Bat na antyklerykalizm?

.

Dopiero co Francją i Europą wstrząsnął zamach trójki fanatycznych islamistów w redakcji ultra-antyreligijnego pisma „Charlie Hebdo”, w wyniku którego zginęło kilkanaście osób. Czuję się zobowiązany zabrać w tej sprawie głos, ponieważ odnoszę wrażenie, że dyskusja o tym wydarzeniu idzie w fałszywym kierunku.

Oczywiście nie pochwalam takich metod jakie zastosowali islamiści wobec dziennikarzy „Charlie Hebdo”, ponieważ porządek wymaga, aby państwo posiadało monopol na legalne użytkowanie siły fizycznej na swoim terenie. Z drugiej strony jestem w stanie zrozumieć motywacje, którymi kierowali się zamachowcy. Nie uważam ich za głupie czy bezpodstawne. Krótki przegląd dostępnych w internecie rysunków pochodzących z łam „Charlie Hebdo” wywołuje szok. Trudno tenże tygodnik uznać mi za typowe lewicowe i antyklerykalne pismo, jakich wiele wydaje się i w Polsce i na świecie. Jest to rynsztok pośród całego rynsztoku, a publikowane tam rysunki obrażają Boga w najrozmaitszych postaciach. Tej ohydnej profanacji podlegają tak idee i symbole religijne islamskie, jak i chrześcijańskie. Prawdę mówiąc byłem zszokowany skalą odchodów wypływających z francuskiego tygodnika. W Polsce żaden, najbardziej nawet antyklerykalny tygodnik, nie pozwoliłby sobie na coś takiego. Jak wiadomo polskie sądy, kierując się zasadami „postępu”, dość niechętnie i niemrawo karzą za „obrazę uczuć religijnych”. Jednak w tym przypadku chyba żaden biegły i żaden sędzia nie miałby wątpliwości, że granice nienawiści i obrazy zostały przekroczone.

W normalnym państwie dziennikarze „Charlie Hebdo” byliby na przemian karani grzywnami, najpierw wyrokami w zawieszeniu, a następnie wyrokami bez zawieszenia. Zmusiłoby to ich do zmitygowania się w swojej teofobii. Gdyby Państwo Francuskie strzegło choćby fundamentów moralności publicznej, stając w tej kwestii na wysokości zadania, nigdy nie doszłoby do zamachu na redakcję tygodnika. Zamordowani stali się ofiarą własnej nienawiści do wiary religijnej i bezczynności państwa, pozwalającego publicznie profanować symbole. Nie akceptując w żadnej mierze metod terrorystycznych, rozumiem uczucia, które musiały miotać tysiącami ludzi – tak chrześcijan, jak i muzułmanów – którzy spoglądali na strony tytułowe „Charlie Hebdo” przechodząc obok kiosków sprzedających gazety. Nienawiść wyrażona rysunkiem i tekstem prowokuje nienawiść w postaci czynnej.

Dlatego właśnie jestem głęboko zdziwiony jednostronnością postaw wielu osób, w tym także publicznych, wypowiadających się w sprawie tego zdarzenia. Wszyscy podkreślają „zamach na wolność prasy”, gdy tymczasem to właśnie nieograniczona wolność prasy – której we Francji wolno już lżyć i obrażać wszystko, co kojarzy się z religią – stoi u źródeł tych wydarzeń. Obrona „wolności prasy” eksploatowana jest zaś ze wszystkich stron i to nie tylko w wypowiedziach lewicowych i demoliberalnych polityków. Złożoności problemu nie dostrzegł nawet Front National Marine Le Pen. W zamieszczonej na stronie internetowej notce czytamy bowiem, że partia „solidaryzuje się z rodzinami ofiar”. Czyli wyrażając (słuszną) dezaprobatę dla zamachowców, nacjonaliści francuscy przemilczeli rzeczywisty problem stojący u podłoża tego wydarzenia. Być może ich niechęć do islamu wygrała w tym momencie, a powinni przecież pamiętać, że „Charlie Hebdo” podobnie często profanował symbole wiary chrześcijańskiej. Podobne kuriozum znajdujemy w stanowisku Watykanu. Na jednej ze stron internetowych czytamy: „Atak w Paryżu potępił Watykan. Według biura prasowego Stolicy Apostolskiej, był on podwójnie odrażający: ponieważ był to atak terrorystyczny i ponieważ BYŁ ZAMACHEM NA WOLNOŚĆ PRASY”. Myślę, że Pius IX czy Pius X natychmiast ekskomunikowałby kierownika watykańskiego biura prasowego: a odkąd to Kościół katolicki broni zasady „wolności prasy” wyrażającej się w profanacji symboli religijnych?

Jeśli cała dyskusja po zamachu na redakcję „Charlie Hebdo” pójdzie w kierunku „pogłębiania walki o wolność prasy” i zakończy się, dla przykładu, usunięciem z kodeksów karnych artykułów penalizujących „obrazę uczuć religijnych” lub też ostentacyjnych profanowaniem tychże symboli przez zjednoczone w walce o „wolność prasy” media światowe, to nie zlikwiduje to problemu przez który do tego zamachu doszło. Przeciwnie, zamachy tego typu zaczną się powtarzać i trwać będą dopóki, dopóty siłą, przemocą, zamachami i zabójstwami radykałowie islamscy nie nałożą dziennikarzom nieformalnego kagańca. Islamiści, za pomocą podobnych aktów terrorów, będą tak długo dyscyplinować dziennikarzy, aż ci ostatni przestraszą się i przestaną lżyć ich symbole religijne. Realny skutek będzie taki, że antyklerykalne media przestaną publikować rozmaite karykatury Mahometa, koncentrując swoje ataki na symbolach chrześcijańskich, ponieważ niemrawi współcześni europejscy chrześcijanie nikogo nie zabiją i nie pobiją. Realnym skutkiem tych działań będzie zaprzestanie otwartych ataków na islam i skoncentrowanie antyklerykalnej furii na chrześcijaństwie. W tym czasie biuro prasowe Stolicy Apostolskiej będzie sobie dalej apelowało o poszanowanie „wolności prasy”…

Chcę przez to stwierdzić, że rozwydrzenie antyklerykałów rozmaitej maści doszło dziś do takiego poziomu, że należy całkiem poważnie zastanowić się – i piszę to niezależnie od zamachu na redakcję „Charlie Hebdo” – nad wprowadzeniem cenzury obyczajowej. Ktoś powie, że jest to technicznie niemożliwe w świecie opanowanym przez media elektroniczne. W systemie tym z pewnością nie jest możliwe wprowadzenie cenzury prewencyjnej. Nie ma jednak żadnego problemu z penalizacją tego typu aktów bezczeszczenia symboli religijnych, samego Boga i skandalicznych kpin z religii. Wystarczy jedynie stanowcza egzekucja artykułów o „obrazie uczuć religijnych” i ponowne używanie podobnych artykułów o „obrazie moralności publicznej”. To jednak wymaga woli politycznej ustawodawcy i rygorystycznej egzekucji tych zapisów przez sędziów.

Adam Wielomski

Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas!

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Bat na antyklerykalizm?”

  1. To takie gadanie, że nie da się cenzurować „w dzisiejszych czasach”. Czy ktoś natyka się na pedofilię w Internecie? Nawet, jeśli ona gdzieś jest, to głęboko ukryta i dostępna tylko dla wąskiej grupy. Demoralizacja jest więc ograniczona do grupy już zdemoralizowanej. Z innymi rzeczami też by tak było, gdyby wprowadzić i egzekwować zakazy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *