Prawo międzynarodowe i tzw. powszechne standardy służą utrzymaniu względnego porządku w stosunkach między państwami na tyle słabymi, że nie chcą one, nie są w stanie, bądź nie czują się ma siłach wykroczyć poza traktatowe ramy regulowania stosunków z innymi państwami.
Leży to w interesie państw silnych, ale nieskorych to permanentnego używania swej siły w celu zapewnienia korzystnego dla nich samych porządku międzynarodowego. Leży to również w interesie państw słabszych, bo gwarantuje im względną stabilność i przewidywalność sytuacji w regionie. Porządek zapewnia wypływająca z takich bądź innych przesłanek, ale dobrowolna i świadoma zgoda na stosowanie się do międzynarodowych reguł, a w ostateczności międzynarodowe sankcje lub zbrojne interwencje pokojowe.
Prawo i standardy, nazwijmy je łącznie Kodeksem Państw Słabych, służą też na zasadzie wzajemności państwom silnym, imperiom sytym, wyczerpanym lub po prostu pozbawionym energii politycznej. Dzięki tym regułom mogą utrzymywać status quo bez konieczności dalszych wyrzeczeń lub narażania się własnemu społeczeństwu.
Narzędzie to jednak zawodzi, gdy mamy do czynienia z imperiami, które nie liczą się ani z kosztami, ani ze swymi obywatelami. Powoływanie się wobec takiego państwa na prawo międzynarodowe, powszechne standardy, sprawiedliwość, przyzwoitość, wzajemność, honor itp. pozbawione jest sensu. Te argumenty nie trafią do adresata, bo nigdy nie były dla niego przeznaczone. Jeśli nawet adresat sam się nimi posługiwał to tylko wówczas, gdy było to dla niego korzystne i gdy były one poręcznym narzędziem jego polityki wobec innych. Jedynym argumentem pozostaje w takiej sytuacji argument siły, a wszystko inne jest oznaką słabości.
Dlatego dziwią lamenty o nieposzanowaniu „Kodeksu” przez Rosję. Nie trzeba być wielkim znawcą stosunków międzynarodowych, aby dostrzec, że jest ona ciągle nienasyconym i żądnym ekspansji imperium, do którego trafia jedynie argument siły. Nie ma się co obrażać. Rosja postępuje na scenie międzynarodowej tak jak większość państw postępowała przez wieki. Syty Zachód zdaje się o tym zapominać. I choć serce może się buntować (bo od tego jest) to rozum podpowiada, by nie oczekiwać, że Rosja będzie się przejmować tym naszym Kodeksem Państw Cywilizowanych, pardon Słabych. A jeśli ktoś tego oczekuje to dla wspólnego dobra nie powinien zajmować się polityką międzynarodową. To nie jest domena dla naiwnych, którzy uwierzyli w koniec historii.
Innymi słowy, do prawa międzynarodowego i powszechnych standardów można i trzeba się odwoływać wówczas, gdy ma to sens i może przynieść skutek. Ale nie należy zapominać, że to tylko narzędzie, zaledwie jeden z instrumentów polityki międzynarodowej, a nie krępujący ją kaganiec. Nie miejcie żadnych złudzeń, drodzy idealiści.
Marcin Bonicki
aw