Przy okazji natomiast warto ocenić trzy elementy podstawowe: czy rzeczywiście musimy przezbrajać się w pośpiechu w poczuciu bliskiej wojny? Czy istniejące zobowiązania międzynarodowe pozwalają nam na luksus niezależnych, a faktycznie korzystnych decyzji, np. zakupowych? Czy istniejąca struktura przemysłowa jest adekwatna do naszych interesów geopolitycznych i społeczno-gospodarczych?
Czynnik czasu
Problem można faktycznie widzieć na płaszczyźnie oceny skali zagrożenia międzynarodowego i jego bliskości. Z dzisiejszej perspektywy inaczej ocenia się np. przedwojenne zabiegi na rzecz polonizacji uzbrojenia WP i budowy niemal od podstaw przemysłu zbrojeniowego w sytuacji, kiedy nie było już czasu, a posiadane skromne zasoby mogły i powinny być wydatkowane na szybkie dozbrojenie (np. drogą zakupów, a w żadnej mierze sprzedawania już posiadanego sprzętu), a niekoniecznie na konstrukcyjne eksperymenty. Niestety, wówczas szwankował przepływ informacji w rządzącym Polską triumwiracie Beck–Śmigły–Kwiatkowski, tzn. ten pierwszy nie wiedział jak bardzo jesteśmy do wojny nieprzygotowani, ten drugi i trzeci – jak bardzo sytuacja międzynarodowa wojnę przyspiesza. Ponadto zaś na tle tempa przygotowań wojennych i ich wpływu na ekonomię zaostrzał się spór między GISZ a ministrem przemysłu, właśnie m.in. o to czy budować i inwestować, czy szybko kupować. Skończyło się w sposób wiadomy, a pytanie: budować czy kupować dziś nie tyle dotyczy czasu (bo w tym przetargu dla wszystkich był on taki sam), ale właśnie parametrów bojowych O ILE ZAŁOŻYMY, że w bliskiej perspektywie czasowej będziemy mieli okazję parametry te sprawdzić na polu walki.
Jeśli nie – wbrew pozorom argument socjal-ekonomiczny pozostaje najważniejszy. Co więcej, mamy wszak (przynajmniej teoretycznie) instrumenty, by zagrożenie wojenne oddalić (podobnie, jak i miała je Polska przedwrześniowa, gdyby Beck lepiej zrozumiał lekcje udzielane mu jeszcze przez marszałka Piłsudskiego). Wystarczyłoby usamodzielnienie polityki zagranicznej III RP i obłudny dylemat, wyrażający się „argumentem” Komorowskiego, że „To nie czas żeby kupować sprzęt gorszy ale nasz” – straciłby rację bytu, bo czasu mielibyśmy skolko ugodno. Przestańmy pchać się na pierwszy ogień III wojny światowej – to i decyzji o zakupie uzbrojenia nie będziemy musieli podejmować pod presją.
Czas na COP
By zostać przy analogiach historycznych: do wygrania kampanii wrześniowej COP się nam tak czy siak by nie przydał, ale w ogóle był przedsięwzięciem interesującym, właśnie nawet nie ze stricte gospodarczego, ale ze społecznego, cywilizacyjnego punktu widzenia, dając szansę na industrializację kraju, czyli ulokowanie gdzieś ludzi zbędnych, duszących się ze względu na strukturą własnościową wsi i etniczno-zawodową w jej otoczeniu. Podobnie i dziś – Polska rozpaczliwie potrzebuje reindustrializacji, by masy współczesnych ludzi zbędnych nie zasilały gospodarek Zachodu. Jeśli nie zostanie odtworzony polski przemysł, radośnie zniszczony przez 25 lat neo-liberalizmu – to dopóki ostatecznie się nie zestarzejemy i nie wymrzemy, pozostaniemy tylko eksporterem taniej siły roboczej!
Skądinąd obecne refleksje nad stanem polityki zbrojeniowej państwa, w tym układem własnościowym w zbrojeniówce, zgłaszane np. przez gen. Skrzypczaka – są o tyle spóźnione i raczej płytkie, że przecież prywatyzacja zakładów przemysłu obronnego, a następnie ograniczenie ich działalności – były tylko logiczną konsekwencją dokonywanych wyborów geopolitycznych. A zatem naprawa istniejącego stanu rzeczy i powrót do względnej samowystarczalności (pełna bowiem nie wydaje się na tym etapie możliwa ani potrzebna) zbrojeniowej Polski mogłyby nastąpić tylko przy spełnieniu dwóch podstawowych, a związanych ze sobą warunków, tj. po wystąpieniu z NATO, które jest w tym przypadku po prostu Paktem wmuszania słabszym członkom sprzętu produkowanego przez silniejszych; po drugie zaś – po nacjonalizacji przemysłu o znaczeniu strategicznym, a więc przede wszystkim właśnie obronnego. Dopiero po uwolnieniu od układów własnościowo-politycznych, będzie można zastanawiać się, czy chcemy koniecznie swoje, koniecznie szybko, czy np. koniecznie tanio, albo o określonych parametrach. Na razie, jako kolonia – jesteśmy prawa do podejmowania takich decyzji pozbawieni.
Konrad Rękas