Dlaczego nie głosuję

Zacznijmy od truizmu: otóż jako konserwatysta jestem przeciwnikiem rządów demokratycznej większości i demokracji w ujęciu generalnym – a więc ustroju opartego na zupełnie błędnych założeniach teoretycznych i nie mającego fundamentalnych dla nas katolickich podstaw etycznych. Nie pochwalam i nigdy nie zgodzę się na potwierdzenie słuszności oddania władzy w ręce bezmyślnego i zamroczonego obietnicami tłumu. Rzeczywistość ta, jakkolwiek dominująca i sprawująca obecnie rząd dusz, jak dotąd żadną miarą nie jest w stanie dostarczyć dowodu na istnienie w jej przestrzeni politycznej miejsca dla integralnego konserwatyzmu.

Rzecz w tym, że idąc do urny dołożyłbym cegiełkę do wzmocnienia podstawowego filaru demokracji –  tym zaś bezsprzecznie pozostaje akt wyborczy. De facto stałbym się wówczas demokratą. Zanegowałbym swoją ocenę demokracji – nie można bowiem równocześnie czegoś kontestować, a przy tym brać w tym udziału. Co więcej: głosując nie musiałbym nic robić ze swoimi przekonaniami – demokracja o to nie dba. Chce tylko, by głosować, bo to jej racja bytu. Głos oddany na jakiegokolwiek kandydata jest jednym z milionów wstępów do kolejnej kadencji parlamentarnej farsy – i farsę tę sankcjonuje. Głos nieważny ma nie mniejsze znaczenie – podnosi bowiem frekwencję. Mówić i pisać można cokolwiek – ważne, by choć na chwilę stać się częścią tak na co dzień przez nas krytykowanego demokratycznego tłumu. O resztę demokracja nie dba, bo nie musi. A to właśnie – dołączenie lub też jednoznaczna odmowa – stanowi w ocenie mojego sumienia o prawdziwym stosunku do demokracji, a zarazem o integralności idei konserwatywnej danej osoby. Nie wiem jak Państwo, ale mając bezcenną wolność wyboru i pisania tego, co uważam za słuszne, nie zamierzam przykładać ręki do wzmocnienia rzeczywistości politycznej będącej przedmiotem mojej kontestacji.

Tu zapewne pojawi się kontrargument: bo przecież kandyduje co najmniej kilka osób bliskich nam z uwagi na poglądy lub podejmowane przez siebie inicjatywy, więc może warto…. Odpowiem następująco: w moim przekonaniu demokracja ma jedną wadę: nienawidzi wyrazistości i nie cierpi, gdy mówi się rzeczy mało wygodne. Nie mam złudzeń, że nawet w partii chcącej uchodzić za prawicową (jakkolwiek w obecnym parlamencie takiej inicjatywy nie dostrzegam), kandydat chcący dochować wierności idei będzie zakrzyczany, a jego poglądy i inicjatywy nierzadko wyśmiane lub utrącone zanim jeszcze zdołają się rozwinąć  na dobre. Chcąc zachować swój mandat i pozycję w parlamentarnym stadzie, poseł wcześniej czy później odpuści, wtopi się w tłum. O dalszym trwaniu przy wartościach, z uwagi na które oddaliśmy nasz głos, nie będzie mowy. Dodajmy, że w Polsce, oddając głos na jakiegoś kandydata nie mamy nawet pewności co do jego wejścia do parlamentu. Oddajemy bowiem każdorazowo głos nie na osobę, ale na listę wyborczą. O tym, kto otrzyma mandat poselski, decydują w ostateczności wewnątrzpartyjne rozgrywki, na które wyborca żadnego wpływu nie ma i mieć nie będzie. W moim najgłębszym przekonaniu jest to jawna kpina, która być może nawet bardziej od argumentów ideologicznych winna przemówić do rozsądku ludzi, którym dane zostało dostąpić błogosławieństwa poczucia własnej godności oraz – by zacytować Davillę – chrztu inteligencji

Nie głosuję – i do nie brania udziału w wyborach namawiam. Wszystkim zaś tym, którzy chcą próbować wpleść konserwatyzm w demokrację i jakoś pogodzić ideę z funkcjonowaniem w demagogicznym spektaklu wyborczym, dedykuję słowa zamykające „Wytyczne programowe Stronnictwa Zachowawczego” z roku 1922: „Jedno tylko może go [konserwatyzm] zabić: jeżeli dla celów oportunistycznych zboczy od swojej ideologii i wejdzie w kompromis co do tych zasad, które stanowią jego rację bytu. Wtedy popełni samobójstwo. Ale jeśli tej ideologii swojej i tym swoim zasadom pozostanie wierny – wtedy mimo wszystko i wbrew wszystkim musi przetrwać”.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Dlaczego nie głosuję”

  1. „Jedno tylko może go [konserwatyzm] zabić: jeżeli dla celów oportunistycznych zboczy od swojej ideologii i wejdzie w kompromis co do tych zasad, które stanowią jego rację bytu. Wtedy popełni samobójstwo. Ale jeśli tej ideologii swojej i tym swoim zasadom pozostanie wierny – wtedy mimo wszystko i wbrew wszystkim musi przetrwać”.- o tak, swieta racja.pozdrowienia .a.r.

  2. Z czystej ciekawości – jak według Pana rozwiązać problem tego, że konserwatyzm sprzeciwia się rewolucjom i jednocześnie demokracji? W takim przypadku konserwatysta musi liczyć na cud, a do tego czasu być biernym i czekać? Nie lepiej zagłosować na tych, którzy chcą zmienić zastany porządek? Nie chcę też brzmieć pesymistycznie, ale niebranie udziału w wyborach nie stanowi o tym, że nie jesteśmy częścią demokracji. Konserwatyści nie wznoszą się na meta-poziom – jesteśmy wszyscy ofiarami demokracji, czy tego chcemy, czy nie.

  3. kolego, co w tym dziwnego skoro „rewolucja” i „demokracja” to właściwie to samo. Z autorem tekstu się zgadzam. Od lat to powtarzam. Tylko powszechny bojkot wyborów i innych temu podobnych przedstawień jest bronią przeciwko demokracji. Jak tylko masy przestały by chodzić na wybory, to w ruch poszły by pałki i wszystko wreszcie stało by się jasne. Demokracja po prostu przestanie istnieć. Do pełnego sukcesu należało by jeszcze zwyczajnie przestać oglądać TV i słuchać radia. Zycie poza systemem indoktrynacji i prania mózgów w sposób naturalny przywróciło by zdroworozsądkowe spojrzenie na rzeczywistość. Nagła kolizja na nowo odkrytej Rzeczywistości z chorymi wynurzeniami wariatów, przestępców, złodziei i dziwek [demokracją] skończyła by się mordobiciem. Czym była by ich „władza” gdyby nie posłuszne masy biegające na głosowania? Kim oni by wtedy „rządzili”??? Dopiero wtedy ujrzelibyście że to co oni nazywają „władzą” to tylko monopol na siłę. Prawdziwa Władza jest do wzięcia.

  4. Ja się absolutnie z tym zgadzam. To chyba jednak nie odpowiada do końca na moje pytanie – bojkot doprowadziłby przecież do rewolucji.

  5. @Marcin Sułkowski: przede wszystkim przepraszam ze odpowiadam dopiero teraz. Zgadzam się z komentatorem podpisanym jako Fanatyk. W tym rzecz: rewolucja i demokracja są sprzeczne z konserwatywnym systemem wartości i tym, co uważamy za święte. Ma Pan słuszność, że nie jest naszym zadaniem obalanie demokracji przy pomocy siły, jak bowiem zauważa Hieronim hrabia Tarnowski: wyznacznikiem działania konserwatysty jest działanie zgodnie z prawem, nigdy zaś wbrew prawu. Burzenie ładu i zastępowanie go chaosem jest właśnie domeną rewolucji. Nie możemy tak postąpić nawet jeżeli nie zgadzamy się z systemem prawnym – byle był on legalny. I owszem – idea musi przetrwać. Jak zresztą pisze Davilla: nie należy zapominać, że reakcjonista pisząc o nieuchronnej restauracji liczy w tysiącleciach 🙂 Co do Pana pytania o głosowanie – proszę przeczytać drugi fragment tekstu, który widnieje powyżej. Nie ma złudzeń, że jakkolwiek wybrany w dobrej wierze, kandydat w koncu wtopi się w masę. I owszem: osobiście wierzę w upadek systemu demokratycznego. On się w końcu sam zawali, gdyż zbudowany jest na niezgodnych z Prawdą fundamentach. Proszę pamiętać, że dziś demokracja jest systemem panującym, jednak nie należy też zapominać, że również Rzym i parę innych imperiów uważano za niezniszczalne. A miały ciut więcej niż 100 lat – bo to mniej więcej jest okres, który wyznacza dominację demokracji na świecie.

  6. Bojkot totalny niekoniecznie musi doprowadzić do rewolucji, ale zgadzam się, że wytworzył by groźną dla Państwa sytuację ekonomiczną i społeczną, która stanowić będzie implikację braku możliwości uchwalania prawa i budżetu. Ale z drugiej strony spowodowało by to upadek demokracji bez konieczności buntu i krwawej rewolucji. Demokracja padła by na łopatki, w związku z czym Konserwatyzm, jeżeli zdołałby zbudować odpowiednią podstawę społeczną i polityczną, jak również program ekonomiczny, mógłby w teorii przejać wówczas inicjatywę. Czy była by to regencja, czy też próba wprowadzenia legalnej monarchii, tego już nie roztrząsam. Dziś to fantastyka, ale jutro – nikt nie wie co spodoba się Bogu.

  7. „Burzenie ładu i zastępowanie go chaosem jest właśnie domeną rewolucji. Nie możemy tak postąpić nawet jeżeli nie zgadzamy się z systemem prawnym – byle był on legalny”… – właśnie w tym problem, że obecny system prawny nie jest legalny, prawo nie jest prawem tylko „lewem”, a władza nie Władzą tylko bandą zwykłych chamów i złodziei, na tyle silnych by być w stanie to wszystko utrzymać „za ryj”. Tym samym burzenie „rewolucji”, „chaosu” [demokracji] , nie może być nazwane żadną rewolucją – robienie porządku w zarzuconej stertami śmieci szopie to nie rewolucja, a wprowadzanie porządku.. Niezaleznie od przyjętej metody. JJM

  8. Pełne poparcie dla Autora. Również z powodów ideowych nie głosuję (nie głosowałem też tym razem). Nie korzystam z prawa, ktore mi się nie należy. Ani żadnemu innemu „demokratycznemu elektoratowi”. Pozdrawiam Arkadiusz Zdolski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *