Oba te przypadki wcale oczywiście nie muszą negatywnie wpływać na jakość organizowanej kooperacji, warto jednak zwrócić też uwagę na trzecią metodę budowania porozumień z innymi nacjami, stricte oddolny i oparty na autentycznym zainteresowaniu, sympatii, często wręcz fascynacji.
Taką właśnie drogę odnajdują niekiedy młodzi adepci stosunków międzynarodowych, czy po prostu entuzjaści dostrzegający, że Polska nie jest ani grajdołem, jak chcieliby jedni, ani przewodnikiem niezainteresowanych tym bynajmniej narodów – jak woleliby inni, ani wreszcie nie musi ograniczać swych zainteresowań zagranicznych tylko do kilku głównych światowych stolic Wschodu i Zachodu, w których i tak przeważnie traktowana jest jak mało ważny petent, albo jeszcze mniej znaczące utrapienie.
Paradoksalnie, stowarzyszenia współpracy Polaków i narodów post-sowieckich są szczególnie potrzebne, bowiem po pierwsze mając wszak z nimi wspólne doświadczenia – często jeszcze z epoki sprzed 1917 r. – dziś nie wiele już nich wiemy, pamiętamy niewiele ponad jakieś stereotypy i kompletnie nie dostrzegamy przemian zachodzących za naszymi plecami i uciekających nam w związku z tym szans. Po drugie zaś – naród nasz od co najmniej dwóch stuleci ma przedziwny, a kompletnie nieuzasadniony kompleks przewodzenia ludom, które znakomicie sobie radzą bez naszej (i niczyjej) najjaśniejsze protekcji, opieki i nauki.
Niemal modelowym przykładem państwa i narodu trochę zapomnianego i niedocenianego przez Polaków, a który – choć zawsze zachowywał tak dumę, jak operatywność – zrobił szczególnie duże postępy w minionym ćwierćwieczu, są Azerowie. Zaledwie przed stuleciem z jednej strony na naftowych polach Baku rosły fortuny Polaków mądrze uczestniczących w rozwoju gospodarczym ówczesnego imperium. Z drugiej – to polska literatura, w niesłusznie bagatelizowanym dziś „Przedwiośniu” pokazała obrazek z rewolucji bolszewickiej nad brzegami Morza Kaspijskiego. Dziś niby wiemy, że Kraj Ognia – to ziemia ropy i gazu, mamy nawet w Gnieźnie (początkowo planowany w Zamościu) pomnik aż 540 lat wzajemnych stosunków, ale nasza wymiana handlowa jest absurdalnie mała – ok. 130 mln dolarów, choć choćby przecież nasi producenci żywności czy uzbrojenia rozpaczliwie potrzebują nowych rynków – a gospodarka Azerbejdżanu należy do najsilniejszych w regionie. Eksperci są zgodni – na Zakaukaziu rośnie nowy tygrys ekonomiczny i regionalne mocarstwo, z którym warto pozostawać w biznesowych, politycznych i społecznych relacjach.
Jakoś nie umie tego zrobić władza – choć przecież oficjalnie stoimy po tej stronie geopolitycznej barykady (Azerbejdżan uchodzi za państwo pro-amerykańskie, choć potrafi się Waszyngtonowi postawić w sposób nieosiągalny dla dyplomacji i administracji III RP). Na szczęście znalazła się grupa młodzieży – głównie studentów Uniwersytetu Warszawskiego, która wzięła sprawy w swoje ręce. Pod kierunkiem Dawida Cecudy, młodego, ale w pełni świadomego i operatywnego w trudnej materii polityki wschodniej – powstało Stowarzyszenie Współpracy Polska-Azerbejdżan, ukierunkowane na popularyzację kultury, tradycji, budowanie więzi młodego pokolenia, ale i intensyfikowanie polsko-azerbejdżańskiej kooperacji gospodarczej. Co ważne, inicjatywa spotkała się z szybkim i pozytywnym odzewem ambasady Azerbejdżanu w Warszawie, która zapewniła pełną dwustronność inicjatywy. Również – a nawet zwłaszcza w Polsce warto ją wspierać i kibicować jej, niezależnie czy z pozycji geopolitycznej emancypacji, czy uznania status quo. Tak czy siak bowiem – kierunek na Azerbejdżan jest jak najbardziej rozwojowy.
Konrad Rękas
Zgodnie z tradycją wprowadzoną niegdyś do publicystyki międzynarodowej przez Bogusława Jeznacha – piosenka, aby lepiej się wczuć w azerskie klimaty:
https://www.youtube.com/watch?v=051n9RvJsq8