„Bundeswehra ma przejąć kierowniczą rolę w Europie Wschodniej” – napisał wpływowy niemiecki tygodnik „Die Zeit”, wydawany między innymi przez byłego kanclerza Helmuta Schmidta. Tak zwaną szpicę sił natychmiastowego reagowania, która stacjonować ma w Polsce, tworzyć mają Niemcy i Holendrzy. Jak napisał niemiecki tygodnik, to Bundeswehra ma być odpowiedzialna za „obronę środkowo- i wschodnioeuropejskich państw członkowskich NATO, które czują się zagrożone przez Rosję”. Jest to równoznaczne z potwierdzeniem – ponad naszymi głowami – faktu, że polskie siły zbrojne w rzeczywistości nie mają żadnego realnego znaczenia. Czy jednak ktoś zapytał Polaków lub ich choćby poinformował, że w ich kraju stacjonować ma niemiecka armia?
Jako pierwsza gazeta informację podał niemiecki tygodnik „Die Welt”, który napisał, że NATO planuje przeznaczyć korpus niemiecko-holenderski z Münster na szpicę mających powstać nowych sił natychmiastowego reagowania Sojuszu. Niemcy zadeklarowały, że przeznaczą 4 tysiące żołnierzy na te siły. Od początku 2015 Niemcy przejmują dowodzenie nad istniejącymi już siłami szybkiego reagowania NATO (czas osiągnięcia pełnej gotowości bojowej tych sił to aż 30 dni). Szpicę nowych sił, mającą być w gotowości bojowej niemalże cały czas (czas reagowania: 2-5 dni), ma tworzyć korpus niemiecko-holenderski. Dowództwo szpicy ulokowano już w Polsce; ponieważ decyzję o utworzeniu nowych sił określa się jednoznacznie jako wymierzoną w Rosję, także samo wojsko stacjonować ma w naszym kraju. Począwszy od 2015 może to być wojsko niemieckie…
Okres 2015-2016 ma być okresem przejściowym, w którym właściwa szpica sił natychmiastowego reagowania NATO nie będzie jeszcze utworzona, a jej miejsce zająć mają dotychczasowe siły szybkiego reagowania. To rozróżnienie nie posiada jednak większego znaczenia. Nazewnictwo może być różne – faktem jednak jest, że trzonem sił zbrojnych NATO o największej zdolności bojowej mają być Niemcy. I że mają stacjonować w Polsce. Na zwiększenie prezencji militarnej NATO w Europie środkowo-wschodniej naciskają przede wszystkim USA, domagają się jej także kraje bałtyckie, obawiające się wykorzystania przez Rosję mniejszości rosyjskiej w tych krajach jako pretekstu do agresji.
Dla Polski takie posunięcie jest przede wszystkim poniżeniem i potwierdzeniem jej statusu peryferyjnego państwa, pozbawionego realnego znaczenia politycznego i militarnego. „Nic o was bez was” Clintona z 1997 roku odeszło do lamusa historii – co zresztą patrząc na stan i liczebność polskiej armii jest z punktu widzenia Zachodu całkowicie zrozumiałe. Sami się rozbroiliśmy, sami zlikwidowaliśmy Obronę Terytorialną, sami zredukowaliśmy liczebność armii do poziomu odpowiedniego może dla kraju wielkości Czech czy Słowacji – ale nie po terytorium i położeniu geopolitycznym Polski. Teraz, w praktycznie globalnej sytuacji kryzysowej (której punktem wyjścia był zamach stanu na Ukrainie), potwierdza się w dość bezpardonowy sposób, że z nami po prostu nikt się nie liczy. W Polsce stacjonować mają Niemcy i Holendrzy, Bundeswehra ma gwarantować bezpieczeństwo regionu. I basta.
W Szczecinie stacjonują już niemieccy żołnierze z polsko-niemiecko-duńskiego Korpusu Północno-Wschodniego NATO. Korpus Niemiecko-Holenderski NATO z Münster tworzą jednostki pancerne, zmechanizowane, łączności, transportowe, saperskie, desantowe i artyleryjskie. Szkoda, że o planowanym rozmieszczeniu niemieckiej Bundeswehry w naszym kraju dowiadujemy się z niemieckich gazet. Ale biorąc pod uwagę, kto i jak rządzi Polską – specjalnie to nie dziwi.
Ciekawe, czy to, że na początku tego roku (również w tajemnicy przed opinią publiczną) przegłosowano ustawę umożliwiającą obcym wojskom i służbom specjalnym zabijanie i inwigilację Polaków w Polsce, to tylko zbieg okoliczności, czy było to przewidziane właśnie na obecność Bundeswehry. Może w rzeczywistości wojsko niemieckie ma docelowo trzymać w ryzach nasz naród, a nie bronić przed Rosją. Nastroje w Polsce się zaogniają, ludzie naprawdę są już na skraju wyczerpania, a zbliżające się bankructwo państwa, coraz cięższa sytuacja materialna przeciętnego Kowalskiego (wkrótce pogłębiona pakietem klimatycznym UE i 65-miliardowym, dolarowym haraczem dla Holocaust Industry, którego wypłacenie kilka tygodni temu obiecał Schetyna na antenie RMF FM), wszystko połączone z rewolucją sodomicką, naprawdę mogą doprowadzić do jakiegoś poważnego wybuchu społecznego. Czy Wojsko Polskie i polska Policja mordowałyby w takim wypadku własnych rodaków? Może i byliby jacyś degeneraci w tych instytucjach, którzy by to robili, ale wydaje mi się, że lwia większość nie. W takim razie doszłoby do obalenia neokolonialnych władz III RP, służących globalistom z zachodu. Oczywiście ci ostatni nie mogą sobie na to pozwolić, a któż chętniej będzie tłumił aspiracje niepodległościowe naszego narodu, jak nie wojsko niemieckie? PS. Polska nie ma podpisanego z Niemcami traktatu pokojowego kończącego II wojnę światową, a w niemieckiej konstytucji jest zapisana przedwojenna granica polsko-niemiecka (i Niemcy nie chcą tego zmienić, mimo polskich pretensji). Do tego Niemcy wprost dybią na polskie terytorium w Zatoce Pomorskiej, uznając je, wbrew zapisom traktatowym, za swoje. Jak można w takiej sytuacji wprowadzać wojsko niemieckie na polskie terytorium?
Mozliwe, że chazaro-styropiano-folksdojczeria okupująca atrape Polski nie ufa policji i wojsku, a obawiaja się, że zjudaizowane jednostki specjalne moga nie wystarczyć. Dlatego warto zainstalowac Bundeswehrę, coby ułatwic „bratnia pomoc”.
„…Niemcy zadeklarowały, że przeznaczą 4 tysiące żołnierzy na te siły. …” – dobrze byłoby, zeby stacjonowali w jednym miejscu, poza terenami zurbanizowanymi i daleko od rzek, coby Wania mógl użyć małej liczby Iskanderów, najlepiej z glowicami klasycznymi.