Donald Trump jest amerykańskim katechonem

Pomimo zmasowanego ataku propagandowego, w tym, jak podaje sam zainteresowany, około 60 tysiącom reklam i spotów skierowanych przeciwko niemu, Donald Trump wygrał republikańskie prawybory w Indianie, co w dużej mierze przyczyni się do jego prawdopodobnej nominacji podczas konwencji Partii Republikańskiej w Cleveland.

Na kanwie tej wygranej, poczynię małą obserwację.

Śmiem twierdzić, że Trump jest pierwszym tak „europejskim” kandydatem na prezydenta USA. Autorytarna i silna osobowość, nacjonalistyczne nastawienie (America First!), nieliberalny w gospodarce, ustawiający dyskurs według schmittańskiego podziału przyjaciel/wróg, sceptyczny wobec islamu i znienawidzony przez neokonserwatystów, czcicieli fałszywych bożków wolnego rynku i demokracji, zawodowych antyfaszystów, heroldów multikulturalizmu, wreszcie zagranicznych „sojuszników” i ich publicystycznych pomagierów traktujących Amerykę, jak coś w rodzaju przedsiębiorstwa świadczącego usługi obronne na koszt tej samej firmy.

Trump nie jest ideałem. Mało kto w polityce jest. Jednak nie o ideały idzie tutaj gra. W jakiejś mierze wydaje mi się, że on sam dopiero teraz dostrzega jakie tłamszone emocje i postawy zostały wyzwolone dzięki jego niepoprawnej politycznie zuchwałości i przez sposób, w jaki sponiewierał swoich przeciwników, w tym wielu samozwańczych konserwatystów, zachowujących się tak, jakby rok 1980 nigdy się skończył, a obniżki podatków i banały o wolnym rynku były odwiecznym remedium na problemy trapiące Amerykę. Co więcej, a to już grzech cięzki w demoliberalnej rzeczywistości, Trump nikogo nie przeprasza.

Krótko rzecz ujmując, Donald Trump jest amerykańskim katechonem.

Trump wyraźnie naruszył strukturę interesów i władzy, o której swego czasu pisał guru amerykańskiego paleokonserwatyzmu, śp. Samuel T. Francis. Warto przywołać w tym miejscu obszerny cytat z jego eseju pt. Amerykańska klasa rządząca:

Dojście do władzy nowej menedżerskiej elity w USA (jak i innych państwach Zachodu) w początkach i połowie XX w., i jej potrzeba sformułowania nowej ideologii czy politycznej formuły i przebudowanie wokół tego społeczeństwa, wyjaśnia dlaczego dominujące władze w tych krajach dzisiaj kontynuują popieranie wywłaszczania Europejczyków i kulturową i polityczną destrukcję starszej amerykańskiej i zachodniej cywilizacji, zorientowanej na Europejczyków. I dlaczego członkowie tej elity nie tylko nie potrafią przeciwstawić się anty-europejskim żądaniom etnicznych nie-Europejczyków, ale aktywnie je popierają i subsydiują.

Ta polityka ze strony nowej elity nie jest wynikiem „dekadencji” czy „poczucia winy”, ale grupowych interesów samej elity, osadzonych i wyrastających ze struktury jej władzy i pozycji społecznej, i racjonalizowanych w świadomości za pośrednictwem menedżerskiego liberalizmu. Inaczej mówiąc, leży w interesie nowej elity aby zniszczyć i usunąć starsze społeczeństwo i euro-etniczną i kulturową tożsamość z tym związaną (nie tylko samą etno-europejskość, ale praktycznie każdy tradycjonalny element grupowej tożsamości czy więzi: kulturowy, biologiczny, czy polityczny). Dla tych – „konserwatystów” – którzy w dalszym ciągu stosują się do norm starszego społeczeństwa, menedżerskie zachowanie ukazuje się, naturalnie, jako dekadencja, degeneracja, tchórzostwo, ugłaskiwanie, przymilanie się, czy objaw poczucia winy. Ale co jest złem, sprowadzaniem na manowce, czy samobójczą patologią w ujęciu sił „konserwatywnych”, które dalej kształtowane są przez starsze normy i instytucje, w rzeczywistości jest odbiciem interesów i zdrowia sił skupionych wokół tworzenia i kontroli nowego społeczeństwa. Inaczej mówiąc, interesy menedżerskiej elity są w stosunku antagonistycznym do tradycjonalnej i instytucjonalnej tożsamości społeczeństwa, które ona dominuje.

Wyłonienie się elity menedżerskiej sprzyja wywłaszczeniu, a nawet destrukcji Europejczyków w USA na dwa główne sposoby.

Po pierwsze, dzieje się to bezpośrednio, ponieważ struktura interesów i władzy menedżerskiej jest w konflikcie z jakąkolwiek silną narodową, religijną, czy inną tożsamością grupową. Te interesy, przenikając w najgłębsze pokłady mentalności klasy menedżerskiej, pchają liderów nowego społeczeństwa w stronę odrzucenia etnicznej i kulturowej struktury tradycyjnej cywilizacji zachodniej, zaś nowa kultura, którą próbują oni stworzyć, zaprzecza walorom takich tożsamości i wartości i odrzuca je.

Po drugie, ponieważ nowa menedżerska elita odrzuca i niszczy mechanizmy starej elity, które wyłączały inne etniczne i religijne grupy, te grupy są w stanie często przeniknąć do menedżerskiej struktury i osiągnąć poziom władzy niemożliwy dla nich w przed-menedżerskim społeczeństwie. I one teraz zabiegają o własne interesy i program za pośrednictwem menedżerskich intrumentów władzy. Te etniczne siły, artykułując swoją własną silną etniczną, kulturową, czy religijną świadomość, przywołują menedżerskie liberalne slogany „równości”, „tolerancji”, „dywersyfikacji” etnicznej i kulturowej itd., by zakwestionować tradycyjną dominację Europejczyków – ale też w coraz większym stopniu same aspirują one do kulturowej i politycznej dominacji, wyłączając Europejczyków i odrzucając i demontując instytucjonalne struktury ich społeczeństwa.

Fenomen Trumpa więc, z całym przesłaniem odnośnie antyglobalizmu, deindustrializacji Ameryki i outsourcingu miejsc pracy, nielegalnej imigracji oraz krytyki interwencjonistycznej polityki zagranicznej, jest w dużej mierze próbą zatrzymania wyżej opisanych przez Francisa tendencji, skierowanych nade wszystko przeciwko Amerykanom o europejskim rodowodzie. Nic dziwnego, że „menedżerska elita” zionie nienawiścią do Trumpa. Nie wystarczy, że zdradził klasę, z którą do niedawna był w bardzo zażyłych relacjach. Na domiar złego, nie potrzebuje jej pieniędzy. Gdyby nie Trump, zmierzające ku końcowi prawybory republikańskie sprowadziłyby się do konkursu o to, kto szybciej może zbombardować Damaszek, Teheran i Moskwę.

Widząc zwolenników Trumpa, tzw. „zapomnianych Amerykanów”,  widzę esencję Ameryki, wywłaszczoną przez globalizm amerykańską klasę robotniczą w większości o europejskim rodowodzie, ludzi dobrej woli z fly over country (pogardliwe określenie ludzi zamieszkujących środkowe stany USA). W książce Revolution from the Middle z 1997 roku, Francis, niczym prorok,  tak opisał tożsamość dzisiejszych fanów Trumpa: są to wyborcy o średnich dochodach, biali, jak również etniczni Amerykanie. Wywłaszczeni i marginalizowani, wykluczani z udziału w życiu politycznym, zagrożeni przez politykę podatkową i handlową, będący często ofiarą rządowej tolerancji dla przestępczości, imigracji i dewiacji społecznej. Ignorowani i wyśmiewani przez największe instytucje kultury, w mediach i edukacji.

W dekadzie 2000-2010, Ameryka utraciła 5 milionów miejsc pracy w przemyśle. Zamknięto 50 tysięcy fabryk. Wyżej opisana grupa wyborców, była tych procesów pierwszą i główną ofiarą. Głosowanie na republikańskich kandydatów, obiecujących więcej outsourcingu, zawsze było formą postawienia na mniejsze zło. Trump nareszcie jawi się jako alternatywa, na dodatek, proszę wybaczyć określenie, „z jajami”.

Wyłącznie patrząc na całe spektrum jego wrogów, od Planned Parenthood i papieża Franciszka, aż po rząd meksykański i neokonserwatystów, a także tych, którzy go chwalą- od Władimira Putina poprzez Jean Marie Le Pena i Patricka J. Buchanana, można dostrzec, dlaczego tak istotny dla Ameryki i szerzej, dla Cywilizacji Zachodniej, jest ten wyścig wyborczy.

Od czasów kandydatury legendarnego Buchanana, „fałszywa śpiewka globalizmu”, jak ją nazwał Trump i przysłowiowe „elity z Davos” nie były przedmiotem tak frontalnego i zażartego ataku ze strony kandydata ubiegającego się o najpotężniejszy urząd na świecie.

Konserwatystom utyskującym z powodu braku klarownej, chrześcijańskiej postawy Trumpa i żelaznej ortodoksji w niektórych kwestiach moralnych, dedykuję słowa byłego asystenta Russella Kirka, doktora Boyda Cathey’a: nie zapominajmy, Bóg może posłużyć się każdym środkiem, nawet niedoskonałym (…) Juan de Austria, który pokonał muzułmanów pod Lepanto i uratował Europę przed inwazją islamską, nie był świętym, ale któż powie, że nie służył Bożej woli, jako orędownik chrześcijaństwa, cofający masywną islamską falę roku 1571?

Zamiast uszczypliwości, polecam modlitwę.

Rosja ma swojego katechona.

Przyszedł czas na Amerykę.

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *