Czy jesteśmy zobowiązani do heroizmu?

Truizmem jest stwierdzić, iż historia chrześcijaństwa pełna jest przykładów heroizmu. Mamy w niej wszak tysiące, jeśli nie miliony świadectw ludzi, którzy woleli umrzeć (nieraz w strasznych męczarniach) niż posypać kadzidło przed posągiem Cezara, pokłonić się bałwanowi, wypowiedzieć bluźnierstwo, kłamać, cudzołożyć bądź zabijać niewinnych. W dniu dzisiejszym (26 grudnia) Kościół katolicki obchodzi wspomnienie pierwszego chrześcijańskiego męczennika, św. Szczepana. Mimo to, nieraz w kontekście przykładów takiego bohaterstwa pojawia się sugestia, iż co prawda, poświęcenie tych ludzi było godne najwyższego podziwu i szacunku, to jednak nie można powiedzieć, by byli oni do tego zobowiązani.

Ów podziw i zachwyt, jaki w naturalny sposób żywimy względem „heroizmu” jest więc temperowany przez popularne powiedzenie mówiące, iż: „Nikt nie jest zobowiązany do heroizmu”. Pozornie rzecz biorąc takie postawienie sprawy wydaje się być całkowicie poprawne. Czy można bowiem zobowiązywać kogokolwiek do czynów „nadludzkich” (gdyż z tym kojarzy się właśnie „heroizm”); poświęcenia swego życia, męczeństwa, poddania się wielkiemu cierpieniu? Wydaje się zatem, iż chociaż postawa heroiczna godna jest podziwu i docenienia, to jednak nie powinna być ona nigdy przedstawiana w kategoriach chrześcijańskiego obowiązku. Ten sposób rozumowania – choć jawi się jako rozsądny – jest prawdziwy co najwyżej tylko w jednym aspekcie.

                                 „Lepiej umrzeć niż zgrzeszyć”

Istnieje co najmniej kilka wypowiedzi Pisma świętego i Magisterium Kościoła, które w mniej lub bardziej otwarty sposób mówią nam, iż heroizm może być naszą moralną powinnością. Jednym z kościelnych dokumentów, w którym takich stwierdzeń jest najwięcej, stanowi encyklika „Veritatis splendor” bł. Jana Pawła II. W akcie tym, bł. Jan Paweł II co najmniej kilkukrotnie z mocą naucza, iż istnieją czyny, których zakaz obowiązuje „wszystkich i każdego, zawsze i w każdej okoliczności” ; „zawsze i w każdej sytuacji”; „bez wyjątku” (tamże: n. 52). Nauczanie Kościoła stwierdza też istnienie zachowań, których popełnienie „nigdy i w żadnej okoliczności nie mogą uchodzić za działania właściwe” („Veritatis splendor”, n. 52), których wyboru „nigdy nie można usprawiedliwić” (tamże, n. 81), które „niezależnie od okoliczności i intencji, są zawsze i bezwzględnie niedozwolone ze względu na ich przedmiot” (Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 1756).

Nawet, gdyby doktryna katolicka nie mówiła niczego więcej na ów temat, to już nawet powyżej zacytowane słowa, wystarczyłyby do obalenia tezy mówiącej, jakoby nikt i nigdy nie był zobowiązany do heroizmu. Wszyscy bowiem wiemy, iż w życiu zdarzają się ekstremalne okoliczności i sytuacje, w których odmowa popełnienia danego zła będzie równoznaczna z bohaterstwem. Jeśli zaś, wedle nauczania Magisterium, pewnych złych czynów, nie mamy prawa popełniać nigdy i nigdzie, w jakichkolwiek okolicznościach, gdyż jesteśmy zobowiązani do ich unikania w każdej, bez wyjątku sytuacji, to de facto, oznacza to, iż naszym obowiązkiem może być wykazywanie postawy heroicznej. Co więcej, doktryna katolicka, w pewnych miejscach wprost stwierdza, że bohaterstwo może być moralną powinnością. Bł. Jan Paweł II tak o tym uczył:

„.Już w Starym Przymierzu spotykamy się z godnymi podziwu świadectwami wierności wobec świętego prawa Bożego, aż do dobrowolnego przyjęcia śmierci. Ich symbolem może być historia Zuzanny: dwaj niesprawiedliwi sędziowie, którzy grożą jej śmiercią ponieważ nie chce ulec ich nieczystym żądzom słyszą odpowiedź: << jestem w trudnym ze wszystkich położeniu. Jeżeli to uczynię, nie ujdę waszych rąk. Wolę jednak niewinna wpaść w wasze ręce , niż zgrzeszyć wobec Pana>> (Dn 13, 22-23). Zuzanna, która wolała <<niewinna wpaść>> w ręce sędziów, daje świadectwo nie tylko wiary i zaufania do Boga, ale także posłuszeństwa wobec prawdy i absolutnych wymogów porządku moralnego: swoją gotowością przyjęcia męczeństwa głosi, że nie należy czynić tego, co prawo Boże uznaje za złe, aby uzyskać w ten sposób jakieś dobro. Wybiera dla siebie lepszą cząstkę: przejrzyste, bezkompromisowe świadectwo prawdzie dotyczącej dobra oraz świadectwo Bogu Izraela; w ten sposób przez swoje czyny ukazuje świętość Boga. (…) Kościół ukazuje wiernym przykłady licznych świętych (…), którzy głosili i bronili prawdę moralną aż do męczeństwa, albo woleli umrzeć, niż popełnić choćby jeden grzech śmiertelny. Wyniósł ich do chwały ołtarzy , to znaczy kanonizował ich świadectwo i publicznie uznał za słuszne ich przekonanie, że miłość Boga każe bezwarunkowo przestrzegać Jego przykazań nawet w najtrudniejszych okolicznościach i nie pozwala ich łamać nawet dla ratowania własnego życia (…). W męczeństwie, jako potwierdzeniu nienaruszalności porządku moralnego, jaśnieje świętość prawa Bożego, a zarazem nietykalność osobowej godności człowieka, stworzonego na obraz i podobieństwo Boga. Godności tej nie wolno nigdy zbrukać ani działać wbrew niej, nawet w dobrej intencji i niezależnie od trudności. (…) Męczeństwo odrzuca jako złudne i fałszywe wszelkie ludzkie tłumaczenia, jakimi usiłowałoby się usprawiedliwić – nawet w wyjątkowych okolicznościach – akty moralnie złe ze swej istoty (…) („Veritatis splendor”, n. 91 – 93).

Zauważmy, iż w przytoczonych fragmentach papież stawia za wzór męczenników, bynajmniej nie w sensie jakiejś dobrej, ale tym nie mniej, niezobowiązującej rady. Nie jest tam napisane: „Dobrze się dzieje, gdy z miłości do Boga nie będziemy łamać przykazań nawet w najtrudniejszych okolicznościach i nawet dla ratowania własnego życia, jednakże w obliczu pewnych ekstremalnych okoliczności nie możemy nikomu narzucać postawy męczeńskiej”. Bł. Jan Paweł II pisze, iż miłość do Boga KAŻE nam (innymi słowy rozkazuje, poleca, nakazuje) przestrzegać Bożych przykazań nawet w najtrudniejszych okolicznościach i NIE POZWALA (inaczej ujmując: nie mamy ku temu prawa ani przyzwolenia) je łamać nawet dla ratowania własnego życia. Warto też przypomnieć, iż Katechizm św. Piusa X jako jedną z cech dobrego postanowienia poprawy (które jest jednym z warunków ważności i godziwości spowiedzi) wymienia mocną wolę „aby raczej utracić wszystko, niż popełnić na nowo grzech” (tamże, cz. IV, n. 64). Tradycyjnie katolicka reguła: „Lepiej umrzeć niż zgrzeszyć” nie stanowi więc jakiejś dobrej, acz fakultatywnej rady, ale jest chrześcijańskim obowiązkiem.

                                  Dwa rodzaje heroizmu

Istnieje jednak pewna kategoria chrześcijańskich powinności, od których wypełnienia może zwolnić nas wzgląd na wielkie cierpienie, które musielibyśmy znosić realizując je w każdych okolicznościach. Obowiązki owe, wypływają z tych Bożych przykazań, które zawierają w sobie pewien nakaz (innymi słowy: zostały ujęte w formie pozytywnej). Jedną z takich zasad jest polecenie zawarte w Piśmie świętym: Ratuj wydanych na śmierć, a tych, których się prowadzi na stracenie, zatrzymaj” (Przyp 24: 11). Słusznie podziwiamy np. św. Maksymiliana Kolbe, który zgodnie z przesłaniem tego biblijnego nakazu, oddał swe życie, by ocalić współwięźnia od śmierci. Podobnie, chwalebną jest postawa tych, którzy ryzykując swe życie, rzucają się do płonącego domu, po to by ratować innych od śmierci. Nie można jednak powiedzieć, iż każdy chrześcijanin jest bezwzględnie zobowiązany do podobnych czynów. Tego rodzaju heroizm istotnie jest bardziej sprawą wielkodusznej szlachetności poszczególnych ludzi, aniżeli nie znającego żadnych granic obowiązku. Podobnie, choć godna uznania jest postawa tego kto w sposób heroiczny praktykuje rozdawanie jałmużny (np. pozbawiając się w tym celu wszystkich potrzebnych dla siebie pieniędzy i dóbr), to nie można przecież powiedzieć, by do pomocy biednym w tak wielkim stopniu zobowiązani byli wszyscy chrześcijanie (np. ojcowie mający na utrzymaniu swe rodziny).

Tym nie mniej – jak to zostało już wykazane wyżej – istnieje konkretna płaszczyzna moralności chrześcijańskiej, do której wypełnienia jesteśmy zobowiązani w sposób heroiczny, bez względu na jakiekolwiek okoliczności i nie zważając na choćby największe cierpienie, jakie może nas spotkać w wyniku realizacji tych powinności. Chodzi tu o unikanie czynów zakazanych przez Boże przykazania. Dotyczy to np. morderstwa niewinnego, kłamstwa, cudzołóstwa czy bałwochwalstwa. Jako, że Pan Bóg zabronił czynienia tych rzeczy, nie mamy moralnego przyzwolenia na popełnienie ich, choćbyśmy za ich pomogą mogli uniknąć śmierci w męczarniach, albo innego równie wielkiego (lub jeszcze większego) cierpienia. O ile więc nie jesteśmy bezwzględnie zobowiązani ratować niewinnych przed śmiercią, o tyle w sposób absolutny i bezwarunkowy mamy powstrzymać się od zabijania niewinnych i niesprawiedliwych. O ile obawa przed pozostawieniem swej żony i dzieci bez opieki może być usprawiedliwieniem dla decyzji danego mężczyzny o nierzuceniu się do płonącego budynku w celu ratowania znajdujących się tam ludzi, o tyle nawet chęć ocalenia życia swej rodziny nie daje nikomu prawa do wykonywania rozkazów nakazujących zadawanie śmierci niewinnym, gwałcenie kobiet, kłanianie się bałwanom czy też cudzołożenie.

Popularne powiedzenie, iż „Nikt nie jest zobowiązany do heroizmu” jest więc, w najlepszym wypadku, tylko częściowo prawdziwe. Nie zawsze jesteśmy zobowiązani oddać swe życie, jednak są sytuacje, gdy właśnie takie zachowanie jest naszą powinnością. Takimi sytuacjami z pewnością są wszelkie okoliczności, w których ktokolwiek domaga się od nas popełnienia czynu złego ze swej natury.

www.salwowski.msza.net

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]
Facebook

0 thoughts on “Czy jesteśmy zobowiązani do heroizmu?”

  1. Tradycyjnie katolicka reguła: „Lepiej umrzeć niż zgrzeszyć” Czy autor tego artykułu byłby w stanie jakby przyszło co do czego zachować się zgodnie z tą regułą ?? Dałbym sobie głowę uciąć, że nie. Co innego teoretyczne teoryjki…a co innego życie!

  2. @Oebf: Od tych „teoretycznych teoryjek” zależy zbawienie lub potępienie wieczne. „I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego.” – Mat. 18,9. Jasne?

  3. PawelW – Mało kto akceptuje w pełni nauczania katolickie. Jeszcze mniej osób żyje ściśle według niego. To jest argument za tym, że coś z tym katolicyzmem może być nie tak i to jest największy problem. PS: Nie jestem wierzący. Dlatego cytaty z Biblii nie przekonują mnie ani trochę. Pozdrawiam.

  4. „Człowiek wielkoduszny nie czyni tego co użyteczne, lecz wyłącznie to co przyjemne o dobre” [Arystoteles]. Inaczej mówiąc człowiek zawsze działa dla swego zadowolenia (radości). Św. Tomasz powie, że radość jest celem wszystkich dążeń. Radość jest celem pierwszego ruchu psychiki jakim jest miłość. „Co jest ostatnie w wykonaniu (radość), to jest pierwsze w zamierzeniu (w intencji)”. Stosownie to tego Apostoł uczy „radujcie się, powtarzam wam radujcie się”. Psychologicznie rzecz ujmując pierwszym działaniem jest ruch popędu przyjemności. Jeżeli zatem człowiek lubi prawo moralne, ma je za swoje, sprawia mu ono przyjemność, to woli zginać, niż zrobić coś, co go pozbawia radości. Czyż ludzie nie popełniają samobójstwa, gdy życie staje się tylko pasmem udręk? Jeśli natomiast nienawidzi prawa, jak autor niniejszego tekstu, ma je za ciężar i krzyż, to musi je spełniać (nieść krzyż) pod przymusem. Jako rzecz użyteczną a nieprzyjemną. Psychologicznie używa do tego popędu użyteczności (strachu i nadziei). W takim wypadku i tak się załamie, gdy przyjdzie próba. Łaska nic mu nie pomoże, ponieważ „łaska nie niszczy natury tylko ją doskonali”. A natura jest taka, że „każdy ruch popędu użyteczności ma swój początek i zakończenie we władzy pożądliwości” (św. Tomasz z Akwinu). Dlatego Jezus mówi „w owej godzinie nie martwcie się, co macie mówić, gdyż będzie wam poddane, co macie mówić”.

  5. @Oebf: 1. Nauczanie katolickie albo się akceptuje całe, albo się jest heretykiem – to nie bombonierka z ciasteczkami, z której się wybiera co się podoba. Teologiczna cnota wiary to przylgnięcie rozumu do prawdy objawionej – gdy wybieram to już nie wiara tylko wierzenie czysto ludzkie. 2. Prawda nie zależy od liczny jej zwolenników. 3. Deklaracja „jestem niewierzący” nie spowoduje, że Stwórca zniknie i nie będzie sądził po śmierci. (Istnienie stworzeń bez Stwórcy – śmieszne :))

  6. „…Czy autor tego artykułu byłby w stanie jakby przyszło co do czego zachować się zgodnie z tą regułą ?? Dałbym sobie głowę uciąć, że nie. …” – jak mawiał Feliks Edmundowicz – nie ma ludzi niezłomnych, są tylko nieumiejetnie przesłuchiwani, 🙂 .

  7. PawelW…. Pragnienie, aby Bóg istniał nie jest żadnym dowodem na to, że on istnieje. Zrozumiano ?? Na dodatek nawet jeśli istnieje jakiś stwórca naszego świata to wcale nie oznacza, że musi on być Bogiem. A nawet jeśli jest Bogiem…to wcale nie oznacza, że katolicyzm musi być prawdziwy…i tak dalej…różne wątpliwości można by mnożyć. Jednak nie będę tego czynił tutaj dlatego, że komentarze pod tekstem Salwowskiego na zupełnie inny temat to nie jest dobre miejsce. Kaloryfer – poganin to ktoś zupełnie inny niż niewierzący. Jak ktoś nie rozumie różnicy….to nie powinien w ogóle zabierać głosu!

  8. To, że nie wierzy pan w Boga w Trójcy Jedynego to nie znaczy, że jest pan niewierzącym. Nie ma kogoś takiego jak niewierzący. Ateiści to ludzie wierzący we własną pychę, a więc wierzący. Ponawiam pytanie, po co wypowiada się pan w tematach dotyczących katolicyzmu? Czyżby kolejny klon Piotra Napierały, również wielkiego konserwatysty? 😛

  9. Kaloryfer…Z całym szacunkiem, ale nie mam zamiaru dyskutować z kimś kto pisze absurdy typu „nie ma kogoś takiego jak niewierzący. Ateiści to ludzie wierzący we własną pychę, a więc wierzący.” Szkoda (mojego) czasu. Mimo wszystko pozdrawiam.

  10. Ależ ja też nie mam zamiaru z panem dyskutować. Jestem tylko ciekaw co osoba „wierząca inaczej” robi w takich wątkach. 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *