD!), Czechy (7/35), Słowenia, Łotwa, Słowacja i Estonia, mające wyższy od polskiego klin podatkowy, to państwa z potężną siłą nabywczą 🙂

        „był w stanie odłożyć tyle, ile z tego samego rodzaju pracy przy takich samych warunkach za granicą.”

        To już jest pochodną siły nabywczej minimalnego wynagrodzenia za daną pracę. Węgier emigrując do Szwecji nie kieruje się niższym klinem podatkowym, lecz stopą życiową powiązaną z otrzymywanym wynagrodzeniem. Analogicznie z Polakiem wyjeżdżającym do Niemiec.

        1. @Faux Pas – nieco przydługo, ale tak wyszło 😉

          „Przypominam, że absolutnie nikt nie zabrania oszczędzania ani lokowania kapitału z myślą o emeryturze.” – jasne, że nikt nie zabrania. Ale czy nic? Tutaj już trudno się zgodzić, bo jednak masa jednoosobowych działalności gospodarczych funkcjonuje na takim poziomie przychodów, że kwota „na rękę” wystarcza raptem na utrzymanie status quo. Pojawiają się nawet gigantyczne problemy, gdy trzeba zmienić auto dostawcze, które wykorzystuje się do dostarczania towaru do sklepu. A w takich branżach nie mówimy o zakupie salonowego Sprintera, tylko pełnoletniego Transita, więc chyba skala pokazuje, że Pana myślenie jest życzeniowe w przypadku wielu Polaków.

          „Zaś fundamentem systemu repartycyjnego jest spłata długu wobec dorobku pokolenia seniorów, co uporczywie ignorują roszczeniowi libertarianie.” – akurat libertarianie tego nie ignorują – neo-liberałowie owszem, ale libertarianie rozpatrują ten aspekt również pod względem szeroko rozumianej sprawiedliwości. Ja libertarianinem nie jestem, więc ta ich nieco zbyt mocno uderzająca z ich strony ekonomizacja etyki mi nie odpowiada. Niemniej od strony konserwatywnej rzecz rozpatrując, to „fundament” tego systemu jest tak bardzo obrzydliwy i zmerkantylizowany, że aż szkoda, że Pan tego nie zauważa. Przecież ta myśl wyraża wprost, że rodzice mają dzieci po to, aby te dzieci ich utrzymały i „spłaciły dług”. Ja tutaj nie chcę bić w ton emocji rodzicielskich, choć i one są tutaj istotne, ale od strony czystej prakseologii, to jestem w stanie sobie dać rękę uciąć, że jednak większości rodzicom nawet przez myśl nie przechodzi, aby mieć dzieci z takich względów czy nawet mieć przekonanie, że dzieci są im dłużne i ten dług muszą spłacić. Wychowywanie i edukacja jako konsekwencja świadomego i opartego jednak na nieco wyższych uczuciach aktu to są powody przyjemności i dumy wynikającej jednak z bezinteresownego uczucia. W normalnych rodzinach nie ma kalkulacji, o której Pan pisze, że ktoś ją ignoruje. Właśnie takie myślenie – socjalistyczne w konsekwencji a w przyczynach oświeceniowe, jest oparte na błędnej, bo nieklasycznej antropologii. Cała reszta błędów „leci” dalej właśnie w oparciu o tę kwestię. Tak w ogóle, to czy pomyślał Pan o fakcie, który jest zupełnie oczywisty przy obecnej laicyzacji i konsumpcjonizmie, że jest masa ludzi, która będzie bezdzietna? Albo, że istnieją tacy, którzy mają tylko 1 dziecko? Ma Pan świadomość, że to jest w tej Pana narracji „spłacanie długu”, ale przez ludzi, którzy wcale tego długu nie zaciągnęli wobec zupełnie obcych ludzi? Bo na edukację obecnych pociech to akurat płaci się z podatków bieżących a nie z żadnych składek, więc generalnie ma Pan spory problem w wyjaśnieniu tego rzekomego zaciągania długu i jego spłacania.

          „Nie należy również zapominać o tym, iż system kapitałowy nie został wprowadzony w żadnym rozwiniętym kraju.” – to akurat nie jest dowodem niczego, o czym rozmawiamy. A contrario – w żadnym rozwiniętym kraju nie pomija się obecnie kwestii tolerancjonizmu. A tak na marginesie – w USA jak najbardziej istniał i nadal istnieje system kapitałowy – poza emeryturą, na którą wpłaca się do „Unia” (związku), wpłaca się również, jeśli się rzecz jasna chce, na prywatny fundusz, który np. w przypadku członka mojej rodziny, wypłaca więcej, mimo kilka lat krótszego stażu, niż „Unia”.

          „Eksperyment ten przeprowadzono w Chile za Pinocheta i skutek jest taki, że współcześni chilijscy podatnicy muszą masowo łożyć na zasiłki dla seniorów, którzy nie mają prywatnych emerytur ani oszczędności…” – bo zmiany w ekonomii są zmianami, które muszą trwać. Nie może być tak, że przeprowadza się ewolucję systemu, nagle coś/ktoś tę ewolucję gwałtownie przerywa i po latach ma pretensje, że skutki są negatywne. Mało to uczciwe.

          „Wydajność pracy stale wzrasta, a system repartycyjny daje możliwość modyfikacji wymiaru składek tak, by uzyskać potrzebne wpływy” – nie wiem doprawdy o jaką wydajność tutaj Panu chodzi. Mam wrażenie, że to jest listek figowy, taki sam jak „danie możliwości modyfikacji wymiaru skłądek tak, by uzyskać potrzebne wpływy”, gdzie tak naprawdę mówi Pan: należy dokręcić śrubę klasie średniej, bo to ona jest najbardziej prężna i jest głównym motorem napędowym gospodarki, więc dadzą radę.

          „Taka elastyczność nie dotyczy z kolei indywidualnego zabezpieczenia.” – a po diabła mi tego typu elastyczność, jak po prostu od początku pracy oszczędzam i odpowiednio tym oszczędzonym kapitałem (bo przecież przez dobre 40 lat pracy mam jeszcze kapitał operacyjny na bieżące wydatki, który mogę modyfikować i który zapewnia stałe dochody) dysponuję? Moja osobista elastyczność pozwala na decydowanie w odpowiedni sposób o moim majątku i mojej przyszłości. Jasne – większość przy daniu wyboru zdecyduje się na zwykłe płacenie składek do funduszu, tak jak jest to w USA i będą mieli normalne emerytury (bez dramatów jak w Polsce, gdzie po kilkudziesięciu latach pracy dostaje się ochłap). Także ta elastyczność, o której Pan mówi jest ludziom zbędna.

          „Nikt nie zna swojej dalszej długości życia” – to akurat nie ma żadnego znaczenia.

          „Przypominam, że w “starych dobrych czasach” m.in. wyrzucało się zniedołężniałych rodziców na żebry, czego przykłady znajdujemy w literaturze. Bieda rodzi mnóstwo patologii.” – bardzo brzydka próba zdyskredytowania tego, co napisałem a co do zasady jest nie tylko prawdziwe, ale i dobre. Pan podaje przykład patologii, bo normalni ludzie ani dzisiaj ani w dawniejszych czasach nie wyrzucali zniedołężniałych rodziców na żebry. Przykład nie jest więc ani zasadą ogólną ani falsyfikacją tego, co napisałem.

          „Roszczeniowa jest postawa libertarian, którzy płacąc śmieszne składeczki od 30% lub 60% średniej krajowej, oczekują złotych gór i nie dopuszczają myśli, że w poprzednich latach/dekadach pełnymi garściami korzystali z dorobku pokolenia seniorów.” – nie wiem za bardzo o kim Pan pisze, bo osobiście znam libertarian, którzy psioczą na obecny system, zarabiając jednocześnie pięciocyfrowe kwoty miesięcznie i zasilając ten system znacznie efektywniej niż np. ja czy wielu z Polaków. A to „czerpanie garściami” to już Panu wyżej wyjaśniłem. W życiu nie miałbym za złe swojej córce, że psioczy na zbyt wysokie podatki, oczekuje uzyskania większej części efektów swojej pracy niż obecnie (te Pana złote góry) i że po prostu korzysta z tego, co chciałem jej z małżonką przekazać, bo jest naszą córką. To ja, decydując się na dziecko, wziąłem pod uwagę, że muszę je właściwie wychować i wykształcić a moje oszczędności na emeryturę miałem obowiązek uwzględnić przy podejmowaniu tej decyzji. To, co Pan prezentuje, to jest szczyt roszczeniowości.

          „Stawiam dolary przeciw orzechom, że skończy się na powtórce wyświechtanych sloganów wobec ZUS.” – proszę więc szykować dolary 😉 Chce mi Pan powiedzieć, że emerytury w Polsce są sprawiedliwe i odpowiednio wysokie do przepracowanych lat i opłaconych składek? Żartów niech Pan sobie nie robi. Moja ś.p. babcia otrzymywała grosze za 47 lat swojej pracy albo na 3 zmiany w fabryce przez większość lat, albo prowadząc kiosk, gdzie pracowało się wtedy od 6 do 19 a w takim miejscu należało jeszcze być wcześniej, bo były dostawy. A 1.61% to bardzo ładna statystyka, która nie wyjaśnia zupełnie horrendalnych kosztów informatyzacji, niejasnych przetargów, chorych kosztów zbudowania sziedzib czy jeszcze płacenia średnio ponad 2700 zł miesięcznie urzędnikom, który są w większości ostatnimi tumanami. Może Pan sobie to uznać a wyświechtane slogany, ale jeśli prowadzi Pan działalność, to doskonale Pan wie, że mija się z prawdą.

          „Jeśli w Polsce są wysokie podatki/składki, to co należy powiedzieć o znacznie wyższym klinie podatkowym u Czechów i Węgrów..?” – jakim znów bardzo wymownym klinie podatkowym, skoro podstawowe koszty (np. paliwo) mają stosunkowo podobne, ale np. mają możliwość zakładania działalności, płacąć w tym przypadku grosze, w porównaniu do Polaków? Vide powód dla którego tysiące Polaków prowadzi działalności w Czechach albo prowadziło w UK w czasach spółek LTD.

          „Oczywiście, że się opłaca, co szczególnie dobrze widać gołym okiem w obecnej sytuacji. ” – nie, nie opłaca się. I mówię to z doświadczenia. Po prostu potencjalne koszty są przerzucane na klienta, który płacze, że ma droższy produkt przez tę fenomenalną decyzję.

          „Nie powinno się dyskutować o zastępowaniu etatu umową cywilnoprawną, ponieważ ZABRANIA tego art. 22 § 1 kodeksu pracy, a ponadto obecni płatnicy nie spadli z księżyca w wieku dorosłym, lecz mają dług wobec dorobku obecnego pokolenia seniorów. ” – rozmawiamy o sytuacji powinnościowej i statusie danego systemu a nie o stanie prawnym w Polsce. Co do długu – jak wyżej.

          „Cały szkopuł w tym, że “stać kogoś na dziecko” to kwestia względna” – nie. To jest kwestia bezwzględna, bo można zdecydować się na dziecko, bo weźmie się pod uwagę, że pewnych rzeczy mu się nie zapewni, ale funkcjonując normalnie w systemie, dziecko nie będzie ani w okresie dzieciństwa ani jako dorosłe przymierało głodem, jeśli nie jest nygusem. O to chodzi w „stać na dziecko”. Te kwestie, o których Pan mówi, to są kwestie dodatkowe i „odpowiedni start” w dzisiejszej rzeczywistości, w której dyplom uczelni jest warty funta kłatków, jest prawie że obligatoryjny. Wszystko więcej, to już spore koszty, na które stać nielicznych w Polsce.

          „Takie osoby nawet w kraju szybko decydują się na potomstwo i to pomimo dość kiepskiej sytuacji finansowej.” – i nadal stosunek liczby potomków jest niższy, niż np. w UK.

          „Rozumiem, że Węgry (3/35 w OECD!), Czechy (7/35), Słowenia, Łotwa, Słowacja i Estonia, mające wyższy od polskiego klin podatkowy, to państwa z potężną siłą nabywczą” – jeśli te kraje podaje Pan na podobnej zasadzie, co Czechy (a nie wiem, bo nie znam aż tak sytuacji), to zapewne odpowiedź będzie twierdząca, choć z pominięciem tego „potężną”, bo to zbędna złośliwość 😉

          „To już jest pochodną siły nabywczej minimalnego wynagrodzenia za daną pracę.” – czyli siły nabywczej pieniądza. Miło, że Pan to zauważa.

          „Węgier emigrując do Szwecji nie kieruje się niższym klinem podatkowym, lecz stopą życiową powiązaną z otrzymywanym wynagrodzeniem. Analogicznie z Polakiem wyjeżdżającym do Niemiec.” – co wyjaśnia właśnie siła nabywcza.

    2. No cóż, powszechnie panuje przekonanie, że emigrujący z Polski to najbardziej wartościowa grupa społeczna – naukowcy, przedsiębiorcy i wysoko wykwalifikowana siła robocza. Młodzi, dynamiczni, zaradni – kwiat polskiej młodzieży i przyszłość narodu. Pozostają w kraju lumpy, socjalistyczne nieroby i roszczeniowe menelstwo. Podobno dlatego PiS wygrywa kolejne wybory.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *