W Wielki Piątek rano słuchałem jak Monika Olejnik przepytywała w Radiu Zet Jarosława Gowina. Była mowa także o naszym projekcie ustawy, umownie zwanym LEX RYDZYK. Niezmiernie szanowany przeze mnie krakowski poseł utrzymywał najpierw, że Radio Maryja jest nadawcą prywatnym. Po oczywistych protestach Olejnik, że między statusem nadawcy społecznego, a prywatnego istnieje zasadnicza różnica – choćby w kwestii opłat koncesyjnych – stwierdził tak: „Jestem zwolennikiem pluralizmu. Jestem też zwolennikiem wolności polegającej na tym, że dyskutuje z tym kogo mam ochotę zaprosić do rozmowy i uważam, że takie prawo powinno mieć również Radio Maryja. Jestem tutaj większym liberałem niż koledzy z PJN”.
Wypowiedź tę interpretuje jako brak poparcia dla naszego projektu. Może tylko samego Gowina, a może i całej Platformy. Bo w podobnym tonie utrzymana była wypowiedź innego parlamentarzysty PO, Pawła Olszewskiego.
Warto publicznie zapytać z czego takie stanowisko PO wynika? Są trzy możliwości. Pierwsza: Platforma – w osobach Olszewskiego i Gowina – uznaje nadawców prywatnych i społecznych za te same podmioty. Zwyczajnie się myli. Osobiście w to nie wierze. Obaj posłowie i cały ich klub muszą rozróżniać te dwie, dość proste, rzeczywistości. Druga: PO – jak już pisałem – brakuje w tej sprawie odwagi. Zresztą nie tylko w tej. Wyliczać można długo. Kiedy po prawie 4 latach rządu premiera Tuska i 8 miesiącach pełnej władzy, słyszę w tej samej audycji, że w przyszłej kadencji poseł Gowin zamierza zająć się ograniczeniem przywilejów związków zawodowych, to jestem zdumiony. Bo, albo nie wierzy w to co mówi, albo ów platformerski brak odwagi mimochodem potwierdza. J
est wreszcie trzecia możliwość. Że nieuregulowana sytuacja Radia Maryja jest zwyczajnie Platformie na rękę. Bo może swoich wyborców straszyć toruńskim Czarnym Ludem. Może to robić, choć ci pewnie w większości takiego uregulowania oczekują. Czyli tak naprawdę oba obozy są sobie potrzebne i nikomu nie jest na rękę aby to zmieniać. Prosty pragmatyczno – polityczny sojusz. I
na koniec jeszcze jedna uwaga i jedna anegdota. Uwaga jest taka. Jeśli prawdziwą jest moja teza, że problem Radia Maryja to ingerencja polityki w życie Kościoła, a nie Kościoła w sprawy polityczne, to uregulować powinni to politycy. Tak jak w przeciwnym przypadku musieliby to robić biskupi. Dlatego – właśnie poseł Gowin, symbol polskiej katolickiej inteligencji – powinien nam pomóc. A anegdota będzie z wieloraką dedykacją. W Wielkim Tygodniu odwiedzały mnie liczne delegacje słuchaczy Radia Maryja. Dialog wyglądał tak: czy Panie wiecie (bo były głównie panie), że w Polsce zebrano ostatnio 600 tysięcy podpisów pod projektem ustawy zapewniającym całkowitą ochronę życia? Nie! Nie podpisały Panie tego projektu? Nie! Radio Maryja do tego nie namawiało? Nie! A zbierało na coś podpisy? Tak, pod ustawą o lasach. A pod czym – Pań zdaniem – winno zbierać w pierwszej kolejności? No, oczywiście – za życiem! To czemu tego nie robi? (chwila zadumy) No wie Pan, żadne dzieło ludzkie nie jest doskonałe…
Anegdotę tę dedykuję następującym osobom: Jarosławowi Kaczyńskiemu, Antoniemu Macierewiczowi, prof. Zdzisławowi Krasnodębskiemu, a zwłaszcza prof. Janowi Szyszko – z prawdziwym uznaniem – za skuteczne podporządkowanie rozgłośni własnym celom politycznym. Ojcu Tadeuszowi Rydzykowi i posłowi Arturowi Górskiemu – ku refleksji, czy w swej działalności dobrze krzewią idee katolickiej nauki społecznej. I wreszcie – posłowi Jarosławowi Gowinowi – z nadzieją, że skłoni go ona do poparcia projektu Lex Rydzyk.
Jan Filip Libicki
[aw]
Wreszcie ktoś na tym portalu raczył zauważyć, że o. Rydzyk to ta sama kamanda, co PO- kamanda Berlina. PO „robi za liberałów”, a o. Rydzyk i kierowane przez niego media „robią za katolicką prawicę”, ale jedni i drudzy grają w tej samej drużynie. Dlatego o. Rydzyk popiera PiS, bo to wymarzona opozycja dla proniemieckiej PO.
Bądźmy szczerzy – ta ustawa pana Libickiego jest żałosna. Niech pan stworzy swoje media, które będą popierały PJN, a od Radia Maryja niech się pan po prostu odczepi. Popierają PiS – nie podoba mi się to, ale cóż, walka o demokratyzację i pluralizację tego ośrodka to dla mnie zwykła lewizna. Więcej szkód narobi niż pożytku.
Można tylko zauważyć, iż szczytem marzeń byłoby, żeby RM w sprawę ochrony życia się nie angażowało tak jak dotychczas. Istnieje jednak obawa, że skoro J. Kaczyński jest zwolennikiem tzw. „kompromisu aborcyjnego”, to RM prędzej czy później zaangażuje się w zwalczanie inicjatywy obywatelskiej. Dokładnie tak samo było ws. in vitro – w momencie gdy PiS wygenerowało swój projekt /zawierający zapisy niezgodne z nauczaniem Kościoła/ Nasz Dziennik natychmiast pełną parą ruszył w celu reklamowania go jako godny wszelkiego poparcia.
Wszystko ładnie,ale mnie nie przekonają dobre intencje członka PJN,popłuczyn po PiS z domieszką PO,o ile wiem. Pan Libicki nie występuje tu jako prywatny poszukiwacz prawdy, jest przedstawicielem konkretnej siły politycznej i gra na jej korzyć,z kolei PJN – nie tylko moim zdaniem – to coś jeszcze gorszego od PiS. Może mieć rację,ale grając z Kluzikową i Migalskim,pozbawia się wiarygodności. Przy całym szacunku do osoby Pana Libickiego,którego szanuję, jeszcze z czasów Prawicy Narodowej.
Nie cierpię PIS , ale jeszcze bardziej popłuczyn w postaci PJN. Reszta w artykule pana Michalkiewicza -,,Filip (Z Konopi) Libicki mówi basta”.
Najśmieszniejsze jest to, że różne Kaczyńskie, Zybertowicze, Michalkiewicze, a w ślad za nimi media toruńskie zreprodukowali w swoim myśleniu po prostu marksizm. Oczywiście celem nie jest u nich utopia komunistyczna i emancypacja proletariatu, ale utopia „wolnego narodu” i konieczna do tego jego emancypacja. Wystarczy jednak, że masy nazwiemy narodem, a nie proletariatem i cały schemat marksizmu możemy już zreprodukować bez zmian. Mamy więc tutaj fałszywą świadomość proletariatu (w języku Kaczyńskiego: narodu), służącą klasie panującej czyli burżuazji (w języku Kaczyńskiego: układowi, socjologicznie zresztą z burżuazją raczej tożsamemu). Aby wyzwolić proletariat (naród), konieczne jest jego uświadomienie. Dokonać tego mają rewolucjoniści („obóz niepodległościowy”). Marks wierzył, że rewolucja dokona się w wyniku raczej dłuższej akcji uświadamiania proletariatu, Kaczyński jest tu nawet bardziej rewolucyjny, bo wierzy w jednorazową iluminację, którą określał jako: „heideggerowski przedświt”. Ta prowadząca do obalenia rządów klasy panujacej (układu, u Marksa burżuazji) rewolucyjna iluminacja, czyli emocjonalno-moralny wstrząs, polegać miał na odsłonięciu układu i uzyskaniu przez masy właściwej świadomości narodowej (u Marksa na uzyskaniu przez masy świadomości proletariackiej). Od roku nastąpiło przedefiniowanie tego, co ma być „heideggerowskim przedświtem”. Jako niosący większy ładunek emocjonalny za lepsze narzędzie uznano tu katastrofę smoleńską. Iluminacja prowadzaca do emancypacji narodu polegać ma na ujawnieniu „prawdy o Smoleńsku”. Reprodukcja schematu marksistowskiego przez postsolidanościowy obóz pisowski jest tu kompletna. Pisowcy nawet nie zdają sobie sprawy, że są tylko bękartami Marksa.