Brak odpowiedzialności, czyli zmora współczesności (jedna z wielu).

Jednym z poważniejszych problemów współczesności jest wszechogarniające przeświadczenie człowieka o braku konsekwencji czy odpowiedzialności za popełniane przez niego czyny. Nie jestem w stanie obiektywnie stwierdzić czy jest to zjawisko, które każda jednostka jest w stanie sobie uświadomić – osobiście uważam (intuicyjnie), że wśród zwykłych ludzi, nie trudniących się intelektualnymi rozterkami, zjawisko to stało się pewnego rodzaju odruchem, czymś zupełnie naturalnym i akceptowalnym. Jeśli tak, to tym gorzej dla współczesności i tych, którzy chcą z taką sytuacją walczyć. Nie ma nic gorszego niż walka z przyzwyczajeniami, które nie są opatrzone jakąkolwiek refleksją. Jeśli coś mówiąc kolokwialnie „wejdzie w krew”, trudno jest to wyplenić. Rzecz jasna nie przeszkadza to tym, którzy korzystają z ułatwień wynikających z tegoż przeświadczenia.

Skąd taka moja diagnoza? Obserwacje dotyczące różnych elementów życia nasunęły mi właśnie taką myśl. Na ten problem nakłada się cała masa pomniejszych aspektów. Ułatwienia wynikające z co raz nowszych osiągnięć technologicznych, wpływ etyki utylitarystycznej czy też relatywizmu moralnego, akceptacja co raz to innych odmienności pod płaszczykiem dziwnie rozumianej tolerancji czy też dzisiejsze poglądy ekonomiczne to zapewne tylko niektóre z tych aspektów.

Rozwój technologiczny miał służyć polepszeniu bytu człowieka. Od niepamiętnych czasów dzieje się tak, że jedna osoba coś wymyśli, a druga wykorzysta to w celu zupełnie innym, niż miała ta rzecz służyć. Tak było na przykład z dynamitem, który miał ułatwić pracę górniczą, a stał się kolejnym narzędziem do prowadzenia działań wojennych. I o ile takie jego użycie osobiście nie uważam za nic złego jeśli mowa o wojnie (kłamstwo pacyfizmu jest jednym z najpaskudniejszych w XX wieku – polecam tutaj „Stulecie kłamców” W. Łysiaka), o tyle inne „wynalazki” nie miały tak szczytnego zastosowania ani w teorii ani praktyce. Przykładem takiej nowinki może być pigułka antykoncepcyjna. Przed jej powstaniem ludzie wyszukiwali różnych sposobów antykoncepcji począwszy od tzw. „miłości greckiej”, przez różne smarowidła nieznanego pochodzenia, po pra-prezerwatywy z jelit zwierzęcych. Były to metody na tyle mało skuteczne, że strach przed niechcianą ciążą i konsekwencjami wynikającymi z tego faktu potrafił zahamować zapędy chociaż niektórych popędliwców. Szanowny hrabia „biorąc się” za swą służkę bez odpowiedniego zabezpieczenia liczył się z faktem ewentualnego mezaliansu czy utraty reputacji. Chłop na wsi przy n-tym urodzonym dziecku zadawał sobie pytanie, jak będzie w stanie je wykarmić. Kobieta bała się utraty dobrego imienia, gdyż samotne wychowywanie dziecka było źle widziane w towarzystwie. Jest to oczywiście ogólnikowy zarys, który ma na celu rzucić światło na to „jak drzewiej bywało”. Ułatwi to pokazanie dramatu współczesności. Dzisiejsza wszechobecność i dostępność prawie 100% skutecznych środków antykoncepcyjnych spowodowała swoisty „boom” seksualny, totalne rozluźnienie i „róbta co chceta”. Nastoletnie dziewczyny nie patrzą na to co się stanie, bo są prawie pewne, że nie zajdą w ciążę. Dzięki temu łatwiej im ukryć swoje niespecjalnie porządne prowadzenie się. Chodzi tylko o bezrefleksyjne, zwierzęce czerpanie z przyjemności cielesnych. Identycznie podchodzą do tego mężczyźni – nie muszą się martwić, że będą musieli podjąć się obowiązku ojcostwa, ponieważ są chronieni przez pigułkę. Nie ma tutaj miejsca na „myślenie przed”, które cechuje człowieka odpowiedzialnego. Jest tylko „myślenie po”, lecz i to zaczyna schodzić na drugi plan – współczesność przynosi cały szereg leków na głupotę nieodpowiedzialności. Jeśli jakimś cudem się przytrafi tak zwana „wpadka”, najpierw czeka na nas pigułka wczesnoporonna. Wystarczy połknąć, by pozbyć się „problemu” i dalej korzystać
z rozpustnego życia! Co jeśli i to nie rozwiąże sprawy? W Polsce (chwała Bogu!) ten proceder jest utrudniony, ale podziemie działa prężnie. Chodzi rzecz jasna o aborcję. Po co myśleć przed o tym, że stosunek płciowy może w efekcie przynieść ciąże? Lepiej myśleć „po” i używać sobie życia niczym zwykłe zwierze! Po co ponosić odpowiedzialność za to, co się zrobiło, skoro brak odpowiedzialności równy jest brakowi problemów? Oczywiście nadal istnieje spór o to, czy zarodek jest już człowiekiem czy nie. To pytanie jest kuriozalne – wystarczy narysować sobie na kartce linię (odcinek) rozwoju człowieka i spróbować zaznaczyć na niej obiektywny i stały początek człowieczeństwa. Konia z rzędem temu, kto znajdzie na niej jako punkt początkowy inny niż moment zapłodnienia, od którego zaczyna się cały rozwój. Jest to jednak temat na inny tekst, co poruszyłem w swoim felietonie o metodzie in vitro. Ten sposób zapłodnienia jest kolejnym aspektem, który powoduje utratę poczucia odpowiedzialności za własne czyny. Powszechnie wiadomo, że aborcja jak i pigułki antykoncepcyjne mogą doprowadzić do problemów z płodnością. Z pomocą przychodzi ponownie rozwój technologiczny! Skoro „kobiecie”, która kilka lat zażywała tabletki antykoncepcyjne, zrobiła kilka „skrobanek” i korzystała z uciech fizycznych ile się dało nie grozi to, że nie będzie mogła mieć dzieci, kiedy jej się akurat tego zachce (np. bo koleżanki mają) to hulaj dusza! Jedyne co jej grozi, to utrata dobrego imienia. Ale w dzisiejszych czasach taka kobieta jest co raz częściej postrzegana jako „kobieta wyzwolona”, więc przesuwa się granica między delikatnie mówiąc złym prowadzeniem, a byciem porządnym. Duży wpływ ma tutaj właśnie wspomniana etyka utylitarystyczna i jej „rachunek szczęśliwości” wymyślony przez Benthama. Felicific calculus prowadzi do moralnej akceptacji i wręcz usprawiedliwiania wszelkiego rodzaju zwyrodnień, które akurat dla kogoś będą partykularnym szczęściem. Jeszcze gorszy wpływ na to ma relatywizm moralny – każdy korzysta z niego jak chce, więc nie ma żadnej etyki, a właśnie „róbta co chceta”. Odpowiedzialność jest w takim wypadku pustym terminem, ponieważ dokonując samodzielnej oceny czynu kierując się współczesnymi „wartościami”, będziemy robili to tak, aby wyjść w swoich oczach na ostoję moralności.
Broń Boże skrytykować postawę, która kiedyś uchodziła za co najmniej niewłaściwą! Należy być tolerancyjnym, bo inaczej zostanie się zakwalifikowanym jako faszysta, ksenofob i ciemniak. Można śmiało powiedzieć, że pod płaszczykiem lewackiej retoryki kryje się stwierdzenie – „odpowiedzialność jest obciachowa!”. Wspiera to także wojujący jak zwykle współczesny ateizm, który w konsekwencji głosi, że jeśli nie ma Boga, to można wszystko. Ten wąż jednak zje kiedyś własny ogon, bo ludzie zaczną literalnie traktować to przesłanie. Ciekaw jestem na czym wtedy lewacy ufundują postawy społeczne służące rozwojowi? Jako, że uważam ich za konsumpcjonistów i mamoniarzy twierdzę, że nagle dla zysku zaczną uważać idee abstrakcyjne jako coś całkowicie właściwego.

Wspomniałem także o tym, że dzisiejsze poglądy ekonomiczne powodują utratę poczucia odpowiedzialności. Wydaje mi się, że niedźwiedzią przysługę robią tutaj banki oferujące kredyty. Sama w sobie idea kredytu nosząca znamiona biblijnej „lichwy” jest wątpliwa, lecz teraz skupię się na konsekwencjach pożyczek. Dawniej przedsiębiorca zakładając swoją firmę musiał dokonać własnego wkładu finansowego. Człowiek aby coś zakupić, musiał na to najpierw zapracować. Powodowało to szacunek do owoców własnej pracy, chęć wytężonych działań zawodowych, doskonalenia się, by móc osiągnąć coś lepszego w krótszym czasie. Obecnie wystarczy kilka formularzy i stajemy się „właścicielami” np. nowego samochodu. Sformułowanie właściciel umieściłem w cudzysłowie, ponieważ tak naprawdę właścicielem owego samochodu jest bank aż do momentu spłaty pożyczki. Gdzieś jednak umyka człowiekowi cały trud, który musiał włożyć w zdobycie jakiegoś dobra materialnego. Tendencja niestety jest taka, że im łatwiej coś przychodzi, tym bardziej zamglony mamy obraz owoców naszej pracy. Wydaje nam się, że w mgnieniu oka stajemy się milionerami, a wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy kolejny kredyt i już mieszkamy w nowym apartamencie, jedziemy na luksusowe wakacje czy kupujemy rzeczy, na które normalnie nie bylibyśmy w stanie sobie pozwolić. Ludzie wpadają w spirale kredytową, z której nie uda im się wyjść do końca życia. Brak tutaj odpowiedzialności, bo pieniądze, które normalnie zdobywaliby przez kilka lat, teraz dostają na tacy za nic w kilka minut. Jest to jeden z powodów trwającego kryzysu gospodarczego. Ludzie zaczęli żyć ponad stan, przestali myśleć o przyszłości własnych dzieci – zaczęli konsumować co raz więcej i więcej. Liczy się tylko to, żeby się pokazać i mieć.

Ludzie, którym wmawia się, że mogą wszystko, akceptują takie same zachowania u innych. Życie bez odpowiedzialności i konsekwencji za własne czyny jest łatwiejsze niż życie z normami i wyrzeczeniami. W ten sposób wszelkiego rodzaju lewicowi ideolodzy czy politycy mogą korzystać z tej samej zasady w celu osiągnięcia swoich korzyści. W razie ewentualnego oburzenia ze strony ludu mogą rzucić – „wy też z tego korzystaliście!”. I szczerze mówiąc, będą mieli rację. Takie cnoty jak odpowiedzialność czy wolność mają to do siebie, że muszą być traktowane całościowo – albo są w pełni, albo ich nie ma w ogóle. Jeśli pozwolimy sobie na korzystanie ze wszystkiego
i przestaniemy zwracać uwagę na konsekwencje, sami będziemy rozbudowywali tę paskudną rzeczywistość, w której obecnie żyjemy na własne życzenie. Czy jest jakiś sposób, aby zmienić zastany „porządek”? Jestem przeciwnikiem rewolucji, które w dużej mierze są przyczyną takiej sytuacji, więc według mnie takie rozwiązanie odpada. Uważam, że ten jak się wydaje kolos, musi upaść pod własnym ciężarem. To byłby moment, w którym na ludzi spadłyby konsekwencje wcześniejszego braku odpowiedzialności i używania wszystkiego do woli. Czy jest jakakolwiek szansa na to, że możemy spodziewać się upadku rzeczywistości kulturowej, w której przyszło nam egzystować? Według mnie tak, ale nie będzie to li tylko klęska obyczajowości. Musi tutaj się nałożyć kilka aspektów, lecz najważniejszym będzie ekonomiczny – gdy ludzie zaczną odczuwać problemy finansowe, zaczną szukać powodów tychże. Rolą prawicowców będzie wskazanie winowajców i nakierowanie zagubionych owiec na odpowiednią drogę.

Marcin Sułkowski
[aw]

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Brak odpowiedzialności, czyli zmora współczesności (jedna z wielu).”

  1. Problem Lichwy jest głębszy niż na to wygląda. Kiedyś był kościelny zakaz lichwy i konsumpcjonizm jaki mamy dziś nie byłby możliwy. Muzułmanie do dziś trzymają twardo zakaz lichwy i konsumpcjonizm im nie zagraża (Już w samym Koranie jest zakaz a kto łamie nakazy Boga ten idzie tam pod nóż). Kluczem do wykorzenienia konsumpcjonizmu jest wprowadzenie w Polsce bezwzględnego zakazu lichwy.

  2. Problem KRK leży tak na prawdę w samym kościele. Kiedyś kościół był strażnikiem moralności a dziś korporacją nastawioną na zysk. Kiedyś kościół trzymał lichwiarzy za twarz a dziś stał się jednym z nich – lichwiarzem. Pamiętajmy, że dzięki Opus Dei (składającym się z byłych członków nieuznawanej i nielegalnej loży Propaganda Due naśladującą masonerię. Po rozwiązaniu P-2 bracia gangsterzy przenieśli się do Opus Dei), Tak więc Watykan stał się właścicielem wielu Banków i tym samym Lichwiarzem.

  3. @SŁOWIANIN – konsumpcjonizm, jak każdy zły czyn, wypływa z woli człowieka, a nie z czynników zewnętrznych. Te czynniki jedynie dają możliwość, jeśli są źle wykorzystane. Jeśli będziemy myśleli inaczej, to w konsekwencji należałoby zabronić używania pieniądza, albo jeszcze „lepiej” – stworzyć odgórne normy, które mówiłyby kto ile i czego może mieć, aby nie popaść w konsumpcjonizm. Tu zaczyna się już zamordyzm i nie ma mowy o czynach zależnych od woli, a tylko takie podlegają ocenie moralnej.

  4. @SŁOWIANIN – to, co Pan napisał w 2 komentarzu a propos Opus Dei jest wierutną bzdurą. Bajki o Propaganda Due proszę sprostować z zapoznaniem się z sylwetką Licio Gelli’ego i stosunku Kościoła do afery Banco Ambrosiano. Wypadałoby też orientować się co nieco o cammorze czy cosa nostrze, które wbrew temu, co przekłamują lewacy, nie współpracowały z Kościołem, ale chętnie na nim żerowały finansowo. Co zaś się tyczy rzekomego korporacjonizmu Kościoła – oczywiście nie zwraca się uwagi na fakt, że na całym świecie są misje, Kościół pomaga ofiarom głodu, wojen, kataklizmów, biedy, przemocy w rodzinie i tak dalej. W samej Polsce Caritas przeznaczył 500 milionów złotych na pomoc ubogim (o WOŚP się robi wielkie halo oczywiście, a zbierają kilkanaście razy mniej mimo ogromnego nagłośnienia sprawy – do tego mają ogromne wydatki – Owsiak wynajmuje sobie samoloty itd.). W książce telefonicznej jak Pan poszuka pod hasłem „stołówki dla bezdomnych i ubogich” znajdzie Pan większość ufundowanych przez Kościół (w Łodzi na 7 stołówek, które znalazłem w książce, aż 6 było finansowanych przez Kościół Katolicki!). Także proszę oszczędzić nam tego bełkotu rodem z „Nie” czy „Fakty i mity”, bo to ubliża ludzkiej inteligencji.

  5. Odsylam Autora do rozwazan Fryderyka Nietzschego na temat „ostatniego czlowieka”. System sie zalamie, ale obawiam sie, ze po nim nic juz nie bedzie.

  6. Ten koncept jest mi znany. Pani pesymizm jednak odrobinę mnie przeraził. Nie uważa Pani, że może to wyglądać trochę tak, jak we współczesnej gospodarce? To co zbuduje wolny rynek, zepsuje interwencjonizm, a później znów wkracza wolny rynek by to naprawić? Może w sferze moralnej, kulturowej i obyczajowej też zadziała taki mechanizm?

  7. Sporo zajmuje sie tematyka spoleczenstwa konsumpcyjnego i postmodernizmu. Ostatni czlowiek to istota, ktora nie rozumie otaczajacej go rzeczywistosci, nie jest w stanie panowac nad swoimi popedami i nie jest zdolna do przejecia odpowiedzialnosci za siebie i innych. Jesli obecny system sie zalamie – a kiedys sie zalamie – to Czlowiek nie bedzie juz istnial. Czlowiek jako istota wolna i myslaca. Zapanuje wiec chaos. Jedynym ratunkiem bedzie totalna dyktatura, ktora zaprowadzi porzadek. I prawdziwy zamordyzm. Ostatni czlowiek to w gruncie rzeczy czlowiek Marcina Lutra. Na tym polega paradoks: to nie jest punkt wyjscia tylko dojscia! Jak rowniez panstwo totalitarne czyli panstwo Marcina Lutra. Pesymizm – tak sie nie musi stac, jesli konserwatysci zatrzymaja ten proces. Dlatego nalezy wrocic do filozofii sw. Tomasza z Akwinu: jego antropologii, teorii cnot i prawa naturalnego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *