Stworzymy atmosferę moralną i duchową, z której zrodzi się człowiek prawdziwie heroiczny, w której odpowiednio się rozwinie, i dzięki której poprowadzi nasz naród ku wielkości. – Corneliu Codreanu
Jest późna noc z 9 na 10 października 1923 r. Sześciu mężczyzn siedzi w jednej z pustych sal komendy głównej bukareszteńskiej policji. Schwytano ich kilka godzin wcześniej. Zdradził ich informator działający w ich własnych szeregach, są oskarżeni o planowanie zamordowania ponad dwudziestu wysoko postawionych Rumunów. Przesłucha ich policja i urzędnicy państwowi.
Pogrążony w zadumie przywódca domniemanych spiskowców, 24-letni Corneliu Codreanu, obserwuje, jak jego druhowie, jeden za drugim, znikają za drzwiami pokoju przesłuchań. Zastanawia się, jak odeprzeć zarzuty, które za chwilę usłyszy. Oto nadchodzi jego kolej. Prokurator kładzie przed nim kilka obciążających listów i dwa kosze z bronią.
– To wasze? – pyta ze wściekłością w głosie.
Codreanu waha się. Prosi o chwilę na zastanowienie; przez pewien czas milczy. Prokurator i policjant z zadowoleniem wymieniają kpiące spojrzenia. Sądzą, że Codreanu wszystkiego się wyprze. Ten jednak odpowiada bez ogródek:
– Tak, nasze. Potrzebowaliśmy tego, by zabić ministrów, rabinów i żydowskich bankierów.
Jednym tchem wymienia nazwiska rumuńskich polityków i Żydów, których umieścił na swojej liście: Marzescu, Bercovici, Blankowie, Rosenthal, Fildermann, Honigmann… i cała reszta. Śledczy są wstrząśnięci jego zuchwałością. Na twarzy prokuratora nie ma już śladu po zadowoleniu; jest w stanie wyrzucić z siebie tylko jedno krótkie pytanie:
– Ale dlaczego chcieliście ich zabić?
– Ponieważ pierwsi to zdrajcy – mówi Codreanu.
– A drudzy – wrogowie deprawujący naród.
– Nie żałujecie, że się wam nie udało?
– Nie żałujemy niczego… To, że złapaliście akurat nas, nie ma żadnego znaczenia – oprócz nas są dziesiątki tysięcy ludzi myślących tak samo!
Pierwsze promienie słońca przebijają się przez niewielkie brudne okna do środka budynku, gdy pewny siebie Codreanu z dumnie podniesionym czołem schodzi w dół gmachu prowadzony do piwnicznej celi. Kości zostały rzucone. Od tej chwili ani razu nie przejdzie mu przez myśl, by móc zaprzestać walki o wolności ojczyzny.
Kim był ten niezwykły młodzieniec i co sprawiło, ze zdecydował się podjąć tak radykalne środki? Corneliu Zelea Codreanu urodził się 13 września 1899 r. w Huşi, małym miasteczku w Mołdawii, będącej wówczas częścią Rumunii. Jego ojciec, Ion Zelea Codreanu, leśniczy (tak, jak i jego przodkowie wiele pokoleń wstecz), był także nauczycielem w gimnazjum i żarliwym nacjonalistą; matka, Elise Brauner Codreanu – prawnuczką imigranta z Bawarii.
W latach 1910–1915 młody Corneliu pobierał nauki w słynnej, nazywanej „Monastyrem na Wzgórzu”, przyklasztornej szkole wojskowej położonej niedaleko miejscowości Târgovişte. Nabył tam żołnierskich cnót odwagi, dyscypliny i powściągliwości w słowach. Tam też rozwinął się jego wrodzony talent dowódczy i organizacyjny, a on sam rozsmakował się w ciężkiej pracy i ascezie. Jak pisał później: „w Monastyrze pokochał okopy, a znienawidził salony”.
W sierpniu 1916 r. Rumunia wypowiedziała wojnę Austro-Węgrom, a sam Codreanu, za młody, by samodzielnie się zaciągnąć, wyjechał z domu i dołączył na froncie do ojca, który dowodził kompanią piechoty. Dopóty, dopóki ten nie rozkazał mu wracać, Codreanu brał udział w działaniach wojennych w Transylwanii. Po zakończeniu I wojny światowej w 1918 r. jako podchorąży służył na obozie szkoleniowym piechoty.
Gdy wrócił do Jass[1], obserwował, jak przez miasto i miejscowy ośrodek akademicki przechodziły kolejne fale strajków i protestów. Komuniści skusili robotników cierpiących z powodu fatalnych warunków pracy i głodowych pensji wizją ziemi obiecanej, powstającej rzekomo po drugiej stronie granicy – w Rosji.
Także w środowisku uniwersyteckim wielu studentów i wykładowców otwarcie przyznawało się do marksizmu i bezkarnie dyskryminowało kolegów o nacjonalistycznych sympatiach. Wszystko to było niepojęte dla młodego patrioty, jakim był Codreanu. Powstanie Wielkiej Rumunii po I wojnie światowej było przecież ziszczeniem odwiecznych marzeń nacjonalistów o utworzeniu państwa obejmującego swoim terytorium wszystkie ziemie zamieszkane przez etnicznych Rumunów. Tymczasem w środowiskach robotniczych i inteligencji miejskiej lżono króla Ferdynanda, armię i Cerkiew. Codreanu szybko rozpoznał czynnik wspierający owe antynarodowe nastroje. Kontrolował je siejący propagandę i dezinformację ośrodek, niemal w całości złożony z członków grupy wrogiej rumuńskiemu duchowi i tradycji – z Żydów.
W 1919 r. na czele tzw. „ruchu robotniczego” w Jassach stał niejaki Ghelerter oraz zastępujący go Gheler, Spiegler oraz Schreiber. Ich zwierzchnikami byli urzędujący w Bukareszcie Ilie Moscovici i Ana Pauker. Wszyscy byli Żydami, tak jak i ogromna większość przywódców komunistycznych w Rumunii.
Żydowscy rewolucjoniści mieli nadzieję na powtórzenie sukcesu ich pobratymców w Rosji, którzy stanowili ogromną część bolszewickich kadr. W równym stopniu inspirowani byli krótkotrwałym, choć krwawym, reżimem Béli Kuna (prawdziwe nazwisko: Cohn) i innych żydowskich komisarzy na Węgrzech obalonym kilka miesięcy wcześniej w wyniku zbrojnej interwencji rumuńskiej armii.
Codreanu nie obawiał się zarozumiałych i aroganckich lewicowców i stojących za nimi Żydów. Ta sama brawura, którą wykazywał się na froncie przez trzy poprzednie lata, towarzyszyła mu w ambitnych planach walki z żydokomuną w Jassach.
Gardził apatią i tchórzostwem uczelnianych „konserwatystów”, dlatego też został członkiem Gwardii Świadomości Narodowej – małej formacji nacjonalistycznej założonej przez krzepkiego hutnika Constantina Pancu. Werbowała ona członków ze wszystkich klas rumuńskiego społeczeństwa, gotowych budować opartą na sprawiedliwym ładzie społecznym potęgę Rumunii oczyszczonej z obcych rasowo elementów.
Codreanu szybko stał się ważnym działaczem Gwardii, a poprzez liczne zuchwałe akcje uczynił z niej siłę, z którą na ulicach Jass i w lokalnych fabrykach liczyć musieli się wszyscy. Wraz z garstką zwolenników zdołał przekonać tysiące strajkujących pracowników stacji kolejowej „Nikolina” i Biura Monopoli Państwowych, by ściągnęli z masztu czerwoną flagę, a na jej miejsce zawiesili rumuńską trójkolorową. Odwaga i zdeterminowanie sprawiły, że Codreanu z jednej strony zaskarbił sobie uznanie niechętnych mu robotników, a z drugiej szczerą nienawiść manipulujących nimi środowisk żydowskich.
Ani on, ani jego towarzysze z Gwardii Świadomości Narodowej nie byli zainteresowani reakcjonizmem skupionym na próbach podtrzymania status quo. Ich oficjalną ideologią był „chrześcijańsko-narodowy socjalizm”, a celem Codreanu uwolnienie robotników od wpływów judeobolszewii i zaszczepienie w nich silnego poczucia dumy narodowej. Jak sam przyznał, „[s]amo pokonanie komunizmu nam nie wystarcza. Musimy walczyć o prawa robotników – o ich prawo do chleba i do godności. Będziemy walczyć z oligarchią partyjną, tworząc narodowe organizacje robotnicze, które pomogą przestrzegać praw ludzi pracy w ramach określonych przez państwo, lecz nie wbrew niemu”.
Tłum.: Mikołaj Gołębiewski
C.D.N.
[1] Jassy – miasto w północno-wschodniej Rumuni
a.me.
Wspaniała postać.
Zgadzam się z p.mjoed-em, obrzydliwa postać. Fanatyk, terrorysta i głupol do kwadratu. Tym niemniej postać mało znana i ciekawa.
Można wiedzieć kto jest autorem tego tekstu, gdzie opublikowano oryginał itd.?