Administracyjna niewydolność władz ukraińskich jest oczywista. Ciąg katastrof technicznych i mniejszych wypadków ujawnił niezdolność Kijowa do szybkiego i sprawnego stawiania czoła takim wezwaniom.
W listopadzie 2014 roku doszło do awarii w Zaporoskiej Elektrowni Atomowej (jednej z największych w Europie) – wskutek czego nastąpiło wyłączenie trzeciego bloku elektrowni, a po miesiącu konieczne okazało się wyłączenie również bloku szóstego. Największe europejskie media – takie jak Reuters czy Der Spiegel – z niepokojem informowały wówczas o tym wydarzeniu. W rezultacie awarii elektryczności została pozbawiona potężna połać kraju, od Lwowa po Odessę. Oczywiste było skojarzenie z katastrofą w Czarnobylu z 1986 roku, jednak władze ukraińskie dementowały doniesienia medialne o zwiększeniu poziomu promieniowania na miejscu awarii.
Kijów, ograniczając współpracę z Moskwą w zakresie energetyki atomowej, kierował się raczej względami politycznymi, niż ekonomicznymi. Zamiast rosyjskiego paliwa i wyposażenia, ukraińskie elektrownie atomowe będą używały tego produkcji amerykańskiej firmy Westinghouse. Wcześniej urządzenia jej produkcji eksploatowano w Południowouralskiej Elektrowni Atomowej w Rosji, do czasu jednak, gdy ujawniły swoją wadliwość, a przede wszystkim niską kompatybilność z reaktorami jądrowymi, takimi samymi, jak pracujące na Ukrainie.
Obecnie działają cztery ukraińskie elektrownie atomowe (15 bloków energetycznych). Kolejna – w Czarnobylu – jest wyłączona z eksploatacji. Uwzględniając stopień zużycia infrastruktury technicznej i poziom korupcji władz ukraińskich, obiekty te stają się potencjalnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa ekologicznego Ukrainy i jej sąsiadów.
12 listopada 2014 roku rada ministrów Ukrainy wydała dekret nr 628 o zatwierdzeniu wykazu urządzeń jądrowych, materiałów jądrowych, odpadów promieniotwórczych, innych źródeł promieniowania jonizującego należących do państwa i innych ważnych obiektów państwowych znajdujących się pod ochroną Gwardii Narodowej. Na mocy tego dekretu gmachy i tereny elektrowni Zaporoskiej, Południowoukraińskiej, Rówieńskiej, Chmielnickiej oraz Czarnobylskiej – zostały oddane pod straż GN. Prócz tego gwardziści będą strzegli Instytutu Badań Jądrowych Narodowej Akademii Nauk Ukrainy w Kijowie oraz kilku zakładów chemicznych: Zarja w miejscowości Rubiżne na Ługańszczynie i fabryki w Pawłogradzie, w obwodzie dniepropietrowskim.
Gwardia Narodowa to formacja stworzona z bojówkarzy samoobrony EuroMajdanu oraz Prawego Sektora, który zjednoczył pod swoim sztandarem radykałów z rozmaitych organizacji nacjonalistycznych. Ich stosunek do prawa i porządku w pełni dał się poznać podczas wydarzeń EuroMajdanu w Kijowie, gdy atakowali oni funkcjonariuszy milicji i mordowali swoich oponentów politycznych. Następnie w skład tej formacji weszły również ochotnicze bataliony narodowe Azow i Donbass, których pro-nazistowskie sympatie są faktem przyznawanym nawet przez amerykańskich mocodawców.
W czerwcu 2015 roku Izba Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych jednomyślnie podtrzymała poprawkę senatora Partii Demokratycznej Johna Conyersa do Ustawy o asygnowaniu środków na obronność w 2015 r. Według poprawki Conyersa, amerykańskim instruktorom wojskowym zabrania się szkolić bojówkarzy batalionu Azow oraz podobnych jednostek. Senator Conyers jest przekonany, że ideologia bojówkarzy Azowu wzbudza niepokój i przyciąga ultraprawicowych radykałów z całego świata.
A teraz proszę przypomnieć sobie, że w kwietniu 2015 roku sekretarz Rady bezpieczeństwa i obrony narodowej Ołeksandr Turczynow nie wykluczył możliwości stworzenia na Ukrainie brudnej bomby atomowej. „Wykorzystamy wszystkie dostępne źródła dla stworzenia efektywnej broni… Jaka tam ona będzie – czysta czy brudna – to już techniczny problem” – podkreślił Turczynow.
Wcześniej o powrót Ukrainy do grona państw posiadających broń jądrową walczył Ołeh Tiahnybok, lider prawicowo-radykalnej partii Swoboda, która z dumą podkreśla ciągłość swojej tradycji ideologicznej od OUN-UPA. O konieczności posiadania broni atomowej mówili też przedstawiciele wielu innych organizacji nacjonalistycznych, takich jak „Tryzub” im. Stepana Bandery czy Patrioci Ukrainy. Właśnie ich bojówkarze stanowili niegdyś trzon EuroMajdanu.
Trzeba pamiętać, że w styczniu 2014 roku – w szczytowym momencie wystąpień w Kijowie – nacjonaliści ukraińscy usiłowali zdobyć Rówieńską Elektrownię Atomową, leżącą zaledwie sto czterdzieści kilometrów od granicy z Polską. Wśród miejscowych członków Prawego Sektora był radny miasta Kuźniecowsk, pracownik elektrowni atomowej, który, ma się rozumieć, doskonale zna ten obiekt oraz reżym jego pracy. Jasno widać, że zainteresowanie ze strony neobanderowców energetyką atomowąto nie chwilowe zjawisko, lecz wyraźny cel, który wcześniej czy później zamierzają osiągnąć. Czy międzynarodowa społeczność liczy się z takim obrotem sprawy? W sytuacji, gdy prawie każda ukraińska jednostka nacjonalistyczna ma własnego sponsora-oligarchę, który ma własne ambicje i wizje dobra i zła – nie ma żadnych realnych gwarancji bezpieczeństwa dla obiektów jądrowych na Ukrainie. Państwa, które mogą doświadczyć wszystkich konsekwencji ewentualnego czarnego scenariusza w tym zakresie, to Polska, Rosja, Białoruś, Węgry, Słowacja i Rumunia.
Tym bardziej dziwi fakt, że nie wszystkie z nich potępiły zamach stanu w Kijowie, a zamiast tego ich władze wyrażają chęć prowadzenia na swoich terytoriach szkoleń dla ukraińskich nacjonalistów. Dowodem na to jest choćby ostra polemika między księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim, a Ministerstwem Obrony Narodowej, odnośnie do planów szkolenia bojówkarzy m.in. z batalionu Azow. Warto przypomnieć, że w polskojęzycznym internecie pojawiła się informacja o tym, że podoficerowie tej i pokrewnych jednostek odbędą szkolenia pod kierownictwem instruktorów polskich i że na ten temat już odbyła się dyskusja podczas spotkania ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka z szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego Mieczysławem Gocułem. Ks. Isakowicz-Zaleski zawstydził ministra Siemoniaka. W odpowiedzi Ministerstwo Obrony Narodowej sprostowało informację dotyczącą planów Warszawy odnośnie do trenowania bojówkarzy OUN i batalionów Gwardii Narodowej. Ks. Isakowicz-Zaleski zażądał jednak od resortu złożenia oficjalnej deklaracji, że wojskowi ukraińscy z 81. brygady desantowo-szturmowej w żadnym przypadku nie odbędą szkoleń pod polskim kierownictwem. W skład właśnie tej brygady wszedł batalion OUN. Ministerstwo jak dotąd nie udzieliło odpowiedzi na to żądanie…
Ukraina jest niebezpiecznym sąsiadem, nie tylko ze względu na zagrożenie zajęciem przez nacjonalistów instalacji jądrowych czy nieodpowiednią eksploatacją tych obiektów. Ukraiński skarb państwowy świeci pustkami, system administracyjny pogrąża się w upadku, a ponadto cierpi na niedofinansowanie i z powodu czystek. Wielodniowy pożar naftobazy pod Kijowem, kiedy prezydent Poroszenko zlecił koordynację działań sztabu likwidacyjnego ministrowi kultury (!) Władysławowi Kirilence, wyraźnie o tym świadczy. Podobnie jak i tragikomedia z ratowaniem obywateli Ukrainy podczas trzęsienia Ziemi w Nepalu w kwietniu tego roku, pod kierownictwem szefa Państwowej Służby ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, Zoriana Szkiriaka. Samolot z ministrem Szkiriakiem wystartował po Ukraińców 30. kwietnia, ale utknął w Delhi, bo… nie miał zezwolenia na lot do Nepalu. Kiedy w końcu zezwolenie zostało udzielone – okazało się, że samolot jest zepsuty. W rezultacie ewakuacja obywateli Ukrainy trwała aż do 7 maja i kosztowała masę pieniędzy. Poza tym wyszło na jaw, że Szkiriakowi w podróży towarzyszyła jego kochanka oraz cały tłum dziennikarzy, którzy mieli za zadanie opisywać bohaterskie czyny świeżo upieczonego ministra.
Teraźniejszość i przyszłość Ukrainy to nie tylko konflikt na Donbasie. To także ciąg katastrof, przyczyną których będzie brak środków na modernizację systemów bezpieczeństwa i psucie się przestarzałych urządzeń i instalacji. A występujący w kraju nadmiar uzbrojonych ludzi – będzie tylko ten chaos potęgował.
Władysław Gulewicz